sobota, 14 lutego 2015

Struktura skrzydeł: 6. Od początku

24 grudnia, wtorek
                Jak w mojej głowie ma przebiegać dzisiejsza uroczysta kolacja?
                Sam nie wiem. Nie mam żadnej wizji. Zeszłoroczna wigilia…
Hm.
W zeszłym roku nie było rodzinnej wigilii. Matka wyniosła się do swoich, ojciec do swoich, a ja… Cóż, nie mogę ukrywać – było mi smutno. Trochę więcej niż bardzo. Od tamtego właśnie momentu postanowiłem się umocnić i nie uzewnętrzniać swoich odczuć.
Od rana siedziałem w kuchni i niczym pracowita gosposia przygotowywałem… a raczej starałem się przyrządzić jakieś potrawy na wieczór. Ubrałem nawet kieckę, ale wciąż nie byłem przyzwyczajony do tego przewiewu między nogami, ha.
                Nie bardzo jeszcze potrafię gotować, ale mniej więcej połowa przygotowanych dań wyszła… dobrze. Tak sądzę.

                Nigdy nie sądziłem, że Papilio jest osobą, która tak uwielbia się chwalić. Pod wieczór gdzieś się wyniósł, a ja zrezygnowany już miałem zamiar zaczynać chować wszystko z powrotem do lodówki, myśląc, że znowu nie wróci. Myliłem się – przyprowadził dwóch kolegów, ćpunów, nie ćpunów. Oni chyba tak samo nie mieli rodziny, biedaczki. Na szczęście jedzenia starczyło, ale nie ukrywam, że czułem się urażony i traktowany jak zwykła służąca. Dodatkowo wciąż miałem wtedy na sobie tę cholerną kieckę i myślałem, że spłonę ze wstydu. Święta Trójca zasiadła w kuchni, zamiast w jadalni, gdzie wszystko im pięknie przygotowałem, i gapiła się na mnie perwersyjnie, kiedy szukałem cukierniczki. Papilio był przy nich taki, jakby chciał im wszystkim zaimponować; przy tym zachowywał się jak szpanujący gimbus. Ciągnął mnie za spódnicę, a kiedy postanowiłem się ulotnić i ją przebrać, usadowił mnie sobie na jego kolanach i głaskał jak kotka, czy inne zwierzątko domowe. Wkurwił mnie tym niesamowicie. Jak gdybym był jego własnością. Od takiej strony go nie znałem. Jeden z jego kolegów w pewnym momencie chwycił mnie za podbródek, popatrzył się na mnie i ocenił: „Śliczny”. Gotowało się we mnie i wciąż wrze. Zupełnie jakbym był dziwką do wynajęcia, przynajmniej takie wrażenie odnosiłem, kiedy przebywali w naszej willi. Nic jednak nie zrobiłem, ponieważ nie chciałem, aby Papilio patrzył na mnie tym swoim charakterystycznym, karcącym wzrokiem, którym matka obdarza swoje dziecko, kiedy nabroi. Wolałem, żeby był zadowolony z dzisiejszego dnia, mimo, że niesamowicie mnie wkurwił. Jaki w wigilię, taki przez cały rok.

                Potem i tak wszyscy piliśmy, nie bacząc na to, jaki jest dzień. Oczywiście, że się przyłączyłem. Z jednej strony chciałem zabarykadować się u siebie, ale ta druga strona jednak była silniejsza ode mnie i postanowiła zostać ze Świętą Trójcą. Rozluźniłem się wtedy trochę i nawet zapomniałem, że wciąż miałem na sobie kieckę. Kiedy się wynieśli, Papilio chciał zaatakować mnie pocałunkami, ale uprzytomniłem mu, że jestem na niego obrażony; niczym urażona panienka.

27 grudnia, piątek
                Jakoś… jest mi dobrze. Nigdy wcześniej nie przeżywałem takich świąt. Siedzę przy zaświeconych lampkach choinkowych, nie mogę spać, więc raczę się widokiem słów. Tworzę kolejne opowiadanie i tym razem staram się o bardziej złożoną fabułę. Papilio był z koleżkami w knajpie, tym razem, aby się upić w męskim gronie, taki przedsylwester. Ja na razie tylko ćpam, korzystając z jego nowego arsenału. Uświadomiłem sobie, że teraz jest to dla mnie jak chleb powszedni i potrzebuję tego bardziej niż jedzenia. Ciekawi mnie, ile wytrzymam. Nie wiem co i jak u FORVANTÓW, nie było mnie z nimi chyba od tygodnia. Mam złe przeczucia. Marzę o tym, by się nie spełniły.

31 grudnia, wtorek
                Sto lat, sto lat, niech kurwy żyją nam.
                Trzynaście kurew obchodzi pierwszą rocznicę.

1 stycznia 2014, środa
                Ten skurwiel chciał mnie zgwałcić. Czuję się, jakby ktoś wyrwał ze mnie moją godność, zmiął ją, wcisnął do tylnej kieszeni spodni, zjechał na dupie po górce, wrzucił spodnie do prania, wyjął je, wyciągnął godność i mi oddał.
                Od wczoraj siedzę u siebie, zabarykadowałem drzwi krzesłem. Wiem, że to nic nie da, ale martwię się, że przylezie do mnie i spyta, czemu znowu się ‘dąsam’. Przynajmniej krzesło obudzi mnie, kiedy będę drzemał. To nie tak, żebym się go bał. A może…
                Przecież ostatnio się tak kleił do mnie, że aż czułem się niekomfortowo. Dziwię się, że wcześniej nic mi tak bardzo nie przeszkadzało. To wszystko przez ten głóg z października. Muszę się na czymś wyżyć.

                Pięć kartek w błoto. Było pokreślić jedną, a nie przebijać długopisem pół zeszytu.
                Widok karteczek w kratkę i pisanych słów mnie uspakaja. Współczuję temu długopisowi, który już jest tak znużony pisaniem moich smętów, że zaraz się wykończy.

                Wczorajszy dzień zaczął się zwyczajnie. A potem wszystko się spieprzyło, bo poszedłem na zakupy. Dokładnie. Dał mi kasę, ‘idź, nakup co chcesz’. Jemu dupy ruszyć się nie chciało i sam musiałem czołgać się do Kauflandu, podczas gdy jego auto marzło na podjeździe. Odkąd poznałem jego drugą stronę, przestał wydawać mi się taki idealny. Papilio często bywał opryskliwy, marudził i wkurzał się o wszystko, że nie zrobiłem tamtego, że to jest źle, to mu NAGLE nie smakuje… Jak kobiecie w ciąży. Dziewczynie podczas okresu. Jak dobrze nie być dziewczyną… i Papilio.
                Zadowolony był jedynie, kiedy cała willa błyszczała, a ja nosiłem kieckę i malowałem się na dziwkę + sprzedany towar i zyski.
Hej, uzmysłowiłem sobie, że jeszcze nigdy nie popatrzyłem, co biorę. Co jest, mi to pasuje.

                Wróciłem z zakupów, przez przypadek rozwaliłem groszek w puszce i poszło na jego koszulę. Biedny groszek, nie był świadomy, jaką awanturę rozpętał. Najpierw o to, że nagle jego „ulubiona” koszula nie nadaje się już do założenia. Wczoraj o mało co jej nie potargał, bo go drażniła, rzucił ją pod stół w kuchni i temu wylądował na niej groszek. Pierwszy raz od wielu dni był taki rozjuszony. Ostatni dzień w roku, Sylwester, a ja musiałem się użerać z naburmuszonym facetem. Zaprałem koszulę, zeszło i znów źle. Może po prostu miał ochotę na mnie nakrzyczeć, wyżyć się na czymś, a koszula wcale nie miała zostać odratowana. Nie rozumiem już niczego. Pierwsze musiałem się martwić tylko o swoje myśli, teraz jeszcze doszło do tego zachowanie Papilio.
                Gdyby tego było mało, dowiedziałem się, że ‘okres luzu’ już się skończył. Odpowiedziano mi na długo męczące mnie pytania, związane z dobrodusznością Papilio. Przebiegły skurwysyn. Nie sądziłem, że będzie mną tak potrafił zmanipulować. Sądziłem, że jest taki fajny z natury, ale nie, jemu chodziło o to, bym wpadł w to bagno, jakim jest znajomość jego osoby. Teraz mam problem, który wybiega poza moje myśli. ‘Okres luzu’ miał sprawić, że pokocham mieszkanie w willi, jego motylki i jego wspaniałą osobę. Teraz nie ma odwrotu i muszę zostać z nim… na zawsze? Podobno ostatnio w tej knajpie, gdzie wysłużył się mną, urzędował wtedy znienawidzony detektyw, który upatrzył sobie blondynka z towarem. I podobno mam problem, o którym nic nie wiedziałem, do tej pory. Ostrzegł mnie, że jeżeli kiedykolwiek ucieknę, czy urządzę sobie długi spacer, jego koleżka chętnie mnie wsypie i nie będzie już tak pięknie. Po prostu wspaniale. Wciąż jednak nie mam pojęcia, czy groził mi tym serio, czy po prostu chciał mi jakoś uprzykrzyć życie. Nie wyglądał tak jak na co dzień, świeżo, wnioskowałem, że mógł być podpity lub brał coś, co wywoływało w nim tryb ‘dokuczanie Danielowi’.
                W każdym bądź razie nie przejąłem się niczym, bowiem nikt nie może zabronić mi robić tego, co chcę. Nie wierzyłem Papilio, że będzie chciał mnie wsypać. Czułem, że byłem mu bardzo potrzebny, przecież on kochał swoją umalowaną gosposię.
                Sądziłem, że wieczorem sobie w spokoju wypijemy, naćpam się czymś nowym, ale nie, on postanowił, że dzisiejszego wieczoru spróbuje przelecieć swoją gosposię. Nie będę ukrywać, że pierwszy raz od dłuższego czasu się popłakałem. Ten człowiek stał się nagle jakiś pojebany. A zazwyczaj tak dobrze o nim pisałem. Tak jakby zdobył moje zaufanie i przyjaźń tylko po to, aby wkrótce rozwalić ten domek z kart, który układaliśmy od początku roku. Jakby chciał najpierw zbudować relację, a potem przetransformować mnie w ‘coś do pieprzenia’. Kurwa, myślał, że będzie tak pięknie, że odkąd mamy perfekcyjny kontakt, zrobi już ze mną co zechce. Niestety nie wyszło. Trudno. Biedak, wszystkie jego plany się posypały.
                Zdziwiłem się, że nagle po tym, jak go pokopałem i okrzyczałem (pierwszy raz), zaczął przejmować się moim stanem. Że przeprasza, i to, i owo. Bo nagle nie poszło po jego myśli, więc trzeba się powierzchownie nawrócić i spróbować od nowa.

2 stycznia, czwartek 
                Wow, patrzcie, w tym roku stanę się pełnoletni.
                W tym roku postaram się bardziej integrować z innymi ludźmi.
                W tym roku zarobię swoje pierwsze, własne pieniądze.
                W tym roku zrobię prawo jazdy.

                W tym roku nie dam się kaprysom Papilio.

8 stycznia, środa
                Siedziałem zabarykadowany do 3 stycznia. Nawet nie czułem głodu. Justyna opieprzyła mnie za to, że jestem straszliwie chudy. Ja jakoś się tym nie interesuję. Może lubię przygotowywać potrawy, ale to nie znaczy, że wielbię jedzenie ponad życie. Ona w końcu żyje tylko dlatego, żeby jeść. Ja nie widzę w tym już żadnej takiej przyjemności. Teraz krzyczy na mnie, że będę miał anoreksję. Upierdliwa dziewucha. Przylepiła się do mnie i nie chce odejść.
                Ćpalnia jest zamknięta. Ciekawe, co się stało. Zapewne panna Missfoster trzyma klucz. Nic nie wiem o FORVANTACH i zaczyna mnie to mierzić. Od kiedy zacząłem interesować się losem innych ludzi?

9 stycznia, czwartek
                Poszedłem do ćpalni i pierwszy raz uznałem, że był to bardzo zły pomysł.
                Panna Missfoster władowała sobie za dużo. Tak powiedział Kwadrat. Wszystko przez to, że poszła do domu Kasumi i jej rodzice oznajmili, że Kasumi nie żyje. Że nie wytrzymała więcej.
………….---------//////////////////
----------….,,,,,,,,,,,,[]---------------------
…………………………………………………………………………………………………
…………..
,,,,,,,,,,,
-------------------------------------
………………………………………
,,,,, ///////…………………………………………………………

10 stycznia, piątek
                Wybaczyłem Papilio tę próbę gwałtu i jego humorki. Stał się jakiś pobłażliwy i kiedy wyjaśniłem mu, że nie czuję już do niego większej urazy, znów mogliśmy ciekawie porozmawiać, jak dawniej.
„Skoro motyle według mojego rozumowania były metaforą snu, Papilio Lowi mógłby obrazować nadciągający koszmar, który pożera delikatną strukturę delikatnego marzenia utkanego z jasnobłękitnych łusek.”
Tak w zeszłym roku wyjaśniłem sobie znaczenie odcieni skrzydeł ulubionego motyla Papilio. Zadziwiające, że moje rozmyślania można wpasować w zaistniałą sytuację.

17 stycznia, piątek
                Od niedawna jestem w Warszawie. Marzyłem, by kiedyś odwiedzić stolicę, a tutaj taka niespodzianka.
                Papilio obudził mnie wcześnie rano, musiałem szybko się spakować, gdyż miał plany wieczorem być już w Warszawie.
                Kiedy usłyszałem, że jedziemy do Wawy, a pół godziny później już jesteśmy w drodze, byłem oszołomiony. W dodatku nie wiedziałem o co chodzi. Miałem dzisiaj pisać test z matmy. Tak przed feriami. Uznajmy, że ferie zaczęły się dla mnie od dziś.
                Ulokowaliśmy się w jakimś mieszkaniu w starej kamienicy. Okazało się, że mają tutaj przywieźć bardzo wartościowy towar. Papilio dowiedział się o tym zaledwie wczoraj i od razu wyruszył w drogę. Zastanawiałem się tylko, na co potrzebny jestem mu ja. I tak prawie całą drogę przespałem na tylnym siedzeniu, podczas gdy on gnał jak torpeda po wielką żyłę złota.
                Musieliśmy zostać w stolicy dopóki towar nie ulokuje się spokojnie na włościach Papilio. Nie wiedział dokładnie, kiedy ma się go spodziewać. Ale w końcu jestem w Warszawie! Nie zabronił mi nigdzie się włóczyć, a na to mam niesamowicie wielką ochotę. Bycie w wielkim mieście niesamowicie dobrze na mnie wpływa, mimo iż nie mam przy sobie żadnego towarzystwa. Już kiedy przyjechaliśmy, miałem za zadanie odszukać jakiegoś spożywczaka i załatwić coś na kolację.

                Sama świadomość, że otacza mnie klimat dużego miasta sprawia, że czuję się bardzo radosny. Wychowałem się w centrum i nie zamierzałem zmieniać mojego nastawienia do przebywania w takich miejscach. Uwielbiam włóczyć się po uliczkach czy patrzeć na sklepowe wystawy. Dzisiaj nie poszedłem za daleko, bałem się, że się zgubię, jak wtedy, w Serbii. Znalazłem Żabkę i wróciłem, przez moment tracąc orientację w odnalezieniu mieszkania. Papilio już po chwili był znudzony moją ekscytacją, gdyż on sam mnóstwo razy przebywał w Warszawie i nie widział już w niej nic szczególnego. Niech się pieprzy i nie niszczy radości dzieciaka.

19 stycznia, niedziela
                Skąd Justyna ma mój numer…
                Nie ważne. Już żałuję, że mam komórkę.
                Albo nie.
                Niech zazdrości, że urzęduję w stolicy.

20 stycznia, poniedziałek
                Poznałem kolejnych koleżków Papilio. Pierwsze chcieli mi dokuczyć, a potem nagle zabrali mnie do knajpy. Ta nie była tak cudowna jak u nas, ale wcale nie gorsza. Wiedziałem, że Papilio gustuje w dostojniejszych miejscach, więc nigdy nie liczyłem na to, że pojawimy się w jakimś obskurnym, drugorzędnym barze.
                Gadali o rzeczach, które mnie nie interesowały, więc się wyniosłem, ucieszony, że oni na szczęście nie są perwersami jak dwaj członkowie Świętej Trójcy we wigilię. Chociaż, oni nie widzieli mnie w kiecce. Na szczęście nie mam jej ze sobą. W sumie, jeden z perwersów, Piotr, nie był do końca takim perwersem za jakiego go uważałem. Złapałem z nim dobry kontakt i po cichu liczyłem na to, że kiedyś go jeszcze spotkam.
                Zrobiło mi się zimno i kwitłem przed drzwiami mieszkania, póki nie wrócił Papilio. Wkurwiony, bo myślał, ze się gdzieś zgubiłem. Na szczęście nie było żadnej afery. Przyjechał towar i Papilio jest w siódmym niebie. Jutro wracamy.

25 stycznia, sobota
                Mamy ferie. Jest mi źle.
                Sądziłem, że ćpanie przyniesie mi ukojenie, a rzeczywiście – nie jest tak, jak sobie wyobrażamy. Okazało się, że Kasumi jest na odwyku. Odkąd tej dwójki tam nie ma, czuję się o wiele gorzej, kiedy przychodzę do ćpalni. Kwadrat kupuje co popadnie, ma mało kasy, więc bierzemy jakieś tanie. Po ostatnim czymś tyle rzygałem, że wydawało mi się, że pozbędę się wnętrzności i naprawdę zostanę z niczym.
                Dałem mu trochę kasy. Oznajmił, że rozwiązuje FORVANTY. Ta trójka, której nie znałem nawet imion, nie przejęła się tak bardzo, jak ja.
                Czyżbym tak bardzo mocno związał się z ćpalnią? Z tymi ludźmi? Ludźmi, których w ogóle nie znałem? Jeszcze tego nie rozgryzłem, ale jedno wiem – że to już jest jakiś postęp w niszczeniu mojej izolacji od społeczeństwa i egoizmu.

30 stycznia, czwartek
                Wróciliśmy do starego porządku. Papilio nabył nową szybkę i nowe okazy. Wspólnie wymyśliliśmy im jakieś historie, powiązane z kolorami skrzydeł.
                Papilio już mnie nie całował, co przyjąłem z wielką aprobatą, ale zostałem zmuszony do codziennego noszenia kiecki. Przestało mnie to już tak bardzo irytować, ale wciąż nie mogłem znieść tych myśli, że muszę to robić ze względu na to, że jemu to się strasznie podoba. Chłopak Coś w kiecce i makijażu. Jego fetysz. Jak włosy u jasnowłosego…
                Wciąż przyłapuję się na tym, że o nim myślę. Sądzę jednak, że wszystko, co do niego czułem, się już wypaliło. Fakt, że nie spotykam się z nim prawie codziennie sprawił, że zaprzestałem fascynacji jego osobą. Jednocześnie jest mi coraz lżej i coraz ciężej. Taki paradoks.
                Nie chcę na nowo zawiązywać tej relacji. Wczoraj pisał, pytał, czy ma do mnie przyjeżdżać na ostatnie dni ferii. Z bólem zaprzeczyłem, żałuję. 

12 lutego, środa
                Postanowiłem podciągnąć się w nauce. Wciąż ćpam i nie mogę znieść myśli, że FORVANTÓW już nie ma. Przecież to wszystko przez nich. Jeszcze nie wyjaśniliśmy sobie tylu spraw.
                W przeciwieństwie do panny Missfoster cholernie boję się śmierci. To takie skomplikowane, a jakże proste zjawisko, którego nigdy nie zrozumiem. Czy to naprawdę jest tak, że wszystko, co wypracowaliśmy na świecie, nagle zniknie? Może całe życie jest jednym wielkim złudzeniem?
                Znowu napadło na mnie tsunami trudnych zagadnień. Mój mózg momentami ich nie wytrzymuje i nie wiem, co mam ze sobą zrobić.

13 lutego, czwartek
                Mój dzień wygląda tak:
1.       Grzeczne coś grzecznie w szkole.
2.       Dom, obiad, sprzątanie. Sukienka.
3.       Nauka.
4.       Próby przypodobania się Papilio.
Kiedy uda mi się zachwycić Papilio, mam duże taryfy ulgowe. Sprząta za sobą, nie narzeka, a wszystko przez to, że ładnie się maluję, zachowuję jak seksowna dziewczynka. Pieprzyć godność. Ważne, że mam spokój.
Pogrążam się coraz bardziej.

14 lutego, piątek
                Fuj. Tyle różu, tyle serduszek, misi i innych pierdół; przesłodzonej, przerysowanej romantyczności. Nie rozumiem tego święta. Papilio także. Ale dał mi czekoladki, jako znak uznania. Jaasne.

19 lutego, środa
                Odkąd powoli zacząłem otwierać się na ludzi z mojej klasy, moja bariera ochronna zaczęła słabnąć. Od pewnego czasu wszystkie zdania dotyczące mojej osoby zaczęły wnikać głębiej. Wszechobecna krytyka, która kiedyś była dla mnie jedynie tłem, zaczęła odgrywać większą rolę i słyszę ją wyraźniej. Nie chcę jednak dopuścić do siebie myśli, że odkąd pozwalam ludziom na bliższy kontakt ze mną, każde słowo zaczyna we mnie coś ruszać. Może nie te wszystkie szczeniackie wyzwiska kolegów, gdzie za każdym razem słyszę, czy rurki nie cisną mnie w to, czego nie mam, ale te bardziej uzasadnione oceny, które po pewnym czasie sam zaczynam dostrzegać. Koleżanki Justyny mówią, że jestem bezbarwny, żyję po nic, nie mam celu, do którego dążę. Może rzeczywiście? Większość czasu spędzam na użalaniu się nad sobą i ćpaniu. Robię to już regularnie i momentami przestaję odczuwać jakąkolwiek przyjemność.
                Nie chcę znowu robić z siebie ofiary losu. Zrozumiałem, że wreszcie odetkały mi się uszy i słyszę otaczający mnie świat, który nie ogranicza się tylko do mojego własnego wnętrza.
                Powinienem zastanowić się, co chcę robić kiedy ukończę liceum. Nie mam zamiaru do końca życia kwitnąć w piwnicy Papilio, nawet jeśli on ma takie plany. On chce mnie wkręcić w swój biznes, wykorzystać jako wyjście ewakuacyjne, kiedy  wpadnie w jakiś problemik. Ja jednak widzę wszystko nieco inaczej i wpadłem w to szambo tylko ze względu na FORVANTY. Powinienem poznać z nim Kwadrata – to jemu chodzi o większy zarobek, nie mnie.

                Postanawiam poszukać jakiejś dorywczej pracy, żeby nie marnować czasu na bezsensowne przemyślenia. Muszę także pokazać ludziom, że skorupa wcale nie jest w środku pusta i zaangażować się w jakieś akcje szkolne czy kółka. Muszę wywalić z siebie wkurwiającą cząstkę emo Danielka i spróbować żyć jak normalny siedemnastolatek… Czemu ja siebie oszukuję. Normalny siedemnastolatek nie farbuje się, nie lubi się malować, nie nosi sukienek i zachowuje się jak na stereotypowego faceta przystało. Plus nie fascynują go inni faceci.

24 lutego, poniedziałek
                Nie sądziłem, że ochota na zmienienie się przyjdzie tak szybko. W domu zachowywałem się tak jak zazwyczaj, lecz w szkole starałem się być troszkę doceniony, zauważony. Robię na przekór temu Danielowi, który na początku roku za wszelką cenę chciał był sam, żyć w odosobnieniu. Justyna jest przeszczęśliwa – wciąż jednak wkurza ją stan mojego ciała, choć mój wygląd nie powinien jej interesować. Nie chodzi tu jednak o ubiór ani włosy, ale o to, że w jej mniemaniu jestem szkieletem. Chce wepchać we mnie wszystko co ma i nie rozumie, że będąc w szkole nie odczuwam głodu. Poza tym jestem otoczony wianuszkiem dziewczyn, które rozpływają się nad tym, że mam chude nogi, a one są dźwigane przez grube salcesony. Nienawidzę tej postawy u dziewczyn, gdyż one nie chcą zrozumieć, że każda z nich jest idealna na swój sposób i każda z nich znajdzie kogoś, kto pokocha ją taką, jaka jest.
                Prócz tego, jest pewien problem. Justyna ma koleżankę z klasy C, której podobno przypadłem do gustu. Ma na imię Karolina i jest swego rodzaju chłopczycą, widać to na pierwszy rzut oka. Poznałem ją na początku miesiąca i gdyby mi wszystkiego nie wyjaśniła, nie zauważyłbym niczego. Do Karoliny odczuwałem neutralny stosunek, momentami stała przy znaku zapytania. Justyna wyjaśniła, że Karolina jest osobą stanowczą i od dawna szukała chłopaka, którym mogłaby rządzić. Marzy o tym, by żyć w związku, gdzie role są odwrócone – ona działa jak typowy chłopak, a druga połówka jak typowa dziewczyna. Uznaję to za niedorzeczność. Justyna też, ale każdy w końcu ma inne upodobania.

                Problem jest taki, że przenigdy bym nie pomyślał o Karolinie w sposób poważniejszy niż zwykła, korytarzowa, przelotna znajomość. Dziewczyny momentami potrafią być chore.

3 marca, poniedziałek
                Papilio zdołał zauważyć zmiany w moim zachowaniu. Ja także. Czuję się zupełnie inaczej niż chociażby dwa miesiące temu. Kontakty międzyludzkie potrafią zdziałać cuda. Nie ma momentu, w którym pomyślałbym o dawnym życiu. Jak gdyby powrócił stary Daniel, ten sam, który dobrze bawił się na obozie w Bułgarii. W końcu myślę o tym, aby znaleźć sobie dodatkowe zajęcie. Z pracą dorywczą nie będzie za łatwo – patrzę na każdy słup z ogłoszeniami, każdą kartkę powieszoną na drzwiach lokalu, ale nigdzie nie ma mowy o poszukiwaniu jakiegoś młodego pracownika.

5 marca, środa
              Papilio po raz kolejny zwerbował mnie do opchania komuś towaru. Tym razem wpadliśmy do jego ulubionego klubu. Wcześniej sądziłem, że tamten poprzedni, przepełniony tajemniczą aurą błękitu stoi u niego na pierwszym miejscu, ale pokazał mi dostojne miejsce, które tym razem świeciło czerwienią. Przyznaję, że bardziej podobało mi się wcześniejsze, ale wciąż zastanawiam się, od kiedy w naszym mieście istnieją takie lokale.
Poznałem kolejnych, dziwnych przyjaciół, którzy wkurwiali mnie samym swoim widokiem. Nie rozumiem dlaczego towarzystwo Papilio tak na mnie wpływa. Zachowanie wujka i jego koleżków sprawia, że czuję się, jakbym był jakimś dodatkiem i jego własnością, która żyje po to aby zachwycać i wzbudzać zazdrość posiadania.
                Podczas gdy Papilio bawił się z przyjaciółmi, musiałem iść na tyły lokalu i zająć się nowym nabywcą naszego towaru, który dostarczono nam w Warszawie. Zadziwiające, że wszystkie te transakcje idą tak łatwo. Może to mój urok? Doskonale znałem cenę, za jaką nabyliśmy kolejne działki, a Papilio sprzedawał je nawet kilka razy drożej.
                Chciałem się jednak wykazać i sprzedałem więcej, niż mi nakazano, jakiemuś innemu typkowi. Może mam jakiś dar do wyszukiwania nowych nabywców. Papilio nie wiedział, jak się bawię, fruwając po lokalu i przysiadując w coraz to innym miejscu. Zrezygnowałem, kiedy znalazłem interesującego kolegę do rozmowy, ale okazało się, że wszystko zmierza ku temu, abym się z nim jak najszybciej przespał. Nie byliśmy w klubie gejowskim, ale miałem przeczucie, że znajdę tu dużo podobnych osób. Dodatkowo nie zmyłem makijażu, który od pewnego czasu był dla mnie jak chleb powszedni w każdy wieczór.
                Poza tym spotkałem się z Piotrem, przysiadł się w pewnym momencie, kiedy znudziło mi się szukanie nowych nabywców. Postawił mi drinka, prawdopodobnie nie wiedział o moim fałszywym dowodzie. Papilio jeszcze nie wie, o dodatkowej kasie, ubytym towarze i moich poczynaniach. Mam nadzieję, że się nie rozzłości, bo znowu będzie tak, jak z tym cholernym groszkiem.

7 marca, piątek
                Wczoraj wieczorem Papilio postanowił zrobić wiosenne porządki swojego królestwa. Dawno nic nie szył i uznał, że odświeżenie tego pomieszczenia sprawi, że zdobędzie nową wenę. Posprzątaliśmy każdy zakamarek i byłem cholernie zmęczony, ale nie o tym teraz mowa. Zapomniałem się i usnąłem w swoim dziwkarskim makijażu, zaspałem do szkoły i wciąż w pełni umalowany zjawiłem się w budynku. Dowiedziałem się o swojej wpadce na drugiej przerwie. Kiedyś zakreślałem sobie oczy czarną kredką, ale zaprzestałem tego odkąd zamieszkałem u Papilio, dlatego nowa szkoła, widząc mnie w pełnym makijażu, nie przyjęła tego z aprobatą. Nawet w kiblu nie mogłem się do końca domyć, a nauczyciele uznali, że mam problemy ze swoją płcią i tak jak wcześniej urządzali mi wykłady na temat cięcia się, tym razem zaatakowano mnie dziwnymi pytaniami związanymi z malowaniem się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu władowałem sobie w szkole dla przyjemności, żeby tylko zagłuszyć wnerwiające docinki. Wpadłem po raz kolejny, kiedy uznali, że coś ze mną nie tak, gdyż co chwilę wybuchałem niekontrolowanym śmiechem z powodu dziwacznych myśli, które krążyły w mojej głowie. Jeden dzień, a tyle problemów. Nauczyciele odkryli, że ćpam, ale póki co nic z tym nie robili. Podobno w tej szkole jest ogromny rygor, jeśli chodzi o tym podobne sprawy, ale ja, póki co, niczym się nie martwię.

10 marca, poniedziałek
                Usłyszałem, że w szkole działa kółko teatralne, które ma plany, aby pod koniec roku wystawić jakąś sztukę. Koleżanki Justyny załapały się na casting i ciągnęły mnie ze sobą, ale ja w życiu nie wystąpiłbym w żadnym przedstawieniu. Mimo wszystko, ukryty w cieniu salki, w której zazwyczaj odbywały się próby, obejrzałem sobie castingi. Nie mogłem się spodziewać czegoś szokującego, ale niektórzy sprawnie i gładko odegrali narzucone im tematy. Salę zalewały głównie dziewczyny, ale doszukałem się kilku chłopaków. Przedstawienie miało tematykę jakiejś współczesnej perypetii, czyli tego, co dziewczyny lubią najbardziej i nigdy ich nie nudzi – jakieś wątki miłosne, trudne relacje, przyjaźnie. Nie dostałem jeszcze scenariusza, ale załapałem się jako jedna z osób odpowiedzialnych za scenografię. Wszystko przez Justynę. Scenariusz dostanę jutro. Próby w poniedziałki, środy i piątki.
                Dawny ja nigdy nie zgodziłby się na przebywanie w miejscu kipiącym pozytywną energią i setką ludzi. Nowy ja zadziwia mnie samego.

11 marca, wtorek
                Siedzę u siebie, bo Papilio odkrył, że bawiłem się w sprzedawcę bez jego zgody. A kiedy Papilio ostatnimi czasy się wkurwi, lepiej nie wchodzić mu w drogę.

13 marca, czwartek
„Bywają noce tak pełne udręk, że nazajutrz należałoby zmienić nazwisko, bo nie jest się już tym samym, co pierwej”.
~Emil Cioran
                Tak, wraca tryb ofiary losu. Istnieją takie osoby, które mimo tego, że czują, że zmieniły coś w swoim postępowaniu, zachowaniu, nie potrafią wyzbyć się starych nawyków.
                Dziwaczny spokój.
                Cisza mąci moje myśli.
                Jest coś nie tak, czuję się wręcz zagubiony, przytłoczony. Co jest?

17 marca, poniedziałek
                Pierwsze spotkanie ekipy odpowiedzialnej za przedstawienie. Mamy je mieć skończone do połowy maja. Osoby odpowiedzialne za scenariusz stworzyły kolejne love story, gdzie pewna dziewczyna, wracająca z lekcji włoskiego, kilkukrotnie spotyka na przystanku chłopaka, który w tym samym czasie ma lekcje hiszpańskiego. Oczywiście kończy się happy endem. Wcale nie przewinąłem do ostatniej strony.
                Zostaliśmy po lekcjach i zaczęliśmy od samych spraw organizacyjnych. Ja jedynie się przysłuchiwałem. Reżyserem został Kamil z 3A i widać było, że naprawdę chce zaangażować się w to przedsięwzięcie, razem ze swoją młodszą siostrą Natalią, która wcisnęła się na miejsce asystentki. Sądziłem, że będą się żreć jak typowe rodzeństwo, ale najwyraźniej oni załamali stereotypy, gdyż działając wspólnie łączyli się w jedną całość.
                Zrobili pierwszą próbę, na której wybrani aktorzy czytali swoje role i próbowali wczuć się w swoje postaci. Miałem się przysłuchiwać i stworzyć w głowie pierwsze zarysy scenografii, tak samo jak trzy inne dziewczyny, które także zgłosiły się do tej roboty. Coś czuję, że to nie będzie przyjemna współpraca. Nie znałem tych dziewczyn, a ich wzrok również nie pałał sympatią.
                Papilio wyniósł się na noc. Zamknął drzwi, jak gdyby bał się, że mu ucieknę. Póki co nie mam takich zamiarów.

24 marca, poniedziałek
                Czuję się, jakbym żył podwójnie, miał dwie twarze, zakładał dwie suknie – dzienną i wieczorową. Ech, przez kieckę sprzątaczki wszędzie wciskam słowo suknia, sukienka. Ostatnio Papilio zasugerował, abym od czasu do czasu ubrał dla niego buty na wysokim obcasie. Popieprzyło go. On życzy mi śmierci.
                Boję się śmierci.
                A podobno długotrwałe ćpanie skutkuje śmiercią.
                Bywają takie momenty, że chcę z tym skończyć. Czy siedem miesięcy to dużo…? Niee. Niektórzy biorą paręnaście lat i wciąż się trzymają. To mnie uspakaja. Wszystkie pozytywy niszczy jednak fakt, że wszystko zależy od naszej siły, wytrzymałości organizmu.

                Dzienną suknię ubieram do szkoły. Rano wśród tłumu pojawia się pedał, gej, emos, który uczy się życia wśród ludzi. Czy robi to dobrze? Nie wiem. Zorientowałem się, że zazwyczaj nie wiem niczego.
 Kiedyś napisałem takie krótkie streszczenie życia w willi, moje i Papilio. Nie pamiętam, na której stronie, nie chce mi się szukać.

Suknię wieczorową wkładam wtedy, kiedy zejdę z oczu wszystkim normalnym ludziom. Pierwsza kreacja składa się z kiecki sprzątaczki (wydaje mi się, że 1. wyrastam z niej, 2. skurczyła się, gdyż widać mi już całe kolana) i pedalskiego makijażu. Nie narzekam, myślę, że potrafię się malować, dlatego nie zmywam go dopóki nie pójdę spać. Druga kreacja składa się z mroczniejszych ciuchów, żeby mnie było mniej widać w ciemnościach. Chociaż pewnie włosy świecą mi na kilometr. Papilio wtedy wtajemnicza mnie w dilerowanie. Tak sobie to nazywam. Uznał, że na młodego poleci więcej. Czasami szło nawet mnie, bo uznawali, że nie jestem godzien uwagi. Poznałem wielu oślizłych typów, dresów, chłopaków podobnych do Kwadrata (zastanawiam się, co z nim. Nie widziałem go od czasu oficjalnego zamknięcia FORVANTÓW).
Cieszę się, że do tej pory nie miałem okazji spotkać się ze Szczurem, tym perwersem z wigilii, którego znienawidziłem głównie za „Ślicznego”. Poczułem się wtedy jak dziwka, którą możesz sobie wybrać i ocenić. Nie obrażam się jednak za nasze żarciki z Papilio, kiedy korzystamy wieczorami z arsenału. Jedyny minus jest taki, że kiedy przesadzę, nie mogę wysiedzieć w szkole i Justyna ciągle mnie szturcha. Papilio wtedy pyta: „Jesteś moją dziwką?”, odpowiadam: „Taak, jestem twoją dziwką” – i śmiejemy się z niczego.
W wieczornych wyprawach często towarzyszy nam Piotr, którego towarzystwo niesamowicie polubiłem. Liczę na to, że ja także przypadłem mu do gustu. Kiedy ktoś się do mnie szczerze uśmiecha wiem, że jest dobrze. Jutro jedziemy po towar na Słowację. 

26 marca, środa
                Jak miło. Okazało się, że Piotr jakiś czas temu wtajemniczył się w transakcję, przez którą za kilka dni musimy być w okolicach Drezna. Powariowali. Więcej wydadzą na benzynę niż na tym zarobią. Póki co, siedzimy w samochodzie na postoju koło Katowic. Nocowaliśmy u kolegi Papilio, w Popradzie na Słowacji, gdzie przebywał wtedy, kiedy małe te swoje problemy. Towaru nie ma. Papilio i Piotr są wkurwieni, ja też. Musieliśmy się wrócić. Nie chcieli mnie odstawić do domu, bo nie ma czasu. Pół godziny drogi by ich nie zbawiło. Zajebiście.

                Żadne z nas nie umie dobrze posługiwać się niemieckim, mamy nadzieję, że uda nam się dogadać po angielsku. Że też tej dwójce nagle zebrało się na takie przejażdżki. Marudziłem, a Papilio zagroził mi, że zostawi mnie w mojej kiecce w jakimś klubie i nie będzie tak przyjemnie jak u nas. Zboczeniec. Wymieniali się z Piotrem co postój, raz on przy kierownicy, raz Papilio. Ja póki co nie potrafię jeszcze jeździć, powinienem zacząć się uczyć. Za dwa miesiące w końcu będę pełnoletni. Koniec postoju. Jesteśmy blisko Wrocławia.

                NUDZI MI SIĘ JAK CHOLERA
                Chcę do domu.
                Sprzątałbym teraz.

                Mogę pisać tylko na postojach, kiedy Piotr i Papilio nie interesują się tym co robię, tylko łażą gdzieś po krzakach. Widziałem zazdrość w Papilio, kiedy Piotr usiadł ze mną z tyłu i mogłem spać mu z głową na kolanach. Haha. Boże, ludzie rozbrajają mnie coraz bardziej im więcej się na nich otwieram. Koniec postoju. Zaraz granica.

27 marca, czwartek
                Ulokowaliśmy się w jakimś hotelu na jedną nockę i przez pół nocy przepakowywaliśmy towar. Piotr ma ciekawe sposoby na przewożenie dragów pod siedzeniami w samochodzie. Jakby jego auto zostało specjalnie do tego stworzone. Że też jeszcze nikt ich nie złapał. Zostajemy w Dreznie do końca weekendu, tak sobie Papilio zażyczył. Źle się czuję, słysząc wszędzie ten szorstki, okropny język.

28 marca, piątek
                Bardzo polubiłem Piotra, nawet mimo tego, że podobno jest starszy od Papilio. Kiedyś zasadził bym sobie całą serię mentalnych kopów, jeśli pomyślałbym o tym, że zależy mi trochę bardziej na kimś prawie raz starszym. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. W towarzystwie Papilio nigdy nie czułem niczego podobnego, prawdopodobnie dlatego, że traktuję go jak dobrego wujka. Nawet nasze pocałunki niczego nie zmieniały, oprócz wprowadzania mnie w obłęd.
Co chwilę budzi się we mnie nadzieja, że kiedy wchodzi do pokoju, podejdzie akurat do mnie, usiądzie obok mnie, podokucza mi. To taka niezdrowa fantazja, jednak wciąż inna od tej, którą obdarzałem jasnowłosego.
                Piotr ma dobre papierosy, skręca sobie sam wieczorami, ładnie pachną. Nauczył mnie i już się uzależniłem od ich specyficznego smaku. Opowiadał mi o swoim odwyku, z którego i tak nic dobrego nie wynikło. Zaczął, kiedy był trochę starszy ode mnie, gdyż jego ojciec także handlował narkotykami. Wpadł rok później, kiedy Piotr był już nieco wtajemniczony i sam przejął ‘hobby’ ojca. Z pokolenia na pokolenie. Na samym początku sam nie ćpał, ale kiedy pragnienie było zbyt silne, musiał się przełamać. W wieku 25 lat, po pięciu latach ćpania, zdecydował się na odwyk. Nie wyszło mu, gdyż brali po kryjomu w piwnicach ośrodka. I teraz siedzi w tym do dziś. Poznali się z Papilio dwa lata temu, w jakimś klubie w Katowicach i postanowili się ze sobą przespać. Niestety ten zamiar także nie został wcielony w życie, gdyż oboje uznali, że to nie to. Papilio szukał młodszego, a Piotr za nic w świecie nie dałby się zdominować. Poza tym dowiedziałem się, że mój kochany wuj miał już przy sobie chłopca-konfidenta w moim wieku, który znudził się jego towarzystwem i nakablował na niego. Zadziwiające, jak wiele razy los Papilio wisiał na włosku. Niezły skurczybyk.

                Chyba zabujałem się w Piotrze. Ale cicho. Najwyżej skreślę to zdanie i spłonę ze wstydu, czytając to po jakimś czasie.

29 marca, sobota
                Uwielbiam przebywać za granicą. Wszystko wydaje się takie inne, choć nic prawie się nie różni. Lubię jednak tę świadomość, że na razie nie otacza mnie piękniutka Polska ale kraj szwabów. Piotr jest zachwycony daniami, które im serwuję, żeby nie musieli włóczyć się po restauracjach. Czerpię jeszcze większa przyjemność z gotowania, kiedy widzę, że ktoś jest zadowolony. Nie mam jeszcze żadnej wprawy, ale powoli zaczynam opanowywać coraz trudniejsze potrawy.
                Nagle spodobały mi się takie spontaniczne wakacje. To nic, że mamy ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Zastanawiam się, czy Papilio naprawdę ma tyle na koncie, ile sobie wyobrażam.

                Drezno jest przepiękne. Nigdy wcześniej nie byłem w Niemczech, mój ojciec zazwyczaj na wakacje wybierał państwa południowe. Czułem się tutaj jak w jeszcze bardziej profesjonalnym Krakowie. Pokusiliśmy się na zwiedzanie miasta, jednak nie zachowywaliśmy się jak typowi turyści, którzy muszą szybko obskoczyć każdy możliwy zabytek. Spacerowaliśmy po bulwarze, kochałem podziwiać miasto nocą. Drezno wyglądało naprawdę niesamowicie po zachodzie słońca.
                Tutaj w Niemczech nikt mnie nie zna, nikt się nie czepia i mogę robić to, co mi się żywnie podoba. Pierwszy raz całymi dniami chodzę w makijażu i jestem zadowolony. Oderwanie od rzeczywistości jednak nie wpływa na mnie tak dobrze, jak sobie wyobrażałem. Mam dziwne nastroje, ciągle kłócę się z Papilio i nawet mnie samego zaczyna irytować to drugie coś kryjące się we mnie. Zupełnie jakbym rozdzielił się na dwie cząstki, a każda z nich miała odmienne zdanie. Często mam tak wielką ochotę się na czymś wyżyć, że już nie wiem, co mam robić.

30 marca, niedziela
                Pierwszy raz schlałem się do nieprzytomności. Nie wiem, jak to zrobiłem, nie pamiętam. Wiem jedynie, że obudziłem się w naszym hotelowym pokoju i cholernie bolała mnie głowa. Jedna cząstka nadal chciała spać, a druga się buntowała i skakała po całym moim ciele, tłukąc w czaszkę. Papilio też nie wyglądał dobrze, najlepiej z nas wyszedł Piotr, który nie wypił za dużo. Chyba mam słabą głowę – jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się coś podobnego. Pamiętam jedynie fajne towarzystwo pewnych Niemców w pewnym lokalu i… koniec.

                Narysowałem portret Piotra, gdyż przez ostatnie dni nakumulowały się we mnie zbyt duże nakłady weny. Nienawidziłem pokazywać komukolwiek swoich rysunków, (chociaż większość z nich zazwyczaj widniała na ścianach mojego pokoju – ale do niego nikt na szczęście nie wchodził) ale tym razem podarowałem mu świstek z jego twarzą. Był niesamowicie zadowolony;  jednak nie lubię, kiedy ktoś mnie chwali za twórczość artystyczną. Czuję się wtedy bardzo nieswojo.

                Powrót przełożyliśmy na jutro. Wszyscy mamy kaca i póki co, odstawiamy na jakiś czas chlanie z Niemcami. Papilio oznajmił, że zrobili sobie zawody w piciu, a on oczywiście wygrał. Skromność.

3 kwietnia, czwartek
                Nie poszedłem do szkoły. Przedłużam wakacje. W poniedziałek, późnym wieczorem wróciliśmy z Drezna. Piotr dał mi po kryjomu buziaka w policzek. Ekscytuję się jak dziewczynka, która po raz pierwszy zrobiła coś, czego do tej pory jej nie było wolno. Justyna wciąż do mnie wydzwania i powoli zaczyna mnie to wkurwiać. Brak mi już wymówek, w których usprawiedliwiam się z nieobecności.
                Kim dla mnie jest Justyna? Czy jest moją… przyjaciółką? Wcześniej śmiałem się pod nosem z jej poglądów co do mojej osoby i depresji w oczach. Teraz, kiedy zbliżyliśmy się do siebie, patrzy na mnie inaczej, martwi się o mnie, lecz nie chce nawrócić na ‘dobrą drogę’, jak to niektórzy zwą sposoby, którymi zniszczą prawdziwego mnie. Wszyscy już wiedzą, że ćpam, ale się tym nie interesują. Bardzo dobrze.
                Były dni, kiedy miałem Justyny po prostu dosyć. Jej koleżanki się do mnie lepiły, a ja po prostu potrzebowałem przestrzeni życiowej, w której będę sobie spokojnie egzystował sam. Jestem z siebie dumny, że w końcu pokonałem swoją barierę i odezwałem się do ludzi, ale bez przesady… Wciąż potrzebuję chwil, w których znów pożyję sobie jak wcześniej, kiedy byłem spostrzegany jako zamknięty w sobie gbur.
                Papilio się zmienił. Podczas gdy on zauważył, że częściej się uśmiecham i ogólnie nie jestem już poprzednim Danielem, on stracił swój dawny promienny tryb życia. Zauważyłem, że zależy mu teraz wyłącznie na dobrze sprzedanym towarze. Mało rozmawiamy i nie bawię się przy tym tak jak wcześniej. Znudziłem się mu. Nawet już nie chce całować się ze mną co wieczór i oblepiać mnie swoimi łapskami. Nie żebym to jakkolwiek aprobował, ale to świadczy o tym, że nie jestem już dla niego tak ważny, jak kiedyś.

4 kwietnia, piątek
                Zbulwersowany Kamil ochrzanił mnie za długą nieobecność. Wytłumaczyłem się wyjazdem do Niemiec, zgodnie z prawdą, nie musiał jednak wiedzieć, co tam dokładnie robiłem. Po Kamilu zjawiła się Natalia i zafundowała mi poprawkę. W pewnym sensie ich rozumiem, gdyż są niesamowicie zaangażowani w projekt, a ja zaoferowałem pomoc i się z tego nie wywiązuję. Postanowiłem wziąć się w garść i porządnie popracować nad zaległym fragmentem scenografii. Aktorzy już ćwiczą pierwsze sceny. Poznałem Mikołaja, który gra pierwszoplanowego chłopaka z przystanka. Nie wiem dlaczego, ale strasznie przypominał mi jasnowłosego. Wyglądem? Nie, z pewnością nie. Zachowaniem, pierwszym wrażeniem? Muszę odkryć, o co tak naprawdę chodzi mojej głowie.
Koleżanki Justyny urządziły ankietę: „Na jaki kolor ma przefarbować się Daniel?”. Przez przypadek wszystko się rozniosło i już wkrótce słyszałem o każdym możliwym kolorze + nie ważne co zrobisz i tak będziesz wyglądał jak pedał. Powinienem poważnie pomyśleć nad kolorem włosów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz