– Spokojnie panowie, ależ ja jestem stąd… – Cosmo posłał
strażnikom wymuszony uśmiech, lekko podnosząc ręce do góry, kiedy ci
nakierowali na niego broń.
Kilku z nich podbiegło zająć się delikwentem, zaś reszta
zabarykadowała drzwi uniemożliwiając mu ucieczkę. Naukowiec i tak nie miał
niczego takiego w planach. Obserwując poważne twarze strażników, rozpoznał
jednego z nich – Warento. A skoro on tutaj był, Jack zapewne też miał teraz
służbę.
– Cosmo, ty idioto – Warento najwyraźniej rozpoznał go
równie szybko. Czerwony uśmiechnął się kwaśno do niego.
– Dlaczego się tutaj włamałeś? – spytał nieznany mu
strażnik, wciąż nie spuszczając karabinu. Pytanie zabrzmiało trochę tak, jak
gdyby to matka zadała je nieposłusznemu dziecku, lecz ochroniarz starał się
nadać mu nieco poważniejszy wyraz.
– Potrzebowałem małej… pomocy do badań – wyjaśnił pokrótce.
– Doskonale wiesz, że nikt spoza personelu nie ma prawa się
tutaj zjawiać.
– Pewnie.
Nie miał zamiaru się tłumaczyć, ponieważ zrobił to z
premedytacją. Nie przygotował się jednak mentalnie na spotkanie ze strażnikami.
Przy wyjściu zdołał dostrzec Jacka, który mimowolnie starał się go ignorować.
Cosmo mógł nadnaturalnie wyciągać szyję, ale i tak nie dostrzegłby jego twarzy,
która zapewne wyrażała ukrywane zakłopotanie. W końcu Jack wiedział, że on
snuje się po Fabryce poza godzinami pracy.
– Na kogo tak zerkasz? – spytał jeden z nieznajomych
strażników i również spojrzał w tamtą stronę, popychając Czerwonego lufą
karabinu.
– Właśnie, Jack! Ty
masz dostęp do systemu. Nie zauważyłeś, jak ktoś tutaj się włóczył? – spytał
drugi.
– Razem pogadacie sobie z szefem – postanowił strażnik,
pchający do przodu Cosmo.
Czerwony posłał Jackowi niepewny uśmiech, lecz zdusił go od
razu widząc minę kolegi. Uzmysłowił sobie, że nieświadomie go wkopał. Prędzej
czy później by to wyszło, bo Jack jako zastępca dowódcy był jednym z
nielicznych z dostępem do systemu. Może gdyby sprawa się przeciągnęła, zdołałby
coś wymyślić, by uciec od konsekwencji, lecz teraz nie miał wyjścia i musiał
pójść razem z Cosmo.
Naukowiec, idąc z obstawą strażników, obserwował korytarze
na piętrze personelu. Nie dojrzał tutaj niczego szczególnego i nie różniło się
ono zbytnio od jego wydziału trzeciego. Sądził, że natknie się tutaj na jakieś
sale wyglądające niczym kraj miodem płynący czy tajemniczo wyglądające maszyny
– może mógł się na coś podobnego natknąć w innej części? W końcu klatki
schodowe czy windy nie były najlepszym miejscem na ukrycie czegoś podobnego.
– Gdzie idziemy? – spytał Cosmo z czystej ciekawości. Pomimo
tego, że serce biło mu jak oszalałe ze względu na to, że został przyłapany, nie
martwił się zbytnio. Nie wiedział nawet, czy czekają go jakieś konsekwencje,
choć uruchomił maszyny pozornie niezdatne do użytku.
– W miejsce, gdzie przetrzymujemy takich nieudaczników jak
ty – burknął Warento.
– Nieudaczników? W końcu przecież udało mi się tutaj wleźć
i zrobić to, po co się tutaj znalazłem – powiedział Czerwony z pewną
satysfakcją.
– Lecz przypadkowo
zostałeś złapany.
Cosmo wywrócił oczami, lecz zrobił to tak, żeby czuł ii
widział to jedynie on sam.
Strażnicy nie wchodzili
z nim na wyższe piętra, lecz zabrali do pokoju, który wyglądał jak pusta
klitka więzienna.
– Pomęczysz się tutaj do rana, póki personel się nie zjawi
– powiedział jeden ze strażników, wpychając go do środka.
– Zabierzecie mnie do Zarządcy Snu?
– Obecnie nie ma go na terenie Fabryki ani Nowej
Kolonii.
– A kiedykolwiek jest?
– Zamknij ryj.
Strażnik
zatrzasnął drzwi, a Cosmo dojrzał jedynie twarz Jacka, niby wyrażającą
przeprosiny, lecz jednak z kapką żalu i złości.
Nie było
możliwości ucieczki z tego pomieszczenia, albowiem drzwi były solidne i
zamykane kodem. Z obu stron nie było żadnej klamki ani niczego, czym można by
je chwycić.
Cosmo oparł
się o nie bokiem i sprawdził godzinę na komunikatorze – dochodziła trzecia. Zauważył
również, że mimo iż nadal był połączony z antariską aplikacją, nie działa tutaj
żadna sieć. Znalazł się w miejscu, gdzie zlikwidowano wszelkie łącza,
najwyraźniej w razie gdyby ktoś chciał zaplanować ucieczkę czy wezwać pomoc.
System Fabryki był irytujący – jak nie znalazłeś się w miejscu, gdzie
przecinają się wszystkie łącza, tak wpakują cię tam, gdzie nie ma ani jednego.
Zbudziły go
odgłosy otwieranych drzwi. Spanie na podłodze nigdy nie należało do najprzyjemniejszych,
zwłaszcza, że odczuwał okropny ból pleców. Podniósł się prędko, krzywiąc się i
rozmasowując kręgosłup.
– Miło się spało? – spytał strażnik, niezbyt przyjaznym
głosem.
Cosmo nie znał go, jedynie z widzenia, albowiem ten kręcił
się po tej części Fabryki, w której naukowiec zazwyczaj nie przebywał.
– Bardzo – odparł kwaśno, podchodząc do drzwi.
Przelotem spojrzał jeszcze na swój komunikator, który
wskazywał godzinę ósmą. Musiał być nieźle zmęczony wczorajszą wspinaczką i
ekscytacją z użycia zakazanego akceleratora, skoro udało mu się tak długo
pospać na tak niewygodnym podłożu.
– Szef personelu już na ciebie czeka – oznajmił.
Czerwony zdziwił się, że strażnik nie interesował się
powodem wezwania go do gabinetu ani zamknięcia w tymczasowej celi. Najprawdopodobniej
wszystko już wiedział, albo zwyczajnie się interesował – co było mniej możliwe.
– Mogę najpierw odwiedzić łazienkę? – spytał naukowiec.
– Słucham?
– Kibel – powtórzył nieco mocniej. – Muszę do kibla.
– Tam nie miałeś łazienki? – spytał strażnik, wciąż pchając
go do przodu.
– Była zamknięta – odparł, niezbyt zadowolony. Dosyć długo
wisiał na drugich drzwiach w prowizorycznej celi i rzeczywiście dobrze myślał,
że tam może znajdować się łazienka.
Strażnik zawahał się, lecz ostatecznie odbił w korytarzyk,
w którym znajdowały się łazienki.
– Niech ci będzie. Tylko szybko. I nie próbuj
przeteleportować się gdzieś przez kibel.
Cosmo wiedział, że ten próbował zażartować, lecz zwyczajnie
mu to nie wyszło i zabrzmiało dosyć żałośnie.
Naukowiec źle się czuł wiedząc, że ten stoi zaraz pod
drzwiami. Szybko się załatwił, nie czując jednak żadnej większej ulgi. Lekki
ucisk w podbrzuszu miał najwyraźniej inne podłoże. Przez noc rozważał różne
opcje i wymyślał scenariusze rozmów z szefem personelu. Gdyby miał spotkać się
z Zarządcą Snu, byłby co najmniej podekscytowany, tymczasem niegdyś słyszał, że
tutejsi ludzie potrafią być wredni.
Centrum skrzydła personelu było okrągłe i wyglądało nieco
jak poczekalnia z bardzo wygodnymi kanapami i pojedynczymi fotelami. Jako że
wydział został stworzony w wieży, salka prezentowała się bardzo ładnie i można
powiedzieć, że przytulnie – zupełnie inaczej niż reszta budynku.
Jako że personel zajmował się w głównej mierze organizacją
pracy w Fabryce, Cosmo nie spodziewał się zobaczyć tutaj niczego szałowego.
Znalazłszy się pod drzwiami gabinetu szefa personelu rozejrzał się jeszcze, czy
nie znajdzie tutaj nic, co potencjalnie mogłoby naprowadzić go na miejsce, w
którym rezyduje Zarządca Snu, po czym zadzwonił do drzwi. Przy klamce
znajdowało się urządzenie, którego należało użyć, kiedy chciało się
spotkać z szefem personelu. Cosmo
widział podobne na dole, na parterze przy recepcji.
Mógł wejść, dlatego lekko przycisnął klamkę, która była tak
śliska, że o mało co nie wyleciała mu głośno z dłoni. Dziwił się, czy to on się
tak poci, czy po prostu ona była zrobiona z dziwnego materiału.
– Dzień dobry – przywitał się na tyle niewyraźnie, że
mężczyzna siedzący za biurkiem dosłyszał jedynie końcówkę.
– Cosmo L’Hôte? – spytał.
Czerwony
kiwnął głową i stanął przy biurku, bezwładnie spuszczając ręce po bokach.
Dziwił się, że szef personelu jeszcze upewniał się co do jego nazwiska – w
końcu on także siedział w Fabryce od samego początku i obsługiwał Cosmo w biurze na parterze,
kiedy ten składał tutaj podanie o pracę.
– Chciałbym zobaczyć twój komunikator – oznajmił.
Cosmo nie przejął się tym, że szef zwraca się do niego
przez ty. Nawet się ucieszył, że nie słyszy żadnego pana.
– Potrzebowałem akceleratora do bardziej dogłębnych badań.
Wcześniej z nim pracowałem – skrzywił się lekko, albowiem zabrzmiało to tak,
jak gdyby się tłumaczył.
– Wiem, że wcześniej z nim pracowałeś – odparł mężczyzna,
wciąż wyczekując, aż czerwony odepnie urządzenie ze swojego nadgarstka i mu je
poda.
Cosmo nie miał zielonego pojęcia, do czego zmierza ta
rozmowa. Miał jednak ogromne nadzieje, że szef nie wpadnie na pomysł, by
doszczętnie wyczyścić mu komunikator. Trząsł się, ponieważ facet na pewno
zauważy, że nie dokonywał sezonowego czyszczenia.
Szef personelu podpiął urządzenie do swojego komputera i
wyświetlił ostatnie pobrane pliki. Na cieniutkim, holograficznym ekranie
pojawiły się wyniki badań z akceleratora. Cosmo był bardzo zły, albowiem nie
zdążył ich jeszcze dokładnie przeanalizować, mając potrzebny sprzęt w swoim biurze.
Przeklinał strażników, którzy zamknęli go na noc.
– Dlaczego włamałeś się do pracowni? – spytał szef
personelu. Jego głos był beznamiętny, a Cosmo niemalże stuprocentowo pewien, że
facet ani trochę nie rozumie żadnej linijki w oglądanym pliku.
– Mówiłem, ze potrzebowałem akceleratora do dogłębniejszych
badań – powtórzył. – Dostałem z czwartego wydziału próbkę krwi, ponieważ ja
zajmuję się takimi sprawami, a mój sprzęt nie do końca potrafił poradzić sobie
z tym, co od niego wymagałem – wiedział, że kłamstwo ma krótkie nogi, ale robił
to dla dobra Astata. Zapewne personel pójdzie skontrolować piętro czwarte i
wypytać, kto daje mu próbki krwi, ale Cosmo wcześniej uda się kogoś ubłagać aby
go krył. Już wcześniej dostał stamtąd kilka próbek, dla zwykłych ćwiczeń,
dlatego nie będzie to trudne.
Prócz tego musiał po kryjomu skontrolować magazyny oraz
parter, dla dobra Fabryki. Jeśli chociaż najmniejsza część ciała Astata okaże
się napromieniowana musi czym prędzej sprawdzić, czy nie roznosi się to dalej.
Skoro przyrządy dozymetryczne niczego jeszcze nie wykryły, on zajmie się sprawą
prywatnie.
– Za taki występek z chęcią wywaliłbym cię z Fabryki – jest
dużo chętnych na twoje miejsce – lub co najmniej deportował na niższy wydział –
powiedział mężczyzna. – Tym razem jednak ci daruję ze względu na to, że znam
cię od początku i wiem, że wcześniej pracowałeś z zakazanymi maszynami.
Cosmo jak zwykle po kryjomu przewrócił oczami, słysząc
słowo „zakazane”.
– Nie myśl sobie jednak, iż skoro ci odpuściłem, możesz
bezkarnie łazić sobie po skrzydle personelu. Nawet nie wnikam, jak się tam
dostałeś.
Czerwony uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie wspinaczki
po wieży. Facet odpiął komunikator i oddał mu go.
– Mimo wszystko nie obejdzie się bez większej kontroli twojego
konta w aplikacji antariskiej. Niestety pan Jack Nitsche nie będzie już
umożliwiał ci nocnych posiadówek w Fabryce.
Cosmo ruszyło coś, kiedy usłyszał nazwisko strażnika. Miał
nadzieję, że go nie zwolnili, lecz jednocześnie zdenerwowała go niemożność dodatkowych godzin pracy.
– Nawet nie będę mógł prosić o nadgodziny? – spytał nieśmiało, jednak w jego głosie dało się
wyczuć odrobinę żartu.
– Jeśli te nadgodziny mają wyglądać właśnie tak, to nawet nie masz po co o nich
myśleć – szef personelu zajmował się swoim komunikatorem, co Cosmo wydało się z
lekka niegrzeczne.
– Jestem uniewinniony?
– Można tak powiedzieć.
Czerwony posłał mężczyźnie lekki uśmiech.
– I mogę już sobie iść?
– Tak.
–
Do zobaczenia.
Opuścił gabinet szefa personelu nawet nie czekając na
odpowiedź. Specjalnie zaakcentował ostatnie słowo, aby mężczyzna pomyślał
sobie, że chce mu zrobić na złość. Nie widział w nim nikogo odpowiedniego na to
stanowisko, wydawał się być zbyt miękki, nawet jeśli bardzo się starał.
Dziwił się samemu sobie, że nie do końca jest zadowolony z
tego, że nie otrzymał żadnej kary. Nocka w zamknięciu została zafundowana przez
strażników. Otrzymując jedynie upomnienie, czuł się zbyt niepewnie, jak gdyby
nie wszystko zostało wyjaśnione i personel przygotowywał coś za jego plecami.
Tego się najbardziej obawiał. Nawet jeśli zostałby zdegradowany na niższe
stanowisko i tak robiłby to, co dotychczas we własnym zakresie, albowiem sprzęt
do badań był jego własnością prywatną. Nie zamierzał się jednak martwić na
zapas.
Strażnik odprowadził go do samego parteru, Cosmo nie
zwracał na niego uwagi, albowiem doskonale znał trasę, którą go prowadził. Był
jedynie zły i zawiedziony kiedy odkrył, że jego komunikator odbył zaległe,
sezonowe czyszczenia i utracił wiele cennych danych, do których już niewiele
osób ma dostęp.
*
Będąc pracownikiem Fabryki Antariskiej podróże wydawały się
o wiele prostsze.
Astat stanął na płycie lotniska w Nowej Koloni i westchnął
ciężko. Załatwił wszystkie sprawy dotyczące Seregno i kiedy tylko zajmie się
swoim nowym mieszkaniem, stanie się pełnoprawnym Nadreńczykiem.
Postanowił prędko zebrać się z lotniska i złapać godziny
snu zanim jego rzeczy zostaną dostarczone do jego domu. Włoska firma
przeprowadzkowa miała dowieźć je pod samą granicę Okręgu Nadreńskiego, po czym
tam miała odebrać je wewnętrzna firma. Szedł na drugą zmianę, dlatego z rana
nie miał zbyt wiele czasu, aby się pourządzać.
Odbył obowiązkowe kontrole i jakiś czas później wspinał się
po schodach budynku. Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył swoje drzwi, wcisnął kod
i opadł na kanapę, zrzucając przy okazji buty, plecak i kurtkę. Na zewnątrz
nadal było ciemno, dlatego cieszył się, że zdąży na moment zamknąć oczy. Nie
miał ze sobą żadnej pościeli, dlatego ogromna koszula w kratę musiała na razie
wystarczyć mu jako przykrycie. Nienawidził spać bez niczego na sobie.
Firma oznajmiła przybycie informacją na komunikatorze,
który zadźwięczał zaraz obok jego ucha. Niechętnie wstał z kanapy, przeciągnął
się i przygładził włosy. Zganił się, że mógł się chociaż przebrać z
wczorajszych ciuchów, lecz teraz nie miał na to czasu. Poszedł otworzyć
pracownikom firmy i poprosił ich, aby jedynie zajęli się wniesieniem wszystkich
mebli. On sam zajął się drobiazgami i rzeczami typu torby i pościel.
Mieszkanie było niemalże w pełni umeblowane, lecz on wolał
wziąć niektóre z nich ze swojego starego pokoju oraz te, które kurzyły się
nieużywane na strychu. Dlatego też teraz posiadał dużą szafę, swoje proste,
aczkolwiek ogromne łóżko, własnego projektu półkę na wszystkie rupiecie, które
nie powinny być schowane i kilka innych elementów wystroju.
Odprawił pracowników firmy, albowiem postanowił sam się
wszystkim zająć i złożyć to, co niestety musiało zostać rozkręcone. Postanowił
zacząć bawić się od jutra, albowiem wciąż był zmęczony podróżą, a musiał
oszczędzić siły na kilka godzin pracy.
Jako że teraz był zdany na siebie, mieszkanie jeszcze nie
wyglądało jak dom, a lodówka świeciła pustkami i nawet nie była podłączona,
został zmuszony do wybrania się na obiad do pobliskiego baru, który zdawało mu
się mijać, gdy szedł tutaj po raz pierwszy. Aplikacja nadreńska okazała się
bardzo przydatna i od razu wskazała mu odpowiednią trasę do najbliższego
punktu, gdzie może sobie coś zjeść i będzie to dobrej jakości.
Westchnął lekko, patrząc zadowolony na burdel, jaki
rozgrywał się w salonie. Czuł się jak nigdy wcześniej. Może trochę przerażony
wizją mieszkania samemu, ale dumny ze swoich małych osiągnięć.
*
W poniedziałek Cosmo całą swoją zmianę poświęcił
analizowaniu wyników pobranych z akceleratora. Nie odzywał się ani nie
zaczepiał nikogo, zatopiony we własnym świecie. Pod koniec swoich godzin pracy
zamierzał zejść do szatni strażników, by pogadać z Jackiem i dowiedzieć się, co
w związku z nim zadecydował szef personelu. Był on bardzo miękki, dlatego też
czerwony nie obawiał się, że Jack został wydalony z Fabryki. Nie był to też
jakiś tragiczny występek – strażnik wiedział, kto bawi się w małego włamywacza
i nie był to prawdziwy złoczyńca.
Cosmo stchórzył jednak wiedząc, że Jack nie będzie
zadowolony ze spotkania z nim.
We wtorek postanowił zaczepić Astata i w końcu wyznać mu
swój sekret. Nie potrafił trzymać tego w sobie jeszcze dłużej. Kiedy
poprzedniego dnia zbierał się do domu, postał na chwilkę przy wyjściu na
parterze by upewnić się, że Włoch ma drugą zmianę. Jedynie przywitał się z nim
i odruchowo spojrzał na bramkę, czy ta przypadkiem nie zamierza go zatrzymać –
przyrządy dozymetryczne wbudowane w nią powinny coś zasygnalizować. Przyrządy
dozymetryczne ukryte na mieście, w całym Okręgu, powinny coś wyczuć!
Zignorował fakt, że zostaje wylogowany z systemu
kilkanaście minut po zakończeniu zmiany i mogą wyniknąć z tego przykre
konsekwencje. Zwłaszcza, że teraz zapewne był jednostką pod większym nadzorem.
Wiedział, że znacznie spadnie mu prestiż, który był czymś w rodzaju wskaźnika posłuszeństwa.
Kiedy opadł on do pewnego poziomu, można było zostać wydalonym z Fabryki.
Granica zależała od rangi i oczywiście od tego, czy pracownik był wcześniej
upominany – tak jak on sam.
Pieprzył to, ponieważ miał teraz więcej na głowie jak tylko
martwienie się głupim prestiżem.
– Astat! – dopadł go od razu, kiedy ten tylko przekroczył
bramkę.
Włoch spojrzał na niego sceptycznie i nim zdążył zapytać, o
co chodzi, Cosmo zaczął mówić:
– Mam dla ciebie wyniki badań krwi.
– Z tej twojej wróżby? – prychnął Nazorine. Wciąż nie
wierzył w takie głupoty. Spoglądał co chwilkę na komunikator upewniając się, że
zalogował się do systemu nim wybiła godzina jego pracy. Wyszedł dzisiaj z domu
nieco później i zdenerwował się, że nie zdąży.
– No… Można tak powiedzieć – odparł Cosmo. – Chodź do
mojego biura, pokażę ci je.
– Mam mnóstwo roboty, możemy się spotkać później?
– To będzie chwila moment.
– Czy to naprawdę takie ważne? – skrzywił się Włoch.
– Tak! – jęknął błagalnie. – Ja już jestem po swojej
zmianie i zaraz spadnie mi prestiż, bo dostałem karę i nie mogę przebywać na terenie Fabryki dłużej niż w godzinach
pracy…
– Co to jest prestiż?
– Kiedyś ci powiem! Teraz chodź – nic ci się nie stanie,
jak wbijesz do magazynu nieco później – Cosmo zachęcił go gestem do podążenia
za nim. Astat zdziwił się, że nie wchodzą wejściem głównym, a kierują się do
drzwi ukrytych po wschodniej stronie.
– Dlaczego idziemy tędy?
– Mówiłem ci, że mam karę
i nie bardzo chcę, żeby mnie zobaczyli.
– Naprawdę musi ci zależeć na tych wróżbach – zażartował
Włoch.
Cosmo skrzywił się lekko, bowiem tutaj już wcale nie
chodziło o głupoty. Astat w życiu by się nie domyślił, co mu przewidział.
– W takim razie czeka mnie przyszłość ciekawa w sensie
pozytywnym czy negatywnym? Zastanawiam się, czy opłaca mi się tam z tobą leźć.
– Powiedzmy że w bardziej... negatywnym – odparł niepewnie
Cosmo. Wciąż myślał nad różnymi scenariuszami, między innymi jak ma mu
powiedzieć o częściowym napromieniowaniu oraz jak Włoch zareaguje na taką
wiadomość.
Kiedy dostali się do biura Cosmo na trzecim wydziale, a ten
zignorował kilka wiadomości, sygnalizowanych dziwnym dźwiękiem komunikatora,
czerwony wcisnął Astata do środka i zamknął drzwi.
– Słuchaj, bo to z tymi wróżbami to tak nie do końca… –
zaczął, stając za biurkiem i patrząc na pudełeczko, w którym trzymał między
innymi próbkę krwi Astata. Miał jeszcze kilka innych, dlatego nikt by nie
pomyślał, żeby się nią zainteresować, znając jego „pasję”.
Nazorine uniósł brew do góry, nie bardzo wiedząc, do czego
zmierza naukowiec.
Cosmo spojrzał na niego, jak gdyby chciał się upewnić, że
nie zamierza stąd uciec, po czym odblokował komunikator i włączył plik, gdzie
białe litery i cyfry w niektórych miejscach świeciły się na blady odcień
czerwieni. Podszedł do Astata.
– Z tą krwią to jest tak, że ja się z nią bawię i badam,
dla rozwijania własnych umiejętności – planował nie owijać w bawełnę i od razu
wyjaśnić, o co chodzi, ale najwyraźniej wyjaśnienia postanowiły obrać nieco
inny tor. – I… włamałem się do skrzydła personelu, żeby coś sprawdzić, ponieważ
w twojej próbce coś mnie zaniepokoiło.
– Nie mów mi, że jestem na coś chory.
– Może nie do końca chory… – Cosmo zagryzł wargę, wciąż
wpatrując się w plik, z którego Włoch i tak nie wszystko rozumiał. – Nie wiem,
dlaczego nasze przyrządy dozymetryczne niczego nie wykryły, być może są za
słabe…
– Może zwyczajnie powiesz, co jest ze mną nie tak? –
zaproponował Włoch. Będzie musiał odrabiać godzinę, jeśli spóźni się
dwadzieścia minut.
– Jesteś… częściowo napromieniowany, Astat. Przynajmniej
według moich badań… Robiłem je kilka razy, myślałem, że się gdzieś pomyliłem,
ale akcelerator nie powinien kłamać.
Nazorine przez pewien czas nie miał pojęcia, co ma mu
odpowiedzieć. Podejrzenia Cosmo nie mogły okazać się prawdziwe, było to
niemalże niemożliwe.
– W takim razie jak się tutaj dostałem? – spytał niepewnie.
Teraz zauważył, że czerwonawe napisy wykazują śladowe nieprawidłowości w
pozytywnym odczycie. – To niemożliwe bym napromieniował się w Okręgu
Nadreńskim.
– Sam nie mam pojęcia co o tym sądzić – naukowiec wzruszył
ramionami z bezsilności. W takim stanie wyglądał zupełnie inaczej niż na co
dzień, jego twarz stała się poważniejsza i doroślejsza. – W każdym razie tego
jest tak mało, że nie wiem, co z tym robić – nawet żadne maszyny do wykrywania
promieniowania nie reagowały.
– Mało, ale jest – dodał Astat.
Cosmo kiwnął głową i usiadł na krześle za biurkiem. Zaczął
się huśtać, jak to miał w zwyczaju.
– Naprawdę przepraszam, że ci to mówię – westchnął
czerwony.
– Bardziej miałbym ci za złe, gdybyś mi nie powiedział. Czy
zostanę wywalony z Fabryki?
– Masz nikomu o tym nie wspominać – nakazał Cosmo, patrząc
na niego surowym wzrokiem. – To moje odkrycie i nie chcę, aby wydostało się
poza ten gabinet. Nikt tym nie może się
zainteresować, zabiją cię szybciej, nim to zdąży się jakkolwiek rozwinąć. O ile
ma taki zamiar… Przelecę się z licznikiem po magazynach, ludzie z czwartego
wydziału pomogą mi przeprogramować go by spróbował wykryć coś podobnego do
wyników z akceleratora. Jutro spotkamy się na chwilkę, tak jak dzisiaj… Nie
chcę cię obarczać tyloma informacjami na raz…
Astat kiwnął jedynie głową, wymuszając lekki uśmiech.
– Stary, wiem, że to trochę przerażające… – Cosmo
uśmiechnął się krzywo. – Ale może to wcale nie jest groźne, w końcu nic nie
potrafi tego wykryć…
– Skąd wiesz, czy izotopy nie rozniosą się dalej? – spytał
kwaśno Astat. – Może powinienem stąd wyjechać? Nie zamierzam dopuścić do tego,
aby Fabrykę zamknięto.
– Nawet o tym nie myśl! Jesteś mi teraz potrzebny do badań.
– Co jeśli personel się dowie?
– Robiłem tutaj już wiele dziwnych rzeczy. Nawet się mną
nie zainteresują.
– A czy przypadkiem nie otrzymałeś zakazu na przebywanie w
Fabryce po godzinach? Nasze zmiany się mijają.
– Pierdolę to. Mam teraz ważniejsze sprawy, które mogą
wnieść coś do naszych badań nad Werniksem, aniżeli jakieś pieprzone zakazy.
Na moment zapanowała cisza. W końcu Cosmo pozwolił Astatowi
zejść do magazynów i odbyć rutynowe pięćdziesiąt pudeł.
– Prześpij się z tym. Wiem, że to szokująca wiadomość, ale
może nie musimy się tego obawiać i uda mi się odkryć czynnik, dzięki któremu
stworzymy czwartą generację Werniksu. Jeszcze nie miałem okazji pracy na żywych
obiektach badawczych…
*
Astat nie potrafił skupić się na symbolach i oznaczeniach
pudełek z substancjami, z których tworzy się Werniks. Dosyć długo siedział nad
jedną paczką – zdążył odczytać ten sam wzorek kilkanaście razy i w międzyczasie
myśleć o tym, co właśnie powiedział mu Cosmo.
Starał się nie wpaść na Fransa bądź Hellium, gdyż ta dwójka
od razu wyczułaby, że coś jest nie tak. Nie uwierzyłaby w bajeczkę o późnym
pójściu spać, po zabawie w skręcanie mebli w nowym mieszkaniu. Tak naprawdę
uporał się z tym naprawdę szybko – pozostało mu jedynie doszczętne rozpakowanie
rzeczy, których jeszcze nie zdążył użyć i wiedział, że będzie używał dość
rzadko.
Po zakończonej zmianie pożegnał się szybciutko i czmychnął
do domu. Udało mu się nie odpracowywać spóźnienia – pod koniec musiał nieźle
podkręcić tempo, by zdążyć rozpakować dzienną porcję pudeł. Zdziwił się, że mu
się udało.
Kiedy dotarł do domu, nie bawił się w oświecanie świateł,
jedynie rzucił się na łóżko. Przez okno wpadało nikłe światło latarni i
pojedynczego, kolorowego neonu.
Zapalił małą lampkę postawioną przy łóżku, która posyłała
ciepłe światło. Uwielbiał tak leżeć, bardzo go to odprężało, a teraz
potrzebował jedynie wyciszenia. Chciał zasnąć, by nie myśleć o szokującej
wiadomości od Cosmo. Nie potrafił w to uwierzyć, mimo wszystko nagle poczuł się
chory, kiedy o tym usłyszał. Obserwował swoje dłonie, jak gdyby zaraz miały
zacząć się trząść pod wpływem jego wzroku czy negatywnych myśli.
Pragnął zadzwonić i wyżalić się Oxy, lecz doskonale zdawał
sobie sprawę, że póki co o sprawie mogą wiedzieć tylko on sam i Cosmo. Co by
jej zresztą powiedział? „Hej Oxy, jestem
napromieniowany, w najbliższym czasie zostanę wydalony z Fabryki i niestety
umrę szybciej”.
Bał się zasnąć. Nie
chciał tego tak mocno przeżywać, dlatego też próbował wmawiać sobie
pozytywniejsze przypuszczenia. Cosmo powiedział mu, że jego ciało zawiera tak
małą ilość izotopów promieniotwórczych, że nawet urządzeniom dozymetrycznym nie
daje się ich wykryć. Możliwe też, że naukowiec wykonał drobny błąd w
obliczeniach. Albo zwyczajnie go wkręca. Astat nie miał pojęcia, w czym mógłby
mu podpaść, żeby ten zechciał się odegrać jednym z najgorszych sposobów. Poza
tym Cosmo był nieobliczalny. Mógł wmówić mu takie głupoty, aby ten naprawdę
rozchorował się ze stresu.
Nazorine szybko wyrzucił tę opcję z głowy. To było zbyt
niedorzeczne. Nie zamierzał też dołować się gorszymi myślami. Teraz chciał
spać.
Polazł się szybko opłukać i w ekspresowym tempie umył
głowę. Lekko trzęsąc się z zimna wcisnął się pod kołdrę, nastawił budzik i
obserwował mlecznożółte światła za oknem, malujące cienie jego cieniutkich
firanek.
Kolejnego dnia zaraz przy bramie ponownie został złapany
przez Czerwonego.
– Cosmo, błagam cię, powiedz, że sobie jaja ze mnie robisz
– odezwał się jako pierwszy, gdy w ciszy szli tą samą trasą co zeszłego dnia.
Naukowiec spojrzał tylko na niego przelotnie przez ramię. Astat
nie miał pojęcia, jak ma odebrać ten gest – czy Czerwony postanowił poznęcać
się nad nim jeszcze trochę czy też nie zamierzał mówić mu niczego podobnego?
Cosmo odezwał się dopiero kiedy zamknęli drzwi do jego
gabinetu. Nazorine przez pewien czas martwił się, że jest z nim coś nie tak,
lub po prostu podstawili pod właściwego Cosma jego brata bliźniaka.
– Myślałem nad tym, żeby ponownie włamać się do skrzydła
personelu i ogarnąć wszystkie ukryte tam sprzęty. Możliwe iż znajdę coś, co da
mi o wiele lepsze wyniki do analizy niż sam akcelerator.
– Włamałeś się do skrzydła personelu? – Astat doskonale
wiedział, że podrzędni pracownicy nie mają tam prawa wstępu.
– Wspominałem już o tym wczoraj i wtedy tak nie zareagowałeś…
– uniósł brew do góry.
– Chyba nie dosłyszałem.
–Skądś muszę mieć wyniki badań z akceleratora – mówił dalej.
– Mógłbym też poprosić o to, by mnie tam wpuścili, ale chyba nie za bardzo mnie
tam lubią.
– Nie dziwię się.
– Pracowałem już wcześniej z tym sprzętem, więc nie muszą
się martwić – wyjaśnił. – Ale to teraz najmniej istotne. Jakimś sposobem muszę
sprawdzić, gdzie w twoim ciele nagromadził się izotop promieniotwórczy.
– Znowu chcesz krwi?
– Tym razem nie. Albo trochę później… – zastanowił się.
Astat poczuł mentalne ukłucie na palcu i żyle w zgięciu
łokcia, gdzie zwykle pobiera się krew.
– I co takiego dadzą te badania?
– Najpierw muszę być stuprocentowo pewien, że coś w sobie
masz.
– Tamte wyniki ci nie wystarczą?
– Zadajesz takie pytania, że momentami wydaje mi się, iż
wcale się swoim stanem nie przejmujesz – Cosmo spojrzał na niego sceptycznie,
unosząc jedną brew do góry.
Nazorine zmieszał się trochę, gapiąc się to na swoje dłonie
to na buty. Był niedawno na zakupach, podobało mu się, bo znalazł niezłe i
niedrogie rzeczy, dlatego też starał się faszerować pozornym szczęściem.
Nie zamierzał się też teraz tłumaczyć – Cosmo nie był głupi
i oczywistością było dla niego, że Astat cholernie się martwi.
– Chodź za mną. Zaryzykujemy.
– Idziemy na wydział personelu? – spytał ze zdziwieniem.
Czerwony był zdolny do wszystkiego.
– Kto włamuje się gdzieś w biały dzień, zwłaszcza gdy wokół
roją się chmary ludzi?
Włoch nie pytał już o nic więcej. Cosmo zaprowadził go
nieużywanym szybem na wydział, gdzie trzymali rzadko używane ulepszone
Rentgenoradiometry.
– Właź i ściągaj gacie i kurtkę – pokazał mu przestrzeń
pomiędzy dwoma wysokimi płytami. Sam zasiadł przy komputerze, uruchomionym jego
plakietką i kodem Fabryki.
– To mnie nie uszkodzi, prawda? – spytał Astat, próbując
wnieść w ciężką atmosferę trochę humoru, rozpinając pasek.
– Codziennie przechodzisz przez coś podobnego przy bramie
do Fabryki. Obawiam się, że kiedy podniosę stopień wykrywalności, to niewiadome coś ukryte w tobie może
zacząć się roznosić – Cosmo uśmiechnął się kwaśno.
– Och, to świetnie – parsknął, nie ukrywając sarkazmu i
strachu w głosie.
– Ale to prawie niemożliwe – pocieszył go Cosmo.
– Prawie robi
wielką różnicę.
– Teraz staraj się nie ruszać i nie gadać – poprosił go
naukowiec.
Astat poczuł, jak robi mu się niedobrze i nieznacznie drżą
mu nogi. Chciał poprosić Czerwonego, aby już przestał, bo uczucie nie było
przyjemne i zdawało się wzrastać z każdą minutą. Zamknął oczy, a kiedy je
otworzył po usłyszeniu głosu Cosma, przed oczami stanęły mu białe plamy.
– Wszystko okay? – powtórzył naukowiec.
Pokręcił przecząco głową, chcąc go trochę wystraszyć, ale
dziwne uczucie uciekało tak prędko, jak się pojawiło.
– Już po wszystkim – uspokoił go naukowiec.
Nazorine wyszedł z maszyny i zaczął się z powrotem ubierać.
Nie było tak strasznie – przypuszczał, że będzie czuł się tak, jakby rozrywano
go od środka, chcąc przetrzepać każde możliwe miejsce jego ciała w poszukiwaniu
promieniotwórczego izotopu.
– Na dzisiaj koniec – oznajmił po chwili namysłu. – Nie
chcę cię więcej dręczyć.
– I co, teraz będę codziennie przychodził na podobne sesje?
Doskonale zdajesz sobie sprawę, że tutaj trzeba odrabiać każdą minutę.
– Połasisz się troszkę do Lorensa i w mig ci odpuści.
Astat przewrócił oczami, zarzucając kurtkę na ramiona, a
Cosmo zaczął się z niego śmiać.
– Jeszcze tylko ukradnę ci trochę czystej krwi dla
porównania, pobawię się z wszystkimi pomiarami i dam ci mieszankę Werniksu
stworzoną specjalnie dla takich jak ty. Nie wiem, czy ona coś da, ale w końcu
chcę ją wykorzystać – uśmiechnął się tak dziwnie, że Astat lekko się krzywił. Wyglądał
jakby chciał wcisnąć mu specyfik, który sprawi, ze nawet nie zorientuje się,
kiedy umrze. Miał nadzieję, że odkąd zacznie spędzać z naukowcem więcej czasu,
nauczy się odczytywać jego dziwną mimikę.
Wrócili się do gabinetu Czerwonego. Ten po drodze zdążył
przeżyć wszelkie możliwe humory, od zdenerwowania spowodowanego informacjami
przychodzącymi na jego komunikator z irytującym dźwiękiem, po chwilowy strach i
dobry humor z postanowieniem olewania ostrzeżeń. Ponownie spadł mu prestiż,
lecz naukowiec był zbyt pewny siebie bądź doskonale wiedział, że jest tutaj
ważny i nie ma mowy o wyrzuceniu go.
Cosmo szybciutko pobrał mu krew, miał w tym wprawę i od
razu wkłuł się w żyłę. Astat nie dziwił się, że ma obsesję na punkcie koloru
czerwonego, cieszył się jedynie, że nie trzyma na widoku żadnych chorych
przedmiotów ani nie rozwiesza w swoim biurze planszy z budową żył i tętnic.
Naukowiec podarował mu niewielką buteleczkę oznakowaną
znaczkami, z którymi Nazorine spotykał się na co dzień. Odczytywał je już dosyć
szybko, przez co prędko odkrył, że jeszcze nie spotkał się z podobną
kombinacją.
– Sam to zrobiłeś? – spytał, wskazując głową na specyfik.
– Tak. Będziesz moim króliczkiem doświadczalnym – oznajmił
z dumą.
Astat nie był do końca pewien, czy powinien czuć się
zaszczycony.
– Jeśli to mnie zabije… – zaczął, lecz nie zamierzał
dokańczać. Był napromieniowany. Prędzej czy później umrze na chorobę
popromienną, dlatego nie ma to znaczenia. Poświęci się dla dobra badań kolegi z
wyższego wydziału. Cosmo zdawał się mieć doświadczenie i w pełni poświęcał się
pracy w Fabryce Antariskiej.
– Dlatego też dałem ci taką małą próbkę – z początku
będziesz brał to bardzo rzadko, a kiedy ci powiem, zaczniesz brać tak samo jak
normalny Werniks.
Włoch kiwnął głową, odbierając od niego buteleczkę. Cosmo
zasiadł za biurkiem, otworzył na holograficznym ekranie komunikatora wyniki
wszystkich dokonanych badań i zaczął je ze sobą zestawiać, huśtając się na
swoim krześle.
– To wszystko? – spytał Nazorine. Od dawna miał być na
magazynach i rozpakowywać kolejną paczkę.
– Zaczekaj na moment! – naukowiec poderwał się z krzesła,
uprzednio wyłączając holograficzny ekran i pognał do pomieszczenia
sąsiadującego z jego gabinetem. – Zapomniałem zanieść tego rano na czwarty
wydział. Mógłbyś to tam dostarczyć, proszę?
– Nie mogę włóczyć się po wyższych wydziałach.
– Po prostu wjedziesz tam windą i oddasz to pierwszej
lepszej napotkanej osobie z czterema gwiazdkami na ramieniu.
– Przyłapią mnie i dostanę karę, tak jak ty.
Cosmo przypomniał sobie piątkową noc, kiedy został złapany
przez strażników. Czuł wtedy satysfakcję, ponieważ zdążył sprawdzić to, po co
tam w ogóle przyszedł i pozwolono mu na zatrzymanie wyników.
– Boisz się kary? – spytał z przekąsem. – Widzisz, żebym ja
ją jakkolwiek przestrzegał? Tutaj robisz co chcesz.
– Jesteś z trzeciego wydziału.
– No i co z tego? – Cosmo wzruszył bezsilnie ramionami. –
Bierz to, zanieś migusiem i jesteś wolny.
Czerwony wcisnął mu w ręce zimną kopułę, która wyglądała
zupełnie jak kapsuła z czystym Werniksem, który Frans pokazał mu w pierwszy
dzień jego pobytu w Fabryce. Ta jednak wykonana była z zadymionego szkła.
Naukowiec trzymał ją w lodówce, dlatego też była przyjemnie chłodna, lecz
śliska.
Naukowiec zasiadł przy biurku, uprzednio instruując go,
gdzie znajdzie windę. O dziwo Astat znalazł ją bezproblemowo i drżącą ręką
nacisnął guzik.
– Czy tutaj jest czwarty wydział? – spytał, kiedy tylko
drzwi otworzyły się i ujrzał przed sobą postać w białym fartuchu.
Osoba okazała się być wysokim brunetem z zaskoczonym
wyrazem twarzy. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego ataku po wkroczeniu do
windy. Pociągnął Astata za rękaw, a kiedy ten ledwo stanął na podłodze
korytarza, drzwi zamknęły się i winda pomknęła dalej. O mało co nie upuścił kapsuły
z zadymionego szkła.
– Czy Cosmo wynajął sobie jakiegoś służącego? – spytał
naukowiec, patrząc na przedmiot w rękach Włocha.
– Nie! – zaprzeczył prędko Astat. – Jest teraz nieco…
zajęty i poprosił mnie, żebym to tutaj zaniósł. Przyjaźnimy się.
– Wydawało mi się, że ma poranną zmianę… – brunet na moment
się zawiesił. – Nie ważne. Właśnie miałem zamiar zjawić się na trzecim
wydziale, dziękuję za fatygę – uśmiechnął się, odbierając kapsułę z rąk Włocha.
Miał czarujący uśmiech. – Tak poza tym – nazywam się Lantan Lübow - wystawił ku
niemu prawą dłoń.
– Astat Nazorine. Pochodzisz stąd? – spytał zaciekawiony,
słysząc charakterystyczną niemiecką głoskę i idealny akcent. Odważył się od
razu i bez uprzedzenia przejść na ty.
– Tak, urodziłem się na granicy Okręgu Nadreńskiego. Widywałem
cię kilkukrotnie przy bramie, zazwyczaj mamy podobne godziny pracy.
Włoch był zadziwiony jego spostrzegawczością. On sam raczej
nie rozglądał się po bokach bądź nie miał pamięci do twarzy, gdyż nie pamiętał,
aby się z nim wcześniej mijał.
– Ty nie jesteś stąd, prawda?
– Nie, przyjechałem z Seregno – oprzytomniał po kilkunastu
sekundach rozmyślań nad spotkaniami przy bramie. – Północna część Włoch,
okolice Mediolanu.
– Włochy – rozmarzył się Lantan. – Dużo podróżowaliśmy
kiedy byłem na studiach, jeszcze przed Wielkim Wybuchem. Byliśmy w Wenecji i
Padwie, to niedaleko, prawda?
– Wybrzeże. Mediolan leży bliżej granicy z Państwami
Niemieckimi i Związkiem Wiedeńskim.
– Ale wystarczająco daleko, aby uchronić się przed
promieniowaniem i wojną – zaznaczył Lantan.
Tego już Astat nie był do końca pewien. Na moment zapomniał
o swojej przypadłości. Postanowił już
wracać, albowiem Frans w życiu nie odpuści mu
takiego spóźnienia. Zapotrzebowanie na odpowiednie kombinacje jest
ogromne, a Lorens nie jest aż tak chętny do pracy, by rozładowywać dodatkowo
jego partię.
Uśmiechnął się grzecznie i oznajmił, że musi się zbierać.
Podali sobie ręce na pożegnanie, a Astat niezauważony popędził do podziemnych
magazynów.
~*~*~*~
Bardzo spadło mi tempo pisania i aż mi wstyd, chciałam mieścić się w miesiącu. Mam nadzieję, że dalej pójdzie mi lepiej, ponieważ rozdział 13 został ukończony, a to on przysporzył mi tyle problemu. Przede mną numerek parzysty i ukochany Graz, liczę na to, że wydarzenia w tamtym mieście dodadzą mi chęci. Prócz tego zaczęłam pisać i jednocześnie publikować fanfic. Jeszcze nie wiem, jak sobie poradzę, ponieważ zazwyczaj nie zajmuję się kilkoma rzeczami na raz.
Prócz tego dziękuję za wyczerpujące komentarze pod poprzednimi rozdziałami. ♥
Utrzymuję to, co pisałam pod poprzednim rozdziałem - zdecydowanie wolę parzyste numerki i na kolejny już się nie mogę doczekać, szczególnie że wspominałaś, że coś ma się wydarzyć. Ale o tym będzie jak już zostanie opublikowany, a tymczasem: jestem ciekawa jak się rozwinie sytuacja z napromieniowaniem Astata i mam małą, ukrytą nadzieję, że nieźle namiesza. Poza tym chyba nie mam nic więcej do powiedzenia. Dobra robota, oby tak dalej, szczególnie że według mnie blogsfera potrzebuje więcej dystopii/apokalipsy (a skoro już przy tym jestem, znasz może inne opowiadania o tej tematyce?) i w ogóle. ♥
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam innych, jakimś trafem nie czytuję takich :')
Usuń