piątek, 20 listopada 2015

To powoli nas zabija: ROZDZIAŁ 11



– Spokojnie panowie, ależ ja jestem stąd… – Cosmo posłał strażnikom wymuszony uśmiech, lekko podnosząc ręce do góry, kiedy ci nakierowali na niego broń.
Kilku z nich podbiegło zająć się delikwentem, zaś reszta zabarykadowała drzwi uniemożliwiając mu ucieczkę. Naukowiec i tak nie miał niczego takiego w planach. Obserwując poważne twarze strażników, rozpoznał jednego z nich – Warento. A skoro on tutaj był, Jack zapewne też miał teraz służbę.
– Cosmo, ty idioto – Warento najwyraźniej rozpoznał go równie szybko. Czerwony uśmiechnął się kwaśno do niego.
– Dlaczego się tutaj włamałeś? – spytał nieznany mu strażnik, wciąż nie spuszczając karabinu. Pytanie zabrzmiało trochę tak, jak gdyby to matka zadała je nieposłusznemu dziecku, lecz ochroniarz starał się nadać mu nieco poważniejszy wyraz.
– Potrzebowałem małej… pomocy do badań – wyjaśnił pokrótce.
– Doskonale wiesz, że nikt spoza personelu nie ma prawa się tutaj zjawiać.
– Pewnie.
Nie miał zamiaru się tłumaczyć, ponieważ zrobił to z premedytacją. Nie przygotował się jednak mentalnie na spotkanie ze strażnikami. Przy wyjściu zdołał dostrzec Jacka, który mimowolnie starał się go ignorować. Cosmo mógł nadnaturalnie wyciągać szyję, ale i tak nie dostrzegłby jego twarzy, która zapewne wyrażała ukrywane zakłopotanie. W końcu Jack wiedział, że on snuje się po Fabryce poza godzinami pracy.
– Na kogo tak zerkasz? – spytał jeden z nieznajomych strażników i również spojrzał w tamtą stronę, popychając Czerwonego lufą karabinu.
 – Właśnie, Jack! Ty masz dostęp do systemu. Nie zauważyłeś, jak ktoś tutaj się włóczył? – spytał drugi.
– Razem pogadacie sobie z szefem – postanowił strażnik, pchający do przodu Cosmo.
Czerwony posłał Jackowi niepewny uśmiech, lecz zdusił go od razu widząc minę kolegi. Uzmysłowił sobie, że nieświadomie go wkopał. Prędzej czy później by to wyszło, bo Jack jako zastępca dowódcy był jednym z nielicznych z dostępem do systemu. Może gdyby sprawa się przeciągnęła, zdołałby coś wymyślić, by uciec od konsekwencji, lecz teraz nie miał wyjścia i musiał pójść razem z Cosmo.

Naukowiec, idąc z obstawą strażników, obserwował korytarze na piętrze personelu. Nie dojrzał tutaj niczego szczególnego i nie różniło się ono zbytnio od jego wydziału trzeciego. Sądził, że natknie się tutaj na jakieś sale wyglądające niczym kraj miodem płynący czy tajemniczo wyglądające maszyny – może mógł się na coś podobnego natknąć w innej części? W końcu klatki schodowe czy windy nie były najlepszym miejscem na ukrycie czegoś podobnego.
– Gdzie idziemy? – spytał Cosmo z czystej ciekawości. Pomimo tego, że serce biło mu jak oszalałe ze względu na to, że został przyłapany, nie martwił się zbytnio. Nie wiedział nawet, czy czekają go jakieś konsekwencje, choć uruchomił maszyny pozornie niezdatne do użytku.
– W miejsce, gdzie przetrzymujemy takich nieudaczników jak ty – burknął Warento.
– Nieudaczników? W końcu przecież udało mi się tutaj wleźć i zrobić to, po co się tutaj znalazłem – powiedział Czerwony z pewną satysfakcją.
 – Lecz przypadkowo zostałeś złapany.
Cosmo wywrócił oczami, lecz zrobił to tak, żeby czuł ii widział to jedynie on sam.
Strażnicy nie wchodzili  z nim na wyższe piętra, lecz zabrali do pokoju, który wyglądał jak pusta klitka więzienna.
– Pomęczysz się tutaj do rana, póki personel się nie zjawi – powiedział jeden ze strażników, wpychając go do środka. 
– Zabierzecie mnie do Zarządcy Snu?
– Obecnie nie ma go na terenie Fabryki ani Nowej Kolonii.
– A kiedykolwiek jest?
– Zamknij ryj.
Strażnik zatrzasnął drzwi, a Cosmo dojrzał jedynie twarz Jacka, niby wyrażającą przeprosiny, lecz jednak z kapką żalu i złości.
Nie było możliwości ucieczki z tego pomieszczenia, albowiem drzwi były solidne i zamykane kodem. Z obu stron nie było żadnej klamki ani niczego, czym można by je chwycić.
Cosmo oparł się o nie bokiem i sprawdził godzinę na komunikatorze – dochodziła trzecia. Zauważył również, że mimo iż nadal był połączony z antariską aplikacją, nie działa tutaj żadna sieć. Znalazł się w miejscu, gdzie zlikwidowano wszelkie łącza, najwyraźniej w razie gdyby ktoś chciał zaplanować ucieczkę czy wezwać pomoc. System Fabryki był irytujący – jak nie znalazłeś się w miejscu, gdzie przecinają się wszystkie łącza, tak wpakują cię tam, gdzie nie ma ani jednego.

Zbudziły go odgłosy otwieranych drzwi. Spanie na podłodze nigdy nie należało do najprzyjemniejszych, zwłaszcza, że odczuwał okropny ból pleców. Podniósł się prędko, krzywiąc się i rozmasowując kręgosłup.
– Miło się spało? – spytał strażnik, niezbyt przyjaznym głosem.
Cosmo nie znał go, jedynie z widzenia, albowiem ten kręcił się po tej części Fabryki, w której naukowiec zazwyczaj nie przebywał.
– Bardzo – odparł kwaśno, podchodząc do drzwi.
Przelotem spojrzał jeszcze na swój komunikator, który wskazywał godzinę ósmą. Musiał być nieźle zmęczony wczorajszą wspinaczką i ekscytacją z użycia zakazanego akceleratora, skoro udało mu się tak długo pospać na tak niewygodnym podłożu.
– Szef personelu już na ciebie czeka – oznajmił.
Czerwony zdziwił się, że strażnik nie interesował się powodem wezwania go do gabinetu ani zamknięcia w tymczasowej celi. Najprawdopodobniej wszystko już wiedział, albo zwyczajnie się interesował – co było mniej możliwe.
– Mogę najpierw odwiedzić łazienkę? – spytał naukowiec.
– Słucham?
– Kibel – powtórzył nieco mocniej. – Muszę do kibla.
– Tam nie miałeś łazienki? – spytał strażnik, wciąż pchając go do przodu.
– Była zamknięta – odparł, niezbyt zadowolony. Dosyć długo wisiał na drugich drzwiach w prowizorycznej celi i rzeczywiście dobrze myślał, że tam może znajdować się łazienka.
Strażnik zawahał się, lecz ostatecznie odbił w korytarzyk, w którym znajdowały się łazienki.
– Niech ci będzie. Tylko szybko. I nie próbuj przeteleportować się gdzieś przez kibel.
Cosmo wiedział, że ten próbował zażartować, lecz zwyczajnie mu to nie wyszło i zabrzmiało dosyć żałośnie.
Naukowiec źle się czuł wiedząc, że ten stoi zaraz pod drzwiami. Szybko się załatwił, nie czując jednak żadnej większej ulgi. Lekki ucisk w podbrzuszu miał najwyraźniej inne podłoże. Przez noc rozważał różne opcje i wymyślał scenariusze rozmów z szefem personelu. Gdyby miał spotkać się z Zarządcą Snu, byłby co najmniej podekscytowany, tymczasem niegdyś słyszał, że tutejsi ludzie potrafią być wredni.

Centrum skrzydła personelu było okrągłe i wyglądało nieco jak poczekalnia z bardzo wygodnymi kanapami i pojedynczymi fotelami. Jako że wydział został stworzony w wieży, salka prezentowała się bardzo ładnie i można powiedzieć, że przytulnie – zupełnie inaczej niż reszta budynku.
Jako że personel zajmował się w głównej mierze organizacją pracy w Fabryce, Cosmo nie spodziewał się zobaczyć tutaj niczego szałowego. Znalazłszy się pod drzwiami gabinetu szefa personelu rozejrzał się jeszcze, czy nie znajdzie tutaj nic, co potencjalnie mogłoby naprowadzić go na miejsce, w którym rezyduje Zarządca Snu, po czym zadzwonił do drzwi. Przy klamce znajdowało się urządzenie, którego należało użyć, kiedy chciało się spotkać  z szefem personelu. Cosmo widział podobne na dole, na parterze przy recepcji.
Mógł wejść, dlatego lekko przycisnął klamkę, która była tak śliska, że o mało co nie wyleciała mu głośno z dłoni. Dziwił się, czy to on się tak poci, czy po prostu ona była zrobiona z dziwnego materiału.
– Dzień dobry – przywitał się na tyle niewyraźnie, że mężczyzna siedzący za biurkiem dosłyszał jedynie końcówkę.
– Cosmo L’Hôte? – spytał.
Czerwony kiwnął głową i stanął przy biurku, bezwładnie spuszczając ręce po bokach. Dziwił się, że szef personelu jeszcze upewniał się co do jego nazwiska – w końcu on także siedział w Fabryce od samego początku  i obsługiwał Cosmo w biurze na parterze, kiedy ten składał tutaj podanie o pracę.
– Chciałbym zobaczyć twój komunikator – oznajmił.
Cosmo nie przejął się tym, że szef zwraca się do niego przez ty. Nawet się ucieszył, że nie słyszy żadnego pana.
– Potrzebowałem akceleratora do bardziej dogłębnych badań. Wcześniej z nim pracowałem – skrzywił się lekko, albowiem zabrzmiało to tak, jak gdyby się tłumaczył.
– Wiem, że wcześniej z nim pracowałeś – odparł mężczyzna, wciąż wyczekując, aż czerwony odepnie urządzenie ze swojego nadgarstka i mu je poda.
Cosmo nie miał zielonego pojęcia, do czego zmierza ta rozmowa. Miał jednak ogromne nadzieje, że szef nie wpadnie na pomysł, by doszczętnie wyczyścić mu komunikator. Trząsł się, ponieważ facet na pewno zauważy, że nie dokonywał sezonowego czyszczenia.
Szef personelu podpiął urządzenie do swojego komputera i wyświetlił ostatnie pobrane pliki. Na cieniutkim, holograficznym ekranie pojawiły się wyniki badań z akceleratora. Cosmo był bardzo zły, albowiem nie zdążył ich jeszcze dokładnie przeanalizować, mając potrzebny sprzęt w swoim biurze. Przeklinał strażników, którzy zamknęli go na noc.
– Dlaczego włamałeś się do pracowni? – spytał szef personelu. Jego głos był beznamiętny, a Cosmo niemalże stuprocentowo pewien, że facet ani trochę nie rozumie żadnej linijki w oglądanym pliku.
– Mówiłem, ze potrzebowałem akceleratora do dogłębniejszych badań – powtórzył. – Dostałem z czwartego wydziału próbkę krwi, ponieważ ja zajmuję się takimi sprawami, a mój sprzęt nie do końca potrafił poradzić sobie z tym, co od niego wymagałem – wiedział, że kłamstwo ma krótkie nogi, ale robił to dla dobra Astata. Zapewne personel pójdzie skontrolować piętro czwarte i wypytać, kto daje mu próbki krwi, ale Cosmo wcześniej uda się kogoś ubłagać aby go krył. Już wcześniej dostał stamtąd kilka próbek, dla zwykłych ćwiczeń, dlatego nie będzie to trudne.
Prócz tego musiał po kryjomu skontrolować magazyny oraz parter, dla dobra Fabryki. Jeśli chociaż najmniejsza część ciała Astata okaże się napromieniowana musi czym prędzej sprawdzić, czy nie roznosi się to dalej. Skoro przyrządy dozymetryczne niczego jeszcze nie wykryły, on zajmie się sprawą prywatnie.
– Za taki występek z chęcią wywaliłbym cię z Fabryki – jest dużo chętnych na twoje miejsce – lub co najmniej deportował na niższy wydział – powiedział mężczyzna. – Tym razem jednak ci daruję ze względu na to, że znam cię od początku i wiem, że wcześniej pracowałeś z zakazanymi maszynami.
Cosmo jak zwykle po kryjomu przewrócił oczami, słysząc słowo „zakazane”.
– Nie myśl sobie jednak, iż skoro ci odpuściłem, możesz bezkarnie łazić sobie po skrzydle personelu. Nawet nie wnikam, jak się tam dostałeś.
Czerwony uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie wspinaczki po wieży. Facet odpiął komunikator i oddał mu go.
– Mimo wszystko nie obejdzie się bez większej kontroli twojego konta w aplikacji antariskiej. Niestety pan Jack Nitsche nie będzie już umożliwiał ci nocnych posiadówek w Fabryce.
Cosmo ruszyło coś, kiedy usłyszał nazwisko strażnika. Miał nadzieję, że go nie zwolnili, lecz jednocześnie zdenerwowała go niemożność dodatkowych godzin pracy.
– Nawet nie będę mógł prosić o nadgodziny? – spytał nieśmiało, jednak w jego głosie dało się wyczuć odrobinę żartu.
– Jeśli te nadgodziny mają wyglądać właśnie tak, to nawet nie masz po co o nich myśleć – szef personelu zajmował się swoim komunikatorem, co Cosmo wydało się z lekka niegrzeczne.
– Jestem uniewinniony?
– Można tak powiedzieć.
Czerwony posłał mężczyźnie lekki uśmiech.
– I mogę już sobie iść?
– Tak.
Do zobaczenia.
Opuścił gabinet szefa personelu nawet nie czekając na odpowiedź. Specjalnie zaakcentował ostatnie słowo, aby mężczyzna pomyślał sobie, że chce mu zrobić na złość. Nie widział w nim nikogo odpowiedniego na to stanowisko, wydawał się być zbyt miękki, nawet jeśli bardzo się starał.
Dziwił się samemu sobie, że nie do końca jest zadowolony z tego, że nie otrzymał żadnej kary. Nocka w zamknięciu została zafundowana przez strażników. Otrzymując jedynie upomnienie, czuł się zbyt niepewnie, jak gdyby nie wszystko zostało wyjaśnione i personel przygotowywał coś za jego plecami. Tego się najbardziej obawiał. Nawet jeśli zostałby zdegradowany na niższe stanowisko i tak robiłby to, co dotychczas we własnym zakresie, albowiem sprzęt do badań był jego własnością prywatną. Nie zamierzał się jednak martwić na zapas.
Strażnik odprowadził go do samego parteru, Cosmo nie zwracał na niego uwagi, albowiem doskonale znał trasę, którą go prowadził. Był jedynie zły i zawiedziony kiedy odkrył, że jego komunikator odbył zaległe, sezonowe czyszczenia i utracił wiele cennych danych, do których już niewiele osób ma dostęp.

*

Będąc pracownikiem Fabryki Antariskiej podróże wydawały się o wiele prostsze.
Astat stanął na płycie lotniska w Nowej Koloni i westchnął ciężko. Załatwił wszystkie sprawy dotyczące Seregno i kiedy tylko zajmie się swoim nowym mieszkaniem, stanie się pełnoprawnym Nadreńczykiem.
Postanowił prędko zebrać się z lotniska i złapać godziny snu zanim jego rzeczy zostaną dostarczone do jego domu. Włoska firma przeprowadzkowa miała dowieźć je pod samą granicę Okręgu Nadreńskiego, po czym tam miała odebrać je wewnętrzna firma. Szedł na drugą zmianę, dlatego z rana nie miał zbyt wiele czasu, aby się pourządzać.

Odbył obowiązkowe kontrole i jakiś czas później wspinał się po schodach budynku. Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył swoje drzwi, wcisnął kod i opadł na kanapę, zrzucając przy okazji buty, plecak i kurtkę. Na zewnątrz nadal było ciemno, dlatego cieszył się, że zdąży na moment zamknąć oczy. Nie miał ze sobą żadnej pościeli, dlatego ogromna koszula w kratę musiała na razie wystarczyć mu jako przykrycie. Nienawidził spać bez niczego na sobie.

Firma oznajmiła przybycie informacją na komunikatorze, który zadźwięczał zaraz obok jego ucha. Niechętnie wstał z kanapy, przeciągnął się i przygładził włosy. Zganił się, że mógł się chociaż przebrać z wczorajszych ciuchów, lecz teraz nie miał na to czasu. Poszedł otworzyć pracownikom firmy i poprosił ich, aby jedynie zajęli się wniesieniem wszystkich mebli. On sam zajął się drobiazgami i rzeczami typu torby i pościel.
Mieszkanie było niemalże w pełni umeblowane, lecz on wolał wziąć niektóre z nich ze swojego starego pokoju oraz te, które kurzyły się nieużywane na strychu. Dlatego też teraz posiadał dużą szafę, swoje proste, aczkolwiek ogromne łóżko, własnego projektu półkę na wszystkie rupiecie, które nie powinny być schowane i kilka innych elementów wystroju.
Odprawił pracowników firmy, albowiem postanowił sam się wszystkim zająć i złożyć to, co niestety musiało zostać rozkręcone. Postanowił zacząć bawić się od jutra, albowiem wciąż był zmęczony podróżą, a musiał oszczędzić siły na kilka godzin pracy.
Jako że teraz był zdany na siebie, mieszkanie jeszcze nie wyglądało jak dom, a lodówka świeciła pustkami i nawet nie była podłączona, został zmuszony do wybrania się na obiad do pobliskiego baru, który zdawało mu się mijać, gdy szedł tutaj po raz pierwszy. Aplikacja nadreńska okazała się bardzo przydatna i od razu wskazała mu odpowiednią trasę do najbliższego punktu, gdzie może sobie coś zjeść i będzie to dobrej jakości.
Westchnął lekko, patrząc zadowolony na burdel, jaki rozgrywał się w salonie. Czuł się jak nigdy wcześniej. Może trochę przerażony wizją mieszkania samemu, ale dumny ze swoich małych osiągnięć.

*

W poniedziałek Cosmo całą swoją zmianę poświęcił analizowaniu wyników pobranych z akceleratora. Nie odzywał się ani nie zaczepiał nikogo, zatopiony we własnym świecie. Pod koniec swoich godzin pracy zamierzał zejść do szatni strażników, by pogadać z Jackiem i dowiedzieć się, co w związku z nim zadecydował szef personelu. Był on bardzo miękki, dlatego też czerwony nie obawiał się, że Jack został wydalony z Fabryki. Nie był to też jakiś tragiczny występek – strażnik wiedział, kto bawi się w małego włamywacza i nie był to prawdziwy złoczyńca.
Cosmo stchórzył jednak wiedząc, że Jack nie będzie zadowolony ze spotkania z nim.
We wtorek postanowił zaczepić Astata i w końcu wyznać mu swój sekret. Nie potrafił trzymać tego w sobie jeszcze dłużej. Kiedy poprzedniego dnia zbierał się do domu, postał na chwilkę przy wyjściu na parterze by upewnić się, że Włoch ma drugą zmianę. Jedynie przywitał się z nim i odruchowo spojrzał na bramkę, czy ta przypadkiem nie zamierza go zatrzymać – przyrządy dozymetryczne wbudowane w nią powinny coś zasygnalizować. Przyrządy dozymetryczne ukryte na mieście, w całym Okręgu, powinny coś wyczuć!
Zignorował fakt, że zostaje wylogowany z systemu kilkanaście minut po zakończeniu zmiany i mogą wyniknąć z tego przykre konsekwencje. Zwłaszcza, że teraz zapewne był jednostką pod większym nadzorem. Wiedział, że znacznie spadnie mu prestiż, który był czymś w rodzaju wskaźnika posłuszeństwa. Kiedy opadł on do pewnego poziomu, można było zostać wydalonym z Fabryki. Granica zależała od rangi i oczywiście od tego, czy pracownik był wcześniej upominany – tak jak on sam.
Pieprzył to, ponieważ miał teraz więcej na głowie jak tylko martwienie się głupim prestiżem.
– Astat! – dopadł go od razu, kiedy ten tylko przekroczył bramkę.
Włoch spojrzał na niego sceptycznie i nim zdążył zapytać, o co chodzi, Cosmo zaczął mówić:
– Mam dla ciebie wyniki badań krwi.
– Z tej twojej wróżby? – prychnął Nazorine. Wciąż nie wierzył w takie głupoty. Spoglądał co chwilkę na komunikator upewniając się, że zalogował się do systemu nim wybiła godzina jego pracy. Wyszedł dzisiaj z domu nieco później i zdenerwował się, że nie zdąży.
– No… Można tak powiedzieć – odparł Cosmo. – Chodź do mojego biura, pokażę ci je.
– Mam mnóstwo roboty, możemy się spotkać później?
– To będzie chwila moment.
– Czy to naprawdę takie ważne? – skrzywił się Włoch.
– Tak! – jęknął błagalnie. – Ja już jestem po swojej zmianie i zaraz spadnie mi prestiż, bo dostałem karę i nie mogę przebywać na terenie Fabryki dłużej niż w godzinach pracy…
– Co to jest prestiż?
– Kiedyś ci powiem! Teraz chodź – nic ci się nie stanie, jak wbijesz do magazynu nieco później – Cosmo zachęcił go gestem do podążenia za nim. Astat zdziwił się, że nie wchodzą wejściem głównym, a kierują się do drzwi ukrytych po wschodniej stronie.
– Dlaczego idziemy tędy?
– Mówiłem ci, że mam karę i nie bardzo chcę, żeby mnie zobaczyli.
– Naprawdę musi ci zależeć na tych wróżbach – zażartował Włoch.
Cosmo skrzywił się lekko, bowiem tutaj już wcale nie chodziło o głupoty. Astat w życiu by się nie domyślił, co mu przewidział.
– W takim razie czeka mnie przyszłość ciekawa w sensie pozytywnym czy negatywnym? Zastanawiam się, czy opłaca mi się tam z tobą leźć.
– Powiedzmy że w bardziej... negatywnym – odparł niepewnie Cosmo. Wciąż myślał nad różnymi scenariuszami, między innymi jak ma mu powiedzieć o częściowym napromieniowaniu oraz jak Włoch zareaguje na taką wiadomość.
Kiedy dostali się do biura Cosmo na trzecim wydziale, a ten zignorował kilka wiadomości, sygnalizowanych dziwnym dźwiękiem komunikatora, czerwony wcisnął Astata do środka i zamknął drzwi.
– Słuchaj, bo to z tymi wróżbami to tak nie do końca… – zaczął, stając za biurkiem i patrząc na pudełeczko, w którym trzymał między innymi próbkę krwi Astata. Miał jeszcze kilka innych, dlatego nikt by nie pomyślał, żeby się nią zainteresować, znając jego „pasję”.
Nazorine uniósł brew do góry, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza naukowiec.
Cosmo spojrzał na niego, jak gdyby chciał się upewnić, że nie zamierza stąd uciec, po czym odblokował komunikator i włączył plik, gdzie białe litery i cyfry w niektórych miejscach świeciły się na blady odcień czerwieni. Podszedł do Astata.
– Z tą krwią to jest tak, że ja się z nią bawię i badam, dla rozwijania własnych umiejętności – planował nie owijać w bawełnę i od razu wyjaśnić, o co chodzi, ale najwyraźniej wyjaśnienia postanowiły obrać nieco inny tor. – I… włamałem się do skrzydła personelu, żeby coś sprawdzić, ponieważ w twojej próbce coś mnie zaniepokoiło.
– Nie mów mi, że jestem na coś chory.
– Może nie do końca chory… – Cosmo zagryzł wargę, wciąż wpatrując się w plik, z którego Włoch i tak nie wszystko rozumiał. – Nie wiem, dlaczego nasze przyrządy dozymetryczne niczego nie wykryły, być może są za słabe…
– Może zwyczajnie powiesz, co jest ze mną nie tak? – zaproponował Włoch. Będzie musiał odrabiać godzinę, jeśli spóźni się dwadzieścia minut.
– Jesteś… częściowo napromieniowany, Astat. Przynajmniej według moich badań… Robiłem je kilka razy, myślałem, że się gdzieś pomyliłem, ale akcelerator nie powinien kłamać.
Nazorine przez pewien czas nie miał pojęcia, co ma mu odpowiedzieć. Podejrzenia Cosmo nie mogły okazać się prawdziwe, było to niemalże niemożliwe.
– W takim razie jak się tutaj dostałem? – spytał niepewnie. Teraz zauważył, że czerwonawe napisy wykazują śladowe nieprawidłowości w pozytywnym odczycie. – To niemożliwe bym napromieniował się w Okręgu Nadreńskim.
– Sam nie mam pojęcia co o tym sądzić – naukowiec wzruszył ramionami z bezsilności. W takim stanie wyglądał zupełnie inaczej niż na co dzień, jego twarz stała się poważniejsza i doroślejsza. – W każdym razie tego jest tak mało, że nie wiem, co z tym robić – nawet żadne maszyny do wykrywania promieniowania nie reagowały.
– Mało, ale jest – dodał Astat.
Cosmo kiwnął głową i usiadł na krześle za biurkiem. Zaczął się huśtać, jak to miał w zwyczaju.
– Naprawdę przepraszam, że ci to mówię – westchnął czerwony.
– Bardziej miałbym ci za złe, gdybyś mi nie powiedział. Czy zostanę wywalony z Fabryki?
– Masz nikomu o tym nie wspominać – nakazał Cosmo, patrząc na niego surowym wzrokiem. – To moje odkrycie i nie chcę, aby wydostało się poza ten gabinet. Nikt  tym nie może się zainteresować, zabiją cię szybciej, nim to zdąży się jakkolwiek rozwinąć. O ile ma taki zamiar… Przelecę się z licznikiem po magazynach, ludzie z czwartego wydziału pomogą mi przeprogramować go by spróbował wykryć coś podobnego do wyników z akceleratora. Jutro spotkamy się na chwilkę, tak jak dzisiaj… Nie chcę cię obarczać tyloma informacjami na raz…
Astat kiwnął jedynie głową, wymuszając lekki uśmiech.
– Stary, wiem, że to trochę przerażające… – Cosmo uśmiechnął się krzywo. – Ale może to wcale nie jest groźne, w końcu nic nie potrafi tego wykryć…
– Skąd wiesz, czy izotopy nie rozniosą się dalej? – spytał kwaśno Astat. – Może powinienem stąd wyjechać? Nie zamierzam dopuścić do tego, aby Fabrykę zamknięto.
– Nawet o tym nie myśl! Jesteś mi teraz potrzebny do badań.
– Co jeśli personel się dowie?
– Robiłem tutaj już wiele dziwnych rzeczy. Nawet się mną nie zainteresują.
– A czy przypadkiem nie otrzymałeś zakazu na przebywanie w Fabryce po godzinach? Nasze zmiany się mijają.
– Pierdolę to. Mam teraz ważniejsze sprawy, które mogą wnieść coś do naszych badań nad Werniksem, aniżeli jakieś pieprzone zakazy.
Na moment zapanowała cisza. W końcu Cosmo pozwolił Astatowi zejść do magazynów i odbyć rutynowe pięćdziesiąt pudeł.
– Prześpij się z tym. Wiem, że to szokująca wiadomość, ale może nie musimy się tego obawiać i uda mi się odkryć czynnik, dzięki któremu stworzymy czwartą generację Werniksu. Jeszcze nie miałem okazji pracy na żywych obiektach badawczych…

*

Astat nie potrafił skupić się na symbolach i oznaczeniach pudełek z substancjami, z których tworzy się Werniks. Dosyć długo siedział nad jedną paczką – zdążył odczytać ten sam wzorek kilkanaście razy i w międzyczasie myśleć o tym, co właśnie powiedział mu Cosmo.
Starał się nie wpaść na Fransa bądź Hellium, gdyż ta dwójka od razu wyczułaby, że coś jest nie tak. Nie uwierzyłaby w bajeczkę o późnym pójściu spać, po zabawie w skręcanie mebli w nowym mieszkaniu. Tak naprawdę uporał się z tym naprawdę szybko – pozostało mu jedynie doszczętne rozpakowanie rzeczy, których jeszcze nie zdążył użyć i wiedział, że będzie używał dość rzadko.
Po zakończonej zmianie pożegnał się szybciutko i czmychnął do domu. Udało mu się nie odpracowywać spóźnienia – pod koniec musiał nieźle podkręcić tempo, by zdążyć rozpakować dzienną porcję pudeł. Zdziwił się, że mu się udało.
Kiedy dotarł do domu, nie bawił się w oświecanie świateł, jedynie rzucił się na łóżko. Przez okno wpadało nikłe światło latarni i pojedynczego, kolorowego neonu.
Zapalił małą lampkę postawioną przy łóżku, która posyłała ciepłe światło. Uwielbiał tak leżeć, bardzo go to odprężało, a teraz potrzebował jedynie wyciszenia. Chciał zasnąć, by nie myśleć o szokującej wiadomości od Cosmo. Nie potrafił w to uwierzyć, mimo wszystko nagle poczuł się chory, kiedy o tym usłyszał. Obserwował swoje dłonie, jak gdyby zaraz miały zacząć się trząść pod wpływem jego wzroku czy negatywnych myśli.
Pragnął zadzwonić i wyżalić się Oxy, lecz doskonale zdawał sobie sprawę, że póki co o sprawie mogą wiedzieć tylko on sam i Cosmo. Co by jej zresztą powiedział? „Hej Oxy, jestem napromieniowany, w najbliższym czasie zostanę wydalony z Fabryki i niestety umrę szybciej”.
 Bał się zasnąć. Nie chciał tego tak mocno przeżywać, dlatego też próbował wmawiać sobie pozytywniejsze przypuszczenia. Cosmo powiedział mu, że jego ciało zawiera tak małą ilość izotopów promieniotwórczych, że nawet urządzeniom dozymetrycznym nie daje się ich wykryć. Możliwe też, że naukowiec wykonał drobny błąd w obliczeniach. Albo zwyczajnie go wkręca. Astat nie miał pojęcia, w czym mógłby mu podpaść, żeby ten zechciał się odegrać jednym z najgorszych sposobów. Poza tym Cosmo był nieobliczalny. Mógł wmówić mu takie głupoty, aby ten naprawdę rozchorował się ze stresu.
Nazorine szybko wyrzucił tę opcję z głowy. To było zbyt niedorzeczne. Nie zamierzał też dołować się gorszymi myślami. Teraz chciał spać.
Polazł się szybko opłukać i w ekspresowym tempie umył głowę. Lekko trzęsąc się z zimna wcisnął się pod kołdrę, nastawił budzik i obserwował mlecznożółte światła za oknem, malujące cienie jego cieniutkich firanek.

Kolejnego dnia zaraz przy bramie ponownie został złapany przez Czerwonego.
– Cosmo, błagam cię, powiedz, że sobie jaja ze mnie robisz – odezwał się jako pierwszy, gdy w ciszy szli tą samą trasą co zeszłego dnia.
Naukowiec spojrzał tylko na niego przelotnie przez ramię. Astat nie miał pojęcia, jak ma odebrać ten gest – czy Czerwony postanowił poznęcać się nad nim jeszcze trochę czy też nie zamierzał mówić mu niczego podobnego?
Cosmo odezwał się dopiero kiedy zamknęli drzwi do jego gabinetu. Nazorine przez pewien czas martwił się, że jest z nim coś nie tak, lub po prostu podstawili pod właściwego Cosma jego brata bliźniaka.
– Myślałem nad tym, żeby ponownie włamać się do skrzydła personelu i ogarnąć wszystkie ukryte tam sprzęty. Możliwe iż znajdę coś, co da mi o wiele lepsze wyniki do analizy niż sam akcelerator.
– Włamałeś się do skrzydła personelu? – Astat doskonale wiedział, że podrzędni pracownicy nie mają tam prawa wstępu.
– Wspominałem już o tym wczoraj i wtedy tak nie zareagowałeś… – uniósł brew do góry.
– Chyba nie dosłyszałem.
–Skądś muszę mieć wyniki badań z akceleratora – mówił dalej. – Mógłbym też poprosić o to, by mnie tam wpuścili, ale chyba nie za bardzo mnie tam lubią.
– Nie dziwię się.
– Pracowałem już wcześniej z tym sprzętem, więc nie muszą się martwić – wyjaśnił. – Ale to teraz najmniej istotne. Jakimś sposobem muszę sprawdzić, gdzie w twoim ciele nagromadził się izotop promieniotwórczy.
– Znowu chcesz krwi?
– Tym razem nie. Albo trochę później… – zastanowił się.
Astat poczuł mentalne ukłucie na palcu i żyle w zgięciu łokcia, gdzie zwykle pobiera się krew.
– I co takiego dadzą te badania?
– Najpierw muszę być stuprocentowo pewien, że coś w sobie masz.
– Tamte wyniki ci nie wystarczą?
– Zadajesz takie pytania, że momentami wydaje mi się, iż wcale się swoim stanem nie przejmujesz – Cosmo spojrzał na niego sceptycznie, unosząc jedną brew do góry.
Nazorine zmieszał się trochę, gapiąc się to na swoje dłonie to na buty. Był niedawno na zakupach, podobało mu się, bo znalazł niezłe i niedrogie rzeczy, dlatego też starał się faszerować pozornym szczęściem.
Nie zamierzał się też teraz tłumaczyć – Cosmo nie był głupi i oczywistością było dla niego, że Astat cholernie się martwi.
– Chodź za mną. Zaryzykujemy.
– Idziemy na wydział personelu? – spytał ze zdziwieniem. Czerwony był zdolny do wszystkiego.
– Kto włamuje się gdzieś w biały dzień, zwłaszcza gdy wokół roją się chmary ludzi?
Włoch nie pytał już o nic więcej. Cosmo zaprowadził go nieużywanym szybem na wydział, gdzie trzymali rzadko używane ulepszone Rentgenoradiometry.
– Właź i ściągaj gacie i kurtkę – pokazał mu przestrzeń pomiędzy dwoma wysokimi płytami. Sam zasiadł przy komputerze, uruchomionym jego plakietką i kodem Fabryki.
– To mnie nie uszkodzi, prawda? – spytał Astat, próbując wnieść w ciężką atmosferę trochę humoru, rozpinając pasek.
– Codziennie przechodzisz przez coś podobnego przy bramie do Fabryki. Obawiam się, że kiedy podniosę stopień wykrywalności, to niewiadome coś ukryte w tobie może zacząć się roznosić – Cosmo uśmiechnął się kwaśno.
– Och, to świetnie – parsknął, nie ukrywając sarkazmu i strachu w głosie.
– Ale to prawie niemożliwe – pocieszył go Cosmo.
Prawie robi wielką różnicę.
– Teraz staraj się nie ruszać i nie gadać – poprosił go naukowiec.
Astat poczuł, jak robi mu się niedobrze i nieznacznie drżą mu nogi. Chciał poprosić Czerwonego, aby już przestał, bo uczucie nie było przyjemne i zdawało się wzrastać z każdą minutą. Zamknął oczy, a kiedy je otworzył po usłyszeniu głosu Cosma, przed oczami stanęły mu białe plamy.
– Wszystko okay? – powtórzył naukowiec.
Pokręcił przecząco głową, chcąc go trochę wystraszyć, ale dziwne uczucie uciekało tak prędko, jak się pojawiło.
– Już po wszystkim – uspokoił go naukowiec.
Nazorine wyszedł z maszyny i zaczął się z powrotem ubierać. Nie było tak strasznie – przypuszczał, że będzie czuł się tak, jakby rozrywano go od środka, chcąc przetrzepać każde możliwe miejsce jego ciała w poszukiwaniu promieniotwórczego izotopu.
– Na dzisiaj koniec – oznajmił po chwili namysłu. – Nie chcę cię więcej dręczyć.
– I co, teraz będę codziennie przychodził na podobne sesje? Doskonale zdajesz sobie sprawę, że tutaj trzeba odrabiać każdą minutę.
– Połasisz się troszkę do Lorensa i w mig ci odpuści.
Astat przewrócił oczami, zarzucając kurtkę na ramiona, a Cosmo zaczął się z niego śmiać.
– Jeszcze tylko ukradnę ci trochę czystej krwi dla porównania, pobawię się z wszystkimi pomiarami i dam ci mieszankę Werniksu stworzoną specjalnie dla takich jak ty. Nie wiem, czy ona coś da, ale w końcu chcę ją wykorzystać – uśmiechnął się tak dziwnie, że Astat lekko się krzywił. Wyglądał jakby chciał wcisnąć mu specyfik, który sprawi, ze nawet nie zorientuje się, kiedy umrze. Miał nadzieję, że odkąd zacznie spędzać z naukowcem więcej czasu, nauczy się odczytywać jego dziwną mimikę.
Wrócili się do gabinetu Czerwonego. Ten po drodze zdążył przeżyć wszelkie możliwe humory, od zdenerwowania spowodowanego informacjami przychodzącymi na jego komunikator z irytującym dźwiękiem, po chwilowy strach i dobry humor z postanowieniem olewania ostrzeżeń. Ponownie spadł mu prestiż, lecz naukowiec był zbyt pewny siebie bądź doskonale wiedział, że jest tutaj ważny i nie ma mowy o wyrzuceniu go.
Cosmo szybciutko pobrał mu krew, miał w tym wprawę i od razu wkłuł się w żyłę. Astat nie dziwił się, że ma obsesję na punkcie koloru czerwonego, cieszył się jedynie, że nie trzyma na widoku żadnych chorych przedmiotów ani nie rozwiesza w swoim biurze planszy z budową żył i tętnic.
Naukowiec podarował mu niewielką buteleczkę oznakowaną znaczkami, z którymi Nazorine spotykał się na co dzień. Odczytywał je już dosyć szybko, przez co prędko odkrył, że jeszcze nie spotkał się z podobną kombinacją.
– Sam to zrobiłeś? – spytał, wskazując głową na specyfik.
– Tak. Będziesz moim króliczkiem doświadczalnym – oznajmił z dumą.
Astat nie był do końca pewien, czy powinien czuć się zaszczycony.
– Jeśli to mnie zabije… – zaczął, lecz nie zamierzał dokańczać. Był napromieniowany. Prędzej czy później umrze na chorobę popromienną, dlatego nie ma to znaczenia. Poświęci się dla dobra badań kolegi z wyższego wydziału. Cosmo zdawał się mieć doświadczenie i w pełni poświęcał się pracy w Fabryce Antariskiej.
– Dlatego też dałem ci taką małą próbkę – z początku będziesz brał to bardzo rzadko, a kiedy ci powiem, zaczniesz brać tak samo jak normalny Werniks.
Włoch kiwnął głową, odbierając od niego buteleczkę. Cosmo zasiadł za biurkiem, otworzył na holograficznym ekranie komunikatora wyniki wszystkich dokonanych badań i zaczął je ze sobą zestawiać, huśtając się na swoim krześle.
– To wszystko? – spytał Nazorine. Od dawna miał być na magazynach i rozpakowywać kolejną paczkę.
– Zaczekaj na moment! – naukowiec poderwał się z krzesła, uprzednio wyłączając holograficzny ekran i pognał do pomieszczenia sąsiadującego z jego gabinetem. – Zapomniałem zanieść tego rano na czwarty wydział. Mógłbyś to tam dostarczyć, proszę?
– Nie mogę włóczyć się po wyższych wydziałach.
– Po prostu wjedziesz tam windą i oddasz to pierwszej lepszej napotkanej osobie z czterema gwiazdkami na ramieniu.
– Przyłapią mnie i dostanę karę, tak jak ty.
Cosmo przypomniał sobie piątkową noc, kiedy został złapany przez strażników. Czuł wtedy satysfakcję, ponieważ zdążył sprawdzić to, po co tam w ogóle przyszedł i pozwolono mu na zatrzymanie wyników.
– Boisz się kary? – spytał z przekąsem. – Widzisz, żebym ja ją jakkolwiek przestrzegał? Tutaj robisz co chcesz.
– Jesteś z trzeciego wydziału.
– No i co z tego? – Cosmo wzruszył bezsilnie ramionami. – Bierz to, zanieś migusiem i jesteś wolny.
Czerwony wcisnął mu w ręce zimną kopułę, która wyglądała zupełnie jak kapsuła z czystym Werniksem, który Frans pokazał mu w pierwszy dzień jego pobytu w Fabryce. Ta jednak wykonana była z zadymionego szkła. Naukowiec trzymał ją w lodówce, dlatego też była przyjemnie chłodna, lecz śliska.
Naukowiec zasiadł przy biurku, uprzednio instruując go, gdzie znajdzie windę. O dziwo Astat znalazł ją bezproblemowo i drżącą ręką nacisnął guzik.
– Czy tutaj jest czwarty wydział? – spytał, kiedy tylko drzwi otworzyły się i ujrzał przed sobą postać w białym fartuchu.
Osoba okazała się być wysokim brunetem z zaskoczonym wyrazem twarzy. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego ataku po wkroczeniu do windy. Pociągnął Astata za rękaw, a kiedy ten ledwo stanął na podłodze korytarza, drzwi zamknęły się i winda pomknęła dalej. O mało co nie upuścił kapsuły z zadymionego szkła.
– Czy Cosmo wynajął sobie jakiegoś służącego? – spytał naukowiec, patrząc na przedmiot w rękach Włocha.
– Nie! – zaprzeczył prędko Astat. – Jest teraz nieco… zajęty i poprosił mnie, żebym to tutaj zaniósł. Przyjaźnimy się.
– Wydawało mi się, że ma poranną zmianę… – brunet na moment się zawiesił. – Nie ważne. Właśnie miałem zamiar zjawić się na trzecim wydziale, dziękuję za fatygę – uśmiechnął się, odbierając kapsułę z rąk Włocha. Miał czarujący uśmiech. – Tak poza tym – nazywam się Lantan Lübow - wystawił ku niemu prawą dłoń.
– Astat Nazorine. Pochodzisz stąd? – spytał zaciekawiony, słysząc charakterystyczną niemiecką głoskę i idealny akcent. Odważył się od razu i bez uprzedzenia przejść na ty.
– Tak, urodziłem się na granicy Okręgu Nadreńskiego. Widywałem cię kilkukrotnie przy bramie, zazwyczaj mamy podobne godziny pracy.
Włoch był zadziwiony jego spostrzegawczością. On sam raczej nie rozglądał się po bokach bądź nie miał pamięci do twarzy, gdyż nie pamiętał, aby się z nim wcześniej mijał.
– Ty nie jesteś stąd, prawda?
– Nie, przyjechałem z Seregno – oprzytomniał po kilkunastu sekundach rozmyślań nad spotkaniami przy bramie. – Północna część Włoch, okolice Mediolanu.
– Włochy – rozmarzył się Lantan. – Dużo podróżowaliśmy kiedy byłem na studiach, jeszcze przed Wielkim Wybuchem. Byliśmy w Wenecji i Padwie, to niedaleko, prawda?
– Wybrzeże. Mediolan leży bliżej granicy z Państwami Niemieckimi i Związkiem Wiedeńskim.
– Ale wystarczająco daleko, aby uchronić się przed promieniowaniem i wojną – zaznaczył Lantan.
Tego już Astat nie był do końca pewien. Na moment zapomniał o swojej przypadłości. Postanowił już wracać, albowiem Frans w życiu nie odpuści mu  takiego spóźnienia. Zapotrzebowanie na odpowiednie kombinacje jest ogromne, a Lorens nie jest aż tak chętny do pracy, by rozładowywać dodatkowo jego partię.

Uśmiechnął się grzecznie i oznajmił, że musi się zbierać. Podali sobie ręce na pożegnanie, a Astat niezauważony popędził do podziemnych magazynów.


~*~*~*~

Bardzo spadło mi tempo pisania i aż mi wstyd, chciałam mieścić się w miesiącu. Mam nadzieję, że dalej pójdzie mi lepiej, ponieważ rozdział 13 został ukończony, a to on przysporzył mi tyle problemu. Przede mną numerek parzysty i ukochany Graz, liczę na to, że wydarzenia w tamtym mieście dodadzą mi chęci. Prócz tego zaczęłam pisać i jednocześnie publikować fanfic. Jeszcze nie wiem, jak sobie poradzę, ponieważ zazwyczaj nie zajmuję się kilkoma rzeczami na raz.
Prócz tego dziękuję za wyczerpujące komentarze pod poprzednimi rozdziałami. ♥

2 komentarze:

  1. Utrzymuję to, co pisałam pod poprzednim rozdziałem - zdecydowanie wolę parzyste numerki i na kolejny już się nie mogę doczekać, szczególnie że wspominałaś, że coś ma się wydarzyć. Ale o tym będzie jak już zostanie opublikowany, a tymczasem: jestem ciekawa jak się rozwinie sytuacja z napromieniowaniem Astata i mam małą, ukrytą nadzieję, że nieźle namiesza. Poza tym chyba nie mam nic więcej do powiedzenia. Dobra robota, oby tak dalej, szczególnie że według mnie blogsfera potrzebuje więcej dystopii/apokalipsy (a skoro już przy tym jestem, znasz może inne opowiadania o tej tematyce?) i w ogóle. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie znam innych, jakimś trafem nie czytuję takich :')

      Usuń