środa, 22 października 2014

Listopad zeszłego roku (one-shot)

Dzień dobry. Co z tego, że jest wieczór.

Pierwszy raz w życiu skończyłam jakikolwiek one shot. Pracowałam nad nim bodajże cztery dni i nie jestem z niego zadowolona, bo wydaje mi się, że mogłabym w nim znacznie lepiej zagrać uczuciami. Ale bardzo chciałam stworzyć bloga, którego nie usunę po jakimś czasie i... pierwszy człon zdania jak na razie się spełnił, nie wiem jak będzie z drugim. Pewnie i tak wkrótce ten blog zniknie, znając mnie.

Widząc wiele wspaniałych blogów i dobrych utworów sama zechciałam zacząć przygodę z opowieściami o tematyce miłości męsko-męskiej. Zazwyczaj wiele tworów w mojej głowie zawiera miłość platoniczną, jednostronną i taka też została ujęta w "Listopadzie zeszłego roku". Tak samo jak dla głównego bohatera i narratora opowiadania, listopad jest dla mnie miesiącem specyficznym. Po prostu ma klimat, który uwielbiam. Podoba mi się szaruga jesienna, którą nie wszyscy tolerują, gdyż kojarzy się raczej ze smutkiem i przygnębieniem. Takie też aspekty zechciałam ująć w tym opowiadaniu.

Tekst pisany normalną czcionką obrazuje wydarzenia dziejące się w teraźniejszości, natomiast kursywą opisałam  przeszłość. Pomieszanie z poplątaniem w opowiadaniu, ale mam nadzieję, że cokolwiek z tego zrozumiecie i się nie pogubicie x3

Zapraszam.


                Proszę, zniknij tak jak ostatnie wspomnienia, które rozdarły mi serce.
                Zniknij, tak jak te klatki na rozerwanej taśmie filmowej.


– Wątpię czy on się kiedykolwiek obudzi.
               Zamarłem na moment słysząc to zdanie. Moje oczy w tym momencie były zapewne niesamowitych rozmiarów. Poczułem, jak siada obok mnie na ławce, blat się lekko ugiął. Zamknąłem zeszyt i powoli się do niej odwróciłem.
         – Dlaczego tak sądzisz…? – spytałem nerwowo.
           – Dwa miesiące to już dosyć długo. Nie wiadomo już, czy mamy czekać, czy nie – odparła spokojnie patrząc za okno.
                Zmarszczyłem brwi.
                – Na jakiej podstawie tak myślisz? Ja wierzę, że w końcu się obudzi…
                – Im dłużej śpi, tym mniejsze szanse na wydostanie go z tego.
                Nie czułem w jej głosie żadnych emocji. Choć nigdy nie martwiła się losem Alka tak bardzo, jak wymaga tego sytuacja, dziś poczułem, że jego stan jest dla niej tak obojętny jakby był to zwykły katar. Ledwo rozpoczęliśmy temat, a mnie już zaczęła irytować swoim zachowaniem.
                – I co z tego? Trzeba być dobrej myśli, lekarze mówią, że wciąż są szanse aby odzyskał dawną sprawność… Znikome, ale są.
             Poruszenie tego tematu sprawiło, że poczułem wielki niepokój w sercu. Alek chorował na padaczkę odkąd w dzieciństwie przeżył wypadek samochodowy. Mimo tego w ogóle się tym nie przejmował i starał się, aby nikt nie dowiedział się o tym przykrym schorzeniu. Uwielbiał taniec – widzieliśmy jego pierwszy napad w czasie występu dwa lata temu – od tamtej pory wiedzieliśmy o jego chorobie.

~~~

                Wszedł na scenę tak pewny siebie, jak nigdy wcześniej. Wkroczył w swój żywioł, a ja z nerwów nieświadomie obgryzałem paznokcie. Marysia klaskała wraz z widownią. Przez moment czułem się, jakbyśmy asystowali gwieździe, a był to zwykły konkurs regionalny… choć może nie tak zwykły, bo przepustka do turnieju wojewódzkiego.
                Chwyciłem kurczowo kraniec czerwonej kurtyny, która osłaniała scenę, pozwalając innym uczestnikom na bezproblemowe poruszanie się za parkietem.
                – Nie wytrzymam tego! – piszczała Marysia.
                Usłyszeliśmy muzykę. Jezu, zaczęło się. Doskonale widziałem jego pewność siebie, kiedy kroczył po scenie, a odwaga i radość przepełniła wszystkie jego żyły. Posyłał ludziom zwój zniewalający uśmiech. Wyglądał wtedy tak wrednie i zaczepnie, a mnie kąciki ust też się mimowolnie podnosiły. A tańczył tak genialnie, że już wiedziałem, że musimy zacząć się przygotowywać do występu w Częstochowie.
                Czy można być kimś zafascynowanym widząc jego ruchy? Alek tworzył swój własny styl, imponował mi mieszanką niezliczonych kombinacji przeróżnych kroków. Mimo tego, że widziałem jego układ kilkaset razy nie mogłem ukrywać, że teraz to wszystko wyglądało sto razy lepiej. Historia, którą opowiadał swoim ciałem i muzyką stała się jeszcze wyraźniejsza i lepsza do zrozumienia.
                – On wygra, ja ci mówię. On musi przejść. Mówię tak nie tylko z przyjacielskiego punktu widzenia, no ale uduszę sędziów, jeśli nie puszczą go dalej! – Marysia tak mocno ściskała mi rękę, że przez moment myślałem, że przestanie mi tam dopływać krew.
                Zespół, który przygotowywał się do swojego występu, będąc w kolejności za Alkiem, mierzył dziewczynę morderczym wzrokiem. Przygryzłem lekko wargę, ale ona zdawała się tego nie widzieć i błyszczącymi oczami wpatrywała się w Alka. Nie znałem tego zespołu, ale wyglądał bardzo poważnie i zdeterminowanie.
                Uścisk Marysi zelżał. Spojrzałem na scenę i na moment przestałem oddychać. Zobaczyłem, jak pod Alkiem uginają się nogi. C o  j e s t…? Wszystko działo się w zwolnionym tempie, a ciało naszego przyjaciela uderzyło o drewniany parkiet.
                – K u r w a! – Marysia przeklinała tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. Staliśmy tak niezdolni do ruchu. Dopiero jej udało się przemóc przerażenie i wraz z prowadzącą i kilkoma pracownikami Domu Kultury wbiegła na scenę. Muzyka ustała, a ja usłyszałem setki zdenerwowanych głosów. Wciąż nie mogłem się ruszyć. Zamiast cokolwiek zrobić stałem i próbowałem zrozumieć co się stało. Po prostu zemdlał, przewrócił się, a może to tylko część choreografii…? To ostatnie mogłem stąd naprawdę wykluczyć.
                Na scenę wbiegli dwaj przedstawiciele pomocy medycznej, a ja wreszcie zdołałem zrobić kilka kroków – moje nogi były chyba zrobione z gumy.
                Znów spanikowałem gdy zobaczyłem Alka, którego ciało zajęły niekontrolowane wstrząsy. Co to było? Nikt nie próbował mu pomóc w jakiś bardziej znaczący sposób. Widziałem Marysię, która przyciskała sobie dłonie do pobladłej twarzy. Podbiegłem tam na miękkich nogach nawet mimo tego, że nie mogłem znieść widoku niesprawnego ciała Alka.
                – Co się dzieje? – wydusiłem z siebie, ale i tak nikt mnie nie usłyszał. Spojrzałem na lekarzy, którzy kucali przy biednym Alku i delikatnie obracali go na bok. Poczułem jak drżą mi ręce, drży mi całe ciało, bo nie mogłem zrozumieć tej sytuacji. Nie mogłem patrzeć na jego bezwyrazową twarz, która wydawała mi się jeszcze straszniejsza niż ta okazująca ból.
                Mimowolnie skoczyłem ku niemu i chciałem go dotknąć by sprawdzić, czy nic mu nie jest. Dlaczego ci lekarze go nie wezmą gdzieś, czemu mu nie pomagają?
                Chciałem coś krzyknąć, lecz z zaciśniętego gardła wydobył mi się jedynie jęk. Marysia chwyciła mnie za ramiona i odciągnęła trochę dalej. Ciało Alka całe się spięło, odgiął głowę do tyłu w geście pełnym bólu.
                – Uspokójcie się, wszystko będzie dobrze – powiedziała prowadząca. Chciała, aby jej głos brzmiał jak najbardziej pewnie, ale słychać było w niej nutę przerażenia.
                Tak cholernie bałem się o Alka, a do oczu napłynęły mi łzy. Pozytywny nastrój odpłynął już dawno. Marysia ściskała mnie tak mocno, że powoli zaczynałem tracić oddech. Chciałem, by była moim oparciem, ale najwyraźniej sama bała się tak bardzo, że nie potrafiłaby sklecić ani jednego zdania.
                Potem wszystko ustało. Zebrani zaczerpnęli oddech, a ja widziałem wszystko zamazanym wzrokiem. Poczułem na brodzie zbierające się łzy. Marysia już wstała i ciągnęła mnie do góry, a lekarze szybko przetransportowali biednego Alka do osobnego pomieszczenia. Kazali nam zostać przed garderobami i czekać mówiąc, że on potrzebuje teraz spokoju.
                Spojrzałem na Marysię zapłakanymi oczami. Wydawało mi się, że wyglądała o wiele lepiej niż ja.
                – Co mu się stało? – wyszeptałem  przez zaciśnięte gardło.
                Usiedliśmy na schodkach, a Marysia oparła głowę o barierkę.
                – To chyba padaczka – oznajmiła. – Przy padaczce są takie wstrząsy. Ale Alek nigdy nie mówił, że ma padaczkę.
                Wciąż byłem w szoku. To co widziałem n i e   m o g ł o być zwykłym omdleniem.
                – Co mu się stanie? – spytałem niepewnie.
                – Nic. Chyba. Za chwilę wróci do siebie, jak gdyby nic.
                – Żartujesz.
                Wzruszyła ramionami. Wciąż byłem w szoku i mimowolnie pociągałem nosem. Martwiłem się, że stanie mu się coś gorszego. Najwyraźniej nawet nie musieli jechać do szpitala.
                – Masz – Marysia podała mi paczkę chusteczek. Speszony wyciągnąłem jedną i otarłem łzy. Czułem, że wciąż się trzęsę. Zakryłem twarz dłonią – nie potrafiłem zachowywać się tak spokojnie jak ona.

~~~
               
Po tym incydencie Alek musiał się nam przyznać do swojego problemu. Kiedy uderzył się w głowę przy stłuczce samochodowej w wieku dziesięciu lat, lekarze zdiagnozowali u niego uszkodzenie tkanki mózgu, co spowodowało sporadyczne występowanie napadów padaczkowych. Wyjaśnił nam wtedy, że przez te pięć lat miał je naprawdę rzadko i akurat wtedy udawało się mu przebywać w domu. Przez kolejne dwa lata, odkąd się poznaliśmy, na szczęście nie dostał żadnego w szkole i cieszyliśmy się, że mimo wszystko może normalnie funkcjonować. Kazał się nam nad nim nie rozczulać, tłumacząc, że przecież wszystko jest OK.

~~~

Z początku bardzo martwiłem się, że kiedyś może stać się tak, że dostanie napadu kiedy będziemy sami. Często wybieraliśmy się na spacery do lasu i budowaliśmy domek na drzewie. Tata Alka miał w garażu tony niepotrzebnych desek, a my kilogramy niespożytej energii i potrzeby stworzenia czegoś.
Domek na drzewie pragnąłem mieć od zawsze, więc kiedy zainsynuowałem ten pomysł, Alek ochoczo na niego przytaknął. Od tamtej pory sumiennie pracowaliśmy przez całe wakacje, lecz ja nie potrafiłem nie ukrywać moich lęków względem choroby Alka.
– Daj, ja wezmę te deski, a ty pozbieraj tamte gwoździe – poprosiłem, ciągnąc za sobą przyszłe części dachu. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i zabrał się za to, o co go poprosiłem.
– Wkurzasz mnie – oznajmił, kiedy zbijaliśmy deski, które miały stworzyć dach.
– Ale czym? – spytałem zbity z tropu. Jego twarz od pewnego momentu rzeczywiście okazywała przejawy irytacji.
– Przecież już mówiłem, że od noszenia desek nie mogę dostać napadu.
– Wiem – odparłem krótko i zaczerwieniłem się. Ostatnio dosyć często powtarzał to zdanie: „Przestań, od tego i tamtego nie dostanę napadu”. Samo słowo  n a p a d  sprawiało, że spinały się we mnie wszystkie mięśnie. 
– Skoro wiesz, to przestań mnie we wszystkim wyręczać. Wszyscy zachowują się tak, jakbym przestał być do czegokolwiek zdolny i nie mógł nawet mocniej odetchnąć, bo od razu wywołałoby to wielkie zamieszanie.
Byłem zdezorientowany – nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, bo w pewnej części było to prawdą. Nie mogłem okłamywać samego siebie – naprawdę się o niego martwiłem. Wiedziałem, że padaczka nie może spowodować śmierci, ale skoro jego mózg także był uszkodzony przez wypadek… Przez te myśli martwiłem się podwójnie.
 – Po prostu… Kiedy myślę o tym wszystkim mam jakieś przerażające myśli, że kiedyś stanie ci się coś gorszego…
Alek zamarł z młotkiem w dłoni i spojrzał na mnie unosząc jedną brew do góry.
– Czy ty chcesz, żebym umarł? – spytał śmiertelnie poważnym tonem.
Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Ja… Ja nic takiego nie mówiłem, przecież od tego nie można umrzeć… – wyjąkałem, również przerywając pracę.
– Dobra, spokojnie, żartowałem – odparł z uśmiechem i wrócił do przybijania gwoździa.
Mnie wcale jednak nie było do śmiechu. Dlaczego on sobie tak z niego żartował, kiedy doskonale wiedział, jak ja się tym przejmuje? Chociaż… Może nie do końca to wiedział. Ale powinien zdawać sobie sprawę, że temat jego choroby jest dla mnie niesamowicie trudny i martwię się o niego przez cały czas. On jakby w ogóle nie przejmował się tym, że napad może ogarnąć jego ciało w każdej chwili. Nawet teraz.

~~~

Od pamiętnego dnia występu tańczył o wiele mniej. Widziałem, że przez to cierpi, ale jego stanowczy rodzice zabraniali mu przemęczać się fizycznie. Były jednak takie dni, kiedy po prostu musiał spożytkować tę energię.

~~~

Biegliśmy wtedy do klubu, a on zapraszał mnie na swoje próby. Pamiętam, że wtedy był taki szczególny, deszczowy dzień. Powpadaliśmy w kałuże i cali przemoczeni dostaliśmy się do naszej własnej salki,  S a l k i  A l k a, zostawiając za sobą mokre ślady. Zrzuciliśmy z siebie mokre buty i daliśmy je do suszenia na grzejnik. Alek znalazł swoje dresy z zeszłego tygodnia, których szukał od ostatniej próby. Nie wiadomo skąd znalazły się za materacami. Ubrał je i pożyczył mi na przebranie drugie, te które przytargał ze sobą.
Przyznam, że bardzo podobały mi się jego dresy. Byłem bardzo zadowolony, że mogłem ponosić jedne z nich. Z niskim kroczem, węższymi nogawkami, do tańczącego Alka pasowały niesamowicie. Popatrzyłem na siebie w lustrze – oczywiście, że nie wyglądałem w nich tak dobrze jak on.
– Masz jeszcze Internet w telefonie? – spytał mnie, robiąc jakieś ćwiczenia rozgrzewające.
– Mhm – mruknąłem, wyciągając komórkę z kieszeni.
– Włączysz mi to, co ci pokazywałem w szkole? – powiedział, rozciągając ramiona.
Wcisnąłem ikonkę YT i jednocześnie podpiąłem swój telefon do głośników. Nasze pobyty w Salce Alka powoli stawały się naszą rutyną. Patrzyłem jak Alek na sucho próbuje jakieś nowe kroki i zniecierpliwiony czekałem, aż filmik się załaduje.
– Jezus Maria! – krzyknął, kiedy całe pomieszczenie wypełniły niesamowicie mocne basy, a muzyka zaczęła rozwalać nasze bębenki. Darł się, a ja spanikowany starałem się przyciszyć głośniki.
– Zginiesz – poinformował mnie i odwracając się do lustra rozpoczął swoją rozgrzewkę na nowo. Udałem, że się focham, bo głośniki ustawione na full wcale nie były moją sprawką.
Odłożyłem telefon i poczułem, jak Alek ciągnie mnie za łokieć.
– Co chcesz? – spytałem. Popchał mnie przed lustra.
– Dzisiaj potańczymy razem – oznajmił, szczerząc się do mnie niesamowicie.
– Co? – naprawdę przeraził mnie swoją propozycją. – Ale ja nie umiem tańczyć! – zaprotestowałem, chcąc uciec na materace, gdzie zazwyczaj siedziałem i patrzyłem na jego próby.
 – To cię nauczę – słyszałem powagę i zawziętość w jego głosie. Chwycił mnie mocno za rękę i za nic w świecie nie chciał puścić.
– Ale ja na serio nie umiem tańczyć – jęczałem.
– Będzie fajnie.
Taa, od razu. Kiedy zobaczy moje kroki, ucieknie z krzykiem. Nie mogłem przecież ośmieszyć się przed moim przyjacielem, genialnym tancerzem! Wielokrotnie słyszałem, jak jest chwalony na próbach przez trenerkę. Ja od dawna wiedziałem, że taniec nie jest raczej moją mocną stroną, odkąd w podstawówce zmuszono mnie do zatańczenia walca na apelu. Podeptałem swoją partnerkę jeszcze bardziej niż na próbach i kiedy skończyliśmy występ, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jaką minę miała nasza wychowawczyni, która bardzo na mnie liczyła. Wiedziałem, że taniec Alka to zupełnie inny styl, ale jakoś to wszystko mnie odrzucało. Nie potrafiłem uwierzyć w siebie.
Zrobiliśmy wspólnie krótką rozgrzewkę – próbowałem odwzorowywać ruchy Alka. Później pozwolił mi na chwilę wytchnienia, kiedy testował nowe kroki. Może i pierwsze próby nie zawsze wyglądały jakoś fascynująco, ale ja i tak lubiłem na niego patrzeć, kiedy kilkukrotnie powtarzał kolejne ruchy. Ja bym tak nie potrafił – kiedy widziałem choreografię ich zespołu, wiedziałem, że trzeba mieć do tego niesamowity talent i wyobraźnię. Synchronizacja z muzyką i zlepienie wszystkiego w całość wymagała naprawdę ogromnej ilości ciężkiej pracy. Zarówno niedoświadczony ja jak i doświadczona trenerka widzieliśmy w Alku niesamowity potencjał.
– Zaczynaamy – oznajmił śpiewnym tonem. Westchnąłem głęboko.
– Ale ja się do tego nie nadaję – mruknąłem.
– Skąd wiesz, nawet jeszcze nie spróbowaliśmy – podszedł do mnie i zrzucił mnie z materaca. Śmiał się ze mnie, a ja zrobiłem się jeszcze bardziej speszony.
– Niee, tańcz sobie, a ja popatrzę, jak zwykle – postanowiłem, ponownie wdrapując się na materac. Chwycił mnie za spodnie, które zjechały mi do połowy tyłka. Cały czerwony trzepnąłem go w głowę.
– Za co to? – krzyknął zbulwersowany.
– Za wszystko.
– No chodź, nic się nie stanie jak spróbujesz. Pokażę ci podstawowe kroki naszego pierwszego układu. Dwadzieścia sekund piosenki i cię zostawię w spokoju.
 Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Patrzyłem jak podskakuje z nadmiaru energii. Za oknem rozszalała się prawdziwa ulewa, a deszcz dudnił o dach. Spojrzałem na niego.
– Dobra, niech ci będzie…
Prędzej czy później pożałuje tej decyzji.
Kiedy pokazał mi pierwszy krok, a ja nieudolnie starałem się go skopiować, od razu pomyślałem nad ewakuacją na materace.
– Nie dam rady zrobić czegoś takiego – oznajmiłem, stając z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Zaraz cię nauczę. Nikt by nie potrafił powtórzyć kroku, który widział przez sekundę. Dopiero ci pokazałem.
Nie będę ukrywać, że po jakimś czasie mi się to spodobało. Może i wyglądałem przy nim jak pokraka, ale naprawdę dobrze się bawiłem. Powtarzaliśmy dany krok fragmentami, kilkukrotnie, aż w końcu w pełni go opanowałem. Wzdrygnąłem się lekko, kiedy Alek chwycił moją rękę i pokazał mi jak prawidłowo wykonuje się dany fragment.
– Bardzo dobrze! – pochwalił mnie. Speszyłem się trochę. – Teraz zatańczymy całość z muzyką.
Pobiegł do mojego telefonu, a ja zacząłem obgryzać paznokcie. Już nic nie pamiętałem. Włączył muzykę, a mnie sparaliżowało.
– No chodź! – zawołał i zachęcił mnie, abym podszedł bliżej luster i głośników. Basy sprawiały, że cała podłoga dudniła.
– Może ściszymy…
– Trzy, DWA, JEDEN I…
Zatańczył, a ja stałem jak kołek. Czułem się bardzo głupio i nagle wyfrunęły ze mnie wszystkie chęci. Przecież ja nie umiem tańczyć. Nie chciałem się przy nim pogrążyć, ale najwyraźniej już to zrobiłem przez własny strach i słabą pamięć.
– Czemu nie tańczyłeś? – spytał mnie, kiedy minął fragment do naszej choreografii. Zagryzłem wargi. Wyglądał na naprawdę zawiedzionego.
– Chodź, jeszcze raz, zaraz będzie ten moment – chwycił mnie za rękę.
– Nie zatańczę tego – jęknąłem. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, wyraźnie zasmucony.
– Nie bój się, nikt ci niczego nie zrobi, kiedy się pomylisz.
– Wiem, ale…
– Chodź, teraz!
Jego palce zsunęły się z mojej ręki, jeszcze przez chwilkę czułem tam jego dotyk. Patrzyłem, jak wykonał kilka ruchów poprzedzających nasz fragment. Musiałem się odważyć, chociażby by zobaczyć jego zadowoloną twarz.
– Trzy, dwa, jeden, I…
Boże, zrobiłem to. Tak jakby te kroki były zwykłym nawykiem. Alek krzyknął ucieszony i przybiliśmy sobie piątkę. Padliśmy na materace, a muzyka zaczęła lecieć od nowa.
– Widzisz, to nie było takie trudne – uśmiechnął się. Oparliśmy się o ścianę, a ja podałem mu butelkę wody.
– Zatańczyłem i uznałem, że to jednak nie dla mnie. Koniec.
– Ej, a ja myślałem, że zdołam cię nauczyć całego układu, tak dobrze ci szło… – Alek podał mi butelkę, a ja upiłem z niej łyk, gdyż pozostawił na niej odciski swoich warg i odłożyłem ją na podłogę.
– Na pewno – odparłem z sarkazmem. – Kiedy tańczę, wyglądam jak paralityk.
– Przesadzasz.
– Nie. Stwierdzam fakty.
Głowa opadała mi na bok, położyłem się na jego udach. Nie zareagował, albo po prostu udawał i natarczywie wpatrywał się w niewielkie okno na drugim końcu salki. Przez całe ciało przeszła mi chłodna fala, kiedy jego wzrok skierował się na mnie na ułamek sekundy.

~~~

                – Ech… poczekamy jeszcze trochę i się okaże – Marysia zeskoczyła z ławki.
                – Dlaczego on dla ciebie stał się nagle taki obojętny? – wyprostowałem się. Spojrzała na mnie zdziwiona.
                – Dlaczego tak mówisz? – oburzyła się.
                – Dlaczego? Gdyby coś dla ciebie znaczył, wierzyłabyś w niego do końca. Ja wiem, że on się obudzi. U ciebie nie chodzi o cierpliwość. Stało się przecież to, o czym marzyłaś!
                – Nigdy nie marzyłam o tym, aby coś się Alkowi stało! – krzyknęła na mnie.
                – Nie o to tutaj chodzi. Odkąd się wtedy na salce tak pokłóciliśmy, ty marzyłaś tylko o tym, aby sprawić mi przykrość!
                – Co ty znów sobie ubzdurałeś?! – podniosła ręce w bezsilnym geście.
                – Powiedziałem ci coś kiedyś – wysyczałem przez zęby. – Później tego żałowałem, bo chciałaś to wykorzystać przeciwko mnie.
                – Co? Kiedy niby? Co ty znów sobie ubzdurałeś?! – stanęła przy mnie, patrząc na mnie z góry.

~~~

                Na kolejnej próbie Alka zjawiła się Marysia.
                Byłem zaskoczony, ale jednocześnie, gdzieś głęboko w środku, poczułem zawód. Przecież w te dni Alek był dla mnie. Chciałem spędzić trochę czasu tylko z nim, nie z nim I Z Marysią.
                Dziewczynie bardzo spodobała się salka, a przede wszystkim ogromne lustra. Od razu poprosiła Alka, aby zatańczył jej któryś z układów. Oboje mieli w sobie niespożytą energię.
                – Włącz muzykę, OK? – poprosił. Podpiąłem komórkę do głośników i tym razem postarałem się, aby nie buchnęły tak jak w zeszłym tygodniu.
                Marysia była zachwycona. Co z tego, że widziała ten układ setki razy. Alek ukłonił się, a ona zaczęła klaskać i go komplementować. Widziałem, że go to cieszy. Przygasłem trochę, bo przy mnie nigdy chyba nie był taki zadowolony. Może po prostu nie rozumiał mojego sposobu wyrażania podziwu? Ja nie wieszałem się mu na szyi i nie klaskałem jak szalony. To byłoby… niestosowne.
Czemu dziewczyny mają znacznie więcej przywilejów?
Ostatnim razem przekonał mnie, abym nauczył się dalszej części układu. Namawiał mnie dosyć długo, aż wreszcie się zgodziłem. Oczywiście, że protestowałem specjalnie. Nie wiem dlaczego wstydziłem się przyznać, że nagle mi się to spodobało. Bo cała uwaga Alka skupiona była na mnie.
Teraz moje miejsce zajęła M a r y s i a. Nie wiem jak to było, czy on ją tutaj zaprosił, czy ona sama się go uczepiła? Ostatnio znacznie częściej widywałem ją przy nim, co sprawiało, że czułem się trochę zaz… Nie, wcale nie. Przecież wcale mi się dzisiaj nie chciało tutaj siedzieć, może jestem po prostu zły, bo wymęczył mnie ciężki dzień w szkole? Alek zajmie się uczeniem Marysi, a ja sobie odpocznę. Idealnie.
Słyszałem ich śmiech, raz po raz słyszałem rytmiczne tupanie i w kółko powtarzany fragment utworu. Udawałem, że przeglądam zeszyt, choć przecież nikt nie mógłby się skupić przy takim hałasie. Dżinsy przestały być tak wygodne i zamarzyłem o dresie Alka. Znów miał na sobie jakiś nowy; wykryłem u niego fetysz dresów. Ale… od kiedy go miał? Mieliśmy razem iść do miasta, wspominał coś o nowych dresach do swojej kolekcji… Nie ważne, czym ja się przejmuję? Najwyraźniej zanim mnie spytał o to ponownie, znalazł czas aby kupić je samemu.

Marysia była bardzo zadowolona i przyjemnie zmęczona po dzisiejszym dniu. Nie chciałem sprawiać wrażenia, że byłem troszkę zawiedziony faktem, że zepsuła naszą rutynę. Próbowałem zachowywać się normalnie, tak jakby ten dzień także był dla mnie udany. Wewnątrz byłem trochę rozdarty – jedna część mnie upominała się o tę zasłużoną uwagę Marka, a druga psioczyła o egoizmie. Już nie wiedziałem, co miałem sobie myśleć.

~~~

– Pamiętasz, jak po naszej sprzeczce pojawiły się jakieś szczególne dni, w którym nam obojgu jakoś szczególnie pasowało nasze towarzystwo? Wspólne przerwy, setki wypadów, jakoś tak się złożyło, że charaktery nakierowały się na siebie. Wtedy ci to powiedziałem. Byłaś zachwycona, że masz takiego kolegę, chciałaś zabawić się w swatkę. A potem…
Drgnąłem na dźwięk dzwonka.
– Pogadamy później – wysyczała i wybiegła z sali by odszukać swoją klasę. Też musiałem się zbierać. Miałem teraz WF i ogromne nadzieje na to, że wymęczę wszystkie nerwy, które dały o sobie znać, kiedy pojawiła się Marysia.

Na kolejnej, dłuższej przerwie, zatrzymaliśmy się w ciemnym korytarzyku prowadzącym do szatni konserwatorów. Tam nikt nie musiał nas widzieć i słuchać.
– Kontynuuj – powiedziała z wyższością w głosie. Westchnąłem.
– No więc był ten dzień, powiedziałem ci i przez moment było super, świetnie. Potem zaczęłaś się dziwnie zachowywać.
– To znaczy jak? – skrzyżowała ręce na piersi.
– Zaczęłaś przystawiać się do Alka. Niby nieświadomie, ale nigdy wcześniej się tak nie zachowywałaś. Chyba chciałaś, żebym zauważył.
– Co ty wygadujesz? Kiedy niby przystawiałam się do Alka? – słyszałem w jej głosie sztuczną złość.
– Przestań udawać. Robisz się nudna. Ciągle tylko odpowiadasz pytaniami na stwierdzenia, a to źle świadczy.
– Źle świadczy o tobie! Wciąż wygadujesz jakieś cuda z kosmosu! Kiedy je wymyśliłeś? Teraz, na poczekaniu, żeby mnie wkurzyć? – trochę spanikowała, a ja doskonale widziałem, że wpadła i starała się odwrócić wszystko tak, aby to ona miała rację.
Marysia od pewnego czasu nie była tą Marysią chociażby sprzed pół roku. Wtedy kochałem ją jak najlepszą przyjaciółkę, była śmiała, otwarta i wyluzowana, a teraz? Może popadła w złe towarzystwo? Często kręciła, kłamała, raz przyszła wstawiona do szkoły. Niektórzy nie zauważyli, ale ja tak. Za dobrze ją znałem.
– Nic nie wymyślam. Opowiadam ci wszystko z mojego punktu widzenia. Kiedy powiedziałem ci o moim zauroczeniu nagle zaczęłaś się do niego przystawiać! Skąd te niecodzienne decyzje i niefortunne zdarzenia? Kochasz Alka? Och, jak słodko! Będzie mój!
– Nigdy nie zrobiłabym czegoś w tym stylu – wymruczała. – Nie jestem taką idiotką.
– Zrobiłaś, ale w nieco innej aranżacji – powiedziałem. Widziałem złowrogie ogniki w jej oczach. – Chciałaś się odegrać po tym incydencie, który przecież był nieprawdą. Ja nigdy nie chciałem sprawić ci przykrości. Tyle razy ci mówiłem, że to nie ja.
– Ja i tak ci nie wierzę. Przecież tobie powierzyłam najgłębsze szczegóły!
– Czyli to prawda, że chciałaś się zemścić? Przecież wiadomo, że hetero chłopak nigdy nie poleci na drugiego chłopaka, chciałaś pokroić moje serce jeszcze bardziej niż to zrobiłaś niesłusznymi oskarżeniami.
– Ja wcale nie…
– Och, przestań się wykręcać, naprawdę jesteś nudna – wtrąciłem się jej wpół zdania.
– Wiesz? Może i dobrze, że Alek zaczął zwracać większą uwagę na mnie… Dobra, przepraszam, nie mogę więcej udawać takiej suczej Maryśki!
Rzuciła mi się na szyję i popłakała. Nie wiedziałem już co mam o tym sądzić. Objąłem ją ramionami i pogłaskałem po głowie. Uznałem jednak, że na chwilę obecną nie mogę jej ufać. Nowa Marysia miała zbyt wiele twarzy. Ta nagła metamorfoza mogła być dobrze przemyślana. Tok myślenia tej dziewczyny jest zazwyczaj bardzo zaskakujący.

~~~

Na kolejnej próbie znów pojawiła się Marysia. Tym razem Alek zapytał mnie, czy się dołączę. Wymigałem się nadwyrężonym mięśniem. Po części była to prawda, bo od rana czułem bóle w łydce i co jakiś czas kuśtykałem.
Kiedy bawili się w najlepsze, zamknąłem się w łazience, usiadłem na desce i pozwoliłem sobie na chwilę słabości. Poczułem ulgę. Od dawna nie mogłem znaleźć na to chwili, by po prostu sobie popłakać. Na moment oczyściłem się z wewnętrznych trosk, które i tak wkrótce powrócą. Czemu jestem takim masochistą? Tak bardzo pragnąłem tego, aby dziwne uczucie gdzieś sobie poszło, nie miałem zamiaru zniszczyć naszej przyjaźni. Chciałbym, aby ktoś dawał mi porządnego kopa w tyłek za każdym razem, kiedy pomyślę o Alku w sposób więcej niż przyjacielski. To byłoby dobre rozwiązanie, ale funkcjonowało tylko w mojej głowie.

*

Któregoś dnia pokłóciliśmy się w szkole. Usłyszałem, jak krzyczy moje imię z drugiego końca szatni. Znikąd zjawiła się przy mnie i uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz. Zatoczyłem się lekko, bo tego się nie spodziewałem. Zrobiło się niemałe widowisko, wszyscy patrzeli na nas zafascynowani.
– Jak mogłeś rozpuścić te plotki! – krzyczała Marysia, masakrycznie wkurzona. Wyglądała jak rozjuszone zwierzę.
– O  c o  c  i  c h o d z i?! – zapytałem wnerwiony. Ta dziewczyna była czasami zbyt nieprzewidywalna.
– Tylko ty o tym wiedziałeś!
Oskarżyła mnie, że rozpuściłem jakieś dziwaczne plotki na jej temat, te które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Wściekła się jak nigdy wcześniej. Doskonale wiedziałem ile znaczyły dla niej te sekrety, więc jako lojalny przyjaciel nigdy bym się czegoś takiego nie dopuścił.
– Nie mogę się na ciebie już nawet patrzeć! – odwróciła się na pięcie i poszła, zostawiając mnie wraz z zafascynowanym tłumem. 
Nie odzywaliśmy się do siebie przez jakiś czas, a ja usilnie próbowałem wyjaśnić z nią te wszystkie sprawy. Nie wierzyła mi, że to wcale nie ja rozpuściłem te plotki, które wpakowały ją w niemałe kłopoty.

*

Coś się zmieniło.
Widziałem ich razem, chodzili, rozmawiali, śmiali się. A o mnie jakby zapomnieli. Po kilku mozolnych próbach odpuściłem i zostawiłem ich samych. Poczułem coś w sobie, jakby żal… Starałem się jednak o tym nie myśleć. Nie. Nie. Nie. Alek chyba wiedział o naszym spięciu. Może trzymał bardziej stronę Marysi, pomimo tego, że wyjaśniliśmy sobie już kilka spraw? Który chłopak nie wolałby czasami trochę poprzymilać się do dziewczyny?
Dlaczego myślę na opak, nigdy dla własnego dobra?
Na następny trening, dwa tygodnie później, nie przyszedłem. Ostatnio próby zamieniały się w jakieś spotkania towarzyskie. Brakowało tylko tego, aby Marysia zaprosiła swoje przyjaciółki. Wtedy byłby koniec mnie, koniec wszystkiego. Chociaż nie – nie mogłaby wtedy tak bezkarnie zarywać. Kiedyś Alek mówił mi, że potrzebuje dnia, w którym pobędzie sam na sam z muzyką i swoim odbiciem w lustrze. Później zaprosił mnie na jeden z samotnych treningów, był wtedy tak bardzo czymś przybity, że nie chciał siedzieć tam sam. Chociaż tylko patrzyłem, jak lekko speszony ćwiczy kolejny układ, powiedział mi, że moja obecność bardzo mu pomogła. Chyba wtedy poczułem taką mocną falę dreszczy i ciepła na policzkach. Potem każdy jego dotyk zostawiał na moim ciele chłodne igiełki, które z każdym dniem rosły i rosły. Starałem się, aby patrzeć na niego w  t e n  sposób tylko z daleka.

~~~

Wracaliśmy ze szkoły w ciszy. Byłem trochę skrępowany, bo już nie wiedziałem, jak się mam przy niej zachować. Wieczorem postanowiłem zajrzeć do Alka w szpitalu, ale nie wspomniałem jej o tym ani słowem. Ta wizyta miała być tylko dla mnie i ode mnie.
Brakowało mi go. Czułem się tak… pusto. Zanim zapadł w śpiączkę, spędziliśmy przecież ze sobą tyle czasu. Byłem nawet bliski opowiedzenia mu wszystkiego, co do tej pory kłębiło się w moim sercu i  głowie.
– Wiesz, mam taką ogromną ochotę na ciebie nakrzyczeć i powiedzieć ci, że cię nienawidzę, ale jednak tego nie zrobię. – nie będę tobą.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– To po co mi to mówisz? – burknęła.
– Nie wiem.
Po prostu trochę się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem jej skonfundowaną twarz. Przez większość drogi pozostał na niej taki wyraz. Czemu mi to schlebiało?
– Teraz czuję się, jakby cała ta śpiączka Alka była tylko i wyłącznie moją winą – powiedziała oskarżycielskim tonem.
– Nic takiego nie mówiłem.
– Wkurzasz mnie – mruknęła.
– Ty mnie też.
Warknęła na mnie i ścisnęła dłonie w pięści. Kochany widok. Szedłem sobie spokojnie z wkurzoną wiedźmą u boku, napędzany nadzieją, że może dziś, jutro, prędzej czy później Alek się obudzi i wszystko będzie tak jak dawniej. Że nagle jego padaczka zniknie i znów będzie mógł tańczyć na scenie ile wlezie.

~~~

– Czemu nie przyszedłeś na salkę? – spytał mnie Alek, kiedy spotkaliśmy się na korytarzu.
Wzruszyłem ramionami. Na chwilę obecną nie znalazłem sensownego wytłumaczenia, które nie spowodowałoby lawiny kolejnych pytań.
– Przecież mieliśmy się uczyć dalszej części układu… – usiedliśmy na ławce.
– Po co? Przecież i tak nie umiem tańczyć – odparłem znudzony, bawiąc się palcami.
– Mówiłeś, że nie możesz się doczekać – spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Och, czemu on musi mi to robić?
– No… Miałem ciężki dzień i byłem zmęczony, poza tym miałeś tam Marysię – postanowiłem zahaczyć lekko o mój p r o b l e m a t y c z n y  t e m a t.
– Ta… - odwrócił głowę powoli, jakbym uderzył w jakiś jego czuły punkt. Zagryzłem wargę.
– Stało się coś? – spytałem nieśmiało. Spojrzałem na jego dłoń, która zwisała tuż obok mojego uda. Powstrzymałem się przed dotknięciem jej.
– Nie – odparł lakonicznie. Wiedziałem, że kłamie, ale postanowiłem nie drążyć tematu.
– Muszę iść do biblioteki. Jakby coś, to mów – uśmiechnąłem się do niego i wstałem z ławki.
– OK.
Ucałowałbym go teraz w policzek, gdyby nie fakt, że 1. jesteśmy na korytarzu, 2. facet + facet = raczej nie, 3. NIE.
Posłałem mu kolejny uśmiech i poszedłem w swoją stronę, po drodze mijając Marysię bez słowa.

~~~

Wieczorem pojechałem autobusem do szpitala. Zignorowałem fakt, że miałem się uczyć na jutrzejszy sprawdzian z historii. Wszystko wykonywałem już odruchowo – recepcja, schody, korytarz, zakręt, korytarz, salka. A potem widok Alka. Zdawało mi się, że wydaje się jeszcze mizerniejszy niż ostatnim razem, lecz wciąż z tym samym wyrazem twarzy.
Kiedy pielęgniarka wyszła z salki, usiadłem na krzesełku obok jego łóżka.
– Cześć. Smutno mi – szepnąłem, jak zwykle. Podobno ludzie w śpiączce słyszą, ale nie są w stanie zareagować. Zupełnie jakby byli uwięzieni we własnym ciele. Ja pewnie dołowałem Alka swoimi smutkami.
– Wierzę, że w końcu się obudzisz – znów wyszeptałem, tak aby tylko on to usłyszał, jakbym był jakimś cichym wicherkiem na salce. – Marysia przestała wierzyć. Jakbyś się jej już znudził. Znowu.
Bawiłem się rogiem prześcieradła, co chwilę spoglądając na jego bladą dłoń wystającą spod kołdry. Nie mówiłem już nic. Chciałem rozmawiać z nim samą swoją obecnością.  Delikatnie musnąłem palcami jego dłoń, jakby mieli mnie za to ukarać. Liczyłem na to, że chociaż poruszy powiekami. Przecież były takie przypadki, że chorzy nawet otwierali oczy. Co bym wtedy zobaczył w jego oczach?

~~~

Coś się zmieniło. Znowu.
Zaczynało się to robić irytujące.
Nie widziałem już Marysi przy Alku, a przecież dałem im tyle czasu na przebywanie sam na sam ze sobą. Kleiła się teraz do jakiejś innej grupy. Znudził się jej, czy jak?
Nie patrzyła już tak na mnie dziwnie, ale wciąż ze sobą nie rozmawialiśmy. Jakbyśmy prowadzili walkę na milczenie. Irytowało mnie to, bo wcześniej chociaż wiedziałem co o mnie sądzi, widząc jej spojrzenie. Patrzyła tak jakby… z wyniosłością. Doskonale wiedziała, że czuję coś do Alka i pragnęła to wykorzystać. Robiła mi na złość, lecz ja starałem się, aby jak najmniej to po sobie pokazywać. Ściskało mnie od środka, jednak musiałem dać sobie z tym wszystkim spokój. Przecież ona dawała mi sygnały, że chłopak i chłopak to sprawa bardzo nienormalna. Że  j a  jestem nienormalny.
Jednak teraz zachowywała się, jakby nagle z dnia na dzień Alek przestał istnieć. O co chodzi? Czy to ma jakiś związek z tym, że Alek nie chce mi powiedzieć co go męczy…? Domyśliłem się, że chciała Alka na wyłączność tylko dlatego, aby się odegrać. Odegrać za coś, czego nie zrobiłem. Przestałem jednak mieć jej to za złe. Prawdopodobnie też mógłbym tak zareagować, kiedy ktoś sprawiłby mi niesamowitą przykrość i skomplikował życie. Sytuacja Marysia się jednak już wyprostowała i w duchu się z tego bardzo cieszyłem.

*

– Co się stało Marysi? – Alek przysunął do mnie krzesło, kiedy w bibliotece powtarzałem sobie ostatnie tematy z biologii.
– Nie wiem – odparłem. – Co się dzieje?
– W ogóle ze mną nie rozmawia… Mówiła ci  o  c z y m ś…?
Oho, czyli naprawdę ma jakiś problem, o którym najwyraźniej nie chce ze mną pomówić.
– Nie. Przecież przebywaliście ze sobą dwadzieścia cztery na dobę, nie pomyślała, że istnieję jeszcze ja – odparłem urażony.
Odwrócił wzrok. Chyba zrozumiał, że przez ten czas kiedy razem tak uroczo szczebiotali, ja siedziałem sam.
Westchnął głęboko.
– Wtedy, kiedy nie było cię na salce, chciała mnie pocałować.
Zamurowało mnie. Udawałem, że wcale się tym nie przejąłem. Spokojnie, spokojnie…
– Nie pozwoliłem jej. Przecież jesteśmy p r z y j a c i ó ł m i.
– Dlaczego pytasz mnie o powód, skoro sam doskonale wiesz, dlaczego prawdopodobnie się do ciebie nie odzywa? – spytałem, choć wiedziałem, że właśnie mam zamiar ranić samego siebie. – Przybiłeś jej na piersi tabliczkę z ogromnym napisem f r i e n d z o n e.
– Nie mogę niszczyć naszej przyjaźni. Przecież jest dobrze tak, jak jest. Marysia nie jest dla mnie – wbił wzrok w podłogę. – Zdenerwowała się.
To ukoiło trochę mój ból, chociaż nadal nie pozbyłem się dziwnego uścisku w żołądku.
Zaraz.
Skoro on jest szczęśliwy, kiedy we trójkę jesteśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi, co by się stało, kiedy  p r z y p a d k i e m  jakoś dowiedziałby się o moim uczuciu? Zrujnowałbym wszystko. Marysia a ja to dwie zupełnie inne sytuacje. Ponownie zawód przekłuł mój serce.
Prawdopodobnie sen Marysi o zemście na mnie zaczynał się spełniać.

~~~

– Byłem wczoraj u Alka – oznajmiłem Marysi następnego dnia.
– To fajnie – odparła i nadal pieprzyła mi do ucha jakieś głupoty, które wcale mnie nie interesowały. Kiwałem głową od czasu do czasu, kiedy wybuchała śmiechem.
– A ty odwiedzałaś Alka ostatnio? – zapytałem.
– Rany Boskie, możesz wreszcie skończyć z tym Alkiem? – warknęła na mnie. – Jedno i to samo od ciebie słyszę, na okrągło Alek to, Alek tamto, Alek siamto! Świat nie kręci się wokół Alka!
– Przestań. Za to ty ciągle pieprzysz o tej waszej elicie, to Iza, to PePe, to jeszcze ktoś inny…
– Elicie? Serio?
– Tak.
– Po prostu się przyjaźnimy. Nie możesz wiecznie pytać tylko o jedno. Wiem, że kochałeś się w Alku…
– Możesz ciszej?! – zagryzłem wargę. Nie chciałem, aby ktokolwiek usłyszał o moim sekrecie, ale najwyraźniej mi się nie poszczęściło, bo kilka osób posyłało w moją stronę ukradkowe spojrzenia. Miałem nadzieję, że nie myślą o tym, o czym ja teraz myślę.
– …ale na razie mu nie pomożesz. Weź skończ temat, nie wskrzesisz go ciągłym łażeniem do szpitala. Jak się obudzi, to się obudzi. Jeśli nie, to… trudno. Już nie będzie się męczył napadami.
– Nienawidzę cię – syknąłem. Przecież ona nieświadomie życzyła mu śmierci!
– Piotruś! – krzyknęła, wyciągając rękę ku wysokiemu chłopakowi, który przechodził obok nas. Zupełnie mnie zignorowała. – PePe!
Chłopak odwrócił się ku niej i posłał zadziorny uśmieszek. Pociągnął ją za rękę i pomógł wstać, a z drugiej strony korytarza nadciągnęła reszta elity.
Nie powinienem mieć nic przeciwko zmianom, ale zmiana Marysi mi nie odpowiadała. Zapomniała o dawnych przyjaźniach i miała na sobie setki masek, które pewnie miała założone już wcześniej. Postanowiłem jednak, że przestanę się nią przejmować. Tak samo jak ona przestała interesować się Alkiem, kiedy w pewnej części zepsuł jej plany na złamanie mojego serca. Pocałunek na salce miał być zaczątkiem tworzenia się nowej parki i niezmiernie cieszyłem się, że Alek jej na to nie pozwolił.
Choć nie cieszyłem się długo.
Teraz pozostało mi jedynie czekać.
Jaki on będzie, kiedy się obudzi? Czy w pełni odzyska sprawność, czy może na zawsze pozostanie warzywkiem? Tęskniłem za dudniącymi głośnikami na salce, jego dresami i deszczem zacinającym za oknem. Chciałbym móc wreszcie mieć okazję, by w pełni odważyć się na ten pierwszy krok, który niestety został uniemożliwiony przez ostatni napad padaczki.

~~~

Wybiłem Alkowi z głowy pomysł pójścia do kina. On po siedmiu latach życia z padaczką chyba nadal nie był świadomy swojego schorzenia! Nie miałem zamiaru widzieć jak w trakcie filmu osuwa się na podłogę, a wszyscy ludzie są wkurzeni, że zakłócamy film. Później zrobiłoby się niesamowite zamieszanie i widowisko, a ja znów bym się poryczał. Nigdy nie reagowałem na nic tak emocjonalnie jak na napady Alka. Dodatkowo chciał zobaczyć film akcji, więc szybciutko zaciągnąłem go na drugą stronę ulicy.
– To rujnuje mi życie – jęknął.
Zagryzłem wargę. Mnie zrobiło się przykro, że Alek musiał ograniczać się w wielu sprawach.
– Lepiej sobie odpuścić niż żeby znowu to wszystko przeżywać…  mruknąłem cicho. Spojrzał na mnie zmartwiony, a ja schowałem twarz za kołnierzem kurtki.
– Dlaczego zawsze ty smucisz się bardziej niż ja? Też chciałeś zobaczyć ten film, nie? – zapytał. Pokręciłem głową. Przecież nie  o  t o tu chodziło. Alek nigdy nie widział co się ze mną działo podczas jego napadów. Zazwyczaj nie było mnie przy nim, kiedy odzyskiwał przytomność. Zawsze odciągali małego histeryka gdzieś daleko na bok.
– Chce mi się czegoś strasznie słodkiego. Może to mało męskie, ale musimy iść do kawiarni na szarlotkę na ciepło, bo chyba nie wytrzymam.
– Może być – wymusiłem uśmiech. W duchu cieszyłem się jak małe dziecko.
Otaczała nas przyjemna aura późnego, listopadowego popołudnia. Uwielbiałem tę porę roku, ten czas i spacery przy poszarzałym niebie. Nie miałem pojęcia dlaczego tak bardzo podoba mi się ten szary świat, opadłe liście i lekki, chłodny wiatr. Może po prostu kojarzył mi się z wyciszeniem.
Kolorowa kurtka Alka z wszystkim zbyt mocno kontrastowała i zwracała na siebie moją uwagę. Czy to dobrze? Myślałem nad tym, kiedy Alek posyłał mi przyjacielskie uśmiechy, a ja odwracałem wzrok, żeby przypadkiem nie zobaczył mojego rumieńca. Świat wtedy chciał, abym nie skupiał właśnie na nim uwagi, tylko patrzył na  n i e g o, jak śmieje się, kiedy ląduję w stercie liści czy rozsypuję wszystkie grosze przy ladzie kawiarni.
Moje ciało przepełniała wtedy niesamowita radość, ekscytacja, kiedy Alek dotykał moich rąk zbierając setki groszówek.

Wyobrażałem sobie, że siedzimy przy oknie ciepłej i pachnącej kawiarni niczym zakochana para. Że mam prawo obetrzeć mu bitą śmietanę z kącika ust. Korci mnie, więc nerwowo dłubię w swojej porcji ciasta. Alek wygląda, jakby był w siódmym niebie. Doskonale wiem, jak kocha słodkości.
– Haloo… – machnął mi ręką przed oczami. Zagapiłem się na niego, szlag.
– Zagapiłem się – odparłem zawstydzony.
– Gdzie jestem brudny? – spytał wprost.
– Nigdzie – odparłem. Wcześniej zdążył zlizać bitą śmietanę.
– Tiaa – wyjął komórkę z kieszeni i przeglądnął ci szybko. – OK, tym razem nie kłamałeś.
Uśmiechnąłem się i kończyłem swój kawałek, patrząc na jego blade palce bębniące na blacie.
– To było genialne, zatkało mnie – powiedział, opierając się o krzesło z widelczykiem w ustach. Podniósł się i jednym szybkim ruchem ukradł mi kawałek szarlotki.
Podobno cię zatkało – przypomniałem mu, ale wcale nie żałowałem mu mojego ciasta. – Jak chcesz, dojedz moje, ja już nie mogę – skłamałem i podsunąłem mu talerzyk. Widziałem, że zaświeciły mu się oczy.
– Na pewno? – upewnił się, spoglądając na mnie.
– Tak.
– Dzięki – odparł z uwielbieniem. Doskonale znalem jego niesamowite zapotrzebowanie na słodkości, chociaż wydawał się być bardzo chudy.
Nasza  p s e u d o – r a n d k a  musiała niestety dobiec końca. Marzyłem o jakimś subtelnym geście, czasami przypadkowo ocierałem dłonią o jego rękaw. Akurat temat rozmowy rozkręcił się najbardziej, kiedy dotarliśmy na jego ulicę. Nie mogliśmy skończyć, wiec odprowadziłem go pod dom. Zazwyczaj kończy się to chociażby muśnięciem ust pod drzwiami, ale mnie mogło się to jedynie przyśnić. Alek poklepał mnie po plecach, a coś delikatnie zaczęło rozrywać moje serce. Przecież było tyle okazji, tyle idealnych momentów aby mu coś zasugerować, podpowiedzieć. Byłem jednak zbyt tchórzliwy. Nie zahaczaliśmy nawet o dogłębną analizę zachowania Marysi. Cieszyłem się, że miałem go tylko dla siebie i zaprzepaściłem chwilę.

*

– Zaniosłabyś to Alkowi? Strasznie tego potrzebuje, a ja się spieszę na francuski i nie mogę mieć kolejnego spóźnienia… – wcisnąłem Marysia do ręki reklamówkę, a ta przewróciła oczami.
– Nie chce mi się… Przecież on mieszka w drugą stronę, ty mu zanieś…  – jęknęła.
– Nie dam rady, muszę się zbierać!
– No to problem, bo ja nie mam siły, żeby się tam wlec. Idę do domu i spać. Jutro mu damy.
– Ale…
– Pa! – wcisnęła mi reklamówkę do rąk i sobie poszła.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że mają z Alkiem wciąż trwające ciche dni. Moje serce było jednak bardzo ucieszone przez spotkania z chłopakiem. Nie wiedziałem co mam zrobić – czy kolejny raz odpuścić sobie zajęcia czy dać mu to jutro? Na pewno nic się mu nie stanie, kiedy dostanie to dopiero następnego dnia.
Zbiegłem do szatni, porwałem kurtkę i poleciałem na przystanek. W sumie, może jednak lepiej by było, gdybym mu to szybciutko oddał, tak bardzo się tym przejmował. Postanowiłem jednak znów spóźnić się na zajęcia i zwalić to na mój magnes o imieniu  A l e k.
Szybciutko przemierzyłem dwie dzielnice i wybrałem jego numer.
– No? – odezwał się po drugiej stronie.
– Mam to, za chwilkę będę u ciebie.
– Cholera, dzięki! – miło było słyszeć jego radosny głos. Sam też się uśmiechnąłem. – Mam u ciebie dług. Znowu opuszczasz francuski, nie?
– Nie ma za co. Tak, ale wiem, że to ważne dla ciebie – tak bardzo chciałbym, abyś mnie chociaż przytulił.
– Dzięki ci jeszcze raz! Gdzie jesteś?
– Koło sklepu, za chwilkę będę.
– OK, jakby co, wejdź sobie, biorę prysznic i nie wiem, czy zdążę. Drzwi są otwarte.
– OK.
– No to cześć.
– Pa.
Dotarłem do bramki i nie tykałem dzwonka.
– Jestem! – otworzyłem drzwi i szybko zdjąłem buty w przedpokoju. Wiedziałem, że mama Alka nie lubi, kiedy ktoś włazi jej buciorami do domu. Czułem się tu już trochę jak we własnym domu. Nie zdejmowałem kurtki, bo za chwilę i tak musiałem lecieć.
Nikt się nie odezwał, więc pomyślałem, że raczej nikogo nie ma w domu, a on nadal siedzi w łazience. Skierowałem swe kroki do kuchni, miejsca wszelakich spotkań towarzyskich. Kuchnia od zawsze była takim miejscem, w którym kochali się zbierać wszyscy. Klimat tego pomieszczenia zawsze najbardziej przyciągał. I jedzenie.
– Al…
Poczułem, że świat zwalnia, a moje ręce zaczynają się trząść. Łzy od razu podpłynęły mi do oczu. Kurwa,  n i e  t e r a z,  proszę!
Szybko skoczyłem do niego i ukucnąłem obok. Umierałem ze strachu i wszystko wyfrunęło mi z głowy, nie miałem pojęcia co mam zrobić. Ostatni napad Alek miał kilka dni temu, co się dzieje, że znów się powtórzył?
Jego sparaliżowane ciało wierzgały niekontrolowane odruchy. Dlaczego istnieją takie choroby? Miałem ogromną nadzieję, że nie uderzył się głową w blat. Szybko starałem się przypomnieć sobie, co dokładnie zazwyczaj robiono, kiedy miał napad. Patrzyłem na to tylko ze dwa razy, dokładniej wtedy, na scenie, dwa lata temu. C h o l e r a !
Bałem się go ruszyć, że jeszcze mu coś zrobię. Kilkakrotnie doradzano, aby czasami nic nie robić z ludźmi podczas napadu, że czasem lepiej poczekać, aż wszystko minie. Ale ja nie mogłem na to patrzeć! Z oczu mi się lało i czułem się straszliwie słaby. Co mam robić?
Zadzwoniłem do mamy Alka, jak dobrze, że miałem jej numer. On trochę się uspokoił, ale wciąż przerażał mnie bezwyrazową twarzą.
– Halo?
– A-Alek… Alek ma napad… i nie wiem co ja mam zrobić! – wykrzyczałem przez zaciśnięte gardło.
– Boże! Nie ruszaj go, za chwilę powinno przejść, już jadę, Boże!
Słysząc zdenerwowaną matkę poczułem się jeszcze bardziej bezsilny. Ciało Alka nadal było spięte, a ja po prostu ryczałem. Mój odruch bezwarunkowy. Tak bardzo martwiłem się, że coś mu się stanie, za każdym razem. Za bardzo byłem już wyczulony na jego punkcie.
Jego mama przyjechała dosyć szybko, a Alek zdążył się już uspokoić. Gorzej ze mną. Cały się trząsłem, kiedy widziałem jego nieprzytomne ciało, oddychał spokojniej. Musiałem się uspokoić, musiałem. Pamiętam, że siadłem na fotel w salonie i kazano mi czekać. Dostałem herbaty, ale nie mogłem przełknąć żadnego łyka.
Zazwyczaj Alek od razu się budził i po prostu nie pamiętał co się stało.
Słyszałem nerwowe kroki jego mamy.
Zadzwoniłem do Marysi. Zgadnijcie co.
Oczywiście, że się nie przejęła. Gdybym nagle nie zmienił zdania co do lekcji, nie wiadomo, co by się stało.
Tup, tup, tam i z powrotem.
Alek wciąż leżał.
Wezwano karetkę.

*

Jeszcze wcześniej, zanim Marysia pierwszy raz pokazała się na salce, przeżywaliśmy jakiś miodowy okres. Nasza przyjaźń i radość z wspólnego spędzania czasu przerywała granice. Wyznałem jej wtedy mój mały sekret.
– Kochasz się w… Alku? – powtórzyła zaskoczona.
– Tak – odparłem cicho. – I nie wiem, co mam z tym zrobić.
– O Boże, yyyh… – odsunęła się ode mnie z obrzydzeniem.
Spojrzałem na nią zdezorientowany.
N i e  tolerowała gejów.
Nie wiedziałem co mam z tym zrobić. A skoro teraz już  o n a  wie, nie będzie dobrze…
– O Jezu, nie wierzę! – pisnęła uradowana. Widziałem radosne ogniki w jej oczach. Siedziałem zaskoczony. Wrobiła mnie! – Mam przyjaciela geja! – krzyknęła szeptem i wykonała jakiś nieokreślony taniec radości.
– Ale proszę, zachowaj to dla siebie…
– Jasne, jasne, nie jestem taka – machnęła ręką i mnie przytuliła. – Jezu, Jezu, powiesz mu kiedyś? Wiesz, jestem tym strasznie podekscytowana, to takie słodkie!
Poczułem, że robię się cały czerwony. Co z tego, że raczej nikt nas nie usłyszy, bo siedzimy na dosyć odosobnionej ławce w parku, ale ta dziewczyna sprawiała, że zaraz pożałuję swojej decyzji o powierzeniu jej sekretu.
– Powiesz mu?
– Komu…?
– No komu? A l k o w i, idioto!
– NIE – zaprzeczyłem. – Nie, nie, nie!
– Ale czemuuu…? – posmutniała.
– No jak myślisz? Wyznawanie uczucia koledze nie jest taką normalną sprawą… – wyszeptałem te słowa przez zaciśnięte gardło, bo poczułem się trochę zażenowany.
– Ja już was widzę razem – spojrzała gdzieś w dal i wykonała jakiś ruch ręką, jak gdyby pokazywała mi jakiś obraz.
– Chodź, idziemy – wciąż cały zaczerwieniony postanowiłem przerwać jej wizje, które z pewnością w jej głowie były bardzo dziwaczne.
Sprawa wydawała się wtedy taka błaha, zupełnie jakbyśmy mieli po dwanaście lat i wchodzili w ten świat „dorosłości” i uczuć.

~~~

                Teraz Alek leżał już drugi miesiąc w śpiączce.
                Listopad.
Grudzień.
Pierwszy Sylwester bez Alka.
Styczeń.
Chłód, śnieg i zawieje.
Starałem się jednak nie tracić nadziei. Nie mogłem pogodzić się z myślami Maryśki – to niemożliwe, aby tak bardzo stał się jej obojętny. Ciekawe, czy się teraz cieszy. Głównie z mojego powodu, bo ostatnio dużo czasu spędzałem sam. Nie uśmiechałem się. A ona fruwała zadowolona z elitą i mówiła mi, że dobrze będzie jak umrze. Może nie wprost, ale mnie jej słowa, które nie zawierały podtekstu o nadziei, o tym mówiły. Ostatnio wszystkie słowa.

*

– Późno dzisiaj będziesz? – usłyszałem po drugiej stronie słuchawki głos mojego taty.
– Mam francuski po szkole, a co się stało? – byłem trochę zdziwiony, że tata dzwoni do mnie z takim pytaniem.
– Alek się obudził.
Chyba umarłem.
Czy to żarty?
13 lutego, słyszę, że Alek się obudził. Może naprawdę popadłem w obsesję i słyszę tylko same wieści o Alku…
Cholera.
– Halo? Jesteś?
– Tak, tak! Tato, przyjedź po mnie teraz, proszę! Musimy jechać do szpitala! – jęknąłem histerycznie.
Wciąż nie wierzyłem w to, co usłyszałem.
To żarty.
Czy Alek naprawdę jest tym, kim był kiedyś?
Jak wygląda?
Jak się czuje?
– Jestem nadal w pracy, chwilę temu zadzwoniła mama Marysi, nie mam możliwości, aby się urwać…
– Proszę cię!
Mógłbym znowu płakać.
Ze szczęścia.
Pierwszy raz od listopada, zeszłego roku.
– Mówię ci, że nie mam możliwości… Kończę za dwie godziny, wtedy pojedziemy od razu.
– Pojadę sam!
Rozłączyłem się. Dwie godziny to za dużo.
Wyfrunąłem ze szkoły. Ach, ten niefortunny francuski. Ostatnio jednak opuściłem lekcję w listopadzie, mogłem sobie znów na to pozwolić. W mojej głowie dźwięczała tylko jedna, radosna myśl – Alek się obudził!
Pognałem na przystanek. Najbliższy autobus za piętnaście minut, które postanowiły dłużyć się niemiłosiernie. Rozsadzała mnie energia na myśl o spotkaniu z żywym Alkiem. Ale… czy jest taki jak kiedyś…? Śpiączka przecież wszystko niszczy.
Ogarnęły mnie mieszane uczucia.
Nie mogłem płakać.
Jazda autobusem też trwała za długo. I ten przeklęty korek. Targały mną takie emocje, że nie mogłem wysiedzieć w miejscu.
Wyskoczyłem z autobusu i pognałem w stronę szpitala. Powróciła rutyna – recepcja, a w niej uśmiechnięta recepcjonistka, która mnie już dobrze znała – doskonale zdawała sobie sprawę, jak muszę się teraz czuć. Schody, korytarz, zakręt, korytarz… Salka.
A w niej Marysia.
Całuje go w czoło.
Gdzie jego rodzice? Byli już?
– Alek! – zamurowało mnie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem, takim innym.. Chłodnym. Jakby nie był tym Alkiem.
– Co ty tu robisz? – spytałem Marysi. Właśnie. Co ona tu robi? Przecież zapomniała, że istnieje ktoś taki jak dawny przyjaciel, Alek. Całe moje ciało spięło się ze złości. Nienawidziłem jej za odebranie mi spotkania z Alkiem, kiedy ona momentami zachowywała się jak suka.
– Co tu robię? – powtórzyła. – Przyszłam do Alka. Przecież jestem jego dziewczyną…
Poczułem się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody, a wszelakie emocje odpłynęły ze mnie.
– Marysiu, czy… ja go znam? Kojarzę… ale czy na pewno? – odezwał się Alek, patrząc jak urzeczony na dziewczynę.
Czego ona mu nagadała?!
Nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa.
– Hm… – spojrzała na mnie przebiegłym wzrokiem. Jakby myślała nad odpowiedzą, prawda czy fałsz? – Tak, na pewno.
 – Co ty mu nagadałaś…? – wyszeptałem przez zaciśnięte gardło. O co chodzi?
– On ma… zaniki pamięci – łzy popłynęły jej po policzkach, kucnęła obok łóżka i wtuliła twarz w jego bladą dłoń. Tknęło mnie. I to jak mocno.
– Co mu nagadałaś?! – powtórzyłem głośniej.
– Dlaczego krzyczysz na moją dziewczynę? – spytał Alek, patrząc ze smutkiem na twarz Marysi. Miał jakiś taki inny głos… Albo po prostu zapomniałem jak on brzmi, ale…
Po prostu czułem się jakbym był rozbity na setki kawałeczków, kiedy z jego ust usłyszałem „moją dziewczynę”.
Czyżby Marysia wypominała mi całe to zajście z zeszłego roku? Czy wciąż chciała mnie zniszczyć za to, czego wcale nie zrobiłem?
Czułem się jak wrak.
Co ja ci zrobiłem…?
Nie miałem nawet sił, aby myśleć o tym, że czuję się jak wrak.
Wyfrunęły wszystkie uczucia.
Marysia…
Nie będę cię przeklinać. Może kiedyś zrozumiesz, co właśnie zrobiłaś. Na co ci to?
Jedyne czego teraz chcę, to żebyś zniknęła tak jak klatki z jego rozerwanej taśmy filmowej.
Alek.
Czy można się odkochać w kilka sekund?
Nie powinienem mieć ci niczego za złe.
Ale jednak…
Proszę, zniknij tak jak ostatnie wspomnienia, które rozdarły mi serce.




Październik 2014


13 komentarzy:

  1. Boże, jakie to brutalne!
    Okay, potrzebuję chwili na zebranie myśli... uff.
    Trafiłam na Twojego bloga, bo zostawiłaś linka u Luany... Tak mi się wydaje XD W każdym razie ostatnio z reguł wchodzę na jakieś blogi i od razu wychodzę, bo styl pisania mi nie odpowiada. Udało mi się jednak znaleźć trzy (jak na mnie to dużo xd), które mnie zainteresowały. Trafiasz na tę listę ^^
    Z reguły wolę dłuższe opowiadania, bo po prostu... Nie lubię końców xD Ale przeczytałam tego one-shota (który, nawiasem mówiąc, okazał się być bardzo długi - podoba mi się to ^^) i jak go tak czytałam, to cały czas miałam nadzieję na jakieś szczęśliwe zakończenie. Trzymałam kciuki i modliłam się, i wszystko, ale nie wyszło. Szkoda :c Ciekawi mnie jedna rzecz... Czy główny bohater celowo nie ma imienia? Czy może jestem tak bardzo nierozgarnięta, że je po prostu przeoczyłam? xD
    Ogółem, Twój styl pisania mi odpowiada, ale to już wiesz. Jeśli chodzi o opisy, to według mnie są bardzo realistyczne - te dotyczące wydarzeń, osób, jak i uczuć. Na szczęście, nie ma błędów ortograficznych! (takie blogi najbardziej odstraszają) Bardzo mnie to cieszy (: Jedyne, czego mogłabym się czepić, to czasem brakuje trochę przecinków, ale wiadomo, język polski być trudny i jeszcze trudniejszą mieć interpunkcję ;x xD
    Zaczynam Cię obserwować, bo mam wielką nadzieję na więcej tekstów od Ciebie i mam ważne pytanie:
    Czy planujesz pisać tylko one-shot'y, czy można się spodziewać u Ciebie jakichś dłuższych opowiadań? (:
    Życzę dużo, dużo weny i czasu na pisanie <33
    Czekam na kolejną notkę *-*
    Pozdrawiam, buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany boskie, pierwszy komentarz, moje ciało wariuje. Niezwykle ucieszyłaś mnie taką pochlebną opinią, popłaczę się.
      Główny bohater celowo nie ma imienia. Często nie zdradzam imion, jest to dla mnie pewne wyzwanie :3
      Oczywiście mam w planach dłuższe opowiadania, ale zajmą mi one niesamowicie dużą ilość czasu x3
      Dziękuję jeszcze raz. Twój blog od pewnego czasu także oczekuje u mnie na liście :3

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że jak napiszesz jakieś dłuższe opowiadanie (z rozdziałami i wgl xD) to zdradzisz imię głównego bohatera ;q No właśnie, czekam na takie opowiadanie. Pisz, pisz, bo mam wielką chcę poczytać więcej od Ciebie (:
      Mi też dłuższe opowiadania pochłaniają sporo czasu, ale uważam, że warto je pisać, bo ktoś taki jak ja często takowe czyta ^^
      Weny życzę i czekam na coś ;**

      Usuń
  2. Cześć
    Ja również zawędrowałam tu dzięki linkowi u Luany :)
    to co tu przeczytałam to kawał dobrego teksu i chociaż nie jestem znawcą i krytykiem literackim to wiem co mi się podoba :P
    [spłakałam się jak bober ale co mi tam najwyżej zatoki przeczyszczę :P]
    Jeśli będziesz kontynuować pisanie to każde jedno Twoje opowiadanie przeczytam, wiec... twórz dalej kobieto!

    Pozdrawiam
    Lalalulu;)

    * wszelkie "dziwne" wyrazy użyte w komentarzu są zamierzone \,,/.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Przeczytałam z czystej ciekawości oneshota. I spodobal mi się, zwłaszcza końcówka, która tgrzymała w napięciu. Mam swoją teorię, iż tak naprawdę Marysia jest zakochana w głónym bohaterze No ale ogólnie historia wzruszająca, może jedynie główny bohater za często płakał, no ale faceci to nie skały poplakać też muszą. Mam nadzieję, że jednak nie będziesz tylko takich "smutasów" pisać bo wtedy człowiek ma jeszcze większego doła,,,

    Chciałam również podziękować zakomentarze na moim blogu. Aż miałabym ochotę dokończyć to opowiadanie, ale wiem niestety, że teraz moje postrzeżenie na tamtą historię jest inne i bohaterowie nie są tak przedstawieni jakbym chciała. Jedyne co mogę powiedzieć, ze w planie mam dokończenie mojej drugiej historii na tamtym blogu ale niczego nie mam pojęcia kiedy.

    Życzę Ci, abyś nie szła moimi śladami i jak najwięcej pisała dokończonych tekstów,


    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    Ai~chan -> http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh my, to jest świetne <3
    Trafiłam tu bo zaobserwowałaś mojego kijowego bloga z kijowym opowiadaniem.
    Wielbię i podziwiam za wspaniałe opowiadanie, piękne opisy. Pod koniec po prostu czułam to napięcie, tę niecierpliwość głównego bohatera...
    Nic tylko marzyć by kiedyś tak pisać :')

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego wcześniej nie skomentowałam tego one-shota? ;-; Ach! Już wiem! Z lenistwa. :)
    Nie wiem czy mój komentarz jest tu potrzebny, no, ale... Gdzie mam opisać moje uczucia odnośnie tego tekstu jak nie w komentarzu? Bo przecież ten one-shot jest napisany bardzo, bardzo dobrze, a ja wczułam się w uczucia głównego bohatera, którego natabene jest mi bardzo szkoda. Bo to o jego uczucia chodzi. No i o całą historię.
    Marysia brzmi tak słodko, a sam fakt, że tak nieciekawie go potraktowała i to jak zachowywała się, gdy Alek zapadł w śpiączkę...
    Zdecydowanie mogę stwierdzić, że Twój styl pisania mi pasuje, a ten one-shot napisany jest świetnie. Napomnę tylko, że bardzo podoba mi się to przeplatanie wspomnień z rzeczywistością.
    Życzę dużo weny,
    Malina
    http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
    http://pieknie-zlamany.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tyle komplementów :')) Również mam wiele zakładek z przeczytanymi opowiadaniami, gdzie nie mogę się zmusić do sklecenia komentarza, a żal mi zostawiać cokolwiek bez odpowiedzi.

      Usuń
  6. MOJ BOZE, SIKAM OCZAMI ;________; Moje serce </3 .__. Ej, nawet piszac ten komentarz caly czas rycze... Kurde, nienawidze smutnych zakonczen. Tak mi szkoda glownego bohatera, jejku... I stwierdzam, ze Marysia to skonczona suka. Boze, nienawidze jej. On tak bardzo to wszystko przezywal, a ona tak perfidnie...UGH. Gdyby nie fakt, ze jest okolo 3.35, to na koniec jeszcze bardziej bym wybuchnela placzem, ok:)) No, ale dosc juz o tym jak bardzo to przezywalam :"DDD Pisalas, ze ci ten shot nie wyszedl. To ja sie pytam...niby z ktorej strony?! Tak pieknie wszystko opisywalas, uczucia, emocje glownego bohatera... Kurde, bardzo podoba mi sie twoj styl pisania. Jest taki...w sumie, trudno mi go opisac, jest przyjemny dla oczu. W sumie, jestem nowa na twoim blogu, ale na pewno bede czesciej tu zagladac ;w;
    Weny zycze~ c: *idzie po chusteczki, smark*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :') Proszę w nocy spać a nie włóczyć się po Bloggerze xD

      Usuń
  7. Boże. Znowu to zrobiłam. Wszytkie znaki na niebie i ziemi nakazują jak najszybciej opóścić bloga i oglądać śmieszne kotki, ale ja, głupie kiwi, muszę się im sprzeciwić i jednak czytać. Znowu skończyło się serduszkiem w kawałeczkach. *tonie w chusteczkach*
    Ale, coby nie było, że w komentarzu tak zupełnie zero komentarza, przechodzę do rzeczy. Opowiadanie jest g e n i a l n e. To już chyba będzie u mnie standard, że zamiast zacząć od najdłuższych tekstów na blogu, biorę one-shoty, żeby sprawdzić jakość. I jakość jest naprawdę wysoka. A ja jestem naprawdę wymagająca, uwierz. Chryste, ja chcę więcej. Coś czuję, że się tu u Ciebie zasiedzę na trochę. :)
    Aż nie wiem co ci więcej powiedzieć. Mam w głowie takie duże, pachnące farbą drukarską "WOW". Nie pogniewałabym się, gdybyś napisała w przyszłości jeszcze jakiegoś shota.
    Chyba wyprałam się z elokwencji. Idę czytać, to może nauczę się więcej słów, które wyrażą jak bardzo mi się podobało.
    W uniżeniu
    Luka Vero

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Farba drukarska przykuła mój wzrok, ponieważ jestem na poligrafii xD
      (*opuścić - przepraszam, musiałam, mam uczulenie :'>)
      Dziękuję za taki komentarz :') Zawsze mi się tak łezka w oku kręci. Ja również jestem wymagającą czytelniczką a i tak nie potrafię się wysłowić po przeczytaniu czegoś (chyba, że jest naprawdę kiczowate).

      Usuń