10 kwietnia, czwartek
Ćpam, płaczę, że ćpam, rezygnuję
z ćpania, zrywam z tym, ćpam, płaczę, że ćpam, rezygnuję… I tak w kółko. Nie
chcę iść na odwyk, ale chcę z tym skończyć. Paradoks.
13 kwietnia, niedziela
Motylarnia jest już
wyremontowana i teraz tylko czeka, żeby ją urządzić. Ciągle zastanawiamy się,
jak się za to zabrać.
Przebywanie w obecności Papilio
stało się dla mnie krępujące. Wcześniej cieszył się chociażby z tego, że
zahaczyłem o niego sukienką, a teraz momentami w ogóle nie zwraca na mnie
uwagi. Wciąż pomagam mu zająć się towarem i dowiaduję się, że on sam nie ćpa.
On jest jedynie dilerem, a nie małym ćpunem, jak ja.
Zajmuje się mną jak zwykłym
dodatkiem, bez którego jednak nie potrafi się obejść. Co innego Piotr –
flirtuje ze mną na całego, mimo, że dużo rozmawiamy ze sobą, ja widzę wokół
niego aurę tajemniczości. Wczoraj siedzieliśmy razem w jego ciężarówce, kiedy
Papilio znowu gdzieś zniknął na dosyć długi czas. Dowiedziałem się, że Piotr
jest daltonistą – nigdy bym tego nie zauważył, ale często niepokoiły mnie
dziwne żarty od strony Papilio, kiedy mówił, żeby sam sobie wybrał odpowiednią
barwę, a Piotr odpowiadał sarkastycznym „Dzięki…”. Chciałem się dowiedzieć, jak
wygląda świat oczami daltonisty, jednak Piotr nie był w stanie mi tego
wytłumaczyć. W końcu pytanie „Jak widzisz kolor czerwony?” jest zupełnie bez
sensu, gdyż sam po pewnej chwili uznałem, że on raczej nie udzieli mi racjonalnej
odpowiedzi, skoro sam nie wie, jak wygląda ta barwa w rzeczywistości.
Wracając do Papilio – znów
zaczął się wkurwiać o błahe rzeczy. Przychodzi do domu i czasami nawet warczy
na mnie, dlaczego nie ubrałem dla niego kiecki, dlaczego na blatach jest
kropeczka brudu, po czym upija się prawie co wieczór i nagle chce, abym się do
niego łasił. Możliwe, że ten człowiek przeżywa podobne rozterki zewnętrzne jak
ja kiedyś, ale póki co naprawdę nie mogę rozgryźć jego zachowania.
‘Jak ja kiedyś’
Jak to cudownie brzmi.
Wieczorami nadal nachodzą mnie setki trudnych myśli, lecz teraz jestem inną
osobą. Czuję się, jakby organizm w pewnej części wyczyścił się z toksyn.
15 kwietnia, wtorek
Byłem w moim starym domu.
Pierwszy raz odkąd wyniosłem stamtąd wszystkie swoje rzeczy. Zadziwiające, jak
ten czas szybko mija. Powróciły sentymenty i rozmyślania nad tym, kim tak naprawdę
jestem. Moja mama wygrała wybory i została radną, ojcu się nie udało. Nagle mi
się przypomniało. Co z tego, że to wszystko działo się prawie pół roku temu.
To wszystko przez nich. Oni
wyrzucili mnie ze swojego życia, wyrzucili siebie nawzajem i obrali własne
ścieżki. Ja musiałem stworzyć coś zupełnie nowego. Nagle zatęskniłem za nimi.
Odzywały się stare wspomnienia, tak irytujące, że zagłuszałem je listkiem pod
językiem na lekcjach. Pierwszy raz zrobiłem to dzisiaj na lekcji, nie na
okienku, przerwie – po prostu udawałem, że szukam zeszytu i wygrzebałem z dna
torby kilka listków. Rozrywało mnie i zrobiłem to, mimo, że przyrzekłem sobie,
że na lekcjach będę uważał i nigdy na nich sobie nie ulżę.
Justyna włóczyła się z coraz to
innymi koleżankami i najwyraźniej zauważyła, że mój wisielczy humor znikąd
zmienił się na nastrój najszczęśliwszego czegoś pod słońcem. Przyznałem się
jej, że ćpam, ćpam ciągle, bo już nie mogę się od tego uwolnić. Pierwszy raz
się jej żaliłem i do końca dnia chodziłem zawstydzony. Nigdy wcześniej nie
wyjęczałem nikomu wszystkich (prawie!) smutków. Justyna jednak jest kiepskim
psychologiem, ale pomyślałem sobie, że jednak lżej się robi, kiedy z kimś się
podzielisz swoimi trudnościami. Czyżbym zerwał z zasadami FORVANTÓW?
Teraz czuję się jeszcze znacznie gorzej, gdyż obarczam
swoimi smutkami inną osobę.
16 kwietnia, środa
Zadzwoniłem do mamy. Nie poznała
mojego głosu, ale po chwili przypomniała sobie, kim jest Daniel. Nawet nie
wiem, po zacząłem tę rozmowę. Jej głos był suchy, mimo że spytała co u mnie i
kilkoma słowami żałowała, że tak dawno się nie widzieliśmy. Nie czułem się
jednak jak syn – nasza rozmowa uświadomiła mi, że wszystkie uczucia się
wypaliły, tak jak było to w przypadku jasnowłosego. Nie ważne co bym robił, nie
potrafię patrzeć na nich tak samo jak wcześniej, nawet wtedy, gdy wrzeszczeli
po sobie z ojcem. Wtedy byliśmy jeszcze rodziną – liczyłem na to, że w końcu
się pogodzą, gdyż każde małżeństwo przeżywa wzloty i upadki.
Znienawidziłem ich, kiedy wykluczyli mnie ze swojego życia.
Ot tak.
Wybaczyłbym im każde uderzenie mnie, kłótnie.
To, że zdecydowali się na taki krok, było najgorszą z
możliwych rzeczy.
Matka chciała się jednak spotkać w ten piątek. Wciąż
mieszkała w tym mieście, podczas gdy ojciec miesiąc temu przeprowadził się do
Krakowa, by zmienić środowisko. Obawiałem się tego spotkania. Chciała podjechać
pod szkołę w piątek, gdyż akurat wtedy będzie w tych rejonach.
Nie. Nie. Nie.
17 kwietnia, piątek
Spotkałem się z mamą.
Trochę się zmieniła.
Mnie nie poznała od razu ze względu na jasne włosy.
Podjechaliśmy do jej domu. Mieszkała ze swoim kochankiem, z
którym wcześniej zdradzała ojca. Już wtedy go nie lubiłem, a nawet nie
wiedziałem, jak wygląda.
Z początku było mdło i żadne z nas nie wiedziało o czym
rozmawiać.
Potem zaczęło się robić coraz gorzej.
Ja oskarżałem ją, ona zręcznie odbijała piłeczkę.
Wyszliśmy na tym gorzej aniżeli byśmy w ogóle się nie
spotkali.
Dzisiaj znowu odmawiałem trzynaście kurew. Muszę pokreślić
pół zeszytu. Usrałem krwią kilka zapisanych kartek, przez przypadek. A potem zacząłem
ją w nie wcierać.
Czuję się wszystkiemu winien.
Jestem chory.
---------------------------------………………………//////----------------------------
--------------------------------------------------------------//////////////////////////………………..,,,,,,,
…….//////////----=======[,,,,,,,,,,…………………………………….-------------------------------------
22 kwietnia, środa
Sam widok Papilio mnie wkurwia,
więc kiedy w końcu ponownie spotkałem się z Piotrem, starałem się w ogóle na
niego nie wpadać. Wystarczy mi jego widok w domu.
Piotr jest przyjacielem Papilio
i zupełnie mnie nie rozumie. On przynajmniej nie spędza z nim czasu 24/7. Piotr
zaczynał mi znacznie śmielej zastępować Papilio. Może nie miał swoich
śmiesznych filozofii, które po dogłębnym wyjaśnieniu i zrozumieniu mają
naprawdę dużo sensu, ale przy nim czułem się znacznie bardziej dowartościowany.
Papilio od pewnego czasu uzmysłowił sobie, że ma nade mną pewną kontrolę –
zazwyczaj robiłem to, o co mnie poprosił, a raczej nakazał mi zrobić. Jego
charakter stał się paskudny, nie do poznania. Odkryłem jego drugą twarz. Kiedy
przebywał z Piotrem nikt nie mógłby się domyślić, co ukrywa się o wiele
głębiej. Może dramatyzuję, ale jego nakazy brzmią czasami jak szantaż – Papilio
ma wtyki, więc kiedy mu ucieknę, od razu mnie znajdą. Ten facet jest chory, ja
jestem chory, a skoro oboje jesteśmy chorzy, odpychamy się wzajemnie. Jedno na
siłę nas spawa – Piotr i towar. Papilio mimo wszystko daje mi trochę dragów, do
wyboru do koloru.
24 kwietnia, piątek
MĄDRY JA NAJARANY CAŁOWAŁEM
PIOTRA.
Byliśmy w barze, tym niebieskim,
a Papilio na moment zniknął. Więc my także na moment zniknęliśmy. W
samochodzie. Sam mnie poprowadził. Pamiętam, że moja narkotykowa otoczka była
chętna, a moje wnętrze protestowało. Cieszyłem się, a jednocześnie wkurwiałem
na samego siebie.
Jestem teraz rozdarty.
Mimo, że nie doszło niczego poza
pocałunkami.
Ostatnio miałem ochotę rozdawać
je gdzie popadnie.
Nawet temu Mikołajowi z
przedstawienia.
Dziwka pocałunkowa ze mnie.
25 kwietnia, sobota
Plany związane z motylarnią w
końcu weszły w życie. Nie mamy pojęcia, czy robimy to dobrze, ale po swojemu. W
końcu, jeśli nam coś nie wyjdzie, motyle i tak żyją tylko kilka dni. Nie żebym
był jakimś sadystą… Chociaż…
Pokój na poddaszu wygląda trochę
jak szklarnia, terrarium. Wypełniliśmy go przeróżnymi roślinami i jest tam
bardzo duszno – jednak dokładnie tak jak w motylarni, w której byłem na wycieczce
szkolnej gdzieś nad morzem… chyba. Póki co, jest na razie pusta – to znaczy
nikt w niej nie mieszka. Nie znam się na hodowli poczwarek, a podobno wystarczy
je karmić, trzymać w pojemniczkach, zbierać im kupy i czekać, aż zmienią się w
kokon. Wydaje się być bardzo proste.
15 maja, czwatek
Nuda.
Wziąłem się za dekoracje na
przedstawienie – w końcu wkrótce je wystawiają. Byli zadowoleni. Przynajmniej
takie odniosłem wrażenie. Zaprosiłem Mikołaja na spacerek, pseudo-randkę, nie domyślił
się. Próbowałem odkryć, co łączy go z jasnowłosym. Nie wyciągnąłem żadnych
wniosków. Zastanawiałem się tylko, dlaczego tak łatwo się zgodził. Czułem się
przy nim jeszcze trochę obco, gdyż spotykaliśmy się jedynie na i po próbach w
szkole. Dodatkowo wydawało mi się, że zdradziłem Piotra, czy coś w tym stylu. W
przeddzień pseudo-randki z Mikołajem poszedłem do niego i trochę się pieściliśmy,
całowaliśmy. Czułem się taki chciany.
Chciałem się tulić do Mikołaja,
by poczuć jakieś młode ciało, ale uznałem, że to jeszcze za wcześnie. Poza tym
on gra heteryka, a ja mam wielką ochotę go zgeić lub po prostu pokazać mu, że
równocześnie może popróbować z inną drogą.
Papilio jest zły, gdy plączę się
koło Piotra. Chyba wie, że łączy nas głębsza relacja. Sam chce mnie wziąć na
siłę, nawet jeśli wie, że skończy z kilkoma urazami, gdyż ja znowu nie jestem
taki niewinny i nie będę poddawał się każdemu, kto mnie zapragnie. To ja tutaj
chcę brać to, co mi spasuje.
Mam wolną wolę, więc mogę sobie
nawet lecieć na dwa fronty i więcej.
Kupiliśmy pierwsze gąsienice,
które nie wyglądają, póki co, jakkolwiek zachęcająco. Podobno jest to
najtrudniejszy okres w życiu motyla, dlatego uznałem, że pewnie są teraz w
takim stadium dorastania. Czytaliśmy dużo i nawet dowiedzieliśmy się z Papilio,
że nasze gąsienice mogą dostać biegunki. Biedne.
Nabyliśmy parę gąsieniczek z rodzaju
Papilio, bo Papilio się uparł, że tak
należy uczcić rozpoczęcie hodowli. Ja przy okazji wrzuciłem do koszyka trzy
gąsieniczki Caligo Memnon, których
wzorki na skrzydełkach układają się w oczy sowy, co jest trochę przerażające.
Nasze już pierwszy raz zrzuciły
skórę i uznajemy to za dobry znak. Żrą liście, pauzują, zrzucają skórę. Czujemy
się jak profesjonaliści.
Cały proces dostarczania im
jedzenia jest trochę skomplikowany, jednak udało nam się przebrnąć przez dziwne
instrukcje i wychowujemy je trochę jakby po swojemu. Tylko jedna prawie umarła,
odizolowaliśmy ją od reszty i odżyła po dwóch dniach. Zupełnie jakbyśmy zrobili
jej reanimację.
Póki co, nasze gąsieniczki są
grube i szczęśliwe. Tak sądzę, bo żrą regularnie. A ja lubię się na nie gapić,
gdyż sam nie przepadam za jedzeniem i wolę jak one czerpią z tego przyjemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz