15 września, poniedziałek
Nikt chyba nie zauważył, ze pojawiłem się w szkole dopiero
w trzecim tygodniu. Who cares!!!
Papilio wyzbył się francusko-wakacyjnego klimatu i powrócił
jego wkurw, który spowodowany był brakiem towaru i problemami w Niemczech. Mnie
to tam zwisa, jak się mu wiedzie.
Wciąż jednak zastanawiam się, dlaczego pobyt w Cannes
przebiegł tak bezproblemowo. Zupełnie jakbym pojechał sobie na wczasy z
rodzinką. Nie żebym chciał aby mnie uprowadzono albo żeby Papilio wpadł, czy
coś.
Jest ładna pogoda. Kilka motylków nam umarło. Nie wiem
dlaczego. Papilio postanowił ponakłuwać je do jego kolekcji. Jestem z niej
bardzo dumny.
17 września, środa
Zapomniałem, że wciąż mam w
telefonie francuską kartę Lycamobile. Włożyłem swoją starą i zobaczyłem setkę wiadomości
o nieodebranych połączeniach. Na liście pojawiały się tylko dwie osoby.
No, jakie?
Mama dzwoniła z pięć razy. Jasnowłosy
zaszalał. Chyba zachciało mu się mnie ponękać. Doliczyłem się do trzydziestu
SMSów z jego numerem.
Halo, halo? Kochasz
mnie?
Nie.
19 września, piątek
W ciągu tego tygodnia zdążyłem
na nowo oswoić wzrokiem moją klasę. Powspominałem sobie momenty, kiedy brałem w
szkole, nawet raz na lekcji. To straszne, że nikt nie zauważył, że coś ze mną
nie tak.
Nie mam zamiaru jednak robić
tego ponownie. Wiadomo, że jak uda ci się raz, dwa razy, pięć, będziesz myślał,
że zostanie tak do końca; nagle się potkniesz i wszystko od razu wyjdzie.
Biorę sobie po cichutku w domku.
Wróciłem do kiecek, których zaczynało mi troszkę brakować. Papilio mnie wielbi.
21 września, niedziela
Uzmysłowiłem sobie, że uwielbiam
przebywać w kuchni. Owszem, od dawna lubiłem sobie trochę pichcić, ale dopiero
teraz odkryłem całą tego istotę.
Kuchnia w willi Papilio jest
stosunkowo mała, w przeciwieństwie do jadalni. Dlatego też byłem tak wkurwiony
w tę wigilię, bo nie mogłem się spokojnie ruszyć, by nie otrzeć się albo o
Papilio, albo o Szczura, albo o Piotra. Jest pomieszczeniem, w którym mogę
urzędować sobie dowoli, ponieważ Papilio rzadko tutaj zagląda. Mogę więc syfić
sobie i układać słoiczki tam gdzie tylko zechcę.
Jestem jeszcze zielony, jeśli
chodzi o pewne trudniejsze sprawy, ale często schlebiam sobie, że gotuję coraz
lepiej. To bardzo przydatna rzecz, jeśli w domu nie mieszka nikt prócz ciebie i
innego faceta, który sądzi, że proszek do pieczenia to posypka. Dlatego
wszystko zostaje na twojej głowie.
Dlatego właśnie tutaj mieszkam.
Bo Papilio wielbi mieć pod sobą
kogoś, kto wyręczy go w typowych, codziennych zajęciach i będzie mu służył w
nocy jako dziwka do zniwelowania samotności. Bo on już chyba na zawsze pozostanie
starym kawalerem. Ja, póki co, nie zamierzam siedzieć tutaj wiecznie. Może
kiedyś myślałem nad tym, by zostać tu o wieeeele dłużej, ale teraz… Nie. Nigdy.
Wkrótce się stąd wyniosę. Nie
dam rady żyć tak na zawsze. Niby łączy mnie coś z Papilio, ale to połączenie
jest jakieś nieokiełznane, raz takie raz owakie.
24 września, środa
Jest taki jeden, który myśli, że
pozjadał wszystkie rozumy i będzie teraz chodził naprężony jak kogut i się
rządził. Wcześniej nie zwracałem uwagi na takie typy, ale od pewnego czasu
niestety moje oczy otworzone są zbyt szeroko. Skoro ktoś wkurwił cię samym
spojrzeniem, które przepełnione jest jakąś niewyjaśnioną substancją, nie należy
tego po prostu zignorować.
26 września, piątek
Zdecydowałem się odezwać do
jasnowłosego. Ostatnio coś razem z matką uwzięli się na te komórki. Dzwonią i
dzwonią. Matka chciała się spotkać. Znowu. Nie mam żadnej ochoty na spotkanie z
nią, skoro ostatnim razem poszło nam wręcz tragicznie. To straszne, że kiedy
przez dłuższy czas nie masz kontaktu z daną osobą, wasze ralacje tak się
gorszą. Nie chcę się z nią spotykać. A ona tego nie potrafi zrozumieć. Chyba
myśli sobie, że skoro jestem jej synkiem,
będę na każde zawołanie kulić się jej do nóg, ponieważ łączą nas więzy
krwi. I tylko dlatego. Niestety to tak nie działa. Nie ma łatwo.
Jasnowłosy przyjeżdża jutro. Jak
ja wytrzymam z tą cholerą u boku? Nie spojrzę na niego po ostatnim. Śnił mi się
jego przyjazd, a to nie wróży niczego dobrego. Zazwyczaj nie śnię, albo tego
nie pamiętam.
Sny są przerażające.
Budzisz się i przez moment
rozkminiasz, czy na pewno się obudziłeś. Które z wydarzeń są prawdą, a które
fikcją? Czy naprawdę zrobiłeś coś takiego, powiedziałeś, czy był to po prostu
jakiś wymysł?
Prócz tego z niesamowitą
łatwością pokazują ci to, czego najbardziej się obawiasz. Kiedy ty starasz się
uważać i omijać aspekty, które nakierowują cię na pewną sprawę, twój mózg
postanawia zrobić ci na złość i przypomni ci o tym jednm, trafnym obrazem, którego
nie jesteś w stanie się pozbyć. Sny są więzieniem dla twojego pozornie
przeczyszczonego umysłu. Wyduszą z ciebie wszystko, jak głupi program do
odzyskiwania plików.
29 września, poniedziałek
Ostatnio byłem bardzo grzeczny.
Nie odbyliśmy z Papilio żadnej poważniejszej kłótni. Wróciliśmy do starego
grafiku, gdzie ja chodzę do szkoły, on systematycznie do pracy, wracam,
sprzątam, daję mu obiad. Wydawałoby się, że wszystko toczy się niemal
perfekcyjnie.
Początek roku szkolnego nie musi
obfitować w żadne niesamowite dokonania. Po cichu egzystuję sobie w swojej
starej ławce. Wszystko byłoby jak najbardziej w porządku, gdyby nie pewna osoba,
która nie ma bladego pojęcia, że trochę się spóźniła z najeżdżaniem na mnie.
Niemalże każdemu znudziło się już wyzywanie mnie od pedałów, ciot i
wszystkiego, co zdołają wymyśleć. Zdążyli wykorzystać na mnie wszelakie możliwe
docinki, ale skoro pojawił się ktoś, kto jeszcze tego nie praktykował, należy
obowiązkowo zacząć od nowa. Po mnie od dawna spływało to wszystko jak po
kaczce, bowiem nigdy nie byłem w stanie doszukać się w tym niczego, co mogłoby
coś zmienić w moim życiu. No, może kilkukrotne użycie mnie jako worka
treningowego sprawiło, że stałem się czujniejszy, ale odzywki tych agresorów
nie miały żadnej wartości.
Znam Marcina bodajże tydzień,
ale odkąd nasze spojrzenia po raz pierwszy się skrzyżowały wiem, że to kolejny
taki, który uwielbia wywoływać zamieszanie. Jest typem osoby, która lubi robić
szum koło siebie; mnie to oczywiście w niczym nie przeszkadza, dopóki on nie
pragnie wmieszać mnie w ten wir. Nie zdaje sobie sprawy, że jestem jak olej,
który nigdy nie zmiesza się z wodą.
Koniec retardacji.
W sobotę popołudniu przyjechał
do mnie jasnowłosy. Jeszcze się dziwię, że chce mu się tutaj do mnie
przyjeżdżać, skoro ja tak bardzo pragnę pozbyć się go z mojego umysłu.
Niesamowicie uparty człowiek. Potrafi ze mną wysiedzieć, nawet w ciszy.
Jak zawsze, poszliśmy sobie na
ławkę do rezerwatu. W tym dniu poczułem nagły głód nikotynowy, który od pewnego
czasu się u mnie nie pojawiał. Zdołałem się
jednak powstrzymać przed ćpaniem, a chciałem wziąć sobie coś, cokolwiek,
przez jego przyjazdem. To świadczy o tym, że mam jeszcze jakąś tam silną bądź
słabszą wolę, albo oba nałogi się równoważą – jeśli nie ten pierwszy, to ten
drugi.
Z początku było strasznie. Nie
wiedziałem, o czym mam z nim rozmawiać. Wciąż miałem przed oczami ten „nieudolny” pocałunek, do którego i tak
nie doszło. Dlaczego przy jasnowłosym wszystko nagle staje się takie trudne?
Każde słowo muszę dokładnie przemyśleć i każdy ruch zaplanować. To jest właśnie
to specyficzne uczucie, które nie jest i nie było obecne przy nikim innym.
Z jasnowłosym znamy się bardzo
długo, najdłużej z moich dotychczasowych znajomych, do których się odzywam. On
mnie zna, a ja jego, dlatego nie mogę pozwolić sobie na małe kłamstewka czy
ruchy sprzeczne z moimi nawykami, które działały chociażby przy Piotrze. Jego
obecność zmusza mnie do tego, bym zachowywał się jak stuprocentowy ja, a
jednocześnie onieśmiela.
Tego dnia nie poruszyliśmy
drażliwego tematu, jakim był „nieudolny
pocałunek”. Tak w ogóle… Co to właściwie było? Czy nazwałem to odpowiednio?
W każdym razie stało się to dnia
kolejnego. Chciałem zaprosić go do siebie na noc, ale martwiłem się, że Papilio
znowu zacznie zgrywać złośnicę-zazdrośnicę. Jakby nie potrafił dać mi odrobiny
swobody; chciał trzymać mnie na krótkiej smyczy. Nie zamierzałem mu tego
jakkolwiek ułatwiać, dlatego nie zapraszałem jasnowłosego, bo wtedy o wiele
szybciej znalazłby do tego pretekst.
Żadne z nas nie było skore do
poruszania tego tematu. Żadne z nas nie ma tej głupiej odwagi, by wyjaśnić
sobie coś w cztery oczy. Każdy człowiek potrafi coś spieprzyć, potem machnąć
ręką
30 września, wtorek
i
szybciutko się z tego wykręcić, albo to jakoś wyjaśnić. Tak łatwo nie jest
tylko wtedy, kiedy sprawa toczy się przy osobie ci bliskiej; która cię
onieśmiela. Momentami uczucia są irytujące. Mogłyby na chwilkę odejść na bok,
wszystko by gładko poszło i miałbyś tę ‘odwagę’ by jakoś sobie sprawy wyjaśnić.
Niestety, oboje musieliśmy sobie
poradzić bez jakiegokolwiek ułatwienia. Prawda jednak przeszyła moje serce,
mimo iż starałem się nie okazywać wstydu i smutku.
Jasnowłosy rzeczywiście chciał
mnie pocałować. Zrobić coś, o czym marzyłem od bardzo dawna. Z nas są takie
dwie cioty, które nie potrafią normalnie zrobić kroczek do przodu i mieć pewien
etap za sobą.
Odsunął się dlatego, że miałem
na sobie kieckę i makijaż. Nie żeby go to obrzydzało, czy coś, a lekki makijaż
nosiłem już wcześniej. Po prostu odkąd wiedział, dlaczego teraz to robię uznał, że to nie ten ja. Nie ten właściwy ja.
Chciał pocałować Daniela, a nie to, czym Daniel się stał.
W ten weekend byłem Danielem.
Nie miałem na sobie niczego, co przypominałoby o tamtym zdarzeniu. I wtedy
także nic się nie wydarzyło.
Jestem ofiarą losu.
Nic, tylko się pociąć, ohoho…
Niestety od bardzo dawna tego
nie potrzebowałem. Cięcie się stało się zbyt mainstreamowe.
Zbyt mocno wszystko przeżywam.
Chciałbym stać się nieczułą, zimną rybą, mieć wszystko głęboko gdzieś. Kiedyś
już miałem taki plan, ale los nie zamierzał sprawić, że wszystko potoczy tak
pięknie, po mojej myśli.
Człowieku, jesteś formalnie
dorosły, zachowuj się, jak przystało.
6 października, poniedziałek
Nigdy wcześniej nie widziałem
martwego ciała.
W pierwszej sekundzie wygląda
tak, jakby był to zwykły człowiek, który postanowił obserwować nieistniejące
gwiazdy na suficie. Kiedyś w końcu ta wyobraźnia musi się przydać.
Ułamek sekundy później dochodzi
do ciebie, że jego klatka piersiowa się nie unosi – i to wcale nie dlatego, że
w tym samym czasie postanowił pobić rekord Guinessa we wstrzymywaniu oddechu.
Pf, wcale tak nie jest!
Wystarczy, że spojrzałem na zabitego człowieka, że pomyślałem o tym, a trząsłem
się jak przerażone zwierzątko. Dilerowanie Papilio dotarło do samego
epicentrum.
Ten facet jest mordercą.
Mieliśmy sprzedać trochę towaru.
Nie powiem, było go dosyć sporo
i mieliśmy przez to parę drobnych problemów i sprzeczek oraz usłyszeliśmy
tysiące różnorakich gróźb związanych z tym, czego mamy oczekiwać, jeśli nie wywiążemy
się z zadania.
Dlaczego poznałem człowieka,
który postanowił jeszcze spoufalać się z jakąś bandą? Nie wiem, czy miało mu to
przynieść jakieś korzyści ani czy miał z nimi jakieś kontakty w przeszłości.
Nie powiedział mi nic. Po prostu
spakował mnie do auta razem z towarem, chyba wziął mnie z przyzwyczajenia, że
zazwyczaj plątam się mu koło nóg. Albo od pewnego czasu źle mu samemu jeździć.
Może ma do mnie jakiś sentyment. Chciałbym. Na pewno ma.
Pojechał nie wiadomo gdzie, nie
wiadomo po co robiąc sobie dodatkową drogę. Zupełnie jakby chciał zmylić kogoś,
kto przypadkiem by się nami zainteresował. Nie wspominałem, bo wiedziałem, że
znowu wpadnie w swój papiliowy wkurw.
Było już wtedy ciemno, więc sam
do końca nie wiedziałem, gdzie w końcu dotarliśmy. Miejscem docelowym było coś
na kształt starego magazynu, niczym siedziba spotkań jakiegoś gangu. Okazało
się, że jest to miejsce, w którym posiadówy odbywa sobie kilku członków bandy
zajmującej się kradzieżą samochodów. Za dobrze wykonaną robotę mają trochę
luzu, więc idą na całość.
W tym dniu jednak im się nie
poszczęściło. Rozmawialiśmy z nimi przez moment i uznałem, że najwyraźniej
przynoszę nieszczęście. FORVANTY zostały rozwiązane, kiedy pojawiłem się ja.
Papilio krzyczy, że jeszcze nigdy wcześniej nikt go tak z równowagi nie
wyprowadzał, jak ja (choć wydaje mi się, że nie robię nic co mogłoby go
naturalnie zezłościć. Po prostu jestem.), Mikołaj nie musiał się martwić, że
jakiś ułom pomyśli sobie, żeby zepsuć mu urodziny pedalskim pocałunkiem, na
który w życiu nie byłby przygotowany.
Nie rozumiem tylko, dlaczego
zechciało im się wygadać, jeśli chodzi o ich ‘profesję’. Raczej nikt o zdrowych
zmysłach nie rozpowiada na prawo i lewo, że zajmuje się kradzieżą samochodów.
Tym bardziej przy ludziach, którzy sami zajmują się nielegalnym handlem i mogą
to zechcieć wykorzystać. Ale no cóż, istnieją takie gaduły, których nie
powstrzyma nic i lepiej nie angażować ich w podobne sprawy ani nie powierzać im
żadnych poważniejszych sekretów.
W tym dniu jednak w ich
siedziebie pojawiłem się ja, co musiało oczywiście wywołać komplikacje, które
zazwyczaj trzymają się mojej osoby. Albo był to zwyczajny zbieg okoliczności i
paru ludzi postanowiło właśnie w ten wieczór wyrównać rachunki ze złodziejami.
Przypadkowo stało się, że znali także osobę Papilio i jeden z tych bandziorów
był typem, przed którym Papilio niegdyś musiał uciekać i opuszczać willę na
parę dni.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek
będę miał możliwość ‘uczestnictwa’ w prawdziwej konfrontacji. Nigdy także nie
widziałem, aby Papilio miał ze sobą broń. Nigdy także nie powiedziałbym, że naprawdę
będzie zdolny zabić człowieka. Może wyglądał na stanowczego faceta, który brał
wszystko z zimną krwią, ale w moich oczach był bardziej miłosierny. Liczyłem na
to, że po prostu odpuści, ale najwyraźniej ten konflikt miał większe podłoże i
po prostu nadszedł dzień, kiedy należało wszystko zakończyć, a nie bawić się w
kotka i myszkę do końca życia. Któreś musiało oddać wygraną drugiemu. Zwycięzcą
tego dnia został Papilio. Drugi stał się nieruchomym ciałem, wyobrażającym
sobie gwiazdy na brudnym suficie magazynu.
8 października, środa
Papilio w moich oczach stał się
mordercą w sobotę. Przez całą niedzielę nie wychodziłem z pokoju, a on nic
sobie z tego nie robił. Zazwyczaj, gdy cały dzień się nie pokazywałem,
narzekał, że to, że obiad, że nic nie robię, że dlaczego jeszcze trzyma mnie w
domu, skoro najwyraźniej skończył się mój termin przydatności.
Oj, niech jeszcze chwilkę
poczeka, a już wkrótce się wyniosę.
Jasnowłosego nie było w ten
weekend i starałem się wmówić sobie, że cieszę się, że go nie widzę i mogę od
niego odpocząć, przy tym znów stopniowo zapominać o nim i nie dawać znaku
życia. Żeby w końcu przestał przyjeżdżać, znalazł sobie nową dziewczynę i
zostawił mnie na pastwę losu. Bo mi przeszkadzał w osiągnięciu pełnego stadium
obojętności. Jeszcze tylko on, aby wszystko i każdy stał mi się całkowicie
obojętny.
W poniedziałek nie byłem w
szkole w głównej mierze dlatego, że niby zaspałem, choć nigdy mi się to nie przytrafiło. Owszem,
wstałem o zwykłej dla siebie wczesnej porze, ale po prostu uznałem, że nigdzie
w tym dniu nie pójdę i wcisnąłem w siebie parę tabletek nasennych, które
znalazłem w szafce, by chociaż na chwilkę poczuć się chociaż troszkę apatycznie,
przespać przynajmniej pół dnia i zapomnieć o prochach. Oto nowa terapia
odwykowa, opracowana przez Daniela P. Niestety, nie działa. Klask, klask,
klask, klask.
9 października, czwartek
Terapia zamiast pomagać, jeszcze
bardziej szkodzi i robi na przekór z moim ciałem. Postanawiałem nie brać przed
lekcjami, ale moja słaba wola po prostu zmusiła mnie do poćpania chociaż
troszkę, zanim wyjdę do szkoły. Obiecałem sobie, że pomyślę o terapii odwykowej,
nawet na własną rękę. Papilio powiedział, że nie ma zamiaru się w nic takiego
mieszać. Zupełnie jakby miał do tego jakiś uraz, chociaż sam nie ćpa – jedynie
jest dilerem.
Co daje mi ćpanie?
Szczerze powiedziawszy nic.
Może z początku było fajnie, ale
teraz brzmi w mojej głowie jak ohydny, uciążliwy obowiązek, bez którego nie
potrafię normalnie funkcjonować. Nie mogę tego w żaden sposób porównywać do
jedzenia, choć jem tylko, żeby jakoś się trzymać, bo nie sprawia mi to większej
przyjemności. Z ćpaniem jest jednak o wiele gorzej – owszem, co chwilkę przez
nos, żeby nie chodzić nerwowym i żeby nie czuć, że czegoś mi brakuje. A
wcześniej mi nie brakowało i nawet nie zauważałem, że w moim ciele potrafi
wykształcić się taki enzym, o którym będę bez przerwy myślał i którego będzie
się z taką siłą domagał.
Dodatkowo wiąże się z tym
jeszcze sprawa Marcina, który ostatnio wykrył, że chłopak przeznaczony do
nękania ma pewną tajemnicę – nałóg. Nie wiem, może ma nosa do takich spraw, ale
od razu poczuł, że coś nie halo, kiedy wziąłem troszkę przed lekcjami. Zrobił
się jeszcze bardziej nieznośny, w takim stopniu, że w końcu zdołał mnie
wkurwić. Nigdy wcześniej na nikogo się nie rzuciłem ani nie miałem takich
planów na przyszłość, ale wydaje mi się, że moja nerwowość ostatnio sięga
zenitu.
Owszem, gdyby on nie wykazał się
dojrzałością, którą gdzieś ma ukrytą głęboko w sobie, już dawno leżałbym i
zdychał w jakimś śmietniku, bo w walce wręcz nie mam szans. Zacząłem tę bójkę i
wstyd mi przed samym sobą, że coraz mniej nad sobą panuję. Zaczynam zauważać
mojej wyskoki i warknięcia, kiedy ktoś zajdzie mnie od tyłu.
Nie podoba mi się to.
Co mam zrobić…?
13 października, poniedziałek
Jasnowłosy zjawił się u mnie
tylko na sobotę, albowiem jego tata oznajmił, że zza granicy przyjeżdża jego
rodzina i nie wypada, aby on w tym czasie się gdzieś włóczył. Zaćpałem się na
to spotkanie i przyszedłem do niego niemalże ze łzami w oczach. Zaćpałem się
specjalnie, by jakoś go do siebie jeszcze mocniej zrazić, ze łzami w oczach, bo
było mi naprawdę ciężko idąc z fałszywą myślą, że nie chcę go już nigdy więcej
widzieć. Zachowywałem się również wbrew swojej woli, co wywołało ogromną,
bolesną sprzeczkę. Pierwszy raz w życiu kazałem mu spierdalać, nigdy wcześniej
nawet nie poprosiłem go nawet o to,
by poszedł wcześniej.
Czasem po prostu mam siebie
dosyć. Nie wiem dlaczego to robię. Dlaczego usiłuję zrażać do siebie ludzi i
starać się egzystować samotnie, tylko i wyłącznie dla siebie. Nigdy wcześniej
tego nie napisałem, nawet przymykam oczy, kiedy o tym myślę i przyznaje się
przed samym sobą, ale wiem, że kocham
jasnowłosego. Po prostu go kocham i nie chcę, by w jakikolwiek sposób skończył
z taką marną osobą jak ja. Nie powinien. I ja nie powinienem nakierowywać tak
losu. Muszę zerwać połączenie, nim nadejdzie zły moment. Choć wydaje mi się, że
już jest za późno.
Halo, kochasz mnie?
…
…
…
14 października, wtorek
Co daje ci w życiu motylarnia?
1. Satysfakcję,
że potrafisz utrzymać takie delikatne, piękne stworzonka.
2. Możesz
cieszyć oczy twoimi okazami; są one trochę jak twoje dzieci, możesz obserwować
ich rozwój przy każdym stadium.
3. Zabija
czas. Nie tylko przyciąga wzrok i gapisz się na wszystko godzinami, ale prócz
tego możesz się zająć np. sprzątaniem całego terrarium, żeby nowe gąsieniczki
były szczęśliwe.
4. Możesz
wydawać kasę na nowe okazy, jeżeli masz jej za dużo.
5. Żywe
obiekty do twoich rysunków. Możesz zobrazować cały cykl życia oraz dnia i udokumentować
iście ciekawy dzień życia tego owada.
6. Jeżeli
jesteś marzycielem, możesz wyobrazić sobie, co tak naprawdę symbolizują motyle
i dlaczego ich struktura skrzydeł wygląda tak, a nie inaczej.
15 października, środa
Od pewnego czasu matka nie daje
mi spokoju i ciągle do mnie wydzwania. Nie wierzy, że mam już osiemnastkę,
którą obchodziłem pół roku temu. Wciąż próbuje wyciągnąć mnie na spotkanie albo
przekonać mnie, żebym do niej przyszedł. Jestem
w końcu jej synem.
Którego zostawiła, jak gdyby się
jej znudził.
W końcu jednak zgodziłem się
przyjść do jej domu. Założę się, że nasze spotkanie będzie przebiegać dokładnie
tak samo jak ostatnim razem, a jej ułożony plan wobec tego, jak to wszystko będzie
się odbywać, pójdzie się pieprzyć i znów skończymy na kłótni. Założę się, że
mam tendencje do jasnowidzenia.
Papilio gdzieś zniknął.
Ostatniego wieczoru był jakiś przychmurzony i wpierw pomyślałem sobie, że
chodzi o tego zabitego faceta, że ma teraz jakieś problemy czy zżera go
sumienie, ale Papilio wyjaśnił mi wcześniej, że to nie był jego pierwszy raz.
Pierwszy raz za to zdenerwowała go sukienka, przez co chyba ciągle chodziłem z
uniesionymi brwiami, bo zwykle ten widok go uspakajał. Nie rozumiem tego
człowieka. Założę się, że kiedy wróci, wszystko mu przejdzie.
Teraz jednak willa wydaje się
pusta. Przeżywam jeden z momentów, kiedy marzę o tym, by Papilio na mnie nakrzyczał
i dał mi coś do roboty, a sam siedział w salonie marnując prąd i powietrze. Chciałbym,
żeby tu po prostu był, żeby nie nawiedzały mnie te okrutne myśli, że teraz
jestem sam i willa jest tylko moja. Że nie ma przy mnie nikogo i nie mam się
tak naprawdę gdzie ruszyć, bo żaden mój ruch nikomu się nie przyda.
Czy tego właśnie nie chciałem?
16 października, czwartek
Zgłosiłem się do pomocy przy
organizacji przedstawienia od szkolnego wolontariatu. Nie zamierzałem jakoś
zostawać głębiej wtajemniczonym w cały projekt, tylko po prostu mieć gdzie
pójść i nieświadomie zabić trochę czasu, który jest przeznaczony na samotne
godziny w willi. Chciałem zostać dodatkowo dwie godziny w szkole i zrobić im te
dekoracje, żeby tylko nie siedzieć samemu w domu.
Brak posiadania kogokolwiek
miejscami mi dokucza. Jest jak taki ból pleców, który pojawia się przy pewnym
ruchu, a ty starasz się tego ruchu nie powtórzyć, aby go nie obudzić. Ja
najwyraźniej ruszam się jak paralityk.
17 października, piątek
Spotkałem się z matką. Co ona
chce osiągnąć poprzez te spotkania? Jedynie sprawia, że tym bardziej czuję, że
nie jest ona tą samą osobą, którą była kiedyś. Ona jednak myśli, że ta zmiana
jest dobra i pozwoli na to, że do niej wrócę. Nawet oferuje mi zamieszkanie w
swoim domu, razem ze swoim kochankiem.
Oczywiście mógłbym to
pasożytniczo wykorzystać, kiedy zdecydowałbym się na opuszczenie willi Papilio
a nadal nie miałbym gdzie pójść. To jest jednak zła opcja.
Każda jej propozycja mnie
odrzuca, nie chcę się z nią już nigdy więcej spotykać. Te spotkania są dla mnie
katorgą. Ona na siłę stara się, bym ją wielbił. Tylko za co? Za to, że się
odezwała po czasie i niby ma to dobre serce, które chce odzyskać syna? Musiałby
to być jakiś serial z happy endem, gdzie na końcu syn zmienia zdanie i wraca do
kochanych rodziców, którzy sobie wybaczają i wszystko toczy się starym torem i
żyją długo i szczęśliwie.
Co
to, to nie.
Mamo, ja już zdołałem jako tako
poukładać sobie życie bez ciebie. Nie jestem jakąś ciotą, która na wspomnienie
o mamie czym prędzej pogna w tym kierunku i znowu będzie się kleić do maminego
cycka. Jestem już dorosły i wiem, co dla mnie najlepsze, dlatego warto zostawić
przeszłość za sobą. Nie da się pięknie zasklepić starych ran. Zawsze zostaną
jakieś blizny, które będą nam przypominać o przeszłości. To nie tak, że
zdecydujesz się je wyciąć, zatuszować, by zapomnieć. One zawsze tam będą, a ty
pójdziesz dalej z nowym doświadczeniem. Nie każdy ufa dwa razy, po straconej
szansie zwykle daje się kolejną, ale są osoby, które kolejnej nie mają, by podarować.
Powiem, że życie jest nobelon, bo to kultowe zdanie, które zawsze mnie
wcześniej śmieszyło, brzmi tutaj tak absurdalnie jak pomysły mojej matki.
Bardzo fajny rozdział :3
OdpowiedzUsuńEch, jasnowłosy... Więcej jasnowłosego! Matka Daniela mnie denerwuje, niech się już z nią więcej nie spotyka ;-; A morderstwo Papilio, hm, można się było tego spodziewać, ten facet nie jest w stanie niczym mnie zadziwić xD
Weeny :D