sobota, 7 lutego 2015

Struktura skrzydeł: 5. Odmieńmy przez przypadki


14 listopada, czwartek
                Nie chodzę do szkoły, bo czekam na Papilio. Zamiast tego siedzę u siebie, maluję się i wyglądam jak dziwka. Wspominałem, że obrabowałem drogerie? Mieli nawet sapy, co robię przy półkach z damskimi kosmetykami, tuszami do rzęs, cieniami i pierdyliardem innych rzeczy. Przynajmniej ekspedientki mają o czym plotkować. Jedne patrzyły na mnie z obrzydzeniem, drugie z zaciekawieniem. Miło było na chwilkę pobyć w centrum uwagi.
                Jestem ohydny.
                Jednak zanim wyjdę z domu, wszystko to zmywam.
                Byłem w knajpie. Czułem na sobie spojrzenia mnóstwa par oczu. Załatwiłem co miałem zrobić i zmyłem się do domu, bo bałem się tam sam przebywać.

Ćpam sobie, śmieję się, ale i tak lepiej jest w towarzystwie. FORVANTY gdzieś się ulotniły. 
Drzwi do ćpalni są zamknięte. Martwię się trochę.

15 listopada, piątek
                Gdzie jest Papilio? Nie odbiera komórki.

20 listopada, środa
                W końcu grzecznie poszedłem do szkoły. Nie wytrzymywałem już w willi i miałem jakieś schizy. Odkąd Papilio zniknął nie zajrzałem ani razu do motylarni. Budowa tej prawdziwej, z żywymi okazami, przesunęła się na dalszy plan.
                Chyba oszaleję. Snuję się po domu jak zjawa. Wydaje mi się, że nic nie jem. Moje myśli przytłaczają mnie coraz bardziej. Kurwa, żalę się samemu sobie.

21 listopada, czwartek
                SPOTKANIE Z FORVANTAMI
            Panna Missfoster krzyczy na mnie, że zaczynam się im żalić. Rzeczywiście. Wczoraj narzekałem, że nie mam komu pojęczeć. Wcześniej myślałem, że wyrzucenie z siebie wszystkiego nie jest mi potrzebne. Robiłem na przekór sobie i dodawałem coraz więcej nieprzyjemności. Czuję się jak więzień własnego umysłu i niekiedy nie potrafię sprecyzować słowami mojego rozumowania. Zapomniałem, że regulamin ćpalni doskonale informuje nas o tym, że NIE GADAMY O PROBLEMACH, PROBLEMY ZOSTAJĄ GŁEBOGO W NAS, A MY CHODZIMY TUTAJ ABY POWIERZCHOWNIE JE ZACIERAĆ.
                Poza tym nie było dzisiaj Kasumi. Już przyzwyczaiłem się, że zawsze siedzi u boku Panny Missfoster. Być może dlatego jest rozdrażniona, że dziewczynka nie ma przy sobie swojej ulubionej laleczki. 
                A co jest najlepsze na rozluźnienie? No nie wiem, muszę pomyśleć.
                Biorę od Kwadrata coraz więcej i więcej, bo Papilio wziął wszystko, co ukryte było w półce z arsenałem. Na szczęście trochę mi alkoholów zostawił, dobry pan.

24 listopada, niedziela
                Siedzę nadal sam w domu i funduję sobie małą głodówkę. Jedyne co, to jem troszeczkę gotowej sałatki ze sklepu. Nie mam apetytu, chyba, że chodzi o FORVANTY czy półeczkę z arsenałem. Chyba jutro pójdę do szkoły.
                Dzwoniła ciocia. Siostra mamy. Zdziwiło mnie to niezmiernie, bo odzywałem się do niej ostatnio… w zeszłe święta? Właśnie, za miesiąc Wigilia, ale mniejsza z tym. Pytała co tam u mnie, jak sobie radzę, z kim mieszkam itd. Sądziła, że mieszkam z matką, a tu nagle wyjechałem jej z ‘przyszywanym wujkiem’. Hm, ale co tak nagle pokusiło ją, aby zainteresować się małym Danielkiem? Może matka przypomniała sobie o tym, że jednak jej obowiązkiem jest zainteresowanie się porzuconym synem. Trochę mi teraz smutno. Kiedyś rozmyślałem nad tym, że przestałem ich kochać, a w tym momencie… Już sam nie wiem. Tyle się mówi o tym najważniejszym aspekcie, jakim jest rodzina. A ja… jestem sam. Momentami izolacja nie jest taka wspaniała, jak zawsze o niej myślałem. Czuję się taki pusty i zły na samego siebie. Świadomość, że nie masz nikogo… okrutnie boli. Już chciałem być taki fajny i odmówić sobie trzynaście kurew, bo pustka willi mnie przytłaczała. Chciałbym, żeby Papilio wrócił. Nie wiedziałem, w jakim stopniu mu na mnie zależy. Co skłoniło go do tego, aby przetrzymywać u siebie zniewieściałe coś?
              Bywa, że nadchodzi czas rozkminiania mojego myślenia, co jest tak popieprzone jak wszystko co… jest popieprzone. No, każdy popieprzonym nazywa co innego, więc ujmijmy to ogólnie.
                Odmieńmy przez przypadki:
1.       Popieprzony ja.
2.       Popieprzonego mnie.
3.       Popieprzonemu mnie.
4.       Popieprzonego mnie
5.       Popieprzonym mną.
6.       Popieprzonym mnie.
7.       O, popieprzony… a, nie wiem już.

---------------------/////////’………………];;;;;;;;;;;;;;;;;;./;;;---------------------------
---------------………….//////////////////////’’’’’’’’’’’’’’’’’’’;;;;;;;;;;;;
----------------------------------                 ----------------------------------------------------------
No nie, znowu.
/------------------///////////////--------------------------------
…………………………………………….------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
/////////////////////////////………………….------------------------------------   
          
27 listopada, środa
                Jestem grzeczny i jak każdy grzeczny chło każde grzeczne coś, chodzę do szkoły i odrabiam pięknie zadania domowe. Nawet nauczyłem się na jutrzejszy sprawdzian, szok. Widzisz, jaki jestem grzeczny? Chciałem nie zapalić, ale zapaliłem, chciałem nie ćpać, ale musiałem. Więc nie jestem już taki grzeczny.

                Kurwa, Papilio, gdzie jesteś…?

30 listopada, sobota
                KTOŚ WRÓCIŁ. ZADOWOLONY.
                JA TEŻ.

1 grudnia, niedziela
                Zimno. Zimno. Zimno. Wszędzie zimno. Zamarznięte kałuże – jedyny plus, bo kocham się ślizgać. Mój mózg przestawia się na tryb dzieciaka. Lubię grudzień, ale nie lubię tego, że już zaczęły się świąteczne reklamy. To jeszcze nie ten czas!!! To za pół miesiąca.
              Czasami zastanawiam się, gdzie podział się ten Daniel z zeszłorocznego obozu w Bułgarii. Taki niewinny, rozmarzony, bez żadnych problemów w spaczonym umyśle. Teraz nawet mój własny pamiętnik, dziennik, czy cokolwiek, mnie śmieszy. Infantylne zdania, słowa, ale to jakoś tak samo ze mnie wychodzi. Tak mi dzisiaj lekko i już myślałem, że przedawkuję, ale udało się – nic mi nie jest. Wreszcie mi lepiej, bo ktoś w końcu chodzi po tej willi i nie muszę bać się motyli. Papilio obiecał rozpocząć prace nad motylarnią przez wiosnę.
                Cholera, teraz boję się, że żywe motyle jakimś cudem ujrzą swoich braci ususzonych za szkłem i zaplanują zamach na mnie i Papilio.

4 grudnia, środa
                Wszystko wróciło do starego porządku. Chodzę do szkoły, wpadam do FORVANTÓW, rozmawiamy (narzekamy, że powoli wszystko zaczyna się kończyć), wracam do domu, sprzątam, robię obiad, przychodzi Papilio, całuje mnie w policzek na powitanie, jakby był zharowanym mężem, a ja zapracowaną żoną i… no. He. To nie tak, że niby kroi się nam jakieś love story, bo jest ode mnie… *liczę* 13 lat starszy… Pf. Po prostu pozwalam mu na wszystko, bo ostatnio uświadomiłem sobie, jak bardzo przywiązałem się do jego obecności, świadomości, że już nie jestem tutaj sam i motyle mnie nie zaatakują. Do jego filozofii, odmiennych niż ideologia FORVANTÓW, ale tak samo intrygujących. Ubrałem nawet kieckę, kiedy wieczorem myłem podłogę w salonie. I pomalowałem się na dziwkę. A on się cieszył, widziałem to w jego oczach.
                „Widzę to w jego oczach…”
                Przypomniało mi się coś, z czego się tak śmiałem pod nosem, że na lekcji cała klasa gapiła się na moje trzęsące się ramiona. Dziewczyny sobie o mnie plotkowały, a ja słuchałem coraz to nowszych informacji o sobie samym. Niektóre są ciekawe. Jedna z tych dziewczyn jest naprawdę śmieszna – taka zawsze pewna swego zdania, zaangażowana w życie osób, których nie zna.

                „On ma depresję, mówię wam.”
                „Skąd wiesz?”
                „Zazwyczaj takie osoby ubierają się jakoś na ciemno, snują się…”
                „On ubiera się zazwyczaj na czarno...”
                „Ale się nie snuje.”
                „No to co z tego. Ale widzisz, jaki jest. Siedzi zawsze sam, odludek, on się tnie!”
                „Może chce być fajny. Tniesz się, masz czym szpanować.”
                „Nie, on serio ma depresję! Wy nie miałyście z tym nigdy doświadczenia, a ja doskonale wiem, czym się to objawia! Nawet najbardziej kolorowa osoba może mieć depresje, tylko nie chce tego przyznać! Widać to po oczach! A ja widzę po jego oczach, że naprawdę ma depresję!”
                „Taki mały pedałek, dziwadełko.”


                Płaczę ze śmiechu. Lubię słuchać o sobie. Może to egoistyczne, ale cóż zrobić, gdzie nie pójdziesz, tam widzą depresję w twoich oczach. Ach, ten fejm.

6 grudnia, piątek
                Mikołajki!!!
                Sądziłem, że dostanę antydepresanty, ale najwyraźniej się przeliczyłem. Ta, co widzi depresję w moich oczach, zafundowała całej klasie czekoladowe Mikołaje. Jarali się jak dzieci. Mnie za to przypadł jakiś dziwaczny zaszczyt otrzymania ogromnej limitowanej czekolady w opakowanie w reniferki. Podziękowałem jej, jak wzorowe coś, i to miał być koniec uprzejmości. Coś się kroi. Ciągle się za mną włóczyła, a doskonale dawałem jej do zrozumienia, że nie życzę sobie towarzystwa – mam FORVANTÓW, pannę Missfoster, Kasumi, Kwadrata i resztę i Papilio.

                Nienawidzę takich upierdliwych osób, które na siłę chcą się wcisnąć w twoje życie.

8 grudnia, niedziela
                Coś jest nie tak. Panna Missfoster zrzędzi coraz bardziej. Kasumi nadal nie ma i wszyscy zaczynają się martwić. A na samym początku mówili, że nie ma po co tworzyć sobie nowe problemy, skoro i tak perfekcyjnie pielęgnujemy te stare. Nie wiem czemu, ale mam takie przeczucie, że Kasumi już się tutaj nie zjawi. Nie, żebym jej życzył śmierci, po prostu… Wiadomo, że każdego człowieka czeka śmierć – ćpuna, nie ćpuna. Prędzej czy później każdego dopadnie. Jeden się jej obawia, drugi nie – FORVANTY uznają śmierć za jeden z najciekawszych tematów do rozkładania na części pierwsze i dzielenia się własnymi spostrzeżeniami.
                Dowiedziałem się, że ‘forvant’ ze szwedzkiego znaczy ‘spodziewany, spodziewać się’, czy coś w tym stylu. Moja własna interpretacja tej nazwy opiera się na bardzo lekkiej filozofii – ideologia FORVANTÓW opiera się głównie na rozmyślaniu o aspekcie śmierci, a każde z nich spodziewa się jej nawet następnego dnia.
                Ych… Nie potrafię spisywać swoich rozmyślań. Chyba gdzieś to już ująłem…
                Wiec nie będę już tego spisywał, bo się poplączę.
                Panna Missfoster wyjawiła mi nawet, co znaczy jej „imię” – ‘missfoster’ to ze szwedzkiego ‘wybryk’. I bardzo podoba mi się brzmienie tego słowa w oryginale. Kiedy je pierwszy raz usłyszałem, zapisałem, skojarzyło mi się z lasem i z mgłą. Pewnie dlatego, że brzmi bardzo podobnie do ‘misty’ i ‘forest’. W sumie, panna Missfoster nawet nadawałaby się na taką leśną nimfę.

14 grudnia, sobota
                Ten rok minął zadziwiająco szybko… Za chwilkę rozpocznie się długo wyczekiwana przerwa świąteczna, wkrótce minie rocznica stworzenia trzynastu kurew…
                Wieczory z Papilio są bardzo przyjemne. Pijemy, oglądamy seriale… Potem gadamy o głupich i niepotrzebnych rzeczach. Czuję się z nim jak z bratnią duszą. Papilio chwilowo odstawił na bok karierę dilera. Czy to przez to ma taką sumkę na koncie? Nie będę pytał.
                Znów przesiaduję w motylarni, tak jak wcześniej. Uwielbiam gapić się przez to ogromne okno, kiedy w blasku latarni mogę zobaczyć fruwające płatki. Pierwszy śnieg. Ślicznie wszystko wygląda. Ale jest cholernie zimno.
                I jest tak spokojnie. Nikt się o nic nie czepia, wpadam w melancholijny nastrój. Jest mi dobrze.
                Czas jest okrutny. Pędzi tak szybko. Kiedy się zatrzymamy, zdajemy sobie sprawę z jego prędkości i… po prostu nas to przeraża. Mnie także. Oto kolejny z tematów do kolekcji, do którego można dobudowywać nowe mury, tworzyć labirynt bez wyjścia.

17 grudnia, wtorek
                Urządzili wigilię klasową. Byłem na niej tylko z tego powodu, że wypadła między lekcjami. Próbuję wmówić sobie, że mi się nie podobało, a było bardzo… przyjemnie. Klasa, która wciąż dla mnie była nowa, o dziwo zainteresowała się moją osobą, a mnie to pierwszy raz nie wkurwiło… Czułem się, jakby coś we mnie pękło, pojawiło się nowe, nieznane uczucie. Jakbym zaczął odżywać, a mój czarny środek pozbywał się toksyn, które sam wyprodukował. W nocy często budziłem się z myślami, że jestem okrutny dla samego siebie. Chcę to zwalczać, ale najwyraźniej jeszcze do tego nie dorosłem.
                Cieszę się, że jednak wcześniej dałem na składkę na jedzenie na wigilię. Brzmi to trochę tak, jakbym ofiarował coś na akcję charytatywną.
                Dziewczyna, która widzi w moich oczach depresję, ma na imię Justyna i momentami nie jest nawet taka zła, jakby mi się wydawało. Kiedy przełamała pierwsze lody w kontaktach ze mną, dając mi ogromną czekoladę w Mikołajki, dalej szło już gładko. Sam się dziwiłem, że dopuściłem ją do mojej osoby. Nie żebym był jakimś narcyzem, ale do tej pory strzegłem swojego środka niczym smok swojej zdobyczy. Gorzej było tylko wtedy, kiedy przyplątały się jej koleżanki – o nie, tego już było dla mnie za wiele. Skryłem się w kiblu i władowałem sobie przez nos.

Ktoś zadzwonił.
                Zapomniałem nawet, że ma taki numer.
                Był przygnębiony, niepewny – ja też.
                Pobąkaliśmy do słuchawki, poinformował mnie i… no.
                Póki co, tyle.
                Przyjedzie, czy będzie tak jak kiedyś?
                Nie wiem już co mam o tym myśleć.
                Myślenie.
                Myślenia.
                Myśleniu.
                Myślenie.
                Myśleniem.
                Myśleniu.
                O, myślenie.

20 grudnia, piątek
                Lalala, znów noszę sobie bandamki na rękach. Jak dobrze, że mamy przerwę świąteczną. Nikt się nie czepia, ani za tobą nie chodzi. Potrzebowałem odsapnąć, bo od początku grudnia nie opuszczałem dni szkolnych i wziąłem się do roboty na te kilka dni.
                Tworzę sobie nowy krwisty rządek pod ścianą. Mam naprawdę dziwaczne skłonności.
                Papilio lubi święta, takie jak te ukazywane w filmach czy reklamach. Nie jesteśmy religijni, obchodzimy święta bez patrzenia na jakiekolwiek aspekty z tym związane. W zeszłym roku tylko udawaliśmy, że cieszy nas ten czas – udawaliśmy, że podobają się nam świąteczne gadżety, udawaliśmy, że w te święta znowu się pojednamy. A teraz… Nie mam nikogo do udawania. Mam tylko Papilio, z nim nie udajemy. Zastanawiam się, po co mu w domu taki dzieciak jak ja – kolejna marnotrawiona gęba do wyżywienia. Nigdy nie chciał się ożenić? Mieć normalnej rodziny…? Dobra, to pytanie było nie na miejscu, bo on sam jest dziwakiem i to, co większość ludzi spostrzega jako ‘normalność’ raczej się z nim nie łączy.

                Jest tak:
                Jeden facet i jedno coś mieszka sobie w wiktoriańskiej willi, zbudowanej na szczycie góry rezerwatu przyrody, tuż obok płotu odgraniczającego ją od chronionego lasku. Facet to hipster, jeżdżący matowo czarną Skodą Superb , który sam szyje sobie ubrania, kiecki na chłopaków, zbiera tablice z suszonymi motylami i dla rozrywki zajmuje się polowaniem, jak król w średniowieczu. Poza tym jego druga odsłona jest dilerem. To jedno coś to mały emos, pedałek, młody ćpun, który uwielbia farbować włosy i malować się na dziwkę. Jego hobby to malowanie po ścianach, wzdychanie, żalenie się samemu sobie na samego siebie i cięcie się, niczym każda depresyjna dwunastolatka. Oboje żyją sobie w dziwnych relacjach, jeden drugiemu dokucza, jak dzieci w podstawówce, kiedy chcą na siebie zwrócić uwagę. Tworzą sobie własną ideologię, której nie zamierzają rozpowszechniać i tak sobie po cichu… egzystują, nic nie robiąc, nie wadząc nikomu. Bo nikt nie musi wiedzieć o jednym facecie i jednym czymś.

21 grudnia, sobota
                Syndrom dzieci pobudza się u nas i bawimy się w ozdoby świąteczne. Infantylne? Tak, ale zabawne. Mam wszędzie brokat, kłuje mnie i swędzi. Jutro odwiedzi mnie jasnowłosy. Nie jestem przygotowany. Wmawiam sobie, że powoli staje się on dla mnie coraz bardziej obojętny. Czy wyjazd go odmienił…? Z pewnością. Ja także się zmieniłem.
                FORVANTY nie obchodzą świąt. Nawet nie chcą Czarnej Mszy. Przyłażę do nich, kupuję towar i ćpamy jak zawsze. Mógłbym przecież brać to, co ma do zaoferowania Papilio, ale wolę, kiedy spełniam dobry uczynek i pozwalam zarobić trochę Kwadratowi. Nastrój się nie zmienia. Panna Missfoster nie opuszcza w ogóle ćpalni. Czeka na Kasumi. Żal mi jej troszkę, ale nic nie mówię. Ona tak samo. Rozwija problem głęboko w sobie. Podobno święta są czasem radości. Odczuwam to w jakimś stopniu, ale oni raczej tego nie wiedzą.

22 grudnia, niedziela
                Nie mówiłem Papilio o spotkaniu z jasnowłosym. Nie chciałem także zapraszać go do willi, nie wiedziałem, czy Papilio lubi gości, czy też nie. Nigdy nikogo obcego nie widziałem w willi, prócz tego niechcianego faceta, który wypytywał o Papilio w czasie jego nieobecności. Spotkaliśmy się w centrum, spacerowaliśmy, a ja czułem się nieswojo. Bardzo. Jak gdyby powstała między nami jakaś bariera. Czy tak właśnie wygląda koniec tego, na co tak bardzo liczyłeś? Jakoś wcześniej nigdy nie doświadczałem takich sytuacji. Wcześniej tylko rozpływałem się na sam jego widok, a teraz… sam już nie wiem.
                Kiedy zrobiło się nam zimno, zaprosił mnie do domu babci, gdzie zatrzymali się wraz z rodzicami na kilka dni. Pachniało piernikiem siedmiodniowym. Też taki próbowałem zrobić, ale nie jestem pewien, czy się udał. Może do Wigilii zmięknie…
                O dziwo, widziałem ich uśmiechy, nawet na mój widok. Przez cały spacer z jasnowłosym utrzymywaliśmy neutralne wyrazy twarzy, a teraz sprawili, że się uśmiechnąłem. Zwerbowali mnie do pomocy przy ciastkach. Chyba otworzyli fabrykę – jedni gnietli ciasto, drudzy wycinali, następni ozdabiali. Było ich w tym domu tak dużo, albo mi się wydawało, bo mieszkanko babci jasnowłosego jest małe. Pierwszy raz dobrze poczułem się w większym, radosnym towarzystwie, aż żal mi się do tego przyznawać. Prawdopodobnie każdy człowiek, nieważne, co by sobie wmówił, potrzebuje kogoś, przy kim będzie czuł się bezpieczny i szczęśliwy. I kochany. Chociaż niemożliwym było, aby mnie kochali jak członka ich rodziny, czułem się tutaj potrzebny, chciany.
                Postanawiam jednak nie spotykać się już u jasnowłosego.
                Kogo, czego nie ma?
                Jasnowłosego.

1 komentarz:

  1. Smutne to...
    dla mnie, jasnowłosy był kimś... cudownym...
    Boję się tego... Popilio.... Pepilio ... nawet nie chcę wiedzieć jak się nazywa...
    I ♡ ur story

    ~ Kimi

    OdpowiedzUsuń