Dzień dobry. Co z tego, że jest wieczór.
Pierwszy raz w życiu skończyłam jakikolwiek one shot. Pracowałam nad nim bodajże cztery dni i nie jestem z niego zadowolona, bo wydaje mi się, że mogłabym w nim znacznie lepiej zagrać uczuciami. Ale bardzo chciałam stworzyć bloga, którego nie usunę po jakimś czasie i... pierwszy człon zdania jak na razie się spełnił, nie wiem jak będzie z drugim. Pewnie i tak wkrótce ten blog zniknie, znając mnie.
Widząc wiele wspaniałych blogów i dobrych utworów sama zechciałam zacząć przygodę z opowieściami o tematyce miłości męsko-męskiej. Zazwyczaj wiele tworów w mojej głowie zawiera miłość platoniczną, jednostronną i taka też została ujęta w "Listopadzie zeszłego roku". Tak samo jak dla głównego bohatera i narratora opowiadania, listopad jest dla mnie miesiącem specyficznym. Po prostu ma klimat, który uwielbiam. Podoba mi się szaruga jesienna, którą nie wszyscy tolerują, gdyż kojarzy się raczej ze smutkiem i przygnębieniem. Takie też aspekty zechciałam ująć w tym opowiadaniu.
Tekst pisany normalną czcionką obrazuje wydarzenia dziejące się w teraźniejszości, natomiast kursywą opisałam przeszłość. Pomieszanie z poplątaniem w opowiadaniu, ale mam nadzieję, że cokolwiek z tego zrozumiecie i się nie pogubicie x3
Zapraszam.
Proszę,
zniknij tak jak ostatnie wspomnienia, które rozdarły mi serce.
Zniknij, tak jak te klatki na
rozerwanej taśmie filmowej.
– Wątpię czy
on się kiedykolwiek obudzi.
Zamarłem
na moment słysząc to zdanie. Moje oczy w tym momencie były zapewne niesamowitych
rozmiarów. Poczułem, jak siada obok mnie na ławce, blat się lekko ugiął. Zamknąłem
zeszyt i powoli się do niej odwróciłem.
–
Dlaczego tak sądzisz…? – spytałem nerwowo.
–
Dwa miesiące to już dosyć długo. Nie wiadomo już, czy mamy czekać, czy nie –
odparła spokojnie patrząc za okno.
Zmarszczyłem
brwi.
–
Na jakiej podstawie tak myślisz? Ja wierzę, że w końcu się obudzi…
–
Im dłużej śpi, tym mniejsze szanse na wydostanie go z tego.
Nie
czułem w jej głosie żadnych emocji. Choć nigdy nie martwiła się losem Alka tak
bardzo, jak wymaga tego sytuacja, dziś poczułem, że jego stan jest dla niej tak
obojętny jakby był to zwykły katar. Ledwo rozpoczęliśmy temat, a mnie już
zaczęła irytować swoim zachowaniem.
–
I co z tego? Trzeba być dobrej myśli, lekarze mówią, że wciąż są szanse aby
odzyskał dawną sprawność… Znikome, ale są.
Poruszenie
tego tematu sprawiło, że poczułem wielki niepokój w sercu. Alek chorował na
padaczkę odkąd w dzieciństwie przeżył wypadek samochodowy. Mimo tego w ogóle
się tym nie przejmował i starał się, aby nikt nie dowiedział się o tym przykrym
schorzeniu. Uwielbiał taniec – widzieliśmy jego pierwszy napad w czasie występu
dwa lata temu – od tamtej pory wiedzieliśmy o jego chorobie.
~~~
Wszedł na scenę tak pewny siebie, jak nigdy
wcześniej. Wkroczył w swój żywioł, a ja z nerwów nieświadomie obgryzałem
paznokcie. Marysia klaskała wraz z widownią. Przez moment czułem się, jakbyśmy
asystowali gwieździe, a był to zwykły konkurs regionalny… choć może nie tak
zwykły, bo przepustka do turnieju wojewódzkiego.
Chwyciłem kurczowo
kraniec czerwonej kurtyny, która osłaniała scenę, pozwalając innym uczestnikom
na bezproblemowe poruszanie się za parkietem.
– Nie wytrzymam
tego! – piszczała Marysia.
Usłyszeliśmy
muzykę. Jezu, zaczęło się. Doskonale widziałem jego pewność siebie, kiedy kroczył
po scenie, a odwaga i radość przepełniła wszystkie jego żyły. Posyłał ludziom
zwój zniewalający uśmiech. Wyglądał wtedy tak wrednie i zaczepnie, a mnie
kąciki ust też się mimowolnie podnosiły. A tańczył tak genialnie, że już
wiedziałem, że musimy zacząć się przygotowywać do występu w Częstochowie.
Czy można być kimś
zafascynowanym widząc jego ruchy? Alek tworzył swój własny styl, imponował mi
mieszanką niezliczonych kombinacji przeróżnych kroków. Mimo tego, że widziałem
jego układ kilkaset razy nie mogłem ukrywać, że teraz to wszystko wyglądało sto
razy lepiej. Historia, którą opowiadał swoim ciałem i muzyką stała się jeszcze
wyraźniejsza i lepsza do zrozumienia.
– On wygra, ja ci
mówię. On musi przejść. Mówię tak nie tylko z przyjacielskiego punktu widzenia,
no ale uduszę sędziów, jeśli nie puszczą go dalej! – Marysia tak mocno ściskała
mi rękę, że przez moment myślałem, że
przestanie mi tam dopływać krew.
Zespół, który
przygotowywał się do swojego występu, będąc w kolejności za Alkiem, mierzył
dziewczynę morderczym wzrokiem. Przygryzłem lekko wargę, ale ona zdawała się
tego nie widzieć i błyszczącymi oczami wpatrywała się w Alka. Nie znałem tego
zespołu, ale wyglądał bardzo poważnie i zdeterminowanie.
Uścisk Marysi
zelżał. Spojrzałem na scenę i na moment przestałem oddychać. Zobaczyłem, jak
pod Alkiem uginają się nogi. C o j e s t…?
Wszystko działo się w zwolnionym tempie, a ciało naszego przyjaciela uderzyło o
drewniany parkiet.
– K u r w a! –
Marysia przeklinała tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. Staliśmy tak
niezdolni do ruchu. Dopiero jej udało się przemóc przerażenie i wraz z
prowadzącą i kilkoma pracownikami Domu Kultury wbiegła na scenę. Muzyka ustała,
a ja usłyszałem setki zdenerwowanych głosów. Wciąż nie mogłem się ruszyć.
Zamiast cokolwiek zrobić stałem i próbowałem zrozumieć co się stało. Po prostu
zemdlał, przewrócił się, a może to tylko część choreografii…? To ostatnie
mogłem stąd naprawdę wykluczyć.
Na scenę wbiegli
dwaj przedstawiciele pomocy medycznej, a ja wreszcie zdołałem zrobić kilka
kroków – moje nogi były chyba zrobione z gumy.
Znów spanikowałem
gdy zobaczyłem Alka, którego ciało zajęły niekontrolowane wstrząsy. Co to było?
Nikt nie próbował mu pomóc w jakiś bardziej znaczący sposób. Widziałem Marysię,
która przyciskała sobie dłonie do pobladłej twarzy. Podbiegłem tam na miękkich
nogach nawet mimo tego, że nie mogłem znieść widoku niesprawnego ciała Alka.
– Co się dzieje? –
wydusiłem z siebie, ale i tak nikt mnie nie usłyszał. Spojrzałem na lekarzy,
którzy kucali przy biednym Alku i delikatnie obracali go na bok. Poczułem jak
drżą mi ręce, drży mi całe ciało, bo nie mogłem zrozumieć tej sytuacji. Nie
mogłem patrzeć na jego bezwyrazową twarz, która wydawała mi się jeszcze
straszniejsza niż ta okazująca ból.
Mimowolnie
skoczyłem ku niemu i chciałem go dotknąć by sprawdzić, czy nic mu nie jest.
Dlaczego ci lekarze go nie wezmą gdzieś, czemu mu nie pomagają?
Chciałem coś
krzyknąć, lecz z zaciśniętego gardła wydobył mi się jedynie jęk. Marysia
chwyciła mnie za ramiona i odciągnęła trochę dalej. Ciało Alka całe się spięło,
odgiął głowę do tyłu w geście pełnym bólu.
– Uspokójcie się,
wszystko będzie dobrze – powiedziała prowadząca. Chciała, aby jej głos brzmiał
jak najbardziej pewnie, ale słychać było w niej nutę przerażenia.
Tak cholernie
bałem się o Alka, a do oczu napłynęły mi łzy. Pozytywny nastrój odpłynął już
dawno. Marysia ściskała mnie tak mocno, że powoli zaczynałem tracić oddech.
Chciałem, by była moim oparciem, ale najwyraźniej sama bała się tak bardzo, że
nie potrafiłaby sklecić ani jednego zdania.
Potem wszystko
ustało. Zebrani zaczerpnęli oddech, a ja widziałem wszystko zamazanym wzrokiem.
Poczułem na brodzie zbierające się łzy. Marysia już wstała i ciągnęła mnie do
góry, a lekarze szybko przetransportowali biednego Alka do osobnego
pomieszczenia. Kazali nam zostać przed garderobami i czekać mówiąc, że on
potrzebuje teraz spokoju.
Spojrzałem na
Marysię zapłakanymi oczami. Wydawało mi się, że wyglądała o wiele lepiej niż
ja.
– Co mu się stało?
– wyszeptałem przez zaciśnięte gardło.
Usiedliśmy na
schodkach, a Marysia oparła głowę o barierkę.
– To chyba padaczka – oznajmiła. – Przy
padaczce są takie wstrząsy. Ale Alek nigdy nie mówił, że ma padaczkę.
Wciąż byłem w
szoku. To co widziałem n i e m o g ł o być zwykłym omdleniem.
– Co mu się
stanie? – spytałem niepewnie.
– Nic. Chyba. Za
chwilę wróci do siebie, jak gdyby nic.
– Żartujesz.
Wzruszyła
ramionami. Wciąż byłem w szoku i mimowolnie pociągałem nosem. Martwiłem się, że
stanie mu się coś gorszego. Najwyraźniej nawet nie musieli jechać do szpitala.
– Masz – Marysia
podała mi paczkę chusteczek. Speszony wyciągnąłem jedną i otarłem łzy. Czułem,
że wciąż się trzęsę. Zakryłem twarz dłonią – nie potrafiłem zachowywać się tak
spokojnie jak ona.
~~~
Po tym
incydencie Alek musiał się nam przyznać do swojego problemu. Kiedy uderzył się
w głowę przy stłuczce samochodowej w wieku dziesięciu lat, lekarze
zdiagnozowali u niego uszkodzenie tkanki mózgu, co spowodowało sporadyczne
występowanie napadów padaczkowych. Wyjaśnił nam wtedy, że przez te pięć lat
miał je naprawdę rzadko i akurat wtedy udawało się mu przebywać w domu. Przez kolejne
dwa lata, odkąd się poznaliśmy, na szczęście nie dostał żadnego w szkole i
cieszyliśmy się, że mimo wszystko może normalnie funkcjonować. Kazał się nam
nad nim nie rozczulać, tłumacząc, że przecież wszystko jest OK.
~~~
Z początku bardzo martwiłem się, że kiedyś
może stać się tak, że dostanie napadu kiedy będziemy sami. Często wybieraliśmy
się na spacery do lasu i budowaliśmy domek na drzewie. Tata Alka miał w garażu
tony niepotrzebnych desek, a my kilogramy niespożytej energii i potrzeby
stworzenia czegoś.
Domek na drzewie pragnąłem mieć od zawsze,
więc kiedy zainsynuowałem ten pomysł, Alek ochoczo na niego przytaknął. Od
tamtej pory sumiennie pracowaliśmy przez całe wakacje, lecz ja nie potrafiłem nie
ukrywać moich lęków względem choroby Alka.
– Daj, ja wezmę te deski, a ty pozbieraj
tamte gwoździe – poprosiłem, ciągnąc za sobą przyszłe części dachu. Spojrzał na
mnie dziwnym wzrokiem i zabrał się za to, o co go poprosiłem.
– Wkurzasz mnie – oznajmił, kiedy zbijaliśmy
deski, które miały stworzyć dach.
– Ale czym? – spytałem zbity z tropu. Jego
twarz od pewnego momentu rzeczywiście okazywała przejawy irytacji.
– Przecież już mówiłem, że od noszenia desek
nie mogę dostać napadu.
– Wiem – odparłem krótko i zaczerwieniłem
się. Ostatnio dosyć często powtarzał to zdanie: „Przestań, od tego i tamtego
nie dostanę napadu”. Samo słowo n a p a d
sprawiało, że spinały się we mnie
wszystkie mięśnie.
– Skoro wiesz, to przestań mnie we wszystkim
wyręczać. Wszyscy zachowują się tak, jakbym przestał być do czegokolwiek zdolny
i nie mógł nawet mocniej odetchnąć, bo od razu wywołałoby to wielkie
zamieszanie.
Byłem zdezorientowany – nie wiedziałem co mu
odpowiedzieć, bo w pewnej części było to prawdą. Nie mogłem okłamywać samego
siebie – naprawdę się o niego martwiłem. Wiedziałem, że padaczka nie może spowodować
śmierci, ale skoro jego mózg także był uszkodzony przez wypadek… Przez te myśli
martwiłem się podwójnie.
– Po
prostu… Kiedy myślę o tym wszystkim mam jakieś przerażające myśli, że kiedyś
stanie ci się coś gorszego…
Alek zamarł z młotkiem w dłoni i spojrzał na
mnie unosząc jedną brew do góry.
– Czy ty chcesz, żebym umarł? – spytał
śmiertelnie poważnym tonem.
Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Ja… Ja nic takiego nie mówiłem, przecież
od tego nie można umrzeć… – wyjąkałem, również przerywając pracę.
– Dobra, spokojnie, żartowałem – odparł z
uśmiechem i wrócił do przybijania gwoździa.
Mnie wcale jednak nie było do śmiechu.
Dlaczego on sobie tak z niego żartował, kiedy doskonale wiedział, jak ja się
tym przejmuje? Chociaż… Może nie do końca to wiedział. Ale powinien zdawać
sobie sprawę, że temat jego choroby jest dla mnie niesamowicie trudny i martwię
się o niego przez cały czas. On jakby w ogóle nie przejmował się tym, że napad
może ogarnąć jego ciało w każdej chwili. Nawet teraz.
~~~
Od pamiętnego
dnia występu tańczył o wiele mniej. Widziałem, że przez to cierpi, ale jego
stanowczy rodzice zabraniali mu przemęczać się fizycznie. Były jednak takie
dni, kiedy po prostu musiał spożytkować tę energię.
~~~
Biegliśmy wtedy do klubu, a on zapraszał
mnie na swoje próby. Pamiętam, że wtedy był taki szczególny, deszczowy dzień.
Powpadaliśmy w kałuże i cali przemoczeni dostaliśmy się do naszej własnej
salki, S a l k i A l k a, zostawiając za sobą mokre ślady.
Zrzuciliśmy z siebie mokre buty i daliśmy je do suszenia na grzejnik. Alek
znalazł swoje dresy z zeszłego tygodnia, których szukał od ostatniej próby. Nie
wiadomo skąd znalazły się za materacami. Ubrał je i pożyczył mi na przebranie
drugie, te które przytargał ze sobą.
Przyznam, że bardzo podobały mi się jego
dresy. Byłem bardzo zadowolony, że mogłem ponosić jedne z nich. Z niskim
kroczem, węższymi nogawkami, do tańczącego Alka pasowały niesamowicie. Popatrzyłem
na siebie w lustrze – oczywiście, że nie wyglądałem w nich tak dobrze jak on.
– Masz jeszcze Internet w telefonie? –
spytał mnie, robiąc jakieś ćwiczenia rozgrzewające.
– Mhm – mruknąłem, wyciągając komórkę z
kieszeni.
– Włączysz mi to, co ci pokazywałem w
szkole? – powiedział, rozciągając ramiona.
Wcisnąłem ikonkę YT i jednocześnie podpiąłem
swój telefon do głośników. Nasze pobyty w Salce Alka powoli stawały się naszą
rutyną. Patrzyłem jak Alek na sucho próbuje jakieś nowe kroki i
zniecierpliwiony czekałem, aż filmik się załaduje.
– Jezus Maria! – krzyknął, kiedy całe
pomieszczenie wypełniły niesamowicie mocne basy, a muzyka zaczęła rozwalać nasze
bębenki. Darł się, a ja spanikowany starałem się przyciszyć głośniki.
– Zginiesz – poinformował mnie i odwracając
się do lustra rozpoczął swoją rozgrzewkę na nowo. Udałem, że się focham, bo
głośniki ustawione na full wcale nie były moją sprawką.
Odłożyłem telefon i poczułem, jak Alek
ciągnie mnie za łokieć.
– Co chcesz? – spytałem. Popchał mnie przed
lustra.
– Dzisiaj potańczymy razem – oznajmił,
szczerząc się do mnie niesamowicie.
– Co? – naprawdę przeraził mnie swoją
propozycją. – Ale ja nie umiem tańczyć! – zaprotestowałem, chcąc uciec na
materace, gdzie zazwyczaj siedziałem i patrzyłem na jego próby.
– To
cię nauczę – słyszałem powagę i zawziętość w jego głosie. Chwycił mnie mocno za
rękę i za nic w świecie nie chciał puścić.
– Ale ja na serio nie umiem tańczyć –
jęczałem.
– Będzie fajnie.
Taa, od razu. Kiedy zobaczy moje kroki,
ucieknie z krzykiem. Nie mogłem przecież ośmieszyć się przed moim przyjacielem,
genialnym tancerzem! Wielokrotnie
słyszałem, jak jest chwalony na próbach
przez trenerkę. Ja od dawna wiedziałem, że taniec nie jest raczej moją mocną
stroną, odkąd w podstawówce zmuszono mnie do zatańczenia walca na apelu.
Podeptałem swoją partnerkę jeszcze bardziej niż na próbach i kiedy skończyliśmy
występ, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jaką minę miała nasza
wychowawczyni, która bardzo na mnie liczyła. Wiedziałem, że taniec Alka to zupełnie
inny styl, ale jakoś to wszystko mnie odrzucało. Nie potrafiłem uwierzyć w
siebie.
Zrobiliśmy wspólnie krótką rozgrzewkę –
próbowałem odwzorowywać ruchy Alka. Później pozwolił mi na chwilę wytchnienia,
kiedy testował nowe kroki. Może i pierwsze próby nie zawsze wyglądały jakoś
fascynująco, ale ja i tak lubiłem na niego patrzeć, kiedy kilkukrotnie
powtarzał kolejne ruchy. Ja bym tak nie potrafił – kiedy widziałem choreografię
ich zespołu, wiedziałem, że trzeba mieć do tego niesamowity talent i
wyobraźnię. Synchronizacja z muzyką i zlepienie wszystkiego w całość wymagała
naprawdę ogromnej ilości ciężkiej pracy. Zarówno niedoświadczony ja jak i
doświadczona trenerka widzieliśmy w Alku niesamowity potencjał.
– Zaczynaamy – oznajmił śpiewnym tonem.
Westchnąłem głęboko.
– Ale ja się do tego nie nadaję – mruknąłem.
– Skąd wiesz, nawet jeszcze nie
spróbowaliśmy – podszedł do mnie i zrzucił mnie z materaca. Śmiał się ze mnie,
a ja zrobiłem się jeszcze bardziej speszony.
– Niee, tańcz sobie, a ja popatrzę, jak
zwykle – postanowiłem, ponownie wdrapując się na materac. Chwycił mnie za
spodnie, które zjechały mi do połowy tyłka. Cały czerwony trzepnąłem go w
głowę.
– Za co to? – krzyknął zbulwersowany.
– Za wszystko.
– No chodź, nic się nie stanie jak
spróbujesz. Pokażę ci podstawowe kroki naszego pierwszego układu. Dwadzieścia
sekund piosenki i cię zostawię w spokoju.
Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc co mu
odpowiedzieć. Patrzyłem jak podskakuje z nadmiaru energii. Za oknem rozszalała
się prawdziwa ulewa, a deszcz dudnił o dach. Spojrzałem na niego.
– Dobra, niech ci będzie…
Prędzej czy później pożałuje tej decyzji.
Kiedy pokazał mi pierwszy krok, a ja
nieudolnie starałem się go skopiować, od razu pomyślałem nad ewakuacją na
materace.
– Nie dam rady zrobić czegoś takiego –
oznajmiłem, stając z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Zaraz cię nauczę. Nikt by nie potrafił
powtórzyć kroku, który widział przez sekundę. Dopiero ci pokazałem.
Nie będę ukrywać, że po jakimś czasie mi się
to spodobało. Może i wyglądałem przy nim jak pokraka, ale naprawdę dobrze się
bawiłem. Powtarzaliśmy dany krok fragmentami, kilkukrotnie, aż w końcu w pełni go opanowałem. Wzdrygnąłem się lekko, kiedy Alek chwycił moją
rękę i pokazał mi jak prawidłowo wykonuje się dany fragment.
– Bardzo dobrze! – pochwalił mnie. Speszyłem
się trochę. – Teraz zatańczymy całość z muzyką.
Pobiegł do mojego telefonu, a ja zacząłem
obgryzać paznokcie. Już nic nie pamiętałem. Włączył muzykę, a mnie
sparaliżowało.
– No chodź! – zawołał i zachęcił mnie, abym
podszedł bliżej luster i głośników. Basy sprawiały, że cała podłoga dudniła.
– Może ściszymy…
– Trzy, DWA, JEDEN I…
Zatańczył, a ja stałem jak kołek. Czułem się
bardzo głupio i nagle wyfrunęły ze mnie wszystkie chęci. Przecież ja nie umiem
tańczyć. Nie chciałem się przy nim pogrążyć, ale najwyraźniej już to zrobiłem
przez własny strach i słabą pamięć.
– Czemu nie tańczyłeś? – spytał mnie, kiedy
minął fragment do naszej choreografii. Zagryzłem wargi. Wyglądał na naprawdę
zawiedzionego.
– Chodź, jeszcze raz, zaraz będzie ten
moment – chwycił mnie za rękę.
– Nie zatańczę tego – jęknąłem. Spojrzał na
mnie i zmarszczył brwi, wyraźnie zasmucony.
– Nie bój się, nikt ci niczego nie zrobi,
kiedy się pomylisz.
– Wiem, ale…
– Chodź, teraz!
Jego palce zsunęły się z mojej ręki, jeszcze
przez chwilkę czułem tam jego dotyk. Patrzyłem, jak wykonał kilka ruchów
poprzedzających nasz fragment. Musiałem się odważyć, chociażby by zobaczyć jego
zadowoloną twarz.
– Trzy, dwa, jeden, I…
Boże, zrobiłem to. Tak jakby te kroki były
zwykłym nawykiem. Alek krzyknął ucieszony i przybiliśmy sobie piątkę. Padliśmy
na materace, a muzyka zaczęła lecieć od nowa.
– Widzisz, to nie było takie trudne –
uśmiechnął się. Oparliśmy się o ścianę, a ja podałem mu butelkę wody.
– Zatańczyłem i uznałem, że to jednak nie
dla mnie. Koniec.
– Ej, a ja myślałem, że zdołam cię nauczyć
całego układu, tak dobrze ci szło… – Alek podał mi butelkę, a ja upiłem z niej
łyk, gdyż pozostawił na niej odciski swoich warg i odłożyłem ją na podłogę.
– Na pewno – odparłem z sarkazmem. – Kiedy
tańczę, wyglądam jak paralityk.
– Przesadzasz.
– Nie. Stwierdzam fakty.
Głowa opadała mi na bok, położyłem się na
jego udach. Nie zareagował, albo po prostu udawał i natarczywie wpatrywał się w
niewielkie okno na drugim końcu salki. Przez całe ciało przeszła mi chłodna
fala, kiedy jego wzrok skierował się na mnie na ułamek sekundy.
~~~
–
Ech… poczekamy jeszcze trochę i się okaże – Marysia zeskoczyła z ławki.
–
Dlaczego on dla ciebie stał się nagle taki obojętny? – wyprostowałem się.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
–
Dlaczego tak mówisz? – oburzyła się.
–
Dlaczego? Gdyby coś dla ciebie znaczył, wierzyłabyś w niego do końca. Ja wiem,
że on się obudzi. U ciebie nie chodzi o cierpliwość. Stało się przecież to, o czym
marzyłaś!
–
Nigdy nie marzyłam o tym, aby coś się Alkowi stało! – krzyknęła na mnie.
–
Nie o to tutaj chodzi. Odkąd się wtedy na salce tak pokłóciliśmy, ty marzyłaś
tylko o tym, aby sprawić mi przykrość!
–
Co ty znów sobie ubzdurałeś?! – podniosła ręce w bezsilnym geście.
–
Powiedziałem ci coś kiedyś – wysyczałem przez zęby. – Później tego żałowałem, bo
chciałaś to wykorzystać przeciwko mnie.
–
Co? Kiedy niby? Co ty znów sobie ubzdurałeś?! – stanęła przy mnie, patrząc na
mnie z góry.
~~~
Na kolejnej próbie Alka zjawiła się Marysia.
Byłem zaskoczony,
ale jednocześnie, gdzieś głęboko w środku, poczułem zawód. Przecież w te dni
Alek był dla mnie. Chciałem spędzić trochę czasu tylko z nim, nie z nim I Z
Marysią.
Dziewczynie bardzo
spodobała się salka, a przede wszystkim ogromne lustra. Od razu poprosiła Alka,
aby zatańczył jej któryś z układów. Oboje mieli w sobie niespożytą energię.
– Włącz muzykę,
OK? – poprosił. Podpiąłem komórkę do głośników i tym razem postarałem się, aby
nie buchnęły tak jak w zeszłym tygodniu.
Marysia była
zachwycona. Co z tego, że widziała ten układ setki razy. Alek ukłonił się, a
ona zaczęła klaskać i go komplementować. Widziałem, że go to cieszy. Przygasłem
trochę, bo przy mnie nigdy chyba nie był taki zadowolony. Może po prostu nie
rozumiał mojego sposobu wyrażania podziwu? Ja nie wieszałem się mu na szyi i
nie klaskałem jak szalony. To byłoby… niestosowne.
Czemu dziewczyny mają znacznie więcej
przywilejów?
Ostatnim razem przekonał mnie, abym nauczył
się dalszej części układu. Namawiał mnie dosyć długo, aż wreszcie się
zgodziłem. Oczywiście, że protestowałem specjalnie. Nie wiem dlaczego
wstydziłem się przyznać, że nagle mi się to spodobało. Bo cała uwaga Alka
skupiona była na mnie.
Teraz moje miejsce zajęła M a r y s i a. Nie
wiem jak to było, czy on ją tutaj zaprosił, czy ona sama się go uczepiła?
Ostatnio znacznie częściej widywałem ją przy nim, co sprawiało, że czułem się
trochę zaz… Nie, wcale nie. Przecież wcale mi się dzisiaj nie chciało tutaj
siedzieć, może jestem po prostu zły, bo wymęczył mnie ciężki dzień w szkole?
Alek zajmie się uczeniem Marysi, a ja sobie odpocznę. Idealnie.
Słyszałem ich śmiech, raz po raz słyszałem
rytmiczne tupanie i w kółko powtarzany fragment utworu. Udawałem, że przeglądam
zeszyt, choć przecież nikt nie mógłby się skupić przy takim hałasie. Dżinsy przestały
być tak wygodne i zamarzyłem o dresie Alka. Znów miał na sobie jakiś nowy; wykryłem
u niego fetysz dresów. Ale… od kiedy go miał? Mieliśmy razem iść do miasta,
wspominał coś o nowych dresach do swojej kolekcji… Nie ważne, czym ja się
przejmuję? Najwyraźniej zanim mnie spytał o to ponownie, znalazł czas aby kupić
je samemu.
Marysia była bardzo zadowolona i przyjemnie
zmęczona po dzisiejszym dniu. Nie chciałem sprawiać wrażenia, że byłem troszkę
zawiedziony faktem, że zepsuła naszą rutynę. Próbowałem zachowywać się
normalnie, tak jakby ten dzień także był dla mnie udany. Wewnątrz byłem trochę
rozdarty – jedna część mnie upominała się o tę zasłużoną uwagę Marka, a druga
psioczyła o egoizmie. Już nie wiedziałem, co miałem sobie myśleć.
~~~
– Pamiętasz,
jak po naszej sprzeczce pojawiły się jakieś szczególne dni, w którym nam obojgu
jakoś szczególnie pasowało nasze towarzystwo? Wspólne przerwy, setki wypadów,
jakoś tak się złożyło, że charaktery nakierowały się na siebie. Wtedy ci to
powiedziałem. Byłaś zachwycona, że masz takiego kolegę, chciałaś zabawić się w
swatkę. A potem…
Drgnąłem na
dźwięk dzwonka.
– Pogadamy później
– wysyczała i wybiegła z sali by odszukać swoją klasę. Też musiałem się zbierać.
Miałem teraz WF i ogromne nadzieje na to, że wymęczę wszystkie nerwy, które
dały o sobie znać, kiedy pojawiła się Marysia.
Na kolejnej,
dłuższej przerwie, zatrzymaliśmy się w ciemnym korytarzyku prowadzącym do
szatni konserwatorów. Tam nikt nie musiał nas widzieć i słuchać.
– Kontynuuj –
powiedziała z wyższością w głosie. Westchnąłem.
– No więc był
ten dzień, powiedziałem ci i przez moment było super, świetnie. Potem zaczęłaś
się dziwnie zachowywać.
– To znaczy
jak? – skrzyżowała ręce na piersi.
– Zaczęłaś
przystawiać się do Alka. Niby nieświadomie, ale nigdy wcześniej się tak nie
zachowywałaś. Chyba chciałaś, żebym zauważył.
– Co ty
wygadujesz? Kiedy niby przystawiałam się do Alka? – słyszałem w jej głosie
sztuczną złość.
– Przestań
udawać. Robisz się nudna. Ciągle tylko odpowiadasz pytaniami na stwierdzenia, a
to źle świadczy.
– Źle świadczy
o tobie! Wciąż wygadujesz jakieś cuda z kosmosu! Kiedy je wymyśliłeś? Teraz, na
poczekaniu, żeby mnie wkurzyć? – trochę spanikowała, a ja doskonale widziałem,
że wpadła i starała się odwrócić wszystko tak, aby to ona miała rację.
Marysia od
pewnego czasu nie była tą Marysią chociażby sprzed pół roku. Wtedy kochałem ją
jak najlepszą przyjaciółkę, była śmiała, otwarta i wyluzowana, a teraz? Może
popadła w złe towarzystwo? Często kręciła, kłamała, raz przyszła wstawiona do
szkoły. Niektórzy nie zauważyli, ale ja tak. Za dobrze ją znałem.
– Nic nie
wymyślam. Opowiadam ci wszystko z mojego punktu widzenia. Kiedy powiedziałem ci
o moim zauroczeniu nagle zaczęłaś się do niego przystawiać! Skąd te
niecodzienne decyzje i niefortunne zdarzenia? Kochasz Alka? Och, jak słodko! Będzie mój!
– Nigdy nie
zrobiłabym czegoś w tym stylu – wymruczała. – Nie jestem taką idiotką.
– Zrobiłaś,
ale w nieco innej aranżacji – powiedziałem. Widziałem złowrogie ogniki w jej
oczach. – Chciałaś się odegrać po tym incydencie, który przecież był nieprawdą.
Ja nigdy nie chciałem sprawić ci przykrości. Tyle razy ci mówiłem, że to nie
ja.
– Ja i tak ci
nie wierzę. Przecież tobie powierzyłam najgłębsze szczegóły!
– Czyli to
prawda, że chciałaś się zemścić? Przecież wiadomo, że hetero chłopak nigdy nie
poleci na drugiego chłopaka, chciałaś pokroić moje serce jeszcze bardziej niż
to zrobiłaś niesłusznymi oskarżeniami.
– Ja wcale
nie…
– Och,
przestań się wykręcać, naprawdę jesteś nudna – wtrąciłem się jej wpół zdania.
– Wiesz? Może
i dobrze, że Alek zaczął zwracać większą uwagę na mnie… Dobra, przepraszam, nie
mogę więcej udawać takiej suczej Maryśki!
Rzuciła mi się
na szyję i popłakała. Nie wiedziałem już co mam o tym sądzić. Objąłem ją ramionami
i pogłaskałem po głowie. Uznałem jednak, że na chwilę obecną nie mogę jej ufać.
Nowa Marysia miała zbyt wiele twarzy. Ta nagła metamorfoza mogła być dobrze
przemyślana. Tok myślenia tej dziewczyny jest zazwyczaj bardzo zaskakujący.
~~~
Na kolejnej próbie znów pojawiła się
Marysia. Tym razem Alek zapytał mnie, czy się dołączę. Wymigałem się
nadwyrężonym mięśniem. Po części była to prawda, bo od rana czułem bóle w łydce
i co jakiś czas kuśtykałem.
Kiedy bawili się w najlepsze, zamknąłem się
w łazience, usiadłem na desce i pozwoliłem sobie na chwilę słabości. Poczułem
ulgę. Od dawna nie mogłem znaleźć na to chwili, by po prostu sobie popłakać. Na
moment oczyściłem się z wewnętrznych trosk, które i tak wkrótce powrócą. Czemu
jestem takim masochistą? Tak bardzo pragnąłem tego, aby dziwne uczucie gdzieś
sobie poszło, nie miałem zamiaru zniszczyć naszej przyjaźni. Chciałbym, aby
ktoś dawał mi porządnego kopa w tyłek za każdym razem, kiedy pomyślę o Alku w
sposób więcej niż przyjacielski. To byłoby dobre rozwiązanie, ale funkcjonowało
tylko w mojej głowie.
*
Któregoś dnia pokłóciliśmy się w szkole.
Usłyszałem, jak krzyczy moje imię z drugiego końca szatni. Znikąd zjawiła się
przy mnie i uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz. Zatoczyłem się lekko, bo tego
się nie spodziewałem. Zrobiło się niemałe widowisko, wszyscy patrzeli na nas
zafascynowani.
– Jak mogłeś rozpuścić te plotki! – krzyczała
Marysia, masakrycznie wkurzona. Wyglądała jak rozjuszone zwierzę.
– O c
o c i c h o
d z i?! – zapytałem wnerwiony. Ta dziewczyna była czasami zbyt nieprzewidywalna.
– Tylko ty o tym wiedziałeś!
Oskarżyła mnie, że rozpuściłem jakieś dziwaczne
plotki na jej temat, te które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego.
Wściekła się jak nigdy wcześniej. Doskonale wiedziałem ile znaczyły dla niej te
sekrety, więc jako lojalny przyjaciel nigdy bym się czegoś takiego nie
dopuścił.
– Nie mogę się na ciebie już nawet patrzeć!
– odwróciła się na pięcie i poszła, zostawiając mnie wraz z zafascynowanym
tłumem.
Nie odzywaliśmy się do siebie przez jakiś
czas, a ja usilnie próbowałem wyjaśnić z nią te wszystkie sprawy. Nie wierzyła
mi, że to wcale nie ja rozpuściłem te plotki, które wpakowały ją w niemałe
kłopoty.
*
Coś się zmieniło.
Widziałem ich razem, chodzili, rozmawiali,
śmiali się. A o mnie jakby zapomnieli. Po kilku mozolnych próbach odpuściłem i
zostawiłem ich samych. Poczułem coś w sobie, jakby żal… Starałem się jednak o
tym nie myśleć. Nie. Nie. Nie. Alek chyba wiedział o naszym spięciu. Może
trzymał bardziej stronę Marysi, pomimo tego, że wyjaśniliśmy sobie już kilka
spraw? Który chłopak nie wolałby czasami trochę poprzymilać się do dziewczyny?
Dlaczego myślę na opak, nigdy dla własnego
dobra?
Na następny trening, dwa tygodnie później,
nie przyszedłem. Ostatnio próby zamieniały się w jakieś spotkania towarzyskie.
Brakowało tylko tego, aby Marysia zaprosiła swoje przyjaciółki. Wtedy byłby
koniec mnie, koniec wszystkiego. Chociaż nie – nie mogłaby wtedy tak bezkarnie
zarywać. Kiedyś Alek mówił mi, że potrzebuje dnia, w którym pobędzie sam na sam
z muzyką i swoim odbiciem w lustrze. Później zaprosił mnie na jeden z samotnych
treningów, był wtedy tak bardzo czymś przybity, że nie chciał siedzieć tam sam.
Chociaż tylko patrzyłem, jak lekko speszony ćwiczy kolejny układ, powiedział
mi, że moja obecność bardzo mu pomogła. Chyba wtedy poczułem taką mocną falę
dreszczy i ciepła na policzkach. Potem każdy jego dotyk zostawiał na moim ciele
chłodne igiełki, które z każdym dniem rosły i rosły. Starałem się, aby patrzeć
na niego w t e n sposób tylko z daleka.
~~~
Wracaliśmy ze
szkoły w ciszy. Byłem trochę skrępowany, bo już nie wiedziałem, jak się mam
przy niej zachować. Wieczorem postanowiłem zajrzeć do Alka w szpitalu, ale nie
wspomniałem jej o tym ani słowem. Ta wizyta miała być tylko dla mnie i ode
mnie.
Brakowało mi
go. Czułem się tak… pusto. Zanim zapadł w śpiączkę, spędziliśmy przecież ze
sobą tyle czasu. Byłem nawet bliski opowiedzenia mu wszystkiego, co do tej pory
kłębiło się w moim sercu i głowie.
– Wiesz, mam
taką ogromną ochotę na ciebie nakrzyczeć i powiedzieć ci, że cię nienawidzę,
ale jednak tego nie zrobię. – nie będę
tobą.
Spojrzała na
mnie zaskoczona.
– To po co mi
to mówisz? – burknęła.
– Nie wiem.
Po prostu
trochę się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem jej skonfundowaną twarz. Przez
większość drogi pozostał na niej taki wyraz. Czemu mi to schlebiało?
– Teraz czuję
się, jakby cała ta śpiączka Alka była tylko i wyłącznie moją winą – powiedziała oskarżycielskim tonem.
– Nic takiego
nie mówiłem.
– Wkurzasz
mnie – mruknęła.
– Ty mnie też.
Warknęła na
mnie i ścisnęła dłonie w pięści. Kochany widok. Szedłem sobie spokojnie z wkurzoną
wiedźmą u boku, napędzany nadzieją, że może dziś, jutro, prędzej czy później
Alek się obudzi i wszystko będzie tak jak dawniej. Że nagle jego padaczka
zniknie i znów będzie mógł tańczyć na scenie ile wlezie.
~~~
– Czemu nie przyszedłeś na salkę? – spytał
mnie Alek, kiedy spotkaliśmy się na korytarzu.
Wzruszyłem ramionami. Na chwilę obecną nie
znalazłem sensownego wytłumaczenia, które nie spowodowałoby lawiny kolejnych
pytań.
– Przecież mieliśmy się uczyć dalszej części
układu… – usiedliśmy na ławce.
– Po co? Przecież i tak nie umiem tańczyć –
odparłem znudzony, bawiąc się palcami.
– Mówiłeś, że nie możesz się doczekać –
spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Och, czemu on musi mi to robić?
– No… Miałem ciężki dzień i byłem zmęczony,
poza tym miałeś tam Marysię – postanowiłem zahaczyć lekko o mój p r o b l e m a
t y c z n y t e m a t.
– Ta… - odwrócił głowę powoli, jakbym
uderzył w jakiś jego czuły punkt. Zagryzłem wargę.
– Stało się coś? – spytałem nieśmiało.
Spojrzałem na jego dłoń, która zwisała tuż obok mojego uda. Powstrzymałem się
przed dotknięciem jej.
– Nie – odparł lakonicznie. Wiedziałem, że
kłamie, ale postanowiłem nie drążyć tematu.
– Muszę iść do biblioteki. Jakby coś, to mów
– uśmiechnąłem się do niego i wstałem z ławki.
– OK.
Ucałowałbym go teraz w policzek, gdyby nie
fakt, że 1. jesteśmy na korytarzu, 2. facet + facet = raczej nie, 3. NIE.
Posłałem mu kolejny uśmiech i poszedłem w
swoją stronę, po drodze mijając Marysię bez słowa.
~~~
Wieczorem
pojechałem autobusem do szpitala. Zignorowałem fakt, że miałem się uczyć na
jutrzejszy sprawdzian z historii. Wszystko wykonywałem już odruchowo –
recepcja, schody, korytarz, zakręt, korytarz, salka. A potem widok Alka.
Zdawało mi się, że wydaje się jeszcze mizerniejszy niż ostatnim razem, lecz
wciąż z tym samym wyrazem twarzy.
Kiedy
pielęgniarka wyszła z salki, usiadłem na krzesełku obok jego łóżka.
– Cześć.
Smutno mi – szepnąłem, jak zwykle. Podobno ludzie w śpiączce słyszą, ale nie są
w stanie zareagować. Zupełnie jakby byli uwięzieni we własnym ciele. Ja pewnie
dołowałem Alka swoimi smutkami.
– Wierzę, że w
końcu się obudzisz – znów wyszeptałem, tak aby tylko on to usłyszał, jakbym był
jakimś cichym wicherkiem na salce. – Marysia przestała wierzyć. Jakbyś się jej
już znudził. Znowu.
Bawiłem się
rogiem prześcieradła, co chwilę spoglądając na jego bladą dłoń wystającą spod
kołdry. Nie mówiłem już nic. Chciałem rozmawiać z nim samą swoją
obecnością. Delikatnie musnąłem palcami
jego dłoń, jakby mieli mnie za to ukarać. Liczyłem na to, że chociaż poruszy
powiekami. Przecież były takie przypadki, że chorzy nawet otwierali oczy. Co
bym wtedy zobaczył w jego oczach?
~~~
Coś się zmieniło. Znowu.
Zaczynało się to robić irytujące.
Nie widziałem już Marysi przy Alku, a
przecież dałem im tyle czasu na przebywanie sam na sam ze sobą. Kleiła się
teraz do jakiejś innej grupy. Znudził się jej, czy jak?
Nie patrzyła już tak na mnie dziwnie, ale
wciąż ze sobą nie rozmawialiśmy. Jakbyśmy prowadzili walkę na milczenie.
Irytowało mnie to, bo wcześniej chociaż wiedziałem co o mnie sądzi, widząc jej
spojrzenie. Patrzyła tak jakby… z wyniosłością. Doskonale wiedziała, że czuję
coś do Alka i pragnęła to wykorzystać. Robiła mi na złość, lecz ja starałem
się, aby jak najmniej to po sobie pokazywać. Ściskało mnie od środka, jednak
musiałem dać sobie z tym wszystkim spokój. Przecież ona dawała mi sygnały, że
chłopak i chłopak to sprawa bardzo nienormalna. Że j a jestem nienormalny.
Jednak teraz zachowywała się, jakby nagle z
dnia na dzień Alek przestał istnieć. O co chodzi? Czy to ma jakiś związek z
tym, że Alek nie chce mi powiedzieć co go męczy…? Domyśliłem się, że chciała
Alka na wyłączność tylko dlatego, aby się odegrać. Odegrać za coś, czego nie
zrobiłem. Przestałem jednak mieć jej to za złe. Prawdopodobnie też mógłbym tak
zareagować, kiedy ktoś sprawiłby mi niesamowitą przykrość i skomplikował życie.
Sytuacja Marysia się jednak już wyprostowała i w duchu się z tego bardzo
cieszyłem.
*
– Co się stało Marysi? – Alek przysunął do
mnie krzesło, kiedy w bibliotece powtarzałem sobie ostatnie tematy z biologii.
– Nie wiem – odparłem. – Co się dzieje?
– W ogóle ze mną nie rozmawia… Mówiła ci o c z y
m ś…?
Oho, czyli naprawdę ma jakiś problem, o
którym najwyraźniej nie chce ze mną pomówić.
– Nie. Przecież przebywaliście ze sobą
dwadzieścia cztery na dobę, nie pomyślała, że istnieję jeszcze ja – odparłem
urażony.
Odwrócił wzrok. Chyba zrozumiał, że przez
ten czas kiedy razem tak uroczo szczebiotali, ja siedziałem sam.
Westchnął głęboko.
– Wtedy, kiedy nie było cię na salce,
chciała mnie pocałować.
Zamurowało mnie. Udawałem, że wcale się tym
nie przejąłem. Spokojnie, spokojnie…
– Nie pozwoliłem jej. Przecież jesteśmy p r
z y j a c i ó ł m i.
– Dlaczego pytasz mnie o powód, skoro sam
doskonale wiesz, dlaczego prawdopodobnie się do ciebie nie odzywa? – spytałem, choć
wiedziałem, że właśnie mam zamiar ranić samego siebie. – Przybiłeś jej na
piersi tabliczkę z ogromnym napisem f r i e n d z o n e.
– Nie mogę niszczyć naszej przyjaźni.
Przecież jest dobrze tak, jak jest. Marysia nie jest dla mnie – wbił wzrok w
podłogę. – Zdenerwowała się.
To ukoiło trochę mój ból, chociaż nadal nie
pozbyłem się dziwnego uścisku w żołądku.
Zaraz.
Skoro on jest szczęśliwy, kiedy we trójkę
jesteśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi, co by się stało, kiedy p r z y p a d k i e m jakoś dowiedziałby się o moim uczuciu?
Zrujnowałbym wszystko. Marysia a ja to dwie zupełnie inne sytuacje. Ponownie
zawód przekłuł mój serce.
Prawdopodobnie sen Marysi o zemście na mnie
zaczynał się spełniać.
~~~
– Byłem
wczoraj u Alka – oznajmiłem Marysi następnego dnia.
– To fajnie –
odparła i nadal pieprzyła mi do ucha jakieś głupoty, które wcale mnie nie interesowały.
Kiwałem głową od czasu do czasu, kiedy wybuchała śmiechem.
– A ty
odwiedzałaś Alka ostatnio? – zapytałem.
– Rany Boskie,
możesz wreszcie skończyć z tym Alkiem? – warknęła na mnie. – Jedno i to samo od
ciebie słyszę, na okrągło Alek to, Alek tamto, Alek siamto! Świat nie kręci się
wokół Alka!
– Przestań. Za
to ty ciągle pieprzysz o tej waszej elicie, to Iza, to PePe, to jeszcze ktoś
inny…
– Elicie? Serio?
– Tak.
– Po prostu
się przyjaźnimy. Nie możesz wiecznie pytać tylko o jedno. Wiem, że kochałeś się
w Alku…
– Możesz
ciszej?! – zagryzłem wargę. Nie chciałem, aby ktokolwiek usłyszał o moim
sekrecie, ale najwyraźniej mi się nie poszczęściło, bo kilka osób posyłało w
moją stronę ukradkowe spojrzenia. Miałem nadzieję, że nie myślą o tym, o czym
ja teraz myślę.
– …ale na
razie mu nie pomożesz. Weź skończ temat, nie wskrzesisz go ciągłym łażeniem do
szpitala. Jak się obudzi, to się obudzi. Jeśli nie, to… trudno. Już nie będzie
się męczył napadami.
– Nienawidzę
cię – syknąłem. Przecież ona nieświadomie życzyła mu śmierci!
– Piotruś! –
krzyknęła, wyciągając rękę ku wysokiemu chłopakowi, który przechodził obok nas.
Zupełnie mnie zignorowała. – PePe!
Chłopak odwrócił
się ku niej i posłał zadziorny uśmieszek. Pociągnął ją za rękę i pomógł wstać,
a z drugiej strony korytarza nadciągnęła reszta elity.
Nie powinienem
mieć nic przeciwko zmianom, ale zmiana Marysi mi nie odpowiadała. Zapomniała o
dawnych przyjaźniach i miała na sobie setki masek, które pewnie miała założone
już wcześniej. Postanowiłem jednak, że przestanę się nią przejmować. Tak samo
jak ona przestała interesować się Alkiem, kiedy w pewnej części zepsuł jej
plany na złamanie mojego serca. Pocałunek na salce miał być zaczątkiem
tworzenia się nowej parki i niezmiernie cieszyłem się, że Alek jej na to nie pozwolił.
Choć nie
cieszyłem się długo.
Teraz
pozostało mi jedynie czekać.
Jaki on
będzie, kiedy się obudzi? Czy w pełni odzyska sprawność, czy może na zawsze pozostanie
warzywkiem? Tęskniłem za dudniącymi głośnikami na salce, jego dresami i
deszczem zacinającym za oknem. Chciałbym móc wreszcie mieć okazję, by w pełni
odważyć się na ten pierwszy krok, który niestety został uniemożliwiony przez
ostatni napad padaczki.
~~~
Wybiłem Alkowi z głowy pomysł pójścia do
kina. On po siedmiu latach życia z padaczką chyba nadal nie był świadomy
swojego schorzenia! Nie miałem zamiaru widzieć jak w trakcie filmu osuwa się na
podłogę, a wszyscy ludzie są wkurzeni, że zakłócamy film. Później zrobiłoby się
niesamowite zamieszanie i widowisko, a ja znów bym się poryczał. Nigdy nie
reagowałem na nic tak emocjonalnie jak na napady Alka. Dodatkowo chciał
zobaczyć film akcji, więc szybciutko zaciągnąłem go na drugą stronę ulicy.
– To rujnuje mi życie – jęknął.
Zagryzłem wargę. Mnie zrobiło się przykro,
że Alek musiał ograniczać się w wielu sprawach.
– Lepiej sobie odpuścić niż żeby znowu to
wszystko przeżywać… – mruknąłem cicho. Spojrzał na mnie
zmartwiony, a ja schowałem twarz za kołnierzem kurtki.
– Dlaczego zawsze ty smucisz się bardziej
niż ja? Też chciałeś zobaczyć ten film, nie? – zapytał. Pokręciłem głową.
Przecież nie o t o tu chodziło. Alek nigdy nie widział co się
ze mną działo podczas jego napadów. Zazwyczaj nie było mnie przy nim, kiedy
odzyskiwał przytomność. Zawsze odciągali małego histeryka gdzieś daleko na bok.
– Chce mi się czegoś strasznie słodkiego.
Może to mało męskie, ale musimy iść do kawiarni na szarlotkę na ciepło, bo
chyba nie wytrzymam.
– Może być – wymusiłem uśmiech. W duchu cieszyłem
się jak małe dziecko.
Otaczała nas przyjemna aura późnego,
listopadowego popołudnia. Uwielbiałem tę porę roku, ten czas i spacery przy
poszarzałym niebie. Nie miałem pojęcia dlaczego tak bardzo podoba mi się ten
szary świat, opadłe liście i lekki, chłodny wiatr. Może po prostu kojarzył mi
się z wyciszeniem.
Kolorowa kurtka Alka z wszystkim zbyt mocno
kontrastowała i zwracała na siebie moją uwagę. Czy to dobrze? Myślałem nad tym,
kiedy Alek posyłał mi przyjacielskie uśmiechy, a ja odwracałem wzrok, żeby
przypadkiem nie zobaczył mojego rumieńca. Świat wtedy chciał, abym nie skupiał właśnie
na nim uwagi, tylko patrzył na n i e g o, jak śmieje się, kiedy ląduję w
stercie liści czy rozsypuję wszystkie grosze przy ladzie kawiarni.
Moje ciało przepełniała wtedy niesamowita
radość, ekscytacja, kiedy Alek dotykał moich rąk zbierając setki groszówek.
Wyobrażałem sobie, że siedzimy przy oknie
ciepłej i pachnącej kawiarni niczym zakochana para. Że mam prawo obetrzeć mu
bitą śmietanę z kącika ust. Korci mnie, więc nerwowo dłubię w swojej porcji
ciasta. Alek wygląda, jakby był w siódmym niebie. Doskonale wiem, jak kocha
słodkości.
– Haloo… – machnął mi ręką przed oczami.
Zagapiłem się na niego, szlag.
– Zagapiłem się – odparłem zawstydzony.
– Gdzie jestem brudny? – spytał wprost.
– Nigdzie – odparłem. Wcześniej zdążył
zlizać bitą śmietanę.
– Tiaa – wyjął komórkę z kieszeni i
przeglądnął ci szybko. – OK, tym razem nie kłamałeś.
Uśmiechnąłem się i kończyłem swój kawałek,
patrząc na jego blade palce bębniące na blacie.
– To było genialne, zatkało mnie –
powiedział, opierając się o krzesło z widelczykiem w ustach. Podniósł się i
jednym szybkim ruchem ukradł mi kawałek szarlotki.
– Podobno cię zatkało – przypomniałem mu, ale
wcale nie żałowałem mu mojego ciasta. – Jak chcesz, dojedz moje, ja już nie
mogę – skłamałem i podsunąłem mu talerzyk. Widziałem, że zaświeciły mu się
oczy.
– Na pewno? – upewnił się, spoglądając na
mnie.
– Tak.
– Dzięki – odparł z uwielbieniem. Doskonale
znalem jego niesamowite zapotrzebowanie na słodkości, chociaż wydawał się być
bardzo chudy.
Nasza
p s e u d o – r a n d k a musiała
niestety dobiec końca. Marzyłem o jakimś subtelnym geście, czasami przypadkowo
ocierałem dłonią o jego rękaw. Akurat temat rozmowy rozkręcił się najbardziej,
kiedy dotarliśmy na jego ulicę. Nie mogliśmy skończyć, wiec odprowadziłem go
pod dom. Zazwyczaj kończy się to chociażby muśnięciem ust pod drzwiami, ale
mnie mogło się to jedynie przyśnić. Alek poklepał mnie po plecach, a coś
delikatnie zaczęło rozrywać moje serce. Przecież było tyle okazji, tyle
idealnych momentów aby mu coś zasugerować, podpowiedzieć. Byłem jednak zbyt
tchórzliwy. Nie zahaczaliśmy nawet o dogłębną analizę zachowania Marysi.
Cieszyłem się, że miałem go tylko dla siebie i zaprzepaściłem chwilę.
*
– Zaniosłabyś to Alkowi? Strasznie tego
potrzebuje, a ja się spieszę na francuski i nie mogę mieć kolejnego spóźnienia…
– wcisnąłem Marysia do ręki reklamówkę, a ta przewróciła oczami.
– Nie chce mi się… Przecież on mieszka w
drugą stronę, ty mu zanieś… – jęknęła.
– Nie dam rady, muszę się zbierać!
– No to problem, bo ja nie mam siły, żeby
się tam wlec. Idę do domu i spać. Jutro mu damy.
– Ale…
– Pa! – wcisnęła mi reklamówkę do rąk i
sobie poszła.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że mają z
Alkiem wciąż trwające ciche dni. Moje serce było jednak bardzo ucieszone przez
spotkania z chłopakiem. Nie wiedziałem co mam zrobić – czy kolejny raz odpuścić
sobie zajęcia czy dać mu to jutro? Na pewno nic się mu nie stanie, kiedy
dostanie to dopiero następnego dnia.
Zbiegłem do szatni, porwałem kurtkę i poleciałem
na przystanek. W sumie, może jednak lepiej by było, gdybym mu to szybciutko
oddał, tak bardzo się tym przejmował. Postanowiłem jednak znów spóźnić się na
zajęcia i zwalić to na mój magnes o imieniu A l e k.
Szybciutko przemierzyłem dwie dzielnice i wybrałem
jego numer.
– No? – odezwał się po drugiej stronie.
– Mam to, za chwilkę będę u ciebie.
– Cholera, dzięki! – miło było słyszeć jego
radosny głos. Sam też się uśmiechnąłem. – Mam u ciebie dług. Znowu opuszczasz
francuski, nie?
– Nie ma za co. Tak, ale wiem, że to ważne
dla ciebie – tak bardzo chciałbym, abyś mnie chociaż przytulił.
– Dzięki ci jeszcze raz! Gdzie jesteś?
– Koło sklepu, za chwilkę będę.
– OK, jakby co, wejdź sobie, biorę prysznic
i nie wiem, czy zdążę. Drzwi są otwarte.
– OK.
– No to cześć.
– Pa.
Dotarłem do bramki i nie tykałem dzwonka.
– Jestem! – otworzyłem drzwi i szybko
zdjąłem buty w przedpokoju. Wiedziałem, że mama Alka nie lubi, kiedy ktoś włazi
jej buciorami do domu. Czułem się tu już trochę jak we własnym domu. Nie
zdejmowałem kurtki, bo za chwilę i tak musiałem lecieć.
Nikt się nie odezwał, więc pomyślałem, że
raczej nikogo nie ma w domu, a on nadal siedzi w łazience. Skierowałem swe
kroki do kuchni, miejsca wszelakich spotkań towarzyskich. Kuchnia od zawsze
była takim miejscem, w którym kochali się zbierać wszyscy. Klimat tego
pomieszczenia zawsze najbardziej przyciągał. I jedzenie.
– Al…
Poczułem, że świat zwalnia, a moje ręce
zaczynają się trząść. Łzy od razu podpłynęły mi do oczu. Kurwa, n i e t
e r a z, proszę!
Szybko skoczyłem do niego i ukucnąłem obok.
Umierałem ze strachu i wszystko wyfrunęło mi z głowy, nie miałem pojęcia co mam
zrobić. Ostatni napad Alek miał kilka dni temu, co się dzieje, że znów się
powtórzył?
Jego sparaliżowane ciało wierzgały
niekontrolowane odruchy. Dlaczego istnieją takie choroby? Miałem ogromną
nadzieję, że nie uderzył się głową w blat. Szybko starałem się przypomnieć sobie,
co dokładnie zazwyczaj robiono, kiedy miał napad. Patrzyłem na to tylko ze dwa
razy, dokładniej wtedy, na scenie, dwa lata temu. C h o l e r a !
Bałem się go ruszyć, że jeszcze mu coś
zrobię. Kilkakrotnie doradzano, aby czasami nic nie robić z ludźmi podczas
napadu, że czasem lepiej poczekać, aż wszystko minie. Ale ja nie mogłem na to
patrzeć! Z oczu mi się lało i czułem się straszliwie słaby. Co mam robić?
Zadzwoniłem do mamy Alka, jak dobrze, że
miałem jej numer. On trochę się uspokoił, ale wciąż przerażał mnie bezwyrazową
twarzą.
– Halo?
– A-Alek… Alek ma napad… i nie wiem co ja
mam zrobić! – wykrzyczałem przez zaciśnięte gardło.
– Boże! Nie ruszaj go, za chwilę powinno
przejść, już jadę, Boże!
Słysząc zdenerwowaną matkę poczułem się
jeszcze bardziej bezsilny. Ciało Alka nadal było spięte, a ja po prostu ryczałem.
Mój odruch bezwarunkowy. Tak bardzo martwiłem się, że coś mu się stanie, za
każdym razem. Za bardzo byłem już wyczulony na jego punkcie.
Jego mama przyjechała dosyć szybko, a Alek
zdążył się już uspokoić. Gorzej ze mną. Cały się trząsłem, kiedy widziałem jego
nieprzytomne ciało, oddychał spokojniej. Musiałem się uspokoić, musiałem.
Pamiętam, że siadłem na fotel w salonie i kazano mi czekać. Dostałem herbaty,
ale nie mogłem przełknąć żadnego łyka.
Zazwyczaj Alek od razu się budził i po
prostu nie pamiętał co się stało.
Słyszałem nerwowe kroki jego mamy.
Zadzwoniłem do Marysi. Zgadnijcie co.
Oczywiście, że się nie przejęła. Gdybym nagle
nie zmienił zdania co do lekcji, nie wiadomo, co by się stało.
Tup, tup, tam i z powrotem.
Alek wciąż leżał.
Wezwano karetkę.
*
Jeszcze wcześniej, zanim Marysia pierwszy
raz pokazała się na salce, przeżywaliśmy jakiś miodowy okres. Nasza przyjaźń i
radość z wspólnego spędzania czasu przerywała granice. Wyznałem jej wtedy mój
mały sekret.
– Kochasz się w… Alku? – powtórzyła
zaskoczona.
– Tak – odparłem cicho. – I nie wiem, co mam
z tym zrobić.
– O Boże, yyyh… – odsunęła się ode mnie z
obrzydzeniem.
Spojrzałem na nią zdezorientowany.
N i e tolerowała gejów.
Nie wiedziałem co mam z tym zrobić. A skoro
teraz już o n a wie, nie będzie dobrze…
– O Jezu, nie wierzę! – pisnęła uradowana.
Widziałem radosne ogniki w jej oczach. Siedziałem zaskoczony. Wrobiła mnie! –
Mam przyjaciela geja! – krzyknęła szeptem i wykonała jakiś nieokreślony taniec
radości.
– Ale proszę, zachowaj to dla siebie…
– Jasne, jasne, nie jestem taka – machnęła
ręką i mnie przytuliła. – Jezu, Jezu, powiesz mu kiedyś? Wiesz, jestem tym
strasznie podekscytowana, to takie słodkie!
Poczułem, że robię się cały czerwony. Co z tego,
że raczej nikt nas nie usłyszy, bo siedzimy na dosyć odosobnionej ławce w
parku, ale ta dziewczyna sprawiała, że zaraz pożałuję swojej decyzji o
powierzeniu jej sekretu.
– Powiesz mu?
– Komu…?
– No komu? A l k o w i, idioto!
– NIE – zaprzeczyłem. – Nie, nie, nie!
– Ale czemuuu…? – posmutniała.
– No jak myślisz? Wyznawanie uczucia koledze
nie jest taką normalną sprawą… – wyszeptałem te słowa przez zaciśnięte gardło,
bo poczułem się trochę zażenowany.
– Ja już was widzę razem – spojrzała gdzieś
w dal i wykonała jakiś ruch ręką, jak gdyby pokazywała mi jakiś obraz.
– Chodź, idziemy – wciąż cały zaczerwieniony
postanowiłem przerwać jej wizje, które z pewnością w jej głowie były bardzo
dziwaczne.
Sprawa wydawała się wtedy taka błaha,
zupełnie jakbyśmy mieli po dwanaście lat i wchodzili w ten świat „dorosłości” i
uczuć.
~~~
Teraz
Alek leżał już drugi miesiąc w śpiączce.
Listopad.
Grudzień.
Pierwszy
Sylwester bez Alka.
Styczeń.
Chłód, śnieg i
zawieje.
Starałem się
jednak nie tracić nadziei. Nie mogłem pogodzić się z myślami Maryśki – to niemożliwe,
aby tak bardzo stał się jej obojętny. Ciekawe, czy się teraz cieszy. Głównie z
mojego powodu, bo ostatnio dużo czasu spędzałem sam. Nie uśmiechałem się. A ona
fruwała zadowolona z elitą i mówiła mi, że dobrze będzie jak umrze. Może nie
wprost, ale mnie jej słowa, które nie zawierały podtekstu o nadziei, o tym
mówiły. Ostatnio wszystkie słowa.
*
– Późno
dzisiaj będziesz? – usłyszałem po drugiej stronie słuchawki głos mojego taty.
– Mam
francuski po szkole, a co się stało? – byłem trochę zdziwiony, że tata dzwoni
do mnie z takim pytaniem.
– Alek się
obudził.
Chyba umarłem.
Czy to żarty?
13 lutego,
słyszę, że Alek się obudził. Może naprawdę popadłem w obsesję i słyszę tylko
same wieści o Alku…
Cholera.
…
…
…
…
…
…
…
…
…
– Halo?
Jesteś?
– Tak, tak!
Tato, przyjedź po mnie teraz, proszę! Musimy jechać do szpitala! – jęknąłem
histerycznie.
Wciąż nie
wierzyłem w to, co usłyszałem.
To żarty.
Czy Alek
naprawdę jest tym, kim był kiedyś?
Jak wygląda?
Jak się czuje?
– Jestem nadal
w pracy, chwilę temu zadzwoniła mama Marysi, nie mam możliwości, aby się urwać…
– Proszę cię!
Mógłbym znowu
płakać.
Ze szczęścia.
Pierwszy raz
od listopada, zeszłego roku.
– Mówię ci, że
nie mam możliwości… Kończę za dwie godziny, wtedy pojedziemy od razu.
– Pojadę sam!
Rozłączyłem
się. Dwie godziny to za dużo.
Wyfrunąłem ze
szkoły. Ach, ten niefortunny francuski. Ostatnio jednak opuściłem lekcję w listopadzie,
mogłem sobie znów na to pozwolić. W mojej głowie dźwięczała tylko jedna,
radosna myśl – Alek się obudził!
Pognałem na
przystanek. Najbliższy autobus za piętnaście minut, które postanowiły dłużyć
się niemiłosiernie. Rozsadzała mnie energia na myśl o spotkaniu z żywym Alkiem. Ale… czy jest taki jak
kiedyś…? Śpiączka przecież wszystko niszczy.
Ogarnęły mnie
mieszane uczucia.
Nie mogłem
płakać.
Jazda
autobusem też trwała za długo. I ten przeklęty korek. Targały mną takie emocje,
że nie mogłem wysiedzieć w miejscu.
Wyskoczyłem z
autobusu i pognałem w stronę szpitala. Powróciła rutyna – recepcja, a w niej
uśmiechnięta recepcjonistka, która mnie już dobrze znała – doskonale zdawała
sobie sprawę, jak muszę się teraz czuć. Schody, korytarz, zakręt, korytarz…
Salka.
A w niej
Marysia.
Całuje go w
czoło.
Gdzie jego
rodzice? Byli już?
– Alek! –
zamurowało mnie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem,
takim innym.. Chłodnym. Jakby nie był tym
Alkiem.
– Co ty tu
robisz? – spytałem Marysi. Właśnie. Co
ona tu robi? Przecież zapomniała, że istnieje ktoś taki jak dawny
przyjaciel, Alek. Całe moje ciało spięło się ze złości. Nienawidziłem jej za
odebranie mi spotkania z Alkiem, kiedy ona momentami zachowywała się jak suka.
– Co tu robię?
– powtórzyła. – Przyszłam do Alka. Przecież jestem jego dziewczyną…
Poczułem się,
jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody, a wszelakie emocje odpłynęły ze mnie.
– Marysiu,
czy… ja go znam? Kojarzę… ale czy na pewno? – odezwał się Alek, patrząc jak urzeczony
na dziewczynę.
Czego ona mu
nagadała?!
Nie potrafiłem
wydusić z siebie ani słowa.
– Hm… – spojrzała
na mnie przebiegłym wzrokiem. Jakby myślała nad odpowiedzą, prawda czy fałsz? – Tak, na pewno.
– Co ty mu nagadałaś…? – wyszeptałem przez
zaciśnięte gardło. O co chodzi?
– On ma…
zaniki pamięci – łzy popłynęły jej po policzkach, kucnęła obok łóżka i wtuliła
twarz w jego bladą dłoń. Tknęło mnie. I to jak
mocno.
– Co mu
nagadałaś?! – powtórzyłem głośniej.
– Dlaczego
krzyczysz na moją dziewczynę? – spytał Alek, patrząc ze smutkiem na twarz Marysi.
Miał jakiś taki inny głos… Albo po prostu zapomniałem jak on brzmi, ale…
Po prostu
czułem się jakbym był rozbity na setki kawałeczków, kiedy z jego ust usłyszałem
„moją dziewczynę”.
Czyżby Marysia
wypominała mi całe to zajście z zeszłego roku? Czy wciąż chciała mnie zniszczyć
za to, czego wcale nie zrobiłem?
Czułem się jak
wrak.
Co ja ci zrobiłem…?
Nie miałem
nawet sił, aby myśleć o tym, że czuję się jak wrak.
Wyfrunęły
wszystkie uczucia.
Marysia…
Nie będę cię
przeklinać. Może kiedyś zrozumiesz, co właśnie zrobiłaś. Na co ci to?
Jedyne czego
teraz chcę, to żebyś zniknęła tak jak klatki z jego rozerwanej taśmy filmowej.
Alek.
Czy można się
odkochać w kilka sekund?
Nie powinienem
mieć ci niczego za złe.
Ale jednak…
Proszę,
zniknij tak jak ostatnie wspomnienia, które rozdarły mi serce.
Październik 2014
Boże, jakie to brutalne!
OdpowiedzUsuńOkay, potrzebuję chwili na zebranie myśli... uff.
Trafiłam na Twojego bloga, bo zostawiłaś linka u Luany... Tak mi się wydaje XD W każdym razie ostatnio z reguł wchodzę na jakieś blogi i od razu wychodzę, bo styl pisania mi nie odpowiada. Udało mi się jednak znaleźć trzy (jak na mnie to dużo xd), które mnie zainteresowały. Trafiasz na tę listę ^^
Z reguły wolę dłuższe opowiadania, bo po prostu... Nie lubię końców xD Ale przeczytałam tego one-shota (który, nawiasem mówiąc, okazał się być bardzo długi - podoba mi się to ^^) i jak go tak czytałam, to cały czas miałam nadzieję na jakieś szczęśliwe zakończenie. Trzymałam kciuki i modliłam się, i wszystko, ale nie wyszło. Szkoda :c Ciekawi mnie jedna rzecz... Czy główny bohater celowo nie ma imienia? Czy może jestem tak bardzo nierozgarnięta, że je po prostu przeoczyłam? xD
Ogółem, Twój styl pisania mi odpowiada, ale to już wiesz. Jeśli chodzi o opisy, to według mnie są bardzo realistyczne - te dotyczące wydarzeń, osób, jak i uczuć. Na szczęście, nie ma błędów ortograficznych! (takie blogi najbardziej odstraszają) Bardzo mnie to cieszy (: Jedyne, czego mogłabym się czepić, to czasem brakuje trochę przecinków, ale wiadomo, język polski być trudny i jeszcze trudniejszą mieć interpunkcję ;x xD
Zaczynam Cię obserwować, bo mam wielką nadzieję na więcej tekstów od Ciebie i mam ważne pytanie:
Czy planujesz pisać tylko one-shot'y, czy można się spodziewać u Ciebie jakichś dłuższych opowiadań? (:
Życzę dużo, dużo weny i czasu na pisanie <33
Czekam na kolejną notkę *-*
Pozdrawiam, buziaki ;*
Rany boskie, pierwszy komentarz, moje ciało wariuje. Niezwykle ucieszyłaś mnie taką pochlebną opinią, popłaczę się.
UsuńGłówny bohater celowo nie ma imienia. Często nie zdradzam imion, jest to dla mnie pewne wyzwanie :3
Oczywiście mam w planach dłuższe opowiadania, ale zajmą mi one niesamowicie dużą ilość czasu x3
Dziękuję jeszcze raz. Twój blog od pewnego czasu także oczekuje u mnie na liście :3
Mam nadzieję, że jak napiszesz jakieś dłuższe opowiadanie (z rozdziałami i wgl xD) to zdradzisz imię głównego bohatera ;q No właśnie, czekam na takie opowiadanie. Pisz, pisz, bo mam wielką chcę poczytać więcej od Ciebie (:
UsuńMi też dłuższe opowiadania pochłaniają sporo czasu, ale uważam, że warto je pisać, bo ktoś taki jak ja często takowe czyta ^^
Weny życzę i czekam na coś ;**
Cześć
OdpowiedzUsuńJa również zawędrowałam tu dzięki linkowi u Luany :)
to co tu przeczytałam to kawał dobrego teksu i chociaż nie jestem znawcą i krytykiem literackim to wiem co mi się podoba :P
[spłakałam się jak bober ale co mi tam najwyżej zatoki przeczyszczę :P]
Jeśli będziesz kontynuować pisanie to każde jedno Twoje opowiadanie przeczytam, wiec... twórz dalej kobieto!
Pozdrawiam
Lalalulu;)
* wszelkie "dziwne" wyrazy użyte w komentarzu są zamierzone \,,/.
Witam,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z czystej ciekawości oneshota. I spodobal mi się, zwłaszcza końcówka, która tgrzymała w napięciu. Mam swoją teorię, iż tak naprawdę Marysia jest zakochana w głónym bohaterze No ale ogólnie historia wzruszająca, może jedynie główny bohater za często płakał, no ale faceci to nie skały poplakać też muszą. Mam nadzieję, że jednak nie będziesz tylko takich "smutasów" pisać bo wtedy człowiek ma jeszcze większego doła,,,
Chciałam również podziękować zakomentarze na moim blogu. Aż miałabym ochotę dokończyć to opowiadanie, ale wiem niestety, że teraz moje postrzeżenie na tamtą historię jest inne i bohaterowie nie są tak przedstawieni jakbym chciała. Jedyne co mogę powiedzieć, ze w planie mam dokończenie mojej drugiej historii na tamtym blogu ale niczego nie mam pojęcia kiedy.
Życzę Ci, abyś nie szła moimi śladami i jak najwięcej pisała dokończonych tekstów,
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
Ai~chan -> http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/
Oh my, to jest świetne <3
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu bo zaobserwowałaś mojego kijowego bloga z kijowym opowiadaniem.
Wielbię i podziwiam za wspaniałe opowiadanie, piękne opisy. Pod koniec po prostu czułam to napięcie, tę niecierpliwość głównego bohatera...
Nic tylko marzyć by kiedyś tak pisać :')
Dziękuję za tak pozytywny komentarz :3
UsuńDlaczego wcześniej nie skomentowałam tego one-shota? ;-; Ach! Już wiem! Z lenistwa. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mój komentarz jest tu potrzebny, no, ale... Gdzie mam opisać moje uczucia odnośnie tego tekstu jak nie w komentarzu? Bo przecież ten one-shot jest napisany bardzo, bardzo dobrze, a ja wczułam się w uczucia głównego bohatera, którego natabene jest mi bardzo szkoda. Bo to o jego uczucia chodzi. No i o całą historię.
Marysia brzmi tak słodko, a sam fakt, że tak nieciekawie go potraktowała i to jak zachowywała się, gdy Alek zapadł w śpiączkę...
Zdecydowanie mogę stwierdzić, że Twój styl pisania mi pasuje, a ten one-shot napisany jest świetnie. Napomnę tylko, że bardzo podoba mi się to przeplatanie wspomnień z rzeczywistością.
Życzę dużo weny,
Malina
http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
http://pieknie-zlamany.blogspot.com/
Dziękuję za tyle komplementów :')) Również mam wiele zakładek z przeczytanymi opowiadaniami, gdzie nie mogę się zmusić do sklecenia komentarza, a żal mi zostawiać cokolwiek bez odpowiedzi.
UsuńMOJ BOZE, SIKAM OCZAMI ;________; Moje serce </3 .__. Ej, nawet piszac ten komentarz caly czas rycze... Kurde, nienawidze smutnych zakonczen. Tak mi szkoda glownego bohatera, jejku... I stwierdzam, ze Marysia to skonczona suka. Boze, nienawidze jej. On tak bardzo to wszystko przezywal, a ona tak perfidnie...UGH. Gdyby nie fakt, ze jest okolo 3.35, to na koniec jeszcze bardziej bym wybuchnela placzem, ok:)) No, ale dosc juz o tym jak bardzo to przezywalam :"DDD Pisalas, ze ci ten shot nie wyszedl. To ja sie pytam...niby z ktorej strony?! Tak pieknie wszystko opisywalas, uczucia, emocje glownego bohatera... Kurde, bardzo podoba mi sie twoj styl pisania. Jest taki...w sumie, trudno mi go opisac, jest przyjemny dla oczu. W sumie, jestem nowa na twoim blogu, ale na pewno bede czesciej tu zagladac ;w;
OdpowiedzUsuńWeny zycze~ c: *idzie po chusteczki, smark*
Dziękuję :') Proszę w nocy spać a nie włóczyć się po Bloggerze xD
UsuńBoże. Znowu to zrobiłam. Wszytkie znaki na niebie i ziemi nakazują jak najszybciej opóścić bloga i oglądać śmieszne kotki, ale ja, głupie kiwi, muszę się im sprzeciwić i jednak czytać. Znowu skończyło się serduszkiem w kawałeczkach. *tonie w chusteczkach*
OdpowiedzUsuńAle, coby nie było, że w komentarzu tak zupełnie zero komentarza, przechodzę do rzeczy. Opowiadanie jest g e n i a l n e. To już chyba będzie u mnie standard, że zamiast zacząć od najdłuższych tekstów na blogu, biorę one-shoty, żeby sprawdzić jakość. I jakość jest naprawdę wysoka. A ja jestem naprawdę wymagająca, uwierz. Chryste, ja chcę więcej. Coś czuję, że się tu u Ciebie zasiedzę na trochę. :)
Aż nie wiem co ci więcej powiedzieć. Mam w głowie takie duże, pachnące farbą drukarską "WOW". Nie pogniewałabym się, gdybyś napisała w przyszłości jeszcze jakiegoś shota.
Chyba wyprałam się z elokwencji. Idę czytać, to może nauczę się więcej słów, które wyrażą jak bardzo mi się podobało.
W uniżeniu
Luka Vero
Farba drukarska przykuła mój wzrok, ponieważ jestem na poligrafii xD
Usuń(*opuścić - przepraszam, musiałam, mam uczulenie :'>)
Dziękuję za taki komentarz :') Zawsze mi się tak łezka w oku kręci. Ja również jestem wymagającą czytelniczką a i tak nie potrafię się wysłowić po przeczytaniu czegoś (chyba, że jest naprawdę kiczowate).