10 lipca, czwartek
Mam lat osiemnaście, jestem
jeszcze młody. Stosuję się zasad, co z tego, że własnych i niepublikowanych. Jak
na wzorowego obywatela własnego państewka myśli przystało.
Ostatnio jednak stałem się o
wiele bardziej rozkojarzony i musiało dojść do potknięcia. Przedawkowałem, bo
było mi dobrze. Papilio znowu się wkurwił. Czasami mi go żal, że musi tyle
przez mnie przeżywać. Martwię się, że w końcu żyłka mu pęknie. Do tego złość piękności
szkodzi.
Jego krawiecka kariera
się rozkręcała, miał kilka dziwnych zamówień. Powinien stworzyć własną kolekcję
marynarek w motyle.
Nigdy nie mówiłem, że chcę
umrzeć. Owszem, często wspominam o śmierci, ale jeszcze nigdy jej nie
pragnąłem. Zazwyczaj starałem się jej ustrzec. Drobne potknięcia zawsze się
zdarzają. Wylądowałem w szpitalu drugi raz w ciągu tych wakacji. Dodatkowo
chcieli mnie wysłać na odwyk i prawie im się to udało. Nigdy bym nie pojechał
do żadnego ośrodka. Jest to jedna z najbardziej przerażających myśli.
Byłem w szpitalu dwa dni. Papilio
ma mnie dosyć i zagania mnie do nieustannej pracy. Syfi specjalnie i wyżywa się
na mnie o drobinkę kurzu. Stare, dobre czasy.
14 lipca, poniedziałek
Papilio ma niesamowite obroty.
Szyje, sprzedaje towar, jak on to robi? Można by tylko chwalić tego człowieka renesansu,
kurwa!
W końcu pozwoliłem mu się
przelecieć, bo szczere jest mi to już wszystko jedno, co robię w nocy. A facet
niech się cieszy. Mimo mojego poświęcenia nie ma znaczącej taryfy ulgowej. Śpię
krótko, rano się włóczę, póki mam chwile spokoju, a Papilio jeszcze śpi. W moim
pokoju jest pewne tajemne przejście, które odkryłem dosyć dawno temu, przy
przesuwaniu szafy. Sprytnie jest ukryć drzwi za meblem. Dzięki nim mogę teraz
wchodzić i wychodzić z pokoju bez potrzeby gonienia na górę. Mam teraz o wiele
łatwiejszy sposób wietrzenia pokoju. Drzwi mogę chować za moimi wielkimi
płachtami materiału na ścianach. Wychodzę, siadam na schodkach, palę i nie
zadymiam pokoju.
Mam gąsienice w kokonach. Kilka
zdechło, ale reszta się przepoczwarza. Miło widzieć, że kilku twoich
najsilniejszych podopiecznych wciąż znakomicie się trzyma. Daje to pewną
satysfakcję. Papilio też jest zadowolony. Znowu ze mną normalnie rozmawia, z
przerwami na rozkazy. Seks na zgodę to seks na zgodę, zawsze działa.
17 lipca, czwartek
Miło jest znów czuć zapachy
kremu z filtrem. Mojej pięćdziesiąteczki. Zapachy umilają czas. Siedzę i
wdycham, to to, to tamto.
18 lipca, piątek
Poziom wkurwienia Paplio trochę
opadł, ale to nie znaczy, że nie czuć jego dąsów. A czuć na kilometr. Dokucza
mi, nie tak sugestywnie jak kiedyś, ale o wiele bardziej nachalnie. Ja już go
czasami naprawdę nie rozumiem. Dobra, znów łażę z nim do jego klubu i już
potrafię wysiedzieć z jego kolegami, którzy nie są tacy źli. Bóle mi już
przeszły, zostało mi tylko parę siniaków i mogę funkcjonować normalnie. Przenoszę
się tylko wtedy, gdy zauważę Piotra. Niech skurwysyna ciekawi, dlaczego jego
dawna przyszła dziwka idzie do kibla akurat wtedy, kiedy on się pojawia.
Nie rozmawiałem z nim od momentu, kiedy zaczynałem moją
ucieczkę-niewypał. Sam też nie zrobił pierwszego kroku. Tylko raz spytał się
Papilio, co mi się dzieje. Ja tylko czekam, aż się trochę postara, znajdzie
mnie i wszystko sobie ładnie wyjaśnimy. W końcu to on był pierwszym, który mnie
pieprzył.
19 lipca, sobota
Jutro ktoś przyjdzie.
21 lipca, poniedziałek
Jasnowłosy obiecał, że do mnie
przyjedzie i dotrzymał słowa. Wtedy właśnie zadzwoniłem do niego po pijaku.
Chciałbym, aby czasem po prostu rzucał słowa na wiatr, gdyż obawiałem się tego spotkania.
Nie chciałem fundować mu dnia pełnego moich fuknięć, bo zachowywałem się,
jakbym miał okres. W sumie, nie było aż tak źle. Nie zmienił się dużo. Tylko
troszkę. Kiedyś znałem go tak dobrze, że dostrzegam każdą, najmniejszą różnicę.
To takie fascynujące.
Spotykanie kogoś po dłuższej
przewie jest bardzo krępujące. Z początku. Rozmawialiśmy o błahych sprawach,
siedząc na naszym starym miejscu – ławce na jednym z najwyższych punktów rezerwatu.
Pobyliśmy razem tylko trochę, gdyż nabrałem ochoty, na wymiganie się od
spędzenia z nim większości czasu. Musiałem po prostu pomyśleć. Chciałem
odświeżyć z nim znajomość, a jednocześnie wolałem, by dał mi spokój i pozostał
daleko, razem przeszłością. Zastanawiam
się, dlaczego jemu wciąż zależy na spotkaniu ze mną i czemu lubi do mnie
przyłazić. Po powiedział, że lubi. Dziwak.
Z pół roku nie byłem na
Facebook’u i teraz postanowiłem trochę postalkować jasnowłosego. W czasie
wyjazdu zdążył mieć dziewczynę, z którą zerwał parę dni temu. Tak przypuszczam.
Wynika to z komentarzy. Ach, jak miło, że dzięki zwykłej stronce można się
anonimowo dowiedzieć tylu rzeczy.
22 lipca, wtorek
Znam już rozkład zajęć Papilio
na pamięć. Biedak, ma pracę we wakacje. Dostał się do jakiejś firmy odzieżowej,
szalony. Siedzi tam teraz od rana aż do 15. Ja w tym czasie zdążam zrobić
spacer, posprzątać, naćpać się kilka razy, pomalować, przebrać się i czekać na
niego z prawie dokończonym obiadem.
Dzisiaj jednak ja zmieniłem
trochę swój rozkład, on jednak w żaden sposób nie mógł się o tym dowiedzieć.
Zaprosiłem do siebie jasnowłosego. Nawet bardzo ładnie posprzątałem pokój i
schowałem bardzo głęboko wszystkie moje kiecki. A mam już cztery i zdążyłem je
pokochać, co jest jedną z najbardziej pedalskich rzeczy, które dotąd zrobiłem.
Nie chciałem mieć przed nim tajemnic, ale ta sprawa działa się tylko pomiędzy
mną i Papilio.
Pokazałem mu motylarnię i grube kokony.
Jeden motyl się już… wykluł? Wyszedł? W każdym bądź razie, na szybce siedział
sobie mój motyl z sowim okiem na skrzydłach.
Pożegnaliśmy się, zanim czas
zaczynał mnie gonić i musiałem zacząć przygotowywać obiad. Nie będę ukrywać, że
było mi trochę żal, kiedy odchodził, ale to nie znaczy, że powróciły stare uczucia.
Nie chcę ich już. Nie chcę już żadnych. Chcę być aseksualny, a-wszystko-alny.
26 lipca, piątek
Kiedy pozwoliłem mu raz, dwa,
trzy razy, pomyślał sobie, że już wszystko mu wolno. Irytujący staruch,
perwers. Przestał rozumieć, co to znaczy „nie”. Jego niewyżyty kutas
przestał.
A ja przestałem mieć dla niego
jakikolwiek szacunek. Tak bardziej w głębi duszy. Jest jeszcze pewna warstwa we
mnie, taka siedząca o wiele wyżej w hierarchii, która czasami się go boi. Uderzył
mnie raz i nie chciałem, by zrobił to ponownie.
Czy mogę sobie wmawiać, że wiem,
jak czuł się Mikołaj w chwili, kiedy go pocałowałem bez jego woli? Może w
pewnej części.
28 lipca, poniedziałek
Pamiętam, kiedy mogłem to sobie
tylko wyobrazić. Kartkując zeszyt, widzę dokładną datę, którą był dzień 23 marca 2013 roku. Wydaje mi się, że minęło
od tego znacznie więcej czasu aniżeli prawie półtora roku. Byłem wtedy jak
zakochany gołąbek, karcący się o każde podobne myśli.
Papilio znowu polazł do tej
swojej pracy, cały uchachany. Codziennie dziwnie na niego patrzę, bo nagle
przestał zwracać uwagę na to, czy sprzedał dzisiaj jakiś towar. Dawno niczego
nie sprzedawał, dlatego sobie po troszku biorę, żeby znów nie przedawkować.
Bycie na skraju śmierci jest dziwnym uczuciem.
Zagadaliśmy się z jasnowłosym i
siedział u mnie już troszkę za długo, a za chwilkę miała wybić godzina, w
której siadam przed lustrem i tworzę mój perfekcyjny, dziwkarski-pedalski
make-up. Dziwiłem się, że minęło już tyle dni, odkąd do mnie przyjechał, w
ogóle straciłem rachubę. Było mi z nim dobrze.
Oczywiście, że już wiedział, co
robię popołudniami – dokładniej, jak wyglądam popołudniami. Mimo, że wiedział,
nie chciałem, by widział.
Zrobił coś, o czym od dawna
marzyłem, jednocześnie łamiąc mi serce. Jest mnóstwo takich sytuacji, które
niszczą ci nastrój w kilka sekund. W pewnym momencie podszedł do mnie tak
blisko, jakby z zamiarem pocałunku. Było mi tak gorąco, a on… w ostatniej
chwili odwrócił głowę. I poszedł.
29
lipca, wtorek
Obiecał przyjechać pod koniec
wakacji. Ja cały czas chodzę jak struty, obwiniając się o wszystko. Jasnowłosy
nie przyszedł, tylko zadzwonił, że już wraca, bo lecą z rodziną do Grecji na
tydzień. Tak bardzo chciałem, aby mi wszystko wyjaśnił. Albo, żebyśmy
zapomnieli. Albo, żeby to był tylko sen.
Niech już nie wraca. Wstyd mi
się zrobiło. Jadę z Papilio do Niemiec pod koniec sierpnia. Potem jakaś
niespodzianka.
Nie mam ochoty na nic. Nienawidzę wakacji. Dwa miesiące
upałów i pustych dni, których za nic w świecie nie potrafię niczym zapełnić.
4 sierpnia, poniedziałek
Już w zeszłym roku szukałem
jakiegoś zajęcia. Tym razem naprawdę mi się poszczęściło i dorabiam sobie w
budce z fast foodem pod Tesco. Żadna praca nie hańbi. Przynajmniej mam cień,
nikt mi nie przeszkadza, gdyż przestrzeni w tej przyczepce starcza tylko na
jedną osobę. Udało mi się wryć na tę posadę dzięki wspaniałym umiejętnościom
przekonywania i nachalności.
Cień jednak mało pomaga i panuje
tam niesamowita duchota, ale warto trochę pocierpieć. Aby sobie poprawić
nastrój muszę się komplementować, że zwabiam klientów urokiem. Siedzę tam do
popołudnia i cieszę się, że mam później o wiele mniej czasu do
zagospodarowania.
8 sierpnia, piątek
Papilio się wkurwia, że nie
jestem już taki, jak kiedyś. Kompletnie nie rozumiem tego człowieka. Na nic nie
pozwalam – źle, pozwalam – też źle, kurwa.
Gorzej niż z babą.
I to ja niby tutaj jestem babą.
10 sierpnia, niedziela
Nie mogę wyrzucić z siebie myśli
pełnych melancholii. Niby jest dobrze. Wkracza rutyna. Powierzchowny spokój.
Robię sobie poranny spacerek.
Jest wtedy perfekcyjna temperatura, nie ma upału. Wracam, siedzę u siebie lub w
motylarni póki Papilio nie wyjdzie do pracy. Potem sam się zbieram. Wracam,
ogarniam willę i obiad. Od czasu do czasu wychodzimy do jego klubu. Albo
opychamy towar. Lub też zostajemy w domu i pozwalam mu na niewłaściwe
zachowanie. Ewentualnie schodzimy sobie nawzajem z drogi, kiedy Papilio jest
nabuzowany.
20 sierpnia, środa
Wakacyjna robota poszła się
pieprzyć. Papilio zaciągnął mnie do Niemiec. Oczywiście, że nie gardzę takimi
wakacjami, tylko, że najgorszym aspektem tej wycieczki jest pewna osoba, która
pojechała z nami.
Ten chuj Piotr.
Próbowałem się nie odzywać do
niego przez całą drogę, ale jak na złość stało się to niemożliwe. Na szczęście
nie poruszał drażliwego tematu przy Papilio, który wciąż nie wiedział o naszym
pseudo-byłym związku. Doskonale
jednak zdawał sobie sprawę, że staram się go ignorować. Wypieprzyłem go na
tylne siedzenie, żeby na niego nie patrzeć.
Nie potrafię jednak zrozumieć
tego, że wciąż za nim tęsknię. Tak troszkę. Nie jestem w stanie wywalić z
pamięci chwil spędzonych Piotrem; było mi w końcu wtedy dobrze. Nie żeby to
wprowadziło do mojego życia jakieś znaczące zmiany, ale miła świadomość potrafi
czynić cuda. Niestety musiałem się przeliczyć, jak za każdym razem, kiedy mam
na coś nadzieję. Nie ważne, czy będę działał, czy też nie, los mimo wszystko
znajdzie jakiś sposób, aby spieprzyć ci te chwile radości.
24 sierpnia, niedziela
Papilio ma wkurw, a w
samochodzie nie ma jak się schować.
Nie chowam się przed nim, bo się
go boję. Wolę znikać tylko dlatego, żeby go nie widzieć i nie musieć wzdychać „O nie, znowu…”. Życie z takim zmiennym
człowiekiem też z czasem robi się nudne, bo i tak wiesz, jakie zmiany nastąpią.
Wolę jednak nie spływać przy nim z fotela, bo znowu sobie coś nawymyśla.
Przez ostatnie cztery dni nie
stało się nic, co jakoś mogłoby na mnie wpłynąć. Mam nudne życie. Nie wiem już,
co mam ze sobą robić. Nawet kiedy jestem w Niemczech i mogę zacząć wkurwiać
ludzi moim łamanym niemieckim.
Braki inspiracji.
Braki chęci.
Odechciało mi się oddychać.
25 sierpnia, poniedziałek
Siedzimy w samolocie. Lecimy w
nocy. Papilio śpi. Śmiesznie wygląda. Ja cierpię ostatnio na insomnię.
Za chwilkę wylądujemy we
Francji. Oto niespodzianka, o której wspominał.
Zastanawiam się, dlaczego
zechciał robić sobie ze mną wakacje. Nigdy nie zrozumiem stopnia, w jakim mu na
mnie zależy. Nigdy nie zrozumiemy siebie nawzajem. Nasze relacje są wyzerowane.
Jednego dnia rozmawiamy, śmiejemy się, nawet całujemy. Drugiego zaś pałamy
nienawiścią, aż nam błyskawice z oczu lecą, a ten zboczeniec chce mnie
zgwałcić. Wszystko się równoważy i zawsze kończymy na 0. Tak jak teraz.
Chcę się o niego oprzeć, ale się
wstydzę. Ostatecznie jednak się opieram.
Nie lubię ludzi, którzy się na
mnie gapią. Dużo ich tutaj jest. Nasza tułaczka po Niemczech zakończyła się
lotniskiem w Ostravie. W międzyczasie byliśmy jeszcze w willi, zebraliśmy się i
nakarmiliśmy motyle, które i tak pewnie zdechną bez opieki.
Gapią się na mnie. Jakaś brzydka
Niemka, która charczy do sąsiadów w swoim języku. Też się na nią gapię. Ona
nawet nie zdaje sobie sprawy, że o niej piszę. Miło mi na samą myśl, że dla
własnej przyjemności obsmarowuję ludzi w głupim zeszycie. Robiłem już tak
kiedyś i nie zamierzam z tym kończyć.
No co, brzydulko, takiego czegoś
jeszcze nie widziałaś?
Rozmawiam z nią wzrokiem. Co
chwilkę tylko coś tutaj skrobię.
Chyba się zorientowała, że coś
nie halo z tym zeszytem. Gapi się teraz na niego.
Biedny zeszyt.
Pewnie płacze, że pożera go taki
kartofel.
Ja po cichu płaczę ze śmiechu,
bo coraz więcej osób się mną interesuje. Jakby brzydka Niemka wysłała im
sygnał, którego ja nie odczułem.
Dawno się tak dobrze nie
bawiłem. Udawałem przez moment, że nikim już się nie interesuję. Przycisnąłem
się do Papilio, tak ładnie wtuliłem, jak jeszcze nigdy, pocałowałem go
ślicznie. Tryb dzieciucha. Dziad się nie obudził. I dobrze.
Chciałem zobaczyć minę Niemki i
innych, ale zrujnowałbym cały plan, bo mogliby uznać, ze się popisuję. Bo
rzeczywiście zrobiłem to, by się popisać, ale oni mogli o tym nie wiedzieć.
27 sierpnia, środa
Bienvenue en France!
Czy jakoś tak.
Lecąc samolotem byłem trochę naćpany. Ostatnio brałem mniej
i czasem mi się zdawało, że już nie muszę. Marzenia ściętej głowy.
W zeszłym tygodniu snułem się jak jakiś duch. Nagle
odżyłem. Wydaje mi się, że to wszystko spowodowane było obecnością Piotra.
Wypieram się, że on już nic dla mnie nie znaczy. Dawno nie odmawiałem trzynastu
kurew i nie mam zamiaru – to już trochę takie szczeniackie.
Może zrobię to jeszcze kiedyś w ostatecznym akcie
desperacji.
Nie udało się nam z Piotrem porządnie pogadać. Przynajmniej
chłop wie, dlaczego się tak zachowywałem ostatnimi czasy. Może w końcu obudzi
się w nim jakieś poczucie winy i świadomość, że dosyć silnie zranił swoje małe
coś. Ciekawe, czy jego przyszła żonka wie o jego ekscesach. Nie chcę w jakikolwiek
sposób po nim rozpaczać. Było, minęło – powinienem jednak myśleć nieco bardziej
pozytywnie, dlatego dodaję go do świeżo utworzonej listy miłych wspomnień.
Piotr był bardzo miłą odskocznią od humorków Papilio.
Czułem się przy nim chciany i potrzebny, w pewien szczególny sposób.
Uwielbiałem siedzieć przy nim ze świadomością, że w pewien sposób dokuczam
Papilio. No cóż, wszystko należy już do przeszłości. Taśmę należy rozwinąć
dalej.
Wczoraj wylądowaliśmy we Francji. Byłem już kiedyś w tym
kraju, ale nie w Cannes, które wybrał Papilio. Cannes to miasto słynnego
festiwalu filmowego, który niestety odbył się w maju.
Cannes to duże, popularne miasto, czyli takie, jakie
Papilio lubi najbardziej. Mnóstwo ludzi, każdy zaabsorbowany sobą, nikt nie
zwraca na ciebie głębszej uwagi.
Czuję się tutaj trochę jak w raju, tu każdy szczebiocze w
innym języku, jest ciepło, jest piękne morze. Uczta dla oczu i innych zmysłów.
Zupełne przeciwieństwo do mojego wnętrza, które powoli się oczyszcza.
Nawet Papilio jest jakiś inaczej radosny. Siedzi sobie
wieczorkami na balkoniku, pije i podziwia krajobrazy. Czasem siedzę z nim, jak
kotek; tak jak kiedyś.
Jest mi zadziwiająco dobrze. Kiedy nie jestem do niczego
przyzwyczajony, czuję się jak inny człowiek.
To nie ja.
Halo, Daniel, gdzie
żeś się podział?
29 sierpnia, piątek
Czuję się tutaj tak obco. Nie z
nam siebie.
Przeszliśmy z Papilio chyba z
pół Cannes, wzdłuż linii brzegowej. Papilio nie jest typem plażowicza, dlatego
nie rozkładamy się na plaży jak typowa rodzinka. Smaruję się moją kochaną
pięćdziesiątką. Chciałbym, żeby istniała setka. Nie mam zamiaru się opalić.
Byliśmy pod wieczór nad morzem, kiedy woda wydaje się być
cieplejsza niż powietrze. Zostałem wrzucony do wody przez tego dziada, który
później wytarzał mnie w piasku. Czułem się jak syn z ojcem na męskich wakacjach
(no dobra, połowicznie męskich
wakacjach).
Seks na tak popularnej plaży jest czymś bardzo niemoralnym,
dlatego nie mogliśmy sobie pozwolić na coś takiego. I bardzo dobrze. Martwiłbym
się, że powróci stary Papilio.
Hej, Papilio, kim
teraz jesteś?
30 sierpnia, sobota
Na wczorajszej imprezie pod
hotelem poznałem Ashley.
Ashley była angielką, także
wybrała się tutaj z rodzicami na wakacje. To tak z grubsza.
Wylała na mnie drinka i tak
wszystko się zaczęło.
Papilio pozwolił mi posiedzieć
dłużej, on sam wrócił do pokoju. Zadziwiające, że tak mi zaufał. Zazwyczaj
nienawidził zostawiać mnie samego.
Z początku Ashley wydawała mi
się upierdliwa. Może dlatego, że zazwyczaj nic o sobie nie mówię. Ba, w ogóle
się nie odzywam.
Śmiała się z mojego
angielskiego, kiedy coś przekręciłem lub pod presją stworzyłem połowicznie niegramatyczne
zdanie. Bo ona myśli, że nieustanna rozmowa w obcym języku jest łatwa! Sama nie
musi się niczym martwić. Prócz tego umie jeszcze francuski.
Ashley miała urodę i wygląd
sarny, była trochę nieokiełznana. Dała mi swój numer, który został zapisany na
nowej karcie jako drugi. Pierwszym uhonorowałem Papilio. Kupiłem kartę Lycamobile
żeby się trochę odciąć i mieć kontakt wyłącznie z Papilio, w razie czego.
Pierwszy raz przy niej
pomyślałem sobie, że chciałbym spróbować, jak to jest z dziewczyną.
Kiedy patrzyłem na Ashley i
porównywałem ją z Justyną i jej koleżankami, na myśl przyszły mi dwa różne
światy.
Jak to jest być stereotypowo normalnym facetem?
Tego raczej nigdy się nie
dowiem. Ashley to dziewczyna, która po raz pierwszy zaintrygowała mnie w ten
sposób. Ona także miała własną filozofię, która nie pokrywała się z moją, ale
byliśmy w stanie wyjaśnić sobie różnice własnego rozumowania.
W jej oczach byłem strasznie
przewidywalny. Od razu wykryła, że Papilio wcale nie jest moim ojcem. Bo
rzeczywiście. Może w papierach mam zapisane, że to mój ojczym, ale mentalnie
nigdy bym go tak nie nazwał. Brr.
Chciałem Ashley. Przez dosyć
długi okres czasu nie pojawiła się przy mnie osoba, która tak szybko
potrafiłaby mi zawrócić w głowie.
Ashley zniknęła jak sarna w
gąszczu, nim się obejrzałem.
31 sierpnia, niedziela
Och, Danielku, co to za poezje
wypisujesz? Jakieś romansidła? Co ci?
Chory jesteś?
2 września, wtorek
Jak miło.
Normalni uczniowie grzeją już
krzesełka w ławkach, a ty dalej obradujesz we Francji. Nie ładnie.
3 września, środa
Nigdy nie sądziłem, że
kiedykolwiek wpadnę dla jakiejś dziewczyny. Dziewczyny były koleżankami, a nie
osobami do wzdychania.
Ashley to jakaś inna historia,
która tutaj nie pasuje.
Danielku, wszystko ok? Byłeś w łóżku z dziewczyną! Woah!!!
No, i jak? ♥
Chyba przeżywam załamanie.
Ashley wyjechała dzisiaj w nocy. Zapewne jest już w domu i głowi się nad
tym, kogo czuła w sobie zeszłego wieczoru. Pewnie płacze ze śmiechu, że
spotkała kogoś z zerowym doświadczeniem w sprawie seksu z kobietą.
Było, minęło.
Założę się, że już się nie spotkamy.
Bardzo dobrze.
Koniec z sarenką Ashley.
W sumie Ashley była trochę taką szmatą, skoro dała się prawie obcemu
chłopakowi.
Papilio nie wie.
Jestem w końcu jego ładnym, wiernym chłopaczkiem.
Super rozdział ^^
OdpowiedzUsuńZorientowałam się, że tylko jasnowłosy nie ma imienia xD Wiem, że to celowy zabieg, ale imię głównego bohatera też przez dłuższy czas nie było znane, a potem się pojawiło. Teraz będzie mnie to nurtować xD Nie spodziewałam się tej akcji z Ashley, duży plus za nią, może jeszcze Danielowi odechce się noszenia sukienek? :3
Weny :)
1. Zaintrygował mnie twój wygląd bloga. Jest piękny.
OdpowiedzUsuń2. Przeczytałam tekst w kawałkach. Przyznaję się. Muszę zacząć od początku, żeby wiedziec o co chodzi, ale wiem, że wrócę.
3. Co do ukończenia spotkania. Rozumiem jak najbardziej ;) Zawsze możesz czytać mojego bloga raz na miesiąc :D wtedy będziesz miała aż 4 notki do przeczytania :P
Pozdrawiam
Lady M