sobota, 31 stycznia 2015

Struktura skrzydeł: 4. Nowe doświadczenia

30 sierpnia, piątek
                – Ociepliliśmy pokój przeznaczony na motylarnię.
                – Prawie oficjalnie stałem się synem Papilio.
                – Przygotowania do rozpoczęcia szkoły zakończone.
            – Do jednej wiadomości do jasnowłosego dołączyłem serducho i całą noc nie spałem, bo nie odpisał. Okazało się, że on sam po prostu wtedy zasnął.

5 września, czwartek
                Wpadłem. Wziąłem sobie pierwszy raz, nawet nie pamiętam, co to było. Wielokrotnie miałem fantazję na temat tego, że potrzebuję czegoś innego. No i fantazje odnalazły miejsce w rzeczywistości. Poznałem dziwną dziewczynę, która uczepiła się mnie, kiedy przemierzałem miasto. Byłem już zapisany do innego liceum, papiery złożyliśmy już przed wakacjami i łatwo się dostałem. Było miło – nikt nie znał mnie, ani ja nikogo, bo szkoła leżała na drugim końcu miasta. W każdym razie, kiedy miałem zamiar przekroczyć bramę parku, dopadła mnie jakaś niska dziewczyna i zaczęła dziwnie gadać. Że widzi coś we mnie, jakieś pożądanie i pragnienia, a ja gapiłem się na nią jak na dziwaczkę. Ostatecznie stało się tak, że wylądowałem w jakimś pomieszczeniu w starej kamienicy i spotkałem sześciu innych dziwaków. Okazało się, że to grupka młodych ćpunów, którzy zmagają się z różnymi problemami i wcale nie mają zamiaru ich rozwiązywać. Prym przewodni wiodą tam rozmyślania o rychłej śmierci oraz panna Missfoster, tyczkowata dziewczyna, która w każdym zdaniu umieszcza szwedzkie słowa. Sama mnie o tym poinformowała, dlatego wiem, że są szwedzkie. Panna Missfoster jest nieco oschła i zawsze siedzi z Kasumi u boku lub sadza ją sobie na kolanach. Kasumi to ta dziewczyna, która mnie do nich przywlokła. Zaciekawili mnie trochę i nawet nie zauważyłem, kiedy pozwoliłem sobie wbić igłę. Dziwne uczucie. A potem mi się spodobało. Tak zostałem członkiem FORVANTÓW.

10 września, wtorek
                Spotkanie z FORVANTAMI zdawało się być snem. Codziennie, kiedy szedłem ze szkoły, myślałem nad tym, czy znowu spotkam Kasumi. Nic się takiego nie wydarzyło. Czułem, że utworzyła się we mnie jakaś tajemnicza cząstka, zagnieździł jakiś robak, który wciąż się wiercił i czegoś chciał.

11 września, środa
                Szkoła wydaje się być na razie jakaś przyjemna. Posłałem wszystkim znaki, że nie mam zamiaru angażować się w jakiekolwiek znajomości i znów patrzą na mnie charakterystycznymi spojrzeniami – inni tak, drudzy inaczej. Nie obchodzą mnie ci ludzie. Niech się patrzą na moje rozjaśnione włosy i bladą twarz, nic im nie dadzą jakiekolwiek próby kontaktu ze mną. Są tacy upierdliwi, nie potrafią zrozumieć, że ich nie chcę. Potrzebuję tylko jasnowłosego i Papilio. Co do FORVANTÓW… Jeszcze do końca nie wiem, co o nich sądzę. Sprawili, że zaspokoiłem ciekawość i pragnąłem jeszcze więcej. Miałem im podziękować, czy raczej ich przeklinać?

16 września, poniedziałek
                Nadal żadnych sygnałów od strony FORVANTÓW.
                Jednak jest coś ważniejszego.
                Papilio wpuścił mnie do swojej pracowni. Stanąłem jak wryty przed drzwiami jego królestwa, a on otworzył drzwi i pokazał mi, co znajduje się w środku. Bałem się przekroczyć próg, przecież zawsze nakazywał mi nie zbliżać się do tego pomieszczenia. A teraz mnie zapraszał.
                Z zapartym tchem oglądałem owoce jego pracy, przyznał się, że niektóre ciuchy, które nosi, są uszyte własnoręcznie. Nigdy bym nie przypuszczał, że ma taki talent. Zachwycałem się wszystkim, nawet ilością materiałów, jakie posiadał. Dlaczego nigdy nie widziałem, żeby znosił coś podobnego do domu?
                A potem zrobił coś, no… Co nie za dobrze wspominam. Wpakował mnie w kieckę. Taką, w którą perwersyjne fanki wciskają ulubionych bohaterów anime. Byłem sprzątaczką. Nie wiem jakim cudem znalazłem się w tym wdzianku. Śmiał się ze mnie, że od dziś właśnie w takim stroju będę sprzątał mu dom. Przeraziłem się, że mówi prawdę. Brzmiało to tak, jakbym od jutra naprawdę miał myć mu podłogi w tej kiecce.

9 października, środa
                Przez ostatnie dni nie działo się nic, a jednak działo się wiele. Relacje z Papilio są jakieś poszarpane. Czasami się go boję. Przestał przypominać tego miłego faceta z początków naszej relacji. Czasami sobie myślę, że oboje cierpimy na jakąś chorobę psychiczną, ale widząc siebie nawzajem nie mamy możliwości się do tego przyznać. Każde z nas myśli, że coś jest nie tak właśnie z tym drugim.
                W szkole jadę na czwórach, jest zbyt perfekcyjnie. Sam nie wiem, jak to robię. W sumie, to dopiero początek roku szkolnego. Codziennie wracam tą samą trasą, z nadzieją, że spotkam Kasumi. Może to była tylko jednorazowa przygoda? Tyle jednak o tym myślę, że obowiązkiem losu jest sprowadzenie na mnie FORVANTÓW. Tutaj już nawet nie chodzi o samą wizję ćpania, ale ponownego wpadnięcia od otchłanie ich filozofii.
                Jasnowłosy ma jakieś wąty, nie potrafimy normalnie pogadać, nic się nie klei. Co jest? Mam jakieś nieuzasadnione wyrzuty sumienia. Czuję się, jakby powoli ulatywały ze mnie pewne cząstki, a ja za każdym razem bym sprawiał, że odrywają się jeszcze szybciej. On się złości, ja również, a potem leżę na łóżku i myślę, dlaczego go kocham. Wydaje mi się to teraz takie nieuzasadnione i nie wiem już tak naprawdę co o tym sądzę. Co sądzę o samym sobie.

14 października, poniedziałek
                Jest ciemno i zimno, a ja siedzę przy malutkiej lampce w motylarni. Papilio nie ma już trzeci dzień, a ja zaczynam się o niego martwić. Ostatnio przyszedł po południu do domu jakiś rozdrażniony, krzyczał na mnie, że nie posprzątałem domu, co było tutaj moim codziennym obowiązkiem. Zazwyczaj wracał wieczorem, więc przekładałem sprzątanie na nieco późniejszą godzinę, żeby się trochę polenić po szkole i powłóczyć po rezerwacie. Nie miałem pojęcia, o co się tak wkurzył – przecież doskonale wiedział, że zawsze robię to, o co ON mnie poprosił. Potem siedział zamknięty w swojej pracowni, a  ja po cichu przygotowywałem obiadokolację. Dziwię się, że zawsze znajdzie się taka osoba, której będę uległy.
                Potem wyszedł wieczorem i nie ma go do teraz.
                W międzyczasie wpadłem na FORVANTY. Znikąd pojawiła się przy mnie Kasumi i zaprowadziła do ich nowej siedziby, po drugiej stronie osiedla, w samotnym bloku. Dowiedziałem się, że Kwadrat załatwił świeży towar i dzisiaj jeszcze wyjątkowo dostanę za darmo. Potem ćpałem drugi raz w życiu. Bałem się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Panna Missfoster płakała i śmiała się jednocześnie.
                Mam teraz wyrzuty sumienia co do wszystkiego, co robię. Wznieciło to pożar mojego głodu nikotynowego. Poza tym nawiedzają mnie przeróżne, dziwaczne myśli, które niekiedy śnią mi się koszmarami. Na przykład dzisiaj. Jest zimno, ciemno, środek nocy, a ja nie mogę spać. Widok liter mnie uspakaja. Zapisane słowa są takie piękne.

17 października, czwartek
                Porozwieszali plakaty na wybory. Wszędzie widzę ogromne twarze, dziwne nazwiska i głupie hasła. Czuję się, jakby to była jakaś propaganda, a my żylibyśmy w totalitarnym państwie, gdzie na każdym kroku spotykamy się z przedstawicielem władzy.
                Właśnie.
                Widziałem nawet ojca. I matkę.
                Popieprzeni politycy.
                Ojciec kandyduje na burmistrza. Jaaasne, z pewnością wygra.
                Matka wróciła do panieńskiego nazwiska. Jak miło. I dodatkowo chce być radną.
                Nienawidzę widzieć znajomych twarzy na ogromnych bilbordach. Wzdrygam się, kiedy widzę te sztuczne uśmiechy. Zupełnie jakby knuli już jakieś plany. Natłok pieprzonych polityków sprawia, że nie mam żadnej ochoty by wyjść z domu.

23 października, środa
                Papilio wrócił po pięciu dniach, a ja zaczynałem szaleć. Nie sądziłem, że potrafię tak bardzo przywiązać do tak ekstrawaganckiego człowieka. Wcześniej w willi pojawił się jakiś mężczyzna w wieku Papilio, które podawał się za jego znajomego. Facet wyglądał dziwnie podejrzanie, ale ja zauważyłem to dopiero po jakimś czasie, kiedy już sobie poszedł. Powiedziałem mu zgodnie z prawdą, że Papilio nie ma i nie wiem, kiedy wróci. Wcale nie musiał wiedzieć, jak długo go już nie ma. Brzmiało to o tyle dwuznacznie, że byłem zadowolony ze swojej odpowiedzi, kiedy Papilio spytał mnie, czy był tutaj ktoś podobny i poprosił, żebym do nikogo takiego się już nigdy nie odzywał. Nie wpuszczał. Udawał, że mnie nie ma.
                Nigdy go nie zrozumiem. Nie powiedział mi co robił, gdzie był. Mówił lakonicznie i używał wymijających zwrotów. Chciał, żebym mu przez chwilę posłużył za kotka – siedzieliśmy w motylarni, a on głaskał mnie po głowie. Jego dotyk był nieco inny, ale niemniej przyjemny. Długo mnie o coś prosił, zajęłoby mi to pół zeszytu, gdybym opisał każde jego słowo. W każdym razie szeptał mi to do ucha i bawił się moimi włosami. Mógłbym skrócić to w jedno takie zdanie: Proszę, bądź ze mną i nie rób niczego, co jest ci zbędne.
                Mógłbym to zinterpretować na wiele sposobów, ale boję się kolejnego natłoku myśli.

29 października, wtorek
                Wszędzie widnieją Halloweenowe akcenty, a mnie to wcale nie interesuje. Jedyne co, to nabazgroliłem tutaj dynię z wyciętą twarzą. A niech sobie będzie.
                Ostatnie dni spędziłem wspólnie z Papilio, który znów zaczynał znikać o 23.00. Nie chodziłem do szkoły, a wpływało na to wiele czynników, m.in.: 1. Leń Końca Października, jesienna chandra; 2. okropna pogoda; 3. chęć przebywania z Papilio.
                Ten facet miał w sobie niesamowitą charyzmę, która oddziaływała tak mocno, że chciało się chociaż koło niego przebywać. Czasami siedziałem u niego w pracowni, ale nie trwało to długo, bowiem czuł się skrępowany czyjąkolwiek obecnością w jego królestwie. Wstyd mi to nawet napisać, ale ponownie wcisnął mnie w swoją ręcznie szytą kieckę francuskiej pokojówki, mówiąc, że taki widok go odpręża. Kazał mi od dzisiaj nawet sprzątać w takim stroju. Zastanawiam się, dlaczego uszył taki strój, który dziwnym sposobem pasuje na mnie idealnie. Jak gdyby odmierzył sobie wzrokiem moje wymiary ramion, bioder czy długości tułowia. Mimo wszystko chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, jak ja się teraz czuję.

30 października, środa
                Cały roztrzęsiony, z mieszanymi uczuciami, nie wiem, co ze sobą zrobić. Chciałbym zasnąć i mieć święty spokój, ale nie, po co, moja głowa postanowiła pracować teraz na najwyższych obrotach. Chroniłem tego jak dziewictwa, może nawet uznawałem to za dziewictwo.
                Z samego rana, kiedy było jeszcze dosyć ciemno, Papilio wbił mi do pokoju i oznajmił, że jadę z nim do lasu. Nie dość, że zaszokował mnie swoją obecnością w moim królestwie, gdyż był tutaj ostatni raz wieki temu – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że cenię sobie prywatność i własny skrawek podłogi – to obudził mnie o nieludzkiej porze. Nie byłem nawet pewien, co to za dzień tygodnia. Kiedy nie chodzę do szkoły, tracę rachubę.
                W każdym bądź razie, na nowo rozpalił się w nim ogień myśliwego i postanowił pojechać na polowanie. Ten człowiek jest szalony.
                Nie zdziwiło mnie to jakoś specjalnie, gdyż już wcześniej opowiadał mi o swoim zamiłowaniu do długich, myśliwskich wiatrówek i strzelania do żywego celu. Zazwyczaj sprzedawał swoje zdobycze, ale lubił przechowywać jelenie rogi. Współczułem tym zwierzętom, które znalazły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
                Pojechaliśmy w las, gdzie dozwolone było łowiectwo i zajęliśmy się najpierw poszukiwaniem grzybów. Nigdy nie byłem na takim prawdziwym grzybobraniu i myślałem sobie, że będzie to jeden z fajniejszych dni. Nic bardziej mylnego. Papilio miał coś w zanadrzu.
                Nie udało mu się nic ustrzelić, więc popołudniu wróciliśmy do samochodu. Oprócz tego, Papilio znalazł głóg i urwał sobie kilka gałązek, bo uwielbiał go jeść. Nie widziałem w tym nic emocjonującego – był ohydny, mdły i bez smaku. Mimo wszystko uzbieraliśmy całkiem sporo dobrych grzybów i poczułem się, jakbym zjednoczył się z lasem. Brakuje mi teraz tego świeżego zapachu mchu i mgły spowijającej ogromne drzewa. Wychowałem się w mieście i rzadko kiedy widywałem zielone przestrzenie, pomijając park.
                W każdym bądź razie, kiedy dotarliśmy do samochodu, zmęczeni ganianiem po lesie i wspinaniem się po skarpach, doznałem czegoś, o czym nawet bym w tamtej chwili nie pomyślał. Od razu zmieniłem zdanie co do postrzegania relacji z tym człowiekiem. W jednej chwili go wielbiłem i nienawidziłem. Nadal czuję się tak skotłowany, że to wszystko, co kłębi się w mojej głowie, nie chce i nie potrafi się ułożyć w jedną całość. Jednocześnie myślę ‘tak’, a z drugiej strony ‘nie’. Czy jednak jest czym się aż tak przejmować…?
                Wtedy chwycił mnie za biodra i pocałował.
                Wstyd mi o tym pisać, nawet myśleć, tak jak wtedy, przy sukience pokojówki.
                Oglądałem mnóstwo pocałunków i zazwyczaj starałem się wyobrazić, jak to jest. Dla wielu innych nasz pocałunek mógłby wyglądać jak zwykłe muśnięcie ust, ale dla mnie było to zupełnie nowe doświadczenie. Brzmi to wszystko tak, jak gdyby mi się podobało. Przecież ten skurwysyn ukradł mój pierwszy pocałunek! Nigdy nie pomyślałem o takiej alternatywie. Tyle czasu to chroniłem, aby ktoś nagle zdeptał owoce mojej pracy! Nie odzywam się do niego od tamtego momentu.
                Leżę, gapię się w ścianę i piszę. To mnie uspokaja, a jednocześnie wyzwala nieokiełznane emocje. Chciałbym napisać do jasnowłosego, ale martwię się, że będę się narzucał. Nie słyszałem od niego żadnego słowa od początku tego miesiąca.
                Nawet nie jestem pewien wszystkich komplikacji, które rodzą się w mojej głowie. Są takie momenty, że w moim umyśle pojawia się jakiś ciekawy i nieprzemyślany dotąd wątek, który z dnia na dzień rozrasta się i rozrasta. Czuję się jak więzień własnego umysłu, nie potrafię nic z tym zrobić. Nie wiem, co dzieje się wokół mnie, jestem taki otępiały, a wątki przybierają na sile i powodują ogromny ból. O co chodzi? Hm, w sumie też nie jest tak, że borą się one znikąd. Wydaje mi się, że rodzą się nawet przy zwykłej obserwacji czegokolwiek. Nudzę się i myślę, a własne, nieogarnione myśli mogą być początkiem czegoś okropnego.
                Ale co tam, ja już przetestowałem wiele rzeczy.
                Może się napiję? Ostatnio przy sprzątaniu znalazłem przepiękny arsenał Papilio, który tylko czekał, aż wyjmie się go z półki.
……-----------------………………
…………--……………………-------------------………………………..
………………----------------------……………….
/………………….-/////////////………..
Bazgrolę sobieee…
To odstresowujee
------------------------------------------------------………………………………………………………………………
___________________________.................,,,////////////
-------------………………………/…………………
………………….--…………..’;

9 listopada, sobota
                Półtora tygodnia, a tyle się zdarzyło.
                Siedzę zamknięty u siebie od wczoraj.
                Głównie zajmowałem się malowaniem po ścianach. Nieświadomie od pewnego czasu upodabniam ten pokój do mojego starego królestwa wylanej osobowości. Powiesiłem na ścianach dziwne płachty materiałów i czuję się trochę jak w namiocie. Przywiesiłem także lampki choinkowe, przy których prawie rok temu wymyśliłem i odmówiłem pierwsze trzynaście kurew. Dawno tego nie robiłem, a nie ładnie zaniedbywać modlitwę, Danielku…
                Znowu malowałem jakieś stwory i portrety czarną farbą. Jak pięknie. Znów czuję, że jestem u siebie. Tym razem nie ma tutaj portretu jasnowłosego. Jego rysy zaczynały mnie mierzić, zupełnie, jak gdyby mi się znudził. Ale jednak… Nie, nie mógł mi się znudzić, to zbyt okrutne pojęcie. Jasnowłosy poszedł na odstawkę, stał się drugim planem. Nadal się nie odezwał. Może o mnie zapomniał i czuje ulgę, kiedy nie ma przy sobie takiego problematyka?
                Ach, jak uwielbiam tę umysłową retardację. Aby się wkurzyć, specjalnie opisuję te najmniej istotne fakty.
                Poza tym – zafarbowałem włosy – od tego się zaczęło. Powoli zaczynały mi się robić ciemne odrosty, a nienawidziłem odrostów. Nie żebym zgotował sobie znowu jakąś rewolucję, po prostu pofarbowałem te odrosty. I tyle.
                Za chwilę wybije północ, co zmusi mnie do zmienienia daty.
                W każdym bądź razie, dwa dni po pocałunku z Papilio (nie odzywałem się do niego. Ten na szczęście zauważył, że jestem w humorze jeszcze innym niż zazwyczaj), pobili mnie. Heh, ta sytuacja tyle razy zdarza się w jakichś historyjkach, nigdy nie przypuszczałbym, że doświadczę tego na własnej skórze. Poszedłem wtedy do szkoły, skończyłem z leniuchowaniem, a moi ‘koledzy’ znikąd przypomnieli sobie, że do ich szkoły chodzi takie coś. Nawet nie obrażam się za nazwanie mnie ‘czymś’ – jest to jak najbardziej na miejscu, gdyż

10 listopada, niedziela
sam nie wiem, czym jestem. Widzieliście kiedyś chude, lalkowate coś z nienaturalnie blond włosami? Nie można mnie raczej nazwać chłopakiem, ani chociażby dziewczyną. Przynajmniej ja tak uważam, więc mówienie na mnie ‘coś’, jest jak najbardziej na miejscu.
                Od dłuższego czasu przyjmowałem wyzwiska i plotki, nie robiąc sobie z tego zupełnie nic. Jak i po co ma mnie to martwić? Ludzie psują sobie tylko język, bo do mnie i tak nic z tego nie docierało. No, może czasami tylko poczułem lekkie ukłucie w sercu. Nie zadawałem się z nikim, w końcu oni także uznali, że ‘coś’ nie ma prawa egzystować wśród chłopaków i dziewczyn. Rosnę sobie i przeszkadzam im niczym chwast w najpiękniejszym zbożu. Jak mi dobrze z takimi myślami, zwłaszcza wtedy, kiedy wiem, że wcale nic nie zrobiłem, aby im jakoś przeszkadzać. Tylko korzystam z ich tlenu i zajmuję jedną rubrykę w dzienniku, nic poza tym.
                Wtedy sobie pomyśleli, żeby mi porządnie przykopać. Jestem masochistą i było mi to zadziwiająco na rękę, ale i tak zwijałem się z bólu. Nadal wszystko czuję i po fakcie jednak uznałem, że to wcale nie jest przyjemne. Poniżyli mnie, pośmiali się i sobie poszli. Nawet nie chcieli mnie dobić, czy coś. Zazwyczaj takie typki chcą cieszyć się dłużej, ale najwyraźniej ‘coś’ nie jest tym, czego szukają. Ucierpiało na tym moje ego.
                Przyczołgałem się do domu, jako tako nasmarowałem się śmierdzącą maścią, którą znalazłem w szafce z lekami w kuchni i poszedłem spać. Papilio nie wrócił na noc.
                Następnego dnia od razu po przebudzeniu zabrałem się za sprzątanie i doznałem niesamowitego odkrycia. Tak jak kiedyś wspominałem, słowa Papilio i diler jakoś się ze sobą wiążą. Zajrzałem do półki z arsenałem i znalazłem piękne paczuszki dragów. Do wyboru do koloru. Wyglądało to tak, jakby wziął sobie wszystkiego po trochu i przetransportował do domu na własny użytek. Pokusiło mnie i trochę sobie pożyczyłem. Tak to jest, kiedy zostawia się mnie samego w domu. Sprzątam i jednocześnie szkledzę, dowiadując się coraz więcej.
                Postanowiłem spytać Papilio, o ciekawe znalezisko w arsenale. Warto rozmawiać o wspólnych zainteresowaniach.
                Mimo wszystko postanowiłem nie ryzykować, pożyczając więcej i więcej, więc wziąłem trochę hajsu i poszedłem spotkać się z FORVANTAMI. Nie poszedłem do szkoły z powodu ‘złego stanu zdrowia’, ale nie mogłem odmówić spotkania z ulubieńcami. Nie chcieli mi już dawać za darmo, Caritas skończył swoją działalność. Cieszyłem się, że Papilio co jakiś czas dawał mi trochę pieniędzy, zupełnie jakbym dostawał kieszonkowe od ojca.
                Spotkanie z FORVANTAMI sprawiło, że wszystkie sprawy zacząłem spostrzegać jeszcze bardziej krytycznie. Zacząłem analizować każdą sprawę w poszukiwaniu jej złych stron, po czym zamykałem się z tymi myślami i starałem się nadać im jeszcze dramatyczniejszy wyraz. Rozmyślanie nad wieloma aspektami zawsze sprawiało ogromny, psychiczny ból.
                Nigdy nie wierzyłem, że kiedy odważymy się na pierwszą próbę, będzie ona jednocześnie naszą ostatnią. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że kiedy już zaspokoję swoją ciekawość, nie będzie odwrotu. I słusznie. Jest cudownie. Póki co.
                Póki co, Kwadrat ma cały zapas.
                Póki co, na razie niczym nie musimy się martwić.
                Póki co, wciąż znam FORVANTÓW tylko od strony ‘na haju’.
                Póki co, wciąż na pierwszym miejscu w regulaminie tej ćpalni, wciąż króluje – MASZ PROBLEM? MARYSIA WYSŁUCHA.
                Właśnie. Panna Missfoster zabraniała biadolenia – masz problem? Twój problem. Za to ich nienawidziłem, a kochałem jednocześnie.
                Póki co, jeszcze potrafiłem ujrzeć ból w oczach innego człowieka. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że każdego z FORVANTÓW coś męczy. A mnie? Czy zadawanie sobie samemu bólu psychicznego też się do tego zalicza?
                Cholera, ale pieprzę.
                Wróciłem od FORVANTÓW wieczorem, było mi bardzo przyjemnie. Potem wrócił Papilio, w podobnym stanie. Wkurzał mnie samym swoim widokiem, że małpuje moje poczynania. Przecież nieświadomie robiliśmy to samo i oboje nie chcieliśmy się do tego przyznać. Potem i tak wszystko wyszło na jaw i dostało mi się na podkradanie. Musiałem ubrać kieckę, co skomentowałem wybuchem złości jak u pięciolatka. Wtedy znowu mnie całował, a ja czułem się jak zabawka do uspokajania potrzeb. Potem już tego tak nie przeżywałem, miałem do tego zupełnie neutralny stosunek, ale Papilio tego nie zauważył. Wyglądaliśmy pewnie jak mały chomik i buldog. Ale może przesadzam.
                Później otrzymałem zadanie, którego bym się nigdy nie spodziewał. Papilio zwerbował mnie do pomocy upchania komuś towaru, bo on ma malutki problem, a mimo to nie może odpuścić tego wypadu do knajpy. Już chciałem mu wytłumaczyć zasady, związane z problemami, ale to nie to miejsce. Zamiast tego się zgodziłem. Przyda mi się jakaś odmiana.
                A potem skorzystaliśmy razem z arsenału. Nie sądziłem, że wspólne picie z Papilio będzie takie zajebiste. Każdy by chciał takiego wujka.

                Poszło gładko i nie będę ukrywać, że mimo wszystko, strasznie mocno biło mi serce. To z przejęcia? Poza tym Papilio ma dziwacznych przyjaciół – w sumie, takich jak on. Zabrał mnie do baru umiejscowionego pod poziomem asfaltu, tam, gdzie ludzie żyjący szarą rzeczywistością zazwyczaj nie zaglądają. W środku było ciemno, czarno-granatowo, a mnie udzielał się niesamowity klimat. Było tu dosyć bogato. Musiałem iść sam, a on siedział na uboczu, ukryty w cieniu – obiecał, że będzie mnie pilnował. Szczerze, nie wiedziałem co mam tak naprawdę robić, ale Papilio wcześniej uprzedził mnie, że podejdzie do mnie nabywca. Jakby już wcześniej wiedział, że się zgodzę na ten pomysł i poinformował tego kogoś, że towar przyniesie małe, białowłose coś.
                Po drodze zaczepiono mnie kilka razy, posmyrano po głowie, ale poza tym nie stało się nic więcej. Zapłacił, poszedł, znalazłem Papilio i wróciliśmy do domu. Tyle.
                Dwa dni później Papilio znowu zniknął na cały dzień i całą noc. Kiedy wrócił, powiedział, że problemik trochę się rozrósł i musi gdzieś się na jakiś czas wynieść. Podobno wpadł, albo coś. Trochę się o niego martwiłem, to było dziwne uczucie. Musiałem ponownie wybrać się do knajpy i upchać towar – tym razem sam. Wieczorem, 13-ego. Trochę się cykam. Wyrobił mi nawet fałszywe dokumenty, na których już mam ukończoną osiemnastkę. Papilio powierzył mi zadanie i gdzieś poszedł. Na długo. Nie mam pojęcia, kiedy wróci, ale cisza mnie zaczyna przytłaczać. Kiedyś przecież kochałem ciszę. Uwielbiałem siedzieć i słyszeć własny oddech i szum krwi w głowie, kiedy zatkałem uszy. Bez ociągania ubrałbym nawet kieckę francuskiej pokojówki, tylko proszę, weźcie już sobie tę ciszę. Boję się tej willi w nocy, kiedy mam świadomość, że mam ją tylko do swojej dyspozycji. Nie jadłem od wczoraj, bo 1. nie chciało mi się; 2. martwię się, że suszone motyle z motylarni będą chciały się zemścić i mnie napadną, kiedy wyjdę z pokoju. Mam takie popieprzone koszmary. A do głodu idzie się przyzwyczaić. Nawet jest mi lepiej, kiedy czuję się taki lżejszy.
                Nie będę jarać, bo boję się motylków.
                Ale chyba muszę.

1 komentarz:

  1. Nie wiem, czy teraz dam radę coś w miarę sensownego napisać.
    Chyba nie...
    Idę czytać dalej...
    ~ Twoja Kimi ♡

    OdpowiedzUsuń