sobota, 14 marca 2015

Struktura skrzydeł: 10. Zerwane połączenie


15 września, poniedziałek
Nikt chyba nie zauważył, ze pojawiłem się w szkole dopiero w trzecim tygodniu. Who cares!!!
Papilio wyzbył się francusko-wakacyjnego klimatu i powrócił jego wkurw, który spowodowany był brakiem towaru i problemami w Niemczech. Mnie to tam zwisa, jak się mu wiedzie.
Wciąż jednak zastanawiam się, dlaczego pobyt w Cannes przebiegł tak bezproblemowo. Zupełnie jakbym pojechał sobie na wczasy z rodzinką. Nie żebym chciał aby mnie uprowadzono albo żeby Papilio wpadł, czy coś.
Jest ładna pogoda. Kilka motylków nam umarło. Nie wiem dlaczego. Papilio postanowił ponakłuwać je do jego kolekcji. Jestem z niej bardzo dumny.

17 września, środa
                Zapomniałem, że wciąż mam w telefonie francuską kartę Lycamobile. Włożyłem swoją starą i zobaczyłem setkę wiadomości o nieodebranych połączeniach. Na liście pojawiały się tylko dwie osoby.
                No, jakie?
                Mama dzwoniła z pięć razy. Jasnowłosy zaszalał. Chyba zachciało mu się mnie ponękać. Doliczyłem się do trzydziestu SMSów z jego numerem.
Halo, halo? Kochasz mnie?
Nie.

19 września, piątek
                W ciągu tego tygodnia zdążyłem na nowo oswoić wzrokiem moją klasę. Powspominałem sobie momenty, kiedy brałem w szkole, nawet raz na lekcji. To straszne, że nikt nie zauważył, że coś ze mną nie tak.
                Nie mam zamiaru jednak robić tego ponownie. Wiadomo, że jak uda ci się raz, dwa razy, pięć, będziesz myślał, że zostanie tak do końca; nagle się potkniesz i wszystko od razu wyjdzie.
                Biorę sobie po cichutku w domku. Wróciłem do kiecek, których zaczynało mi troszkę brakować. Papilio mnie wielbi.

21 września, niedziela
                Uzmysłowiłem sobie, że uwielbiam przebywać w kuchni. Owszem, od dawna lubiłem sobie trochę pichcić, ale dopiero teraz odkryłem całą tego istotę.
                Kuchnia w willi Papilio jest stosunkowo mała, w przeciwieństwie do jadalni. Dlatego też byłem tak wkurwiony w tę wigilię, bo nie mogłem się spokojnie ruszyć, by nie otrzeć się albo o Papilio, albo o Szczura, albo o Piotra. Jest pomieszczeniem, w którym mogę urzędować sobie dowoli, ponieważ Papilio rzadko tutaj zagląda. Mogę więc syfić sobie i układać słoiczki tam gdzie tylko zechcę.
                Jestem jeszcze zielony, jeśli chodzi o pewne trudniejsze sprawy, ale często schlebiam sobie, że gotuję coraz lepiej. To bardzo przydatna rzecz, jeśli w domu nie mieszka nikt prócz ciebie i innego faceta, który sądzi, że proszek do pieczenia to posypka. Dlatego wszystko zostaje na twojej głowie.
                Dlatego właśnie tutaj mieszkam.
                Bo Papilio wielbi mieć pod sobą kogoś, kto wyręczy go w typowych, codziennych zajęciach i będzie mu służył w nocy jako dziwka do zniwelowania samotności. Bo on już chyba na zawsze pozostanie starym kawalerem. Ja, póki co, nie zamierzam siedzieć tutaj wiecznie. Może kiedyś myślałem nad tym, by zostać tu o wieeeele dłużej, ale teraz… Nie. Nigdy.
                Wkrótce się stąd wyniosę. Nie dam rady żyć tak na zawsze. Niby łączy mnie coś z Papilio, ale to połączenie jest jakieś nieokiełznane, raz takie raz owakie.

24 września, środa
                Jest taki jeden, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy i będzie teraz chodził naprężony jak kogut i się rządził. Wcześniej nie zwracałem uwagi na takie typy, ale od pewnego czasu niestety moje oczy otworzone są zbyt szeroko. Skoro ktoś wkurwił cię samym spojrzeniem, które przepełnione jest jakąś niewyjaśnioną substancją, nie należy tego po prostu zignorować.

26 września, piątek
                Zdecydowałem się odezwać do jasnowłosego. Ostatnio coś razem z matką uwzięli się na te komórki. Dzwonią i dzwonią. Matka chciała się spotkać. Znowu. Nie mam żadnej ochoty na spotkanie z nią, skoro ostatnim razem poszło nam wręcz tragicznie. To straszne, że kiedy przez dłuższy czas nie masz kontaktu z daną osobą, wasze ralacje tak się gorszą. Nie chcę się z nią spotykać. A ona tego nie potrafi zrozumieć. Chyba myśli sobie, że skoro jestem jej synkiem, będę na każde zawołanie kulić się jej do nóg, ponieważ łączą  nas więzy krwi. I tylko dlatego. Niestety to tak nie działa. Nie ma łatwo.
                Jasnowłosy przyjeżdża jutro. Jak ja wytrzymam z tą cholerą u boku? Nie spojrzę na niego po ostatnim. Śnił mi się jego przyjazd, a to nie wróży niczego dobrego. Zazwyczaj nie śnię, albo tego nie pamiętam.
                Sny są przerażające.
                Budzisz się i przez moment rozkminiasz, czy na pewno się obudziłeś. Które z wydarzeń są prawdą, a które fikcją? Czy naprawdę zrobiłeś coś takiego, powiedziałeś, czy był to po prostu jakiś wymysł?
                Prócz tego z niesamowitą łatwością pokazują ci to, czego najbardziej się obawiasz. Kiedy ty starasz się uważać i omijać aspekty, które nakierowują cię na pewną sprawę, twój mózg postanawia zrobić ci na złość i przypomni ci o tym jednm, trafnym obrazem, którego nie jesteś w stanie się pozbyć. Sny są więzieniem dla twojego pozornie przeczyszczonego umysłu. Wyduszą z ciebie wszystko, jak głupi program do odzyskiwania plików.

29 września, poniedziałek
                Ostatnio byłem bardzo grzeczny. Nie odbyliśmy z Papilio żadnej poważniejszej kłótni. Wróciliśmy do starego grafiku, gdzie ja chodzę do szkoły, on systematycznie do pracy, wracam, sprzątam, daję mu obiad. Wydawałoby się, że wszystko toczy się niemal perfekcyjnie.
                Początek roku szkolnego nie musi obfitować w żadne niesamowite dokonania. Po cichu egzystuję sobie w swojej starej ławce. Wszystko byłoby jak najbardziej w porządku, gdyby nie pewna osoba, która nie ma bladego pojęcia, że trochę się spóźniła z najeżdżaniem na mnie. Niemalże każdemu znudziło się już wyzywanie mnie od pedałów, ciot i wszystkiego, co zdołają wymyśleć. Zdążyli wykorzystać na mnie wszelakie możliwe docinki, ale skoro pojawił się ktoś, kto jeszcze tego nie praktykował, należy obowiązkowo zacząć od nowa. Po mnie od dawna spływało to wszystko jak po kaczce, bowiem nigdy nie byłem w stanie doszukać się w tym niczego, co mogłoby coś zmienić w moim życiu. No, może kilkukrotne użycie mnie jako worka treningowego sprawiło, że stałem się czujniejszy, ale odzywki tych agresorów nie miały żadnej wartości.
                Znam Marcina bodajże tydzień, ale odkąd nasze spojrzenia po raz pierwszy się skrzyżowały wiem, że to kolejny taki, który uwielbia wywoływać zamieszanie. Jest typem osoby, która lubi robić szum koło siebie; mnie to oczywiście w niczym nie przeszkadza, dopóki on nie pragnie wmieszać mnie w ten wir. Nie zdaje sobie sprawy, że jestem jak olej, który nigdy nie zmiesza się z wodą.
                Koniec retardacji.
                W sobotę popołudniu przyjechał do mnie jasnowłosy. Jeszcze się dziwię, że chce mu się tutaj do mnie przyjeżdżać, skoro ja tak bardzo pragnę pozbyć się go z mojego umysłu. Niesamowicie uparty człowiek. Potrafi ze mną wysiedzieć, nawet w ciszy.
                Jak zawsze, poszliśmy sobie na ławkę do rezerwatu. W tym dniu poczułem nagły głód nikotynowy, który od pewnego czasu się u mnie nie pojawiał. Zdołałem się  jednak powstrzymać przed ćpaniem, a chciałem wziąć sobie coś, cokolwiek, przez jego przyjazdem. To świadczy o tym, że mam jeszcze jakąś tam silną bądź słabszą wolę, albo oba nałogi się równoważą – jeśli nie ten pierwszy, to ten drugi.
                Z początku było strasznie. Nie wiedziałem, o czym mam z nim rozmawiać. Wciąż miałem przed oczami ten „nieudolny” pocałunek, do którego i tak nie doszło. Dlaczego przy jasnowłosym wszystko nagle staje się takie trudne? Każde słowo muszę dokładnie przemyśleć i każdy ruch zaplanować. To jest właśnie to specyficzne uczucie, które nie jest i nie było obecne przy nikim innym.
                Z jasnowłosym znamy się bardzo długo, najdłużej z moich dotychczasowych znajomych, do których się odzywam. On mnie zna, a ja jego, dlatego nie mogę pozwolić sobie na małe kłamstewka czy ruchy sprzeczne z moimi nawykami, które działały chociażby przy Piotrze. Jego obecność zmusza mnie do tego, bym zachowywał się jak stuprocentowy ja, a jednocześnie onieśmiela.
                Tego dnia nie poruszyliśmy drażliwego tematu, jakim był „nieudolny pocałunek”. Tak w ogóle… Co to właściwie było? Czy nazwałem to odpowiednio?
                W każdym razie stało się to dnia kolejnego. Chciałem zaprosić go do siebie na noc, ale martwiłem się, że Papilio znowu zacznie zgrywać złośnicę-zazdrośnicę. Jakby nie potrafił dać mi odrobiny swobody; chciał trzymać mnie na krótkiej smyczy. Nie zamierzałem mu tego jakkolwiek ułatwiać, dlatego nie zapraszałem jasnowłosego, bo wtedy o wiele szybciej znalazłby do tego pretekst.
                Żadne z nas nie było skore do poruszania tego tematu. Żadne z nas nie ma tej głupiej odwagi, by wyjaśnić sobie coś w cztery oczy. Każdy człowiek potrafi coś spieprzyć, potem machnąć ręką

30 września, wtorek
i szybciutko się z tego wykręcić, albo to jakoś wyjaśnić. Tak łatwo nie jest tylko wtedy, kiedy sprawa toczy się przy osobie ci bliskiej; która cię onieśmiela. Momentami uczucia są irytujące. Mogłyby na chwilkę odejść na bok, wszystko by gładko poszło i miałbyś tę ‘odwagę’ by jakoś sobie sprawy wyjaśnić.
                Niestety, oboje musieliśmy sobie poradzić bez jakiegokolwiek ułatwienia. Prawda jednak przeszyła moje serce, mimo iż starałem się nie okazywać wstydu i smutku.
                Jasnowłosy rzeczywiście chciał mnie pocałować. Zrobić coś, o czym marzyłem od bardzo dawna. Z nas są takie dwie cioty, które nie potrafią normalnie zrobić kroczek do przodu i mieć pewien etap za sobą.
                Odsunął się dlatego, że miałem na sobie kieckę i makijaż. Nie żeby go to obrzydzało, czy coś, a lekki makijaż nosiłem już wcześniej. Po prostu odkąd wiedział, dlaczego teraz to robię uznał, że to nie ten ja. Nie ten właściwy ja. Chciał pocałować Daniela, a nie to, czym Daniel się stał.
                W ten weekend byłem Danielem. Nie miałem na sobie niczego, co przypominałoby o tamtym zdarzeniu. I wtedy także nic się nie wydarzyło.
                Jestem ofiarą losu.
                Nic, tylko się pociąć, ohoho…
                Niestety od bardzo dawna tego nie potrzebowałem. Cięcie się stało się zbyt mainstreamowe.
                Zbyt mocno wszystko przeżywam. Chciałbym stać się nieczułą, zimną rybą, mieć wszystko głęboko gdzieś. Kiedyś już miałem taki plan, ale los nie zamierzał sprawić, że wszystko potoczy tak pięknie, po mojej myśli.
                Człowieku, jesteś formalnie dorosły, zachowuj się, jak przystało.

6 października, poniedziałek
                Nigdy wcześniej nie widziałem martwego ciała.
                W pierwszej sekundzie wygląda tak, jakby był to zwykły człowiek, który postanowił obserwować nieistniejące gwiazdy na suficie. Kiedyś w końcu ta wyobraźnia musi się przydać.
                Ułamek sekundy później dochodzi do ciebie, że jego klatka piersiowa się nie unosi – i to wcale nie dlatego, że w tym samym czasie postanowił pobić rekord Guinessa we wstrzymywaniu oddechu.
                Pf, wcale tak nie jest! Wystarczy, że spojrzałem na zabitego człowieka, że pomyślałem o tym, a trząsłem się jak przerażone zwierzątko. Dilerowanie Papilio dotarło do samego epicentrum.
                Ten facet jest mordercą.
               
                Mieliśmy sprzedać trochę towaru.
                Nie powiem, było go dosyć sporo i mieliśmy przez to parę drobnych problemów i sprzeczek oraz usłyszeliśmy tysiące różnorakich gróźb związanych z tym, czego mamy oczekiwać, jeśli nie wywiążemy się z zadania.
                Dlaczego poznałem człowieka, który postanowił jeszcze spoufalać się z jakąś bandą? Nie wiem, czy miało mu to przynieść jakieś korzyści ani czy miał z nimi jakieś kontakty w przeszłości.
                Nie powiedział mi nic. Po prostu spakował mnie do auta razem z towarem, chyba wziął mnie z przyzwyczajenia, że zazwyczaj plątam się mu koło nóg. Albo od pewnego czasu źle mu samemu jeździć. Może ma do mnie jakiś sentyment. Chciałbym. Na pewno ma.
                Pojechał nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co robiąc sobie dodatkową drogę. Zupełnie jakby chciał zmylić kogoś, kto przypadkiem by się nami zainteresował. Nie wspominałem, bo wiedziałem, że znowu wpadnie w swój papiliowy wkurw.
                Było już wtedy ciemno, więc sam do końca nie wiedziałem, gdzie w końcu dotarliśmy. Miejscem docelowym było coś na kształt starego magazynu, niczym siedziba spotkań jakiegoś gangu. Okazało się, że jest to miejsce, w którym posiadówy odbywa sobie kilku członków bandy zajmującej się kradzieżą samochodów. Za dobrze wykonaną robotę mają trochę luzu, więc idą na całość.
                W tym dniu jednak im się nie poszczęściło. Rozmawialiśmy z nimi przez moment i uznałem, że najwyraźniej przynoszę nieszczęście. FORVANTY zostały rozwiązane, kiedy pojawiłem się ja. Papilio krzyczy, że jeszcze nigdy wcześniej nikt go tak z równowagi nie wyprowadzał, jak ja (choć wydaje mi się, że nie robię nic co mogłoby go naturalnie zezłościć. Po prostu jestem.), Mikołaj nie musiał się martwić, że jakiś ułom pomyśli sobie, żeby zepsuć mu urodziny pedalskim pocałunkiem, na który w życiu nie byłby przygotowany.
                Nie rozumiem tylko, dlaczego zechciało im się wygadać, jeśli chodzi o ich ‘profesję’. Raczej nikt o zdrowych zmysłach nie rozpowiada na prawo i lewo, że zajmuje się kradzieżą samochodów. Tym bardziej przy ludziach, którzy sami zajmują się nielegalnym handlem i mogą to zechcieć wykorzystać. Ale no cóż, istnieją takie gaduły, których nie powstrzyma nic i lepiej nie angażować ich w podobne sprawy ani nie powierzać im żadnych poważniejszych sekretów.
                W tym dniu jednak w ich siedziebie pojawiłem się ja, co musiało oczywiście wywołać komplikacje, które zazwyczaj trzymają się mojej osoby. Albo był to zwyczajny zbieg okoliczności i paru ludzi postanowiło właśnie w ten wieczór wyrównać rachunki ze złodziejami. Przypadkowo stało się, że znali także osobę Papilio i jeden z tych bandziorów był typem, przed którym Papilio niegdyś musiał uciekać i opuszczać willę na parę dni.
                Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał możliwość ‘uczestnictwa’ w prawdziwej konfrontacji. Nigdy także nie widziałem, aby Papilio miał ze sobą broń. Nigdy także nie powiedziałbym, że naprawdę będzie zdolny zabić człowieka. Może wyglądał na stanowczego faceta, który brał wszystko z zimną krwią, ale w moich oczach był bardziej miłosierny. Liczyłem na to, że po prostu odpuści, ale najwyraźniej ten konflikt miał większe podłoże i po prostu nadszedł dzień, kiedy należało wszystko zakończyć, a nie bawić się w kotka i myszkę do końca życia. Któreś musiało oddać wygraną drugiemu. Zwycięzcą tego dnia został Papilio. Drugi stał się nieruchomym ciałem, wyobrażającym sobie gwiazdy na brudnym suficie magazynu.

8 października, środa
                Papilio w moich oczach stał się mordercą w sobotę. Przez całą niedzielę nie wychodziłem z pokoju, a on nic sobie z tego nie robił. Zazwyczaj, gdy cały dzień się nie pokazywałem, narzekał, że to, że obiad, że nic nie robię, że dlaczego jeszcze trzyma mnie w domu, skoro najwyraźniej skończył się mój termin przydatności.
                Oj, niech jeszcze chwilkę poczeka, a już wkrótce się wyniosę.
                Jasnowłosego nie było w ten weekend i starałem się wmówić sobie, że cieszę się, że go nie widzę i mogę od niego odpocząć, przy tym znów stopniowo zapominać o nim i nie dawać znaku życia. Żeby w końcu przestał przyjeżdżać, znalazł sobie nową dziewczynę i zostawił mnie na pastwę losu. Bo mi przeszkadzał w osiągnięciu pełnego stadium obojętności. Jeszcze tylko on, aby wszystko i każdy stał mi się całkowicie obojętny.
                W poniedziałek nie byłem w szkole w głównej mierze dlatego, że niby zaspałem,  choć nigdy mi się to nie przytrafiło. Owszem, wstałem o zwykłej dla siebie wczesnej porze, ale po prostu uznałem, że nigdzie w tym dniu nie pójdę i wcisnąłem w siebie parę tabletek nasennych, które znalazłem w szafce, by chociaż na chwilkę poczuć się chociaż troszkę apatycznie, przespać przynajmniej pół dnia i zapomnieć o prochach. Oto nowa terapia odwykowa, opracowana przez Daniela P. Niestety, nie działa. Klask, klask, klask, klask.

9 października, czwartek
                Terapia zamiast pomagać, jeszcze bardziej szkodzi i robi na przekór z moim ciałem. Postanawiałem nie brać przed lekcjami, ale moja słaba wola po prostu zmusiła mnie do poćpania chociaż troszkę, zanim wyjdę do szkoły. Obiecałem sobie, że pomyślę o terapii odwykowej, nawet na własną rękę. Papilio powiedział, że nie ma zamiaru się w nic takiego mieszać. Zupełnie jakby miał do tego jakiś uraz, chociaż sam nie ćpa – jedynie jest dilerem.
                Co daje mi ćpanie?
                Szczerze powiedziawszy nic.
                Może z początku było fajnie, ale teraz brzmi w mojej głowie jak ohydny, uciążliwy obowiązek, bez którego nie potrafię normalnie funkcjonować. Nie mogę tego w żaden sposób porównywać do jedzenia, choć jem tylko, żeby jakoś się trzymać, bo nie sprawia mi to większej przyjemności. Z ćpaniem jest jednak o wiele gorzej – owszem, co chwilkę przez nos, żeby nie chodzić nerwowym i żeby nie czuć, że czegoś mi brakuje. A wcześniej mi nie brakowało i nawet nie zauważałem, że w moim ciele potrafi wykształcić się taki enzym, o którym będę bez przerwy myślał i którego będzie się z taką siłą domagał.
                Dodatkowo wiąże się z tym jeszcze sprawa Marcina, który ostatnio wykrył, że chłopak przeznaczony do nękania ma pewną tajemnicę – nałóg. Nie wiem, może ma nosa do takich spraw, ale od razu poczuł, że coś nie halo, kiedy wziąłem troszkę przed lekcjami. Zrobił się jeszcze bardziej nieznośny, w takim stopniu, że w końcu zdołał mnie wkurwić. Nigdy wcześniej na nikogo się nie rzuciłem ani nie miałem takich planów na przyszłość, ale wydaje mi się, że moja nerwowość ostatnio sięga zenitu.
                Owszem, gdyby on nie wykazał się dojrzałością, którą gdzieś ma ukrytą głęboko w sobie, już dawno leżałbym i zdychał w jakimś śmietniku, bo w walce wręcz nie mam szans. Zacząłem tę bójkę i wstyd mi przed samym sobą, że coraz mniej nad sobą panuję. Zaczynam zauważać mojej wyskoki i warknięcia, kiedy ktoś zajdzie mnie od tyłu.
                Nie podoba mi się to.
                Co mam zrobić…?

13 października, poniedziałek
                Jasnowłosy zjawił się u mnie tylko na sobotę, albowiem jego tata oznajmił, że zza granicy przyjeżdża jego rodzina i nie wypada, aby on w tym czasie się gdzieś włóczył. Zaćpałem się na to spotkanie i przyszedłem do niego niemalże ze łzami w oczach. Zaćpałem się specjalnie, by jakoś go do siebie jeszcze mocniej zrazić, ze łzami w oczach, bo było mi naprawdę ciężko idąc z fałszywą myślą, że nie chcę go już nigdy więcej widzieć. Zachowywałem się również wbrew swojej woli, co wywołało ogromną, bolesną sprzeczkę. Pierwszy raz w życiu kazałem mu spierdalać, nigdy wcześniej nawet nie poprosiłem go nawet o to, by poszedł wcześniej.
                Czasem po prostu mam siebie dosyć. Nie wiem dlaczego to robię. Dlaczego usiłuję zrażać do siebie ludzi i starać się egzystować samotnie, tylko i wyłącznie dla siebie. Nigdy wcześniej tego nie napisałem, nawet przymykam oczy, kiedy o tym myślę i przyznaje się przed samym sobą, ale wiem, że kocham jasnowłosego. Po prostu go kocham i nie chcę, by w jakikolwiek sposób skończył z taką marną osobą jak ja. Nie powinien. I ja nie powinienem nakierowywać tak losu. Muszę zerwać połączenie, nim nadejdzie zły moment. Choć wydaje mi się, że już jest za późno.
                Halo, kochasz mnie?
                …
                …
                …

14 października, wtorek
                Co daje ci w życiu motylarnia?
1.       Satysfakcję, że potrafisz utrzymać takie delikatne, piękne stworzonka.
2.       Możesz cieszyć oczy twoimi okazami; są one trochę jak twoje dzieci, możesz obserwować ich rozwój przy każdym stadium.
3.       Zabija czas. Nie tylko przyciąga wzrok i gapisz się na wszystko godzinami, ale prócz tego możesz się zająć np. sprzątaniem całego terrarium, żeby nowe gąsieniczki były szczęśliwe.
4.       Możesz wydawać kasę na nowe okazy, jeżeli masz jej za dużo.
5.       Żywe obiekty do twoich rysunków. Możesz zobrazować cały cykl życia oraz dnia i udokumentować iście ciekawy dzień życia tego owada.
6.       Jeżeli jesteś marzycielem, możesz wyobrazić sobie, co tak naprawdę symbolizują motyle i dlaczego ich struktura skrzydeł wygląda tak, a nie inaczej.

15 października, środa
                Od pewnego czasu matka nie daje mi spokoju i ciągle do mnie wydzwania. Nie wierzy, że mam już osiemnastkę, którą obchodziłem pół roku temu. Wciąż próbuje wyciągnąć mnie na spotkanie albo przekonać mnie, żebym do niej przyszedł. Jestem w końcu jej synem.
                Którego zostawiła, jak gdyby się jej znudził.
                W końcu jednak zgodziłem się przyjść do jej domu. Założę się, że nasze spotkanie będzie przebiegać dokładnie tak samo jak ostatnim razem, a jej ułożony plan wobec tego, jak to wszystko będzie się odbywać, pójdzie się pieprzyć i znów skończymy na kłótni. Założę się, że mam tendencje do jasnowidzenia.
                Papilio gdzieś zniknął. Ostatniego wieczoru był jakiś przychmurzony i wpierw pomyślałem sobie, że chodzi o tego zabitego faceta, że ma teraz jakieś problemy czy zżera go sumienie, ale Papilio wyjaśnił mi wcześniej, że to nie był jego pierwszy raz. Pierwszy raz za to zdenerwowała go sukienka, przez co chyba ciągle chodziłem z uniesionymi brwiami, bo zwykle ten widok go uspakajał. Nie rozumiem tego człowieka. Założę się, że kiedy wróci, wszystko mu przejdzie.
                Teraz jednak willa wydaje się pusta. Przeżywam jeden z momentów, kiedy marzę o tym, by Papilio na mnie nakrzyczał i dał mi coś do roboty, a sam siedział w salonie marnując prąd i powietrze. Chciałbym, żeby tu po prostu był, żeby nie nawiedzały mnie te okrutne myśli, że teraz jestem sam i willa jest tylko moja. Że nie ma przy mnie nikogo i nie mam się tak naprawdę gdzie ruszyć, bo żaden mój ruch nikomu się nie przyda.
                Czy tego właśnie nie chciałem?

16 października, czwartek
                Zgłosiłem się do pomocy przy organizacji przedstawienia od szkolnego wolontariatu. Nie zamierzałem jakoś zostawać głębiej wtajemniczonym w cały projekt, tylko po prostu mieć gdzie pójść i nieświadomie zabić trochę czasu, który jest przeznaczony na samotne godziny w willi. Chciałem zostać dodatkowo dwie godziny w szkole i zrobić im te dekoracje, żeby tylko nie siedzieć samemu w domu.
                Brak posiadania kogokolwiek miejscami mi dokucza. Jest jak taki ból pleców, który pojawia się przy pewnym ruchu, a ty starasz się tego ruchu nie powtórzyć, aby go nie obudzić. Ja najwyraźniej ruszam się jak paralityk.

17 października, piątek
                Spotkałem się z matką. Co ona chce osiągnąć poprzez te spotkania? Jedynie sprawia, że tym bardziej czuję, że nie jest ona tą samą osobą, którą była kiedyś. Ona jednak myśli, że ta zmiana jest dobra i pozwoli na to, że do niej wrócę. Nawet oferuje mi zamieszkanie w swoim domu, razem ze swoim kochankiem.
                Oczywiście mógłbym to pasożytniczo wykorzystać, kiedy zdecydowałbym się na opuszczenie willi Papilio a nadal nie miałbym gdzie pójść. To jest jednak zła opcja.
                Każda jej propozycja mnie odrzuca, nie chcę się z nią już nigdy więcej spotykać. Te spotkania są dla mnie katorgą. Ona na siłę stara się, bym ją wielbił. Tylko za co? Za to, że się odezwała po czasie i niby ma to dobre serce, które chce odzyskać syna? Musiałby to być jakiś serial z happy endem, gdzie na końcu syn zmienia zdanie i wraca do kochanych rodziców, którzy sobie wybaczają i wszystko toczy się starym torem i żyją długo i szczęśliwie.
                Co to, to nie.
                Mamo, ja już zdołałem jako tako poukładać sobie życie bez ciebie. Nie jestem jakąś ciotą, która na wspomnienie o mamie czym prędzej pogna w tym kierunku i znowu będzie się kleić do maminego cycka. Jestem już dorosły i wiem, co dla mnie najlepsze, dlatego warto zostawić przeszłość za sobą. Nie da się pięknie zasklepić starych ran. Zawsze zostaną jakieś blizny, które będą nam przypominać o przeszłości. To nie tak, że zdecydujesz się je wyciąć, zatuszować, by zapomnieć. One zawsze tam będą, a ty pójdziesz dalej z nowym doświadczeniem. Nie każdy ufa dwa razy, po straconej szansie zwykle daje się kolejną, ale są osoby, które kolejnej nie mają, by podarować.

                Powiem, że życie jest nobelon, bo to kultowe zdanie, które zawsze mnie wcześniej śmieszyło, brzmi tutaj tak absurdalnie jak pomysły mojej matki.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajny rozdział :3

    Ech, jasnowłosy... Więcej jasnowłosego! Matka Daniela mnie denerwuje, niech się już z nią więcej nie spotyka ;-; A morderstwo Papilio, hm, można się było tego spodziewać, ten facet nie jest w stanie niczym mnie zadziwić xD

    Weeny :D

    OdpowiedzUsuń