Moje skrzydła nie mają łusek w kilku miejscach. Są
przetarte i widnieją na nich blizny po zasklepionych ranach. Każda z nich jest
jednak inna. Większość zrobiłem sobie sam, kilkanaście nigdy się nie zagoi,
lecz reszta już prawie znikła.
Prawie.
Wydaje mi się jednak, że lepiej by było, kiedy skrzydła
całkowicie by znikły. I lepiej dla mnie, nie musiałbym ciągle myśleć o ich
stanie, oraz dla nich – nie musiałyby się więcej męczyć.
Może one wcale tego nie chcą, ale ja tutaj decyduję. To ja mam władzę.
Możliwe, że często tej władzy nadużywam, albo nie korzystam
z niej wcale; nieświadomie pomijam momenty, kiedy warto byłoby jej użyć. Nie
potrafię należycie nad nią zapanować ani umiejętnie ją porcjować. Mówiąc
prostymi słowami – nie jestem jeszcze gotowy na to, by żyć.
Kiedy jest się młodym, uwielbia się eksperymentować i
sprawdzać, nie zważając na konsekwencje. Idzie się nie patrząc na boki, jak koń
z klapkami na oczach. Nie myśli się o sprawach przyszłości i co może wyniknąć z
naszej decyzji. Myślimy sobie – a, co mi
tam…
A później jest płacz. Niezadowolenie. I żal.
Zbyt trudno jest zdecydować się na jedną opcję i trwać przy
niej, a co dopiero zrezygnować z czegoś… Być zmuszonym do przestawienia się i
zaniechania swoich nawyków – mijania codziennie tych samych budynków, wstawania
o dokładnie wyznaczonej godzinie, ponieważ wiesz, że masz stąd do szkoły
dokładnie dwadzieścia jeden minut drogi pieszo, widywania dzień w dzień
wytyczoną grupkę ludzi…
Od czasu do czasu staje się tak, że w ulubionej sałatce
zaczyna brakować składnika, a ty doskonale zdajesz sobie sprawę jakiego, lecz
za nic w świecie nie jesteś już w stanie go zdobyć.
Zaczyna się od tego, że wszystko z pozoru brnie przed
siebie po prostej i nie musimy uważać na żadne zakręty czy dziury, bo kilka dni
temu lali nowy asfalt. Niestety natura bywa taka, że właśnie w tak piękne chwile
uwielbia wciskać jakąś pętelkę w idealnie wygładzoną nić losu. Stawia nas przed
ciężkimi wyborami, które mają decydować o tym, czy pojedziemy dalej piękną
autostradą czy zabłoconą ścieżką prowadzącą na zadupie.
Stajemy przed pętelką i zastanawiamy się – ominąć,
rozwiązać czy zawrócić? Nie mamy pojęcia, która opcja jest dla nas najlepsza.
Może kiedy troszkę się pomęczymy i rozsupłamy kłaczek okaże się, że nasze
starania przynoszą efekty? A co jeśli bardziej opłaci nam się zwątpienie w swe
siły i wrócimy do punktu wyjścia? A może wystarczy jedynie ominąć punkt, który
chce przysporzyć nam trudności?
Niestety nigdy nie jest tak prosto, jak się nam wydaje.
Ja wybrałem ostatnią opcję. Kiedy pojawiły się komplikacje,
w żaden sposób z nimi nie walczyłem. Powiedzmy, że momentami miałem w dupie to,
co się ze mną może stać. Dopiero po czasie zacząłem odczuwać skutki.
Początek był niewinny. Wyjechałem na obóz do Bułgarii,
gdzie uświadomiłem sobie, jakimi uczuciami darzę jasnowłosego. Jeszcze wtedy
byłem gówniarzem ze świeżą szesnastką na karku. A później rozpoczęła się
rewolucja, która trwała do kwietnia następnego roku. Tam postanowiłem zgrywać
pokrzywdzonego przez los chłopaczka z bujną wyobraźnią i marzeniami.
Rzeczywiście, nie postawiono mnie w zbyt dogodnej sytuacji, ale kiedy teraz o
tym myślę już wiem, że ani trochę się nie starałem. Gdybym był bardziej uparty,
prawdopodobnie udałoby mi się chociażby pogodzić z mamą, a nie wracać po dwóch
latach jako syn marnotrawny.
Lecz wyszło jak wyszło. Rozwód rodziców i traktowanie mnie
jak powietrze czy zaraza skierowało moje kroki do ściany, na której ujrzałem
zawieszoną listę; wisiała ona jednak zbyt wysoko, abym mógł ja przeczytać. Tą
ścianą okazał się Papilio, który zaoferował mi pobyt u siebie, a ja zgodziłem
się na to bez zbędnych ceregieli. Miałem siedemnaście lat i chyba chciałem
szaleć, skoro pakowałem się do domu prawie obcemu człowiekowi!
Z czasem rosłem i łatwością mogłem przeczytać kolejne
punkty na liście. Dowiedziałem się jak to jest być obmacywanym przez starszego
faceta, jak wygląda dzień z życia pokojówki, odkryłem nowe zakamarki umysłu i
dowiedziałem się, jak prowadzić amatorską hodowlę motyli. Prócz tego poznałem
smak seksu, kiełkujących związków, ciemnych klubów, profesji dilera i… wpadłem
w nałóg.
Zachłysnąłem się natłokiem nowych doświadczeń.
Te trzy lata minęły zdecydowanie za szybko.
Obecnie wszystkie wydarzenia z willi Papilio traktuję jako
wspomnienia. Niekiedy przyjemne – na przykład wyjazd do Francji, pierwsze dni z
Piotrem, czas spędzony potajemnie z jasnowłosym, okres powodzenia w szkole –
oraz te niestety mniej – niezliczona ilość zawodów, żalu, złości i niezrozumienia
dla własnego toku myślenia.
Sumiennie chodzę na terapię, która ma mi pomóc w odszukaniu
swoich mocnych stron i pozytywnych wartości, które sprawią, że polepszy mi się
spojrzenie na życie. Ale czy tak się stanie? Jedyne co mogę zrobić to wierzyć,
że odkopię tego starego, niewinnego Danielka, który jeszcze nie zobaczył tej
straszliwej listy.
Staram się nie myśleć o tym, że jestem uzależniony.
Otrzymałem jakieś tabletki, które zażywam regularnie, zgodnie z receptą i kładę
się spać, za każdym razem z nadzieją na lepsze jutro. Czasami jednak jest
gorzej i myślę sobie, że nie dam rady z tego wyjść.
Raz polazłem do klubu, w którym uwielbiał przebywać Papilio
i nabyłem małą działeczkę, naprawdę maluteńką, ponieważ tak mnie to gnębiło.
A potem miałem największe w życiu wyrzuty sumienia i
zostałem zbesztany przez mojego terapeutę. Zgodziłem się na takie traktowanie i
zapewniałem, że porządne wypomnienie mi prosto w twarz wszystkich moich
ostatnich przewinień i zapewnień bardzo mi pomaga.
Poprosiłem, żeby spróbował znaleźć dla mnie jakiś odległy
ośrodek odwykowy. Żebym nawet nie wiedział, gdzie się to znajduje i żeby
poinformował o tym moją matkę, która zawiozłaby mnie tam z zawiązanymi oczami.
Czasami trzeba sięgać po drastyczne środki.
Czuję, że się wypalam.
Co jakiś czas myślę o jasnowłosym. Z początku starałem się
nie wspominać go w ogóle, nie myśleć o jego twarzy, jego dłoniach, które uwielbiały
bawić się moimi włosami… Wtedy wręcz nie mogę nabrać powietrza, gardło mi
ściska, jak gdyby ktoś zamierzał je zszyć i już ściągał ostatnią nitkę, by
zawiązać mocny supełek.
Był taki czas, kiedy siedziałem w pokoju i nie robiłem nic
poza wycieraniem z oczu łez, przeżywaniem kolejnych napadów i próbą zajęcia się
czymkolwiek, byleby tylko moje ręce nie leżały bezrobotne.
Kochanek mojej mamy nie plątał mi się pod nogami i jeszcze
nie nadarzyła się okazja, bym mógł pogadać z nim sam na sam.
Nie chcę.
Moje relacje z mamą są zupełnie inne. Jak gdyby stała się
zupełnie odmienną kobietą, odkąd mieszka z tym wciąż dla mnie obcym facetem.
Czuję, że wraca do mnie taka iskierka, która nazywana jest miłością matki i syna. Moja mama jest dla mnie teraz jedyną podporą
– motywowała mnie przy maturach, które jakoś udało mi się zdać, mimo, iż nie
chciano mnie do nich dopuścić ze względu na problemy z ćpaniem itepe; rozmawia
ze mną, kiedy tego potrzebuję. Chciała nawet się wyprowadzić stąd, gdzieś
daleko, abym odpoczął i zaczął żyć na nowo. Nie zgodziłem się, ponieważ wiem,
że dla niej ta okolica jest jedną z ważniejszych wartości.
Dostałem od Papilio sporo pieniędzy, więc kiedy uda mi się
dostać na jakieś studia, czy policealne czy też zaoczne, spróbuje poszukać dla
siebie jakiegoś mieszkania. Postaram się także odnaleźć nowe towarzystwo, gdzie
już nie będę musiał się izolować i w końcu znajdę z kimś wspólny język, jak to
udało mi się z jasnowłosym, przez moment z Justyną, Mikołajem, a nawet takim
Marcinem czy… Papilio.
Teraz jednak muszę przetrwać na odwyku i wygrać walkę z
nałogiem. Mama nadzieję, że tym razem się mi uda. Próbowałem tego dokonać już
kilkakrotnie, będę więc próbował aż do skutku. Wróciłem nawet do mojego naturalnego
koloru włosów, by zapomnieć o tamtych wariacjach.
Coraz silniej poznaję wszystkie me niemoce. Skrzętnie skrywam
ból po bezsennej nocy.
Przydałoby się, abym gdzieś schował ten dziennik. Niestety
nie jestem w stanie go wrzucić w ogień, znaczy dla mnie zbyt wiele… I choć nie wygląda
już najlepiej, jest pozbawiony kartek, brudny, jest to świadectwo tego, co działo
się ze mną przez ostatnie trzy lata. Najlepiej będzie, jeżeli go gdzieś głęboko
wcisnę i zachowam, a kiedy za kilkanaście lat najdzie mnie taka potrzeba, odkopię
go i na nowo odkryję, kim stałem się kiedyś. Może to mnie do czegoś zmotywuje czy
odmieni moje decyzje?
~
Papilio, wciąż jesteś dla mnie najbardziej tajemniczą
postacią, którą zdołałem poznać. Podobno siedzisz teraz w więzieniu – wypadek
ze skutkiem śmiertelnym, z promilami we krwi jest karalny właśnie tak.
Zastanawiam się, czy odkryli twoje drugie ja, którym jest handel narkotykami.
Mam nadzieję, że nie. Doprowadziłeś do wypadku, w którym zginęła najukochańsza
dla mnie osoba – powinienem ci mieć jak najbardziej za złe, lecz nie chcę, byś
miał jeszcze większe problemy. Tyle na razie ci wystarcza, w końcu zniszczono
twoje plany co do wyjazdu za granicę i musisz chwilkę poczekać, aż dostarczą ci
materiału, abyś mógł je odbudować.
Wciąż kojarzysz mi się jako ten twój Papilio Lowi, którego błękitne skrzydełka pożera czerń mroku. Jest
to mój własny dowód na to, że twoja osoba pochłania pozorną niewinność i
delikatność drugiej osóbki i zmienia ją.
Nie znam szczegółowo twojej przeszłości, nigdy też nie
opowiedziałeś mi, czym się zajmujesz kiedy znikasz na całe dnie i noce. Jestem
ci jednak w pewien sposób wdzięczny za to, jak pobyt w twojej willi zmienił
moje zachowanie, sposób myślenia, a może nawet charakter. Pozwolił mi na odkrycie
siebie, nawet za straszliwą cenę. Czasem jednak warto się poświęcić, by w
przyszłości nie popełniać podobnych błędów i nie wzorować się na tym, kim
byliśmy kiedyś.
Dlatego też pragnę, abym moje skrzydła zabrano jak najdalej
ode mnie. Odcięto i unicestwiono w ogniu, który jest dla mnie symbolem końca.
Moje skrzydła są przecież takie okropne. Nie są żadną pamiątką, lecz
utrudnieniem i obciążeniem. Na co mi więc takie coś?
Muszę się ich pozbyć tak samo jak tych wszystkich
niepotrzebnych pamiąteczek zalegających szafy. Wystarczy, że zostaną jedynie
jako wspomnienia zapisane w moim umyśle.
Mam jeszcze tylko jedno pytanie:
Jaka jest twoja struktura skrzydeł, Papilio?
Świetne podsumowanie dobrego opka ^^' Mam pytanie... Co dalej? Czy planujesz wrzucić coś nowego od razu, czy zrobić sobie przerwę? :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Dziękuję :3
UsuńMuszę zrobić chwilową przerwę do maja, ponieważ nie mam na razie nic, co nadawałoby się do publikacji :)
'Okej PD, teraz czas czuć się podle, bo zostałaś nawet wspomniana w podziękowaniach, nic się nie odzywałaś, a całą Strukturę Skrzydeł nadrobiłaś dopiero kilka dni temu.'
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to chcę tylko napisać, że opowiadanie jest świetne. Raczej nie lubię formy pamiętnika, ale tu wyszła idealnie. Nie napiszę żadnego wartościowego komentarza, ponieważ oceniam SS w samych superlatywach, no cóż.
To teraz czekamy na maj ;^/
Jezus.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem co napisać: przeczytałam całe opowiadanie na jednym tchu. Kiedy jasnowłosy... no cóż, oczy dosłownie zaszły mi mgłą. Napisałaś to niesamowicie dobrze, wszystkie przemiany psychologiczne są zupełnie naturalne, niewymuszone; można poczuć się jakby czytało się prawdziwy pamiętnik prawdziwej osoby. Od początku nie znosiłam Papilia, było mi żal Daniela a jasnowłosy wzbudzał we mnie troskę. Sama piszę, więc potrafię docenić postacie, które wzbudzają takie emocje, bo wiem, że ... nie wiem, co wiem, nie umiem ubrać tego w słowa, ale myślę, że zrozumiesz, o co mi chodzi. Postać, która naprawdę wywołuje niechęć w czytelniku jest postacią naprawdę dobrą.
Wiem (czy może raczej podejrzewam, a w każdym razie sama tak mam, gdy piszę), że żeby to się stało, żeby tekst i poczynania postaci nie sprawiły wrażenia dyktowanego, musiałaś to wszystko sama poczuć. Podziwiam Cię i uważam, że zdecydowanie zasługujesz na większy rozgłos. A może dużo więcej osób to przeczytało, tyle że nie zostawiło po sobie znaku?
Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że dotrze tutaj więcej ludzi, którzy docenią Twoją pracę.
A teraz idę zastanowić się, co ja właściwie mam teraz ze sobą zrobić. Niby człowiek myśli sobie, że dla odmiany przydałoby się coś ze złym zakończeniem, ale jak już się coś takiego przeczyta, zdaje sobie sprawę z tego, że przez cały czas miało się cholerną nadzieję, że jednak będzie dobrze. A nie jest.
*sob, sob*
Nawet nie wiesz, jak mi biło serce, kiedy otworzyłam posta. Za każdym razem martwię się, że coś narobiłam :'') Dziękuję za tyle pozytywnych słów. Sama zapewne zdajesz sobie sprawę jak to parę krótkich zdań poprawia humor. :>
UsuńZadziwia mnie, że po raz kolejny spotykam osobę, która chce coś podejrzewać, chyba, że źle rozumiem wasze wypowiedzi x3 Oczywiście, trzeba umieć na moment zamienić się w postać. Pisanie to moment, kiedy nie liczy się to, co jest dookoła a jedynie twoja wyobraźnia. Kiedy zdecydowałam się na formę pamiętnika wiedziałam, że stanie się z tego coś bardzo osobistego, nawet jeśli to zwyczajna, osobista fikcja, urojona i możliwa tylko w głowie.
Jestem sadystką i fanką nieszczęśliwych zakończeń.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz!