30 sierpnia, piątek
– Ociepliliśmy pokój
przeznaczony na motylarnię.
– Prawie oficjalnie stałem się
synem Papilio.
– Przygotowania do rozpoczęcia
szkoły zakończone.
– Do jednej wiadomości do
jasnowłosego dołączyłem serducho i całą noc nie spałem, bo nie odpisał. Okazało
się, że on sam po prostu wtedy zasnął.
5 września, czwartek
Wpadłem. Wziąłem sobie pierwszy
raz, nawet nie pamiętam, co to było. Wielokrotnie miałem fantazję na temat
tego, że potrzebuję czegoś innego. No i fantazje odnalazły miejsce w rzeczywistości.
Poznałem dziwną dziewczynę, która uczepiła się mnie, kiedy przemierzałem
miasto. Byłem już zapisany do innego liceum, papiery złożyliśmy już przed
wakacjami i łatwo się dostałem. Było miło – nikt nie znał mnie, ani ja nikogo,
bo szkoła leżała na drugim końcu miasta. W każdym razie, kiedy miałem zamiar
przekroczyć bramę parku, dopadła mnie jakaś niska dziewczyna i zaczęła dziwnie
gadać. Że widzi coś we mnie, jakieś pożądanie i pragnienia, a ja gapiłem się na
nią jak na dziwaczkę. Ostatecznie stało się tak, że wylądowałem w jakimś
pomieszczeniu w starej kamienicy i spotkałem sześciu innych dziwaków. Okazało
się, że to grupka młodych ćpunów, którzy zmagają się z różnymi problemami i
wcale nie mają zamiaru ich rozwiązywać. Prym przewodni wiodą tam rozmyślania o
rychłej śmierci oraz panna Missfoster, tyczkowata dziewczyna, która w każdym
zdaniu umieszcza szwedzkie słowa. Sama mnie o tym poinformowała, dlatego wiem,
że są szwedzkie. Panna Missfoster jest nieco oschła i zawsze siedzi z Kasumi u
boku lub sadza ją sobie na kolanach. Kasumi to ta dziewczyna, która mnie do
nich przywlokła. Zaciekawili mnie trochę i nawet nie zauważyłem, kiedy
pozwoliłem sobie wbić igłę. Dziwne uczucie. A potem mi się spodobało. Tak
zostałem członkiem FORVANTÓW.
10 września, wtorek
Spotkanie z FORVANTAMI zdawało
się być snem. Codziennie, kiedy szedłem ze szkoły, myślałem nad tym, czy znowu
spotkam Kasumi. Nic się takiego nie wydarzyło. Czułem, że utworzyła się we mnie
jakaś tajemnicza cząstka, zagnieździł jakiś robak, który wciąż się wiercił i
czegoś chciał.
11 września, środa
Szkoła wydaje się być na razie
jakaś przyjemna. Posłałem wszystkim znaki, że nie mam zamiaru angażować się w
jakiekolwiek znajomości i znów patrzą na mnie charakterystycznymi spojrzeniami
– inni tak, drudzy inaczej. Nie obchodzą mnie ci ludzie. Niech się patrzą na
moje rozjaśnione włosy i bladą twarz, nic im nie dadzą jakiekolwiek próby kontaktu
ze mną. Są tacy upierdliwi, nie potrafią zrozumieć, że ich nie chcę. Potrzebuję
tylko jasnowłosego i Papilio. Co do FORVANTÓW… Jeszcze do końca nie wiem, co o
nich sądzę. Sprawili, że zaspokoiłem ciekawość i pragnąłem jeszcze więcej. Miałem
im podziękować, czy raczej ich przeklinać?
16 września, poniedziałek
Nadal żadnych sygnałów od strony
FORVANTÓW.
Jednak jest coś ważniejszego.
Papilio wpuścił mnie do swojej
pracowni. Stanąłem jak wryty przed drzwiami jego królestwa, a on otworzył drzwi
i pokazał mi, co znajduje się w środku. Bałem się przekroczyć próg, przecież zawsze
nakazywał mi nie zbliżać się do tego pomieszczenia. A teraz mnie zapraszał.
Z zapartym tchem oglądałem owoce
jego pracy, przyznał się, że niektóre ciuchy, które nosi, są uszyte
własnoręcznie. Nigdy bym nie przypuszczał, że ma taki talent. Zachwycałem się
wszystkim, nawet ilością materiałów, jakie posiadał. Dlaczego nigdy nie
widziałem, żeby znosił coś podobnego do domu?
A potem zrobił coś, no… Co nie
za dobrze wspominam. Wpakował mnie w kieckę. Taką, w którą perwersyjne fanki
wciskają ulubionych bohaterów anime. Byłem sprzątaczką. Nie wiem jakim cudem
znalazłem się w tym wdzianku. Śmiał się ze mnie, że od dziś właśnie w takim
stroju będę sprzątał mu dom. Przeraziłem się, że mówi prawdę. Brzmiało to tak,
jakbym od jutra naprawdę miał myć mu podłogi w tej kiecce.
9 października, środa
Przez ostatnie dni nie działo
się nic, a jednak działo się wiele. Relacje z Papilio są jakieś poszarpane.
Czasami się go boję. Przestał przypominać tego miłego faceta z początków naszej
relacji. Czasami sobie myślę, że oboje cierpimy na jakąś chorobę psychiczną,
ale widząc siebie nawzajem nie mamy możliwości się do tego przyznać. Każde z
nas myśli, że coś jest nie tak właśnie z tym drugim.
W szkole jadę na czwórach, jest
zbyt perfekcyjnie. Sam nie wiem, jak to robię. W sumie, to dopiero początek
roku szkolnego. Codziennie wracam tą samą trasą, z nadzieją, że spotkam Kasumi.
Może to była tylko jednorazowa przygoda? Tyle jednak o tym myślę, że obowiązkiem
losu jest sprowadzenie na mnie FORVANTÓW. Tutaj już nawet nie chodzi o samą
wizję ćpania, ale ponownego wpadnięcia od otchłanie ich filozofii.
Jasnowłosy ma jakieś wąty, nie
potrafimy normalnie pogadać, nic się nie klei. Co jest? Mam jakieś nieuzasadnione
wyrzuty sumienia. Czuję się, jakby powoli ulatywały ze mnie pewne cząstki, a ja
za każdym razem bym sprawiał, że odrywają się jeszcze szybciej. On się złości,
ja również, a potem leżę na łóżku i myślę, dlaczego go kocham. Wydaje mi się to
teraz takie nieuzasadnione i nie wiem już tak naprawdę co o tym sądzę. Co sądzę
o samym sobie.
14 października, poniedziałek
Jest ciemno i zimno, a ja siedzę
przy malutkiej lampce w motylarni. Papilio nie ma już trzeci dzień, a ja
zaczynam się o niego martwić. Ostatnio przyszedł po południu do domu jakiś
rozdrażniony, krzyczał na mnie, że nie posprzątałem domu, co było tutaj moim
codziennym obowiązkiem. Zazwyczaj wracał wieczorem, więc przekładałem
sprzątanie na nieco późniejszą godzinę, żeby się trochę polenić po szkole i
powłóczyć po rezerwacie. Nie miałem pojęcia, o co się tak wkurzył – przecież doskonale
wiedział, że zawsze robię to, o co ON
mnie poprosił. Potem siedział zamknięty w swojej pracowni, a ja po cichu przygotowywałem obiadokolację.
Dziwię się, że zawsze znajdzie się taka osoba, której będę uległy.
Potem wyszedł wieczorem i nie ma
go do teraz.
W międzyczasie wpadłem na
FORVANTY. Znikąd pojawiła się przy mnie Kasumi i zaprowadziła do ich nowej
siedziby, po drugiej stronie osiedla, w samotnym bloku. Dowiedziałem się, że
Kwadrat załatwił świeży towar i dzisiaj jeszcze wyjątkowo dostanę za darmo.
Potem ćpałem drugi raz w życiu. Bałem się jeszcze bardziej niż za pierwszym
razem. Panna Missfoster płakała i śmiała się jednocześnie.
Mam teraz wyrzuty sumienia co do
wszystkiego, co robię. Wznieciło to pożar mojego głodu nikotynowego. Poza tym
nawiedzają mnie przeróżne, dziwaczne myśli, które niekiedy śnią mi się
koszmarami. Na przykład dzisiaj. Jest zimno, ciemno, środek nocy, a ja nie mogę
spać. Widok liter mnie uspakaja. Zapisane słowa są takie piękne.
17 października, czwartek
Porozwieszali plakaty na wybory.
Wszędzie widzę ogromne twarze, dziwne nazwiska i głupie hasła. Czuję się, jakby
to była jakaś propaganda, a my żylibyśmy w totalitarnym państwie, gdzie na
każdym kroku spotykamy się z przedstawicielem władzy.
Właśnie.
Widziałem nawet ojca. I matkę.
Popieprzeni politycy.
Ojciec kandyduje na burmistrza.
Jaaasne, z pewnością wygra.
Matka wróciła do panieńskiego
nazwiska. Jak miło. I dodatkowo chce być radną.
Nienawidzę widzieć znajomych
twarzy na ogromnych bilbordach. Wzdrygam się, kiedy widzę te sztuczne uśmiechy.
Zupełnie jakby knuli już jakieś plany. Natłok pieprzonych polityków sprawia, że
nie mam żadnej ochoty by wyjść z domu.
23 października, środa
Papilio wrócił po pięciu dniach,
a ja zaczynałem szaleć. Nie sądziłem, że potrafię tak bardzo przywiązać do tak
ekstrawaganckiego człowieka. Wcześniej w willi pojawił się jakiś mężczyzna w wieku
Papilio, które podawał się za jego znajomego.
Facet wyglądał dziwnie podejrzanie, ale ja zauważyłem to dopiero po jakimś
czasie, kiedy już sobie poszedł. Powiedziałem mu zgodnie z prawdą, że Papilio
nie ma i nie wiem, kiedy wróci. Wcale nie musiał wiedzieć, jak długo go już nie
ma. Brzmiało to o tyle dwuznacznie, że byłem zadowolony ze swojej odpowiedzi,
kiedy Papilio spytał mnie, czy był tutaj ktoś podobny i poprosił, żebym do
nikogo takiego się już nigdy nie odzywał. Nie wpuszczał. Udawał, że mnie nie
ma.
Nigdy go nie zrozumiem. Nie
powiedział mi co robił, gdzie był. Mówił lakonicznie i używał wymijających
zwrotów. Chciał, żebym mu przez chwilę posłużył za kotka – siedzieliśmy w
motylarni, a on głaskał mnie po głowie. Jego dotyk był nieco inny, ale niemniej
przyjemny. Długo mnie o coś prosił, zajęłoby mi to pół zeszytu, gdybym opisał
każde jego słowo. W każdym razie szeptał mi to do ucha i bawił się moimi
włosami. Mógłbym skrócić to w jedno takie zdanie: Proszę, bądź ze mną i nie rób niczego, co jest ci zbędne.
Mógłbym to zinterpretować na
wiele sposobów, ale boję się kolejnego natłoku myśli.
29 października, wtorek
Wszędzie widnieją Halloweenowe
akcenty, a mnie to wcale nie interesuje. Jedyne co, to nabazgroliłem tutaj
dynię z wyciętą twarzą. A niech sobie będzie.
Ostatnie dni spędziłem wspólnie
z Papilio, który znów zaczynał znikać o 23.00. Nie chodziłem do szkoły, a
wpływało na to wiele czynników, m.in.: 1. Leń Końca Października, jesienna
chandra; 2. okropna pogoda; 3. chęć przebywania z Papilio.
Ten facet miał w sobie
niesamowitą charyzmę, która oddziaływała tak mocno, że chciało się chociaż koło
niego przebywać. Czasami siedziałem u niego w pracowni, ale nie trwało to
długo, bowiem czuł się skrępowany czyjąkolwiek obecnością w jego królestwie.
Wstyd mi to nawet napisać, ale ponownie wcisnął mnie w swoją ręcznie szytą
kieckę francuskiej pokojówki, mówiąc, że taki widok go odpręża. Kazał mi od
dzisiaj nawet sprzątać w takim stroju. Zastanawiam się, dlaczego uszył taki
strój, który dziwnym sposobem pasuje na mnie idealnie. Jak gdyby odmierzył
sobie wzrokiem moje wymiary ramion, bioder czy długości tułowia. Mimo wszystko
chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, jak ja się teraz czuję.
30 października, środa
Cały roztrzęsiony, z mieszanymi
uczuciami, nie wiem, co ze sobą zrobić. Chciałbym zasnąć i mieć święty spokój,
ale nie, po co, moja głowa postanowiła pracować teraz na najwyższych obrotach.
Chroniłem tego jak dziewictwa, może nawet uznawałem to za dziewictwo.
Z samego rana, kiedy było
jeszcze dosyć ciemno, Papilio wbił mi do pokoju i oznajmił, że jadę z nim do
lasu. Nie dość, że zaszokował mnie swoją obecnością w moim królestwie, gdyż był
tutaj ostatni raz wieki temu – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że cenię
sobie prywatność i własny skrawek podłogi – to obudził mnie o nieludzkiej
porze. Nie byłem nawet pewien, co to za dzień tygodnia. Kiedy nie chodzę do
szkoły, tracę rachubę.
W każdym bądź razie, na nowo
rozpalił się w nim ogień myśliwego i postanowił pojechać na polowanie. Ten
człowiek jest szalony.
Nie zdziwiło mnie to jakoś
specjalnie, gdyż już wcześniej opowiadał mi o swoim zamiłowaniu do długich,
myśliwskich wiatrówek i strzelania do żywego celu. Zazwyczaj sprzedawał swoje
zdobycze, ale lubił przechowywać jelenie rogi. Współczułem tym zwierzętom,
które znalazły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
Pojechaliśmy w las, gdzie
dozwolone było łowiectwo i zajęliśmy się najpierw poszukiwaniem grzybów. Nigdy
nie byłem na takim prawdziwym grzybobraniu i myślałem sobie, że będzie to jeden
z fajniejszych dni. Nic bardziej mylnego. Papilio miał coś w zanadrzu.
Nie udało mu się nic ustrzelić,
więc popołudniu wróciliśmy do samochodu. Oprócz tego, Papilio znalazł głóg i
urwał sobie kilka gałązek, bo uwielbiał go jeść. Nie widziałem w tym nic
emocjonującego – był ohydny, mdły i bez smaku. Mimo wszystko uzbieraliśmy
całkiem sporo dobrych grzybów i poczułem się, jakbym zjednoczył się z lasem.
Brakuje mi teraz tego świeżego zapachu mchu i mgły spowijającej ogromne drzewa.
Wychowałem się w mieście i rzadko kiedy widywałem zielone przestrzenie, pomijając
park.
W każdym bądź razie, kiedy
dotarliśmy do samochodu, zmęczeni ganianiem po lesie i wspinaniem się po
skarpach, doznałem czegoś, o czym nawet bym w tamtej chwili nie pomyślał. Od
razu zmieniłem zdanie co do postrzegania relacji z tym człowiekiem. W jednej
chwili go wielbiłem i nienawidziłem. Nadal czuję się tak skotłowany, że to
wszystko, co kłębi się w mojej głowie, nie chce i nie potrafi się ułożyć w
jedną całość. Jednocześnie myślę ‘tak’,
a z drugiej strony ‘nie’. Czy jednak
jest czym się aż tak przejmować…?
Wtedy chwycił mnie za biodra i pocałował.
Wstyd mi o tym pisać, nawet
myśleć, tak jak wtedy, przy sukience pokojówki.
Oglądałem mnóstwo pocałunków i
zazwyczaj starałem się wyobrazić, jak to jest. Dla wielu innych nasz pocałunek
mógłby wyglądać jak zwykłe muśnięcie ust, ale dla mnie było to zupełnie nowe
doświadczenie. Brzmi to wszystko tak, jak gdyby mi się podobało. Przecież ten
skurwysyn ukradł mój pierwszy pocałunek! Nigdy nie pomyślałem o takiej
alternatywie. Tyle czasu to chroniłem, aby ktoś nagle zdeptał owoce mojej
pracy! Nie odzywam się do niego od tamtego momentu.
Leżę, gapię się w ścianę i
piszę. To mnie uspokaja, a jednocześnie wyzwala nieokiełznane emocje. Chciałbym
napisać do jasnowłosego, ale martwię się, że będę się narzucał. Nie słyszałem
od niego żadnego słowa od początku tego miesiąca.
Nawet nie jestem pewien
wszystkich komplikacji, które rodzą się w mojej głowie. Są takie momenty, że w
moim umyśle pojawia się jakiś ciekawy i nieprzemyślany dotąd wątek, który z
dnia na dzień rozrasta się i rozrasta. Czuję się jak więzień własnego umysłu,
nie potrafię nic z tym zrobić. Nie wiem, co dzieje się wokół mnie, jestem taki
otępiały, a wątki przybierają na sile i powodują ogromny ból. O co chodzi? Hm,
w sumie też nie jest tak, że borą się one znikąd. Wydaje mi się, że rodzą się
nawet przy zwykłej obserwacji czegokolwiek. Nudzę się i myślę, a własne,
nieogarnione myśli mogą być początkiem czegoś okropnego.
Ale co tam, ja już
przetestowałem wiele rzeczy.
Może się napiję? Ostatnio przy
sprzątaniu znalazłem przepiękny arsenał Papilio, który tylko czekał, aż wyjmie
się go z półki.
……-----------------………………
…………--……………………-------------------………………………..
………………----------------------……………….
/………………….-/////////////………..
Bazgrolę
sobieee…
To
odstresowujee
------------------------------------------------------………………………………………………………………………
___________________________.................,,,////////////
-------------………………………/…………………
………………….--…………..’;
9 listopada, sobota
Półtora tygodnia, a tyle się
zdarzyło.
Siedzę zamknięty u siebie od
wczoraj.
Głównie zajmowałem się
malowaniem po ścianach. Nieświadomie od pewnego czasu upodabniam ten pokój do
mojego starego królestwa wylanej
osobowości. Powiesiłem na ścianach dziwne płachty materiałów i czuję się
trochę jak w namiocie. Przywiesiłem także lampki choinkowe, przy których prawie
rok temu wymyśliłem i odmówiłem pierwsze trzynaście kurew. Dawno tego nie robiłem,
a nie ładnie zaniedbywać modlitwę, Danielku…
Znowu malowałem jakieś stwory i
portrety czarną farbą. Jak pięknie. Znów czuję, że jestem u siebie. Tym razem
nie ma tutaj portretu jasnowłosego. Jego rysy zaczynały mnie mierzić, zupełnie,
jak gdyby mi się znudził. Ale jednak… Nie, nie mógł mi się znudzić, to zbyt
okrutne pojęcie. Jasnowłosy poszedł na odstawkę, stał się drugim planem. Nadal
się nie odezwał. Może o mnie zapomniał i czuje ulgę, kiedy nie ma przy sobie
takiego problematyka?
Ach, jak uwielbiam tę umysłową
retardację. Aby się wkurzyć, specjalnie opisuję te najmniej istotne fakty.
Poza tym – zafarbowałem włosy –
od tego się zaczęło. Powoli zaczynały mi się robić ciemne odrosty, a
nienawidziłem odrostów. Nie żebym zgotował sobie znowu jakąś rewolucję, po
prostu pofarbowałem te odrosty. I tyle.
Za chwilę wybije północ, co
zmusi mnie do zmienienia daty.
W każdym bądź razie, dwa dni po
pocałunku z Papilio (nie odzywałem się do niego. Ten na szczęście zauważył, że
jestem w humorze jeszcze innym niż zazwyczaj), pobili mnie. Heh, ta sytuacja
tyle razy zdarza się w jakichś historyjkach, nigdy nie przypuszczałbym, że
doświadczę tego na własnej skórze. Poszedłem wtedy do szkoły, skończyłem z
leniuchowaniem, a moi ‘koledzy’ znikąd przypomnieli sobie, że do ich szkoły
chodzi takie coś. Nawet nie obrażam
się za nazwanie mnie ‘czymś’ – jest to jak najbardziej na miejscu, gdyż
10 listopada,
niedziela
sam
nie wiem, czym jestem. Widzieliście kiedyś chude, lalkowate coś z nienaturalnie
blond włosami? Nie można mnie raczej nazwać chłopakiem, ani chociażby dziewczyną.
Przynajmniej ja tak uważam, więc mówienie na mnie ‘coś’, jest jak najbardziej na miejscu.
Od dłuższego czasu przyjmowałem
wyzwiska i plotki, nie robiąc sobie z tego zupełnie nic. Jak i po co ma mnie to
martwić? Ludzie psują sobie tylko język, bo do mnie i tak nic z tego nie
docierało. No, może czasami tylko poczułem lekkie ukłucie w sercu. Nie
zadawałem się z nikim, w końcu oni także uznali, że ‘coś’ nie ma prawa egzystować wśród chłopaków i dziewczyn. Rosnę
sobie i przeszkadzam im niczym chwast w najpiękniejszym zbożu. Jak mi dobrze z
takimi myślami, zwłaszcza wtedy, kiedy wiem, że wcale nic nie zrobiłem, aby im
jakoś przeszkadzać. Tylko korzystam z ich tlenu i zajmuję jedną rubrykę w
dzienniku, nic poza tym.
Wtedy sobie pomyśleli, żeby mi
porządnie przykopać. Jestem masochistą i było mi to zadziwiająco na rękę, ale i
tak zwijałem się z bólu. Nadal wszystko czuję i po fakcie jednak uznałem, że to
wcale nie jest przyjemne. Poniżyli mnie, pośmiali się i sobie poszli. Nawet nie
chcieli mnie dobić, czy coś. Zazwyczaj takie typki chcą cieszyć się dłużej, ale
najwyraźniej ‘coś’ nie jest tym, czego szukają. Ucierpiało na tym moje ego.
Przyczołgałem się do domu, jako
tako nasmarowałem się śmierdzącą maścią, którą znalazłem w szafce z lekami w
kuchni i poszedłem spać. Papilio nie wrócił na noc.
Następnego dnia od razu po
przebudzeniu zabrałem się za sprzątanie i doznałem niesamowitego odkrycia. Tak
jak kiedyś wspominałem, słowa Papilio
i diler jakoś się ze sobą wiążą.
Zajrzałem do półki z arsenałem i znalazłem piękne paczuszki dragów. Do wyboru
do koloru. Wyglądało to tak, jakby wziął sobie wszystkiego po trochu i
przetransportował do domu na własny użytek. Pokusiło mnie i trochę sobie
pożyczyłem. Tak to jest, kiedy zostawia się mnie samego w domu. Sprzątam i
jednocześnie szkledzę, dowiadując się coraz więcej.
Postanowiłem spytać Papilio, o
ciekawe znalezisko w arsenale. Warto rozmawiać o wspólnych zainteresowaniach.
Mimo wszystko postanowiłem nie
ryzykować, pożyczając więcej i więcej, więc wziąłem trochę hajsu i poszedłem
spotkać się z FORVANTAMI. Nie poszedłem do szkoły z powodu ‘złego stanu zdrowia’,
ale nie mogłem odmówić spotkania z ulubieńcami. Nie chcieli mi już dawać za
darmo, Caritas skończył swoją działalność. Cieszyłem się, że Papilio co jakiś
czas dawał mi trochę pieniędzy, zupełnie jakbym dostawał kieszonkowe od ojca.
Spotkanie z FORVANTAMI sprawiło,
że wszystkie sprawy zacząłem spostrzegać jeszcze bardziej krytycznie. Zacząłem
analizować każdą sprawę w poszukiwaniu jej złych stron, po czym zamykałem się z
tymi myślami i starałem się nadać im jeszcze dramatyczniejszy wyraz.
Rozmyślanie nad wieloma aspektami zawsze sprawiało ogromny, psychiczny ból.
Nigdy nie wierzyłem, że kiedy
odważymy się na pierwszą próbę, będzie ona jednocześnie naszą ostatnią.
Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że kiedy już zaspokoję swoją ciekawość,
nie będzie odwrotu. I słusznie. Jest cudownie. Póki co.
Póki co, Kwadrat ma cały zapas.
Póki co, na razie niczym nie
musimy się martwić.
Póki co, wciąż znam FORVANTÓW
tylko od strony ‘na haju’.
Póki co, wciąż na pierwszym
miejscu w regulaminie tej ćpalni, wciąż króluje – MASZ PROBLEM? MARYSIA
WYSŁUCHA.
Właśnie. Panna Missfoster
zabraniała biadolenia – masz problem? Twój problem. Za to ich nienawidziłem, a
kochałem jednocześnie.
Póki co, jeszcze potrafiłem ujrzeć
ból w oczach innego człowieka. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że
każdego z FORVANTÓW coś męczy. A mnie? Czy zadawanie sobie samemu bólu
psychicznego też się do tego zalicza?
Cholera, ale pieprzę.
Wróciłem od FORVANTÓW wieczorem,
było mi bardzo przyjemnie. Potem wrócił Papilio, w podobnym stanie. Wkurzał
mnie samym swoim widokiem, że małpuje moje poczynania. Przecież nieświadomie
robiliśmy to samo i oboje nie chcieliśmy się do tego przyznać. Potem i tak
wszystko wyszło na jaw i dostało mi się na podkradanie. Musiałem ubrać kieckę,
co skomentowałem wybuchem złości jak u pięciolatka. Wtedy znowu mnie całował, a
ja czułem się jak zabawka do uspokajania potrzeb. Potem już tego tak nie
przeżywałem, miałem do tego zupełnie neutralny stosunek, ale Papilio tego nie
zauważył. Wyglądaliśmy pewnie jak mały chomik i buldog. Ale może przesadzam.
Później otrzymałem zadanie,
którego bym się nigdy nie spodziewał. Papilio zwerbował mnie do pomocy upchania
komuś towaru, bo on ma malutki problem,
a mimo to nie może odpuścić tego wypadu do knajpy. Już chciałem mu wytłumaczyć
zasady, związane z problemami, ale to nie to miejsce. Zamiast tego się
zgodziłem. Przyda mi się jakaś odmiana.
A potem skorzystaliśmy razem z
arsenału. Nie sądziłem, że wspólne picie z Papilio będzie takie zajebiste.
Każdy by chciał takiego wujka.
Poszło gładko i nie będę
ukrywać, że mimo wszystko, strasznie mocno biło mi serce. To z przejęcia? Poza
tym Papilio ma dziwacznych przyjaciół – w sumie, takich jak on. Zabrał mnie do
baru umiejscowionego pod poziomem asfaltu, tam, gdzie ludzie żyjący szarą
rzeczywistością zazwyczaj nie zaglądają. W środku było ciemno,
czarno-granatowo, a mnie udzielał się niesamowity klimat. Było tu dosyć bogato.
Musiałem iść sam, a on siedział na uboczu, ukryty w cieniu – obiecał, że będzie
mnie pilnował. Szczerze, nie wiedziałem co mam tak naprawdę robić, ale Papilio
wcześniej uprzedził mnie, że podejdzie do mnie nabywca. Jakby już wcześniej
wiedział, że się zgodzę na ten pomysł i poinformował tego kogoś, że towar przyniesie
małe, białowłose coś.
Po drodze zaczepiono mnie kilka
razy, posmyrano po głowie, ale poza tym nie stało się nic więcej. Zapłacił,
poszedł, znalazłem Papilio i wróciliśmy do domu. Tyle.
Dwa dni później Papilio znowu
zniknął na cały dzień i całą noc. Kiedy wrócił, powiedział, że problemik trochę
się rozrósł i musi gdzieś się na jakiś czas wynieść. Podobno wpadł, albo coś.
Trochę się o niego martwiłem, to było dziwne uczucie. Musiałem ponownie wybrać
się do knajpy i upchać towar – tym razem sam. Wieczorem, 13-ego. Trochę się
cykam. Wyrobił mi nawet fałszywe dokumenty, na których już mam ukończoną
osiemnastkę. Papilio powierzył mi zadanie i gdzieś poszedł. Na długo. Nie mam
pojęcia, kiedy wróci, ale cisza mnie zaczyna przytłaczać. Kiedyś przecież kochałem
ciszę. Uwielbiałem siedzieć i słyszeć własny oddech i szum krwi w głowie, kiedy
zatkałem uszy. Bez ociągania ubrałbym nawet kieckę francuskiej pokojówki, tylko
proszę, weźcie już sobie tę ciszę. Boję się tej willi w nocy, kiedy mam
świadomość, że mam ją tylko do swojej dyspozycji. Nie jadłem od wczoraj, bo 1.
nie chciało mi się; 2. martwię się, że suszone motyle z motylarni będą chciały
się zemścić i mnie napadną, kiedy wyjdę z pokoju. Mam takie popieprzone
koszmary. A do głodu idzie się przyzwyczaić. Nawet jest mi lepiej, kiedy czuję
się taki lżejszy.
Nie będę jarać, bo boję się
motylków.
Ale chyba muszę.
Nie wiem, czy teraz dam radę coś w miarę sensownego napisać.
OdpowiedzUsuńChyba nie...
Idę czytać dalej...
~ Twoja Kimi ♡